Epilog 2 happy end

- Co myślisz o tym wazonie? - Chłopak spojrzał na mnie z deka krzywo, wiedziałam że nie będzie najlepszym kompanem na świąteczne zakupy, był strasznie wybredny i krytyczny. 

- Angielska porcelana jest passe. - Warknęłam już wyraźnie zrezygnowana jego marudzeniem i przeszłam kilka półek dalej. Oboje mieliśmy dość zatłoczonego sklepiku, oraz głośnej świątecznej muzyki, która mieszała się z gwarem rozmów i pisków dzieci. Jednak wigilia była już jutro a a prezentów jak nie było tak nie ma, naprawdę ciężko było teraz coś dostać. Co do Zuzy myślałam o kosmetykach, ostatnio narzekała mi na końcówkę ulubionej czerwonej pomadki, a dla Łucji rozglądałam się za jakąś ciekawą sukienką. Kwestia podarków dla chłopaków wyglądała ciut bardziej skomplikowanie, no bo jak tu zadowolić Wielkiego króla i największą marudę na świecie? Jęknęłam, kiedy wielki zegar wybił godziną szesnastą a nas czekała jeszcze godzinna podróż taksówką w zamieć śnieżną. 


- Na niczym się nie znasz! - Syknęłam w jego stronę gdy w końcu przekroczyliśmy próg ciepłego domu, obładowani dużą ilością toreb. Myślałam że zwariuję, widząc w odbiciu lustrzanej powłoki jak śnieg posklejał i zmoczył moje włosy, oraz ilość śniegu jaką nanieśliśmy do domu. Pośpiesznie zdjęłam płaszcz i wparowałam do przepełnionej zapachami kuchni dosłownie rzucając siatki na stół. Na sam widok białego puchu trafiał mnie grom a moje utęsknienie za rozgrzanym słońcem, stawało się co raz silniejsze. 

- Jak zakupy? - Spiorunowałam Piotrka wzrokiem i postanowiłam pozostawić to bez komentarza po prostu kartkując przypadkową gazetę, która wpadła mi w ręce. 

- Mnie tam się podobało. - Poczułam jak tracę cierpliwość, zerwałam się na równe nogi i uderzyłam bruneta w tył głowy zwiniętym w rulon czasopismem. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego że to zdanie przepełnione ironią i sarkazmem, więc po chwili wpatrywania się w jego zdezorientowane oczy, zwyczajnie wybuchnęłam śmiechem. 

- Eustachy i Julia też do nas wpadną. - Zadeklarowała zadowolona Łucja w między czasie ze skupieniem osuszając naczynia a następnie, układając je na półkach.

- Są w Londynie? - Spytałam zdziwiona, przecież jeszcze nie dawno byli w Cambridge, nie spodziewałam się ich wizyty szczególnie w tak zajmującym miesiącu. 

- Tylko przejazdem, ale będą na kolacji. - Odburknęła Zuza, dosalając zupę z ryby. Teraz zaczęłam rozumieć dlaczego dziewczyny zabrały się za jeszcze kilka dodatkowych potraw, chociaż jestem pewna że i tamtych spokojnie starczyłoby dla naszej siódemki. 


- Edmund ta czerwona? - Wyszłam zza drzwi łazienki przykładając rozkloszowaną suknię sięgającą do połowy ud, na przymiarkę. - Czy biała? - Dopytałam prezentując obie, jedna za drugą, patrząc na chłopaka wyczekująco. Obydwie pasowały idealnie do jego bordowego garnituru i białej koszuli, jednak to była kwestia mojego niezdecydowania, nawet dwie godziny przed pojawieniem się pierwszej gwiazdki. Jeszcze wczoraj byłam pewna tej białej, nieco dłuższej i z koronką na dekolcie, jednak dziś znów pojawił się dylemat zważywszy na nowe szpilki, które wychwyciłam wczoraj w całkiem dobrej cenie. Chłopak przyglądał mi się z typowym dla niego uśmiechem w między czasie mocując się z czarnym krawatem. Musiałam przyznać że wyglądał naprawdę dobrze, delikatnie roztrzepane czarne włosy, szerokie ramiona opięte marynarką i idealnie zapięte mankiety. 

- Zdecydowanie ta krótsza. - Zachichotałam i wedle życzenia odwiesiłam drugi wieszak do otwartej szafy, w której teraz panował niewielki nie ład. Kilka koszul i spodni walało się na jej dolnej części, a trzy krawaty przewieszone były w drzwiach. Nie spodziewając się innej odpowiedzi od chłopaka takiego jak Edmund, wślizgnęłam się w krwistą sukienkę poprawiając delikatnie swoje piersi i materiał rolujący się na talii. 

- Pomożesz? - Spytałam a kiedy piwnooki przytaknął, odwróciłam się i westchnęłam wraz z zetknięciem się jego chłodnych dłoni z moimi rozgrzanymi plecami.  Czule odgarnął długie kasztanowe włosy z ramion i przesunął po nich smukłymi palcami, w jednej chwili scałowując mój kark. 

- Nie żałuję że jestem tu teraz z tobą. - Oparł czoło o te moje, kołysząc nami na boki w rytm cichej muzyki, dochodzącej z radia włączonego na dole w jadalni. Ilekroć tęskniłam za Narnią i bratem nigdy nie czułam jakichś wyrzutów, to były po prostu wspaniałe wakacje z jeszcze lepszymi przygodami o których nikt nawet nie śnił. Teraz gdy minęły już dwa lata pozostały odległe wspomnienia, mimo wszystko wciąż kolorowe i tak rzeczywiste, że każde z nas byłoby w stanie odtworzyć je na kartce papieru co do szczegółu, z talentem czy też bez. 

- Bo nawet tutaj traktuję cię jak księżniczkę? - Prychnęłam na cwany uśmieszek malujący się na twarzy bruneta i ucałowałam kącik jego ust. To fakt Edmund choć czasem nieznośny, gderliwy i marudny, traktował mnie jak swój największy skarb a ja, już sama nie wiedziałam jak mu się za to odwdzięczać. - Całowanie zostaw na trochę później. - Sugestywnie poruszał brwiami w górę i w dół a ja dopiero po chwili przypomniałam sobie o jemiole, którą miała zawiesić Łucja zważywszy na przyjazd Eustachego i Julii, z resztą nie tylko ona była ich cichą fanką. 

- O ile do tego czasu nie zwiędnie. - Burknęłam i dźgnęłam go palcem wskazującym w dołeczek w jego policzku. Miałam do nich wielką słabość, tak samo jak do tych słodkich ciemnych punkcików na nosie i kościach policzkowych. Nim na dobre zniknęłam w łazience aby skończyć makijaż, piekący ból na prawym pośladku sprawił że pisnęłam i poskoczyłam jednocześnie. 

- Bałwan! - Warknęłam rozmasowując obolałe miejsce. 


Trzy godziny później po wstępnym śpiewaniu kolęd i otworzeniu pierwszych prezentów, ze skwaszoną miną wycierałam wielką plamę z białej koszuli Edka, która teraz cuchnęła sosem rybnym i czosnkiem, uważając przy tym aby nie ubrudzić samej siebie. Rzuciłam serwetkę do zlewu i oparłam ręce na biodrach przyglądając się mu, plama za nic nie chciała zejść a przez moje próby pozbycia się jej, roztarła się jeszcze bardziej. 

- Po prostu ją zmień, zapiorę ją później. - Odparłam zrezygnowana, nie mogę ukryć że idealnie pasowała ona do czerwieni mojej sukienki. 

- I tak robiło mi się już gorąco. -  Nim zrozumiałam jego kolejną głupią aluzję, ten już stał przede mną pół nagi jak zawsze uśmiechając się szeroko. - A tobie nie? - Spytał a ja po porostu pokręciłam głową nie dowierzając i bez słowa, wtuliłam się w ciepłą klatkę piersiową bruneta. Perfumy chłopaka zdążyły się już zmieszać z zapachem potrawy przygotowanej przez Zuzę, co nie komponowało się najlepiej. 

- Zostaniesz moją królową? - O mój Aslanie. I kto by pomyślał że to właśnie w kuchni, Łucja zechce zawiesić tę pułapkę miłości tuż nad sufitem, w którą nie została złapana ta dwójka co trzeba. 


***************************

Skończyły się moje żądze mordu, specjalnie na życzenie - które wcześnie już zdarzało mi się rozważać - łapcie tę szczęśliwsze zakończenie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top