Rozdział XVI : To już koniec?

Jęknęłam kiedy ciężkie ciało chłopaka na chwilę przygniotło moją klatkę piersiową, lecz spokojnie mogę stwierdzić że był on w o wiele gorszym stanie. Ciągnąca się przez jego prawy policzek szrama sączyła się krwią zaś jego koszula była lekko przedarta. 

- Na stanowiska! - Wrzasnął Kaspian, podniosłam się z ciała chłopaka i pomogłam mu stanąć na nogi. Czarnowłosy wyminął mnie i ruszył w stronę mojego brata, westchnęłam bo nadal nie miałam okazji z nim porozmawiać a czułam że to wszystko powoli toczy się ku końcowi. Czułam że się od siebie oddalamy, że stajemy się sobie obcy...A przecież nie byliśmy, prawda? Mimo to widzę że zrobiłby wszystko aby mnie chronić. Z transu wyrwał mnie kolejny wstrząs, poleciałam na skrzynie czując jak jedna z desek wbija mi się w kręgosłup, pisnęłam z bólu i opadłam na podłogę. Ból szybko minął pozostawiając po sobie jedynie nie przyjemne uczucie. Podniosłam się z chłodnej i mokrej podłogi o mal nie będąc stratowana przez jednego z członków załogi. Zamarłam widząc wielkiego węża morskiego będącego największym koszmarem każdego marynarza. 

- Kusznicy do ataku! - Drinian dawał sygnały jednocześnie sterując statkiem i tak na zmianę z Kaspianem. Rozejrzałam się za Lisą i Łucją, obie unikały właśnie ciosów zadawanych przez macki olbrzyma, a ja stałam jak ten kołek.. 

- Geaile! - Krzyk Łucji przywrócił mnie na ziemię, szybko oceniłam sytuację. Mała siedziała skulona obok burty a idealnie za nią wyłoniła się ogromna głowa potwora. Nie myśląc za wiele rzuciłam się w jej stronę w ostatniej chwili odciągając ją na bok, w miejsce gdzie przed chwilą siedziała uderzyło wielkie ramię potwora. Wszyscy wyciągnęliśmy miecze, Edmund stanął przede mną zasłaniając mnie dyskretnie swoim ciałem, uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Kiedy potwór miał zaatakować z ni stąd ni zowąd tuż obok niego pojawił się Eustachy z Ryczypiskiem na czele. Zaśmiałam się tryumfalnie kiedy ten zionął w niego ogniem co chwilę powtarzając atak. W pewnym momencie bestia złapała go w paszczę i zanurzyła pod wodę. Wstrzymałam oddech czekając na dalszy rozwój akcji. Potwór wyłonił się z pod wody i cisnął Eustachym o skały, wrzasnęłam przykładając sobie rękę do ust. 

- Giń poczwaro! - Usłyszałam za sobą i nim zdążyłam cokolwiek zrobić lord wyrzucił swój miecz trafiając nim prosto w ramię smoka.

- Eustachy! Zaczekaj! - Nawet nawoływania Łusi nic tu nie dały, smok o złocistej skórze odleciał znikając nam z widoku zatapiając się w gęstej mgle.

- Ma miecz, i co teraz? - Spytałam przerażonym głosem, Kaspian spojrzał na mnie nie pewnie. 

- Śmierć nad nami! Śmierć! Zawracajcie natychmiast! - Starzec odepchnął Driniana od sterów obracając nimi o 180 stopni tak że wszyscy ponownie zaliczyliśmy spotkanie z podłogą. Kapitan podbiegł do niego i uderzył go w tył głowy ogłuszając go, lord z hukiem opadł na podłogę. 

- Uwaga chłopcy, cała załoga do wioseł. - Zarządził zaś ja starałam się przepchać przez tłum szukając wzrokiem Lisy, martwiłam się o nią, nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Wbiegłam pod pokład i tak jak myślałam siedziała tam, skulona w kącie cicho pochlipując. Podbiegłam do niej z nadzieją że nic jej nie jest. 

- Wszystko w porządku? - Spytałam kucając przy niej. Otarła rękawem swojej koszuli łzy które spływały po jej policzkach i odparła cichym głosem.

- Boję się. - Objęłam ją ramieniem mocno ją do siebie wtulając.

- Ja też, ja też.. - Przyznałam gładząc ją po włosach. Po chwili odsunęłam się od niej posyłając jej pokrzepiający uśmiech.

- Zostań tu jeśli chcesz. - Blondynka kiwnęła głową a ja wstałam i wyszłam rzucając jej jeszcze pocieszające spojrzenie na odchodne. Kiedy wyszłam wielka fala zalała statek, potwór znów uderzył, tym razem złapałam się pierwszej lepszej stabilnej rzeczy aby nie upaść. Byłam cała mokra a chłodny wiatr w cale w polepszał sytuacji. Dopiero kiedy mityczny potwór morski wynurzył się całkowicie utwierdziłam się w przekonaniu jaki jest wielki. Przefrunął przez statek, teraz wiedziałam co chciał zrobić.. Chciał opleść się wokół okrętu aby łatwo móc go zatopić. Wcisnęłam się w ścianę ciężko oddychając. Statek był pod jego kontrolą, jego tułów powoli zaczął się na nim zaciskać a deski pękać i gruchotać. 

- Hej Edmund, trzeba go staranować. - Głos Kaspiana dobiegł nawet do mnie po mimo że stałam po drugiej stronie, rozejrzałam się i dopiero kiedy ujrzałam dość sporych rozmiarów skałę tuż obok nas uśmiechnęłam się pod nosem, nie był to w cale taki głupi plan. 

- Ster prawo na burt, złapię go na dziób. - Spojrzałam przestraszona na piwnookiego który zmierzał ku górze statku. Puściłam się biegiem w jego stronę starając się jak najszybciej do niego dotrzeć... Niestety dobiegłam do niego kiedy ten wspinał się po linach ku górnej części okrętu. Poczułam dziwny ucisk w żołądku, mógł mnie odtrącać, mógł nic do mnie nie czuć ale ja i tak zrobiłabym wszystko aby nic mu się nie stało, zależało mi na nim. 

- Edmund!! - Wrzasnęłam, chłopak zatrzymał się i widząc mnie wspinającą się tuż za nim zmrużył oczy.

- Co ty wyprawiasz?! - W jego piwnych tęczówkach które często porównywałam do kolorów jesieni widziałam strach, troskę, cholera nie mogłam pozwolić mu pójść tam samemu.

- Nie zostawię cię. - Przez chwilę wydawało mi się że na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Chłopak wyciągnął zza paska sztylet i przeciął nim liny przez co wylądowałam tyłkiem na deskach. 

- Przepraszam! - Uniosłam wzrok i westchnęłam szybko podnosząc się z powrotem na nogi.

- Jeżeli to przeżyję to przysięgam.. Nie daruję mu tego. - Warknęłam i pocierając obolałe miejsca dobyłam swojego łuku naciągając cięciwę.. Nie chciał mnie tam to w takim razie musiałam pomagać mu z dołu. Edmund zapalił latarkę zbudzając tym samym ciekawość potwora, poczułam jak serce podchodzi mi do gardła kiedy zbliżył się on do kryjówki Edka. 

- Chodź zabij mnie no chodź! Tu jestem, no chodź! - ' Ani mi się waż go tknąć.. ' moje myśli szalały, czułam mój wzburzony oddech oraz serce które wyskakiwało mi z klatki piersiowej. Kiedy bestia rzuciła się na dziób statku pisnęłam głośno dostając natychmiastowego zawału. 

- Edmund!!! - Wrzasnęłam, widok jego całego i zdrowego ani trochę nie ukoił moich nerwów, to nie był koniec niebezpieczeństw. Chłopak zaczynał wspinać się na głowę smoka uciekając przed bestią, w tym czasie ja zdążyłam już przebić sobie paznokciami skórę dłoni. Naciągnęłam cięciwę i na znak Dirniana wypuściłam strzałę która wyleciała ze świstem trafiając idealnie prosto w oko stwora. 

- Nic mi nie jest! - ' Słychać ', zaśmiałam się pod nosem starając dodać sobie otuchy. 

- Trzymajcie się! - Chwyciłam się drabiny czując jak mimo wszystko ogromny wstrząs powala mnie na ziemię. Nie trwało to długo, szybko podniosłam się i uchyliłam oczy. Zamarłam widząc jak Edmund spada na sam dół przetaczając się przez połowę statku i uderzając głową o beczki stojące w kącie. Czas tak jak by się zatrzymał, krzyki ludzi ucichły, nie było już nic...

- Nie! - Nie minęła chwila kiedy się przy nim znalazłam. Klęknęłam u jego boku unosząc mu głowę aby sprawdzić czy nie dostał poważniejszych obrażeń, na szczęście niczego co mogłoby zagrażać jego życiu nie dostrzegłam. Ujęłam jego twarz w dłonie co chwilę potrząsając nim delikatnie. 

- Błagam otwórz oczy, słyszysz mnie? Edek proszę cię. - Załkałam czując jak opętuję mnie strach, nie mogłam go stracić, nie wybaczyłabym sobie tego, nigdy. Nie zauważałam w tym momencie niczego poza nim, nie zwracałam uwagi na krzyki załogi oraz latające w powietrzu deski, liczył się tylko on. Chłopak uchylił powieki krzywiąc się z bólu, uśmiechnęłam się i odetchnęłam z ulgą czując jak tym razem łzy szczęścia przepływają mi przez policzki. 

- Cass? - Pokiwałam energicznie głową i przytuliłam go do siebie mocno czując jak szczęście rozpiera mnie od środka. Wtem statek znów się zachwiał, Edmund przerzucił mnie pod siebie osłaniając mnie przed zlatującymi na nas odłamkami drewna. Wstaliśmy trzymając się kurczowo za ręce. Stwór przypominał teraz trochę kobrę.. Przy jego głowie rozłożyły się dwa sporych rozmiarów płaty. Wąż zaczął ciągnąć za nasz maszt, Edmund spojrzał na mnie z troską. 

- Dasz radę? - Spytałam na co ten uśmiechną się lekko.

- Zawsze. - Zaśmiałam się w duchu, gdzieś to już słyszałam, a najmniej pocieszające było to że zawsze kończyło się tak samo... Chwyciłam za harpun i wystrzeliłam go w stronę bestii, nie mogłam dać ciała, czułam się odpowiedzialna za tych ludzi, za ich życie. 

- Ciągnąć! - Krzyknęłam podpierając się o burtę statku pociągając do siebie linę z całej siły wydając z siebie wojowniczy okrzyk. Kątem oka ciągle obserwowałam Edmunda który był na bocianim gnieździe gotowy do ataku. Czekaliśmy tylko na jego ruch, a on wpatrywał się pustym wzrokiem w przestrzeń.

- Edmund! Zabij go! - Ani drgnął, Kaspian spojrzał na mnie błagalnie, no ale co ja mogłam zrobić?

- Edmund! - Chłopak słysząc mój zrozpaczony głos obejrzał się gwałtownie, jego miecz zabłysnął niebieskim światłem.

- Eustachy.. - Mruknęła Łusia która stała tuż obok mnie, nie zbyt zrozumiałam jej przesłanie, skupiłam się teraz całą sobą na Edku, w końcu w nim cała nadzieja. Wąż morski otworzył paszczę chwytając go w nią, wtedy ten koszmar się skończył.. Wszystko się skończyło. Edmund przebił jego podniebienie i cofnął się do tyłu, moje włosy rozwiał silny wiatr, był tak silny że musiałam podtrzymywać się Kaspiana. Kiedy otworzyłam oczy potwór z pluskiem opadł na taflę wody któryś już raz zalewając nasz statek, zaśmiałam się radośnie widząc jak czarne chmury ustępują miejsca słońcu. 

- Udało się. - Spojrzałam na Kaspiana który objął mnie z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Po chwili niebo było błękitne i czyste a ja odetchnęłam tym świeżym Narnijskim powietrzem które kochałam. 

- Hej, tutaj jestem! Łucja, Cassandra tu w wodzie! - Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się dookoła i uśmiechnęłam się na widok Eustachego dryfującego na wodzie. Ryczypisk z rozpędu wyskoczył do wody lądując obok niego śmiejąc się i śpiewając jedną z Narnijskich piosenek. Poczułam jak ktoś obejmuje mnie w biodrach i kładzie głowę na moim ramieniu, zaskoczona odwróciłam się do tej osoby przodem. Jego mizerna twarz oraz delikatnie podkrążone oczy nie wyglądały najlepiej, i jeszcze ta rana na policzku.. Uniosłam dłoń opuszkami palców przejeżdżając po zaczerwienionej szramie starając nie zrobić mu krzywdy. 

- Ekhem. - Drgnęłam widząc jak Peter morduje nas wzrokiem, ewidentnie widziałam jak Edmund się speszył i spiął, chciał odejść ale złapałam go za nadgarstek. 

- Cass pro...

- Patrzcie! - Łucja stałą po drugiej stronie burty, podbieliśmy do niej wytężając wzrok skupiając się na punkcie na który wskazywała szatynka. To było niesamowite! Łodzie z ludźmi którzy wcześniej byli pochłonięci przez mgłę wyłoniły się zza horyzontu, kątem oka spojrzałam na podekscytowaną Geaile. 

- Mama! - Krzyknęła i wyskoczyła do wody wiosłując z impetem do jednej z łodzi, za raz za nią wskoczył jej ojciec. Uśmiechnęłam się na ten rozczulający widok, zazdrościłam im w pewnym sensie, nigdy nie miałam pełnej i szczęśliwej rodziny, właściwie to rodzeństwo Pevensie od jakiegoś czasu stało się nieodłącznym elementem mojego świata. 

- Woda jest słodka! - Wykrzyknął Ryczypisk, spojrzałam na niego pewnym wzrokiem po czym skierowałam swoje spojrzenie na horyzont na wschodzie.

- To kwiaty? 

- Na to wygląda. 

- Wiecie, skoro dopłynęliśmy aż tu. - Spuściliśmy więc szalupy i wraz Edmundem, Kaspianem, Eustachym, Peterem, Łucją, Lisą i Ryczypiskiem wypłynęliśmy w morze pokryte pięknymi białymi jak śnieg kwiatami. 

- Bolało, ale to był przyjemny ból, to tak jak by wyciągać sobie drzazgę z palca. - Tłumaczył Eustachy, no bo to w końcu dzięki niemu wygraliśmy, ale gdyby nie Aslan nie stałby on tu w takiej postaci, jednym słowem nadal byłby smokiem. Przybiliśmy do brzegu wąskiej lecz długiej wysepki gdzie z jednej strony fala unosiła się wysoko nad ziemią. 

- Aslan! - Krzyknęłam widząc cień wielkiego lwa skradającego się bezszelestnie tuż za naszymi plecami. Wtuliłam się w jego grzywę a ten zamruczał cicho uśmiechając się szeroko, zaraz po mnie podbiegła do niego uradowana Łusia. 

- Witajcie moi drodzy. - Moje włosy rozbujał silny lecz ciepły wiatr, odgarnęłam je za ucho mrużąc delikatnie oczy chroniąc je przed promieniami słonecznymi. - Wypełniliście zadanie, jestem z was bardzo dumny. Przebyliście daleką drogę, wasza podróż dobiegła już końca. 

- To naprawdę twój ląd? - Spytała zaciekawiona Łucja rozglądając się dookoła, lew zaśmiał się dźwięcznie. 

- Nie, mój ląd leży jeszcze dalej. 

- Czy mieszka tam nasz ojciec? - Spojrzałam pocieszającym wzrokiem na brata mocno ściskając jego dłoń chcąc dodać mu tym otuchy. 

- O tym możesz przekonać się tylko sam mój synu. Wiedz jednak że jeśli pójdziesz dalej, nie wrócisz już nigdy. - Wszyscy patrzyliśmy na bruneta wyczekująco, wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku i podszedł do przyjemnie szumiącej wysoko unoszącej się fali i zanurzył swą dłoń po chwili zastanowienia jednak ją cofając. Kiedy odwrócił się do nas przodem w jego oczach zauważyłam łzy, moje serce ścisnęło się, wiedziałam że wszystko co robił robił dla ojca, starał się jak mógł aby ten był z niego dumny. 

- Jednak zostajesz? - Spytał zdezorientowany Edmund. 

- Zawiódł bym ojca zrzekając się wszystkiego za co on oddał życie, zamiast gonić za tym co straciłem muszę przyjąć to co mi dano. A dano mi królestwo, i poddanych. - Widziałam jak jego dolna warga delikatnie drży, podeszłam do niego i uścisnęłam go krótko. Chłopak spojrzał na mnie wdzięcznym wzrokiem po czym zwrócił się do Aslana. 

- Przysięgam stać się lepszym królem. 

- Już się nim stałeś. - Teraz zwrócił się do nas. - Dzieci. 

- Chyba powinniśmy powoli wracać. - Na słowa które wypowiedział Edmund łzy pociekły mi po policzkach, wahałam się z jednej strony chciałam być przy nim ale z drugiej.. Co z Kaspianem? Łucja podbiegłam do mnie i mocno mnie uściskała, wtuliłam się w jej włosy zaciągając się jej liliowym zapachem chcąc zapamiętać go na zawszę. Następny powolnym i nie śmiałym krokiem podszedł do mnie Eustachy. 

- To, na razie.. - Szepnął patrząc mi w oczy, uśmiechnęłam się do niego i rozłożyłam ramiona w które natychmiast wpadł. Poklepałam go po plecach po czym podeszłam do Edmunda który spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Podszedł do mnie i przytulił mnie krótko po chwili odsuwając się ode mnie i nie mówiąc nic odszedł w stronę otworu w wodzie który stworzył Aslan. Kiedy powoli się do niego zbliżali coś we mnie drgnęło, teraz albo nigdy...

- Stop! - We troje zatrzymali się oglądając się na mnie, wzięłam głęboki oddech i zwróciłam się do Aslana. 

- Ja wiem że tu jest moje miejsce i.. Ale ja nie mogę już tak dalej. - Mówiąc to zerkałam kątem oka na Edmunda, w jego spojrzeniu zobaczyłam błysk nadziei. Lew zaśmiał sie w ten charakterystyczny dla siebie sposób i odparł ze spokojem. 

- Moja droga Narnia widzi w tobie cudowną przyszłość, ale zrozumiałe jest że pragniesz być przy kimś kto się uszczęśliwia. - Poczułam jak moje policzki płonął, spojrzałam na Kaspiana, w jego oczach widziałam wzruszenie i troskę. 

- Wybacz mi bracie, ja... - Mężczyzna podszedł do mnie i pochwycił mnie w swoje męskie ramiona mocno i szczelnie mnie w nich zamykając. 

- Kocham cię i chcę abyś była szczęśliwa. 

- Ja ciebie też kocham braciszku. - Odkleiłam się od niego i spojrzałam mu w oczy po czym podeszłam do Lisy mocno ją do siebie przytulając.

- Nie mogę uwierzyć że już cię nie zobaczę. - Załkała mi w ramię, pogładziłam ją po plecach.

- Skąd takie przypuszczenia? - Dziewczyna wzruszyła ramionami i odeszła kawałek ocierając łzy rękawem swojej koszuli. 

- Dlaczego? - Wiedziałam że niebieskooki ma do mnie żal, wiedziałam jakim uczuciem mnie darzył.. Problem był taki że ja kochałam innego. 

- Peter, nie zrozum mnie źle ja cię bardzo lubię ale.. To Edmunda kocham, to z nim chcę spędzić resztę życia. - Chłopak kiwną głową nawet na mnie nie spoglądając skierował się w stronę łodzi. - Przepraszam.. - Samotna łza popłynęła mi po policzku, złamałam mu serce, nie to chciałam osiągnąć. Jeszcze raz podeszłam do Kaspiana patrząc na niego niczym mała dziewczynka którą w tym momencie się czułam. 

- Jeżeli tylko będę miała możliwość wrócę.. 

- Wszystkiego najlepszego. - Szepnął i ten ostatni raz mocno mnie do siebie przytulił, poczułam od niego tryskającą na boki braterską miłość przez co nie byłam w stanie powstrzymać łez wzruszenia. Skierowałam się w stronę trójki przyjaciół z którymi miałam wrócić i chwyciłam dłoń Łucji.

- Czy jeszcze się spotkamy? - Spytałam patrząc na postać majestatycznego lwa. 

- Tak najdroższa, kiedyś. - Odparł spokojnym tonem, kiwnęłam głową i ruszyliśmy do przodu. Nie żałowałam tej decyzji, czułam że tutaj zostawiam kawałek siebie ale to w Anglii wiążę swoją przyszłość. 

- Narnia zawsze będzie waszym domem kochani, nigdy o was nie zapomnimy. - Świat powoli zaczął wirować a nas zalała woda. Kiedy otworzyłam oczy siedziałam w pokoju w białych ścianach na jednym z ustawionym tam foteli.

- Eustachy co się tam wyprawia? - Całą czwórką wybuchnęliśmy śmiechem, blondyn podniósł się z podłogi i podszedł do obrazu wieszając go z powrotem nad kominkiem. Łucja skierowała się w stronę drzwi a za raz za nią wyszedł Eustachy, zostałam sam na sam z Edmundem wpatrującym się w podłogę pustym wzrokiem, stałam tak patrząc na niego nie mogąc poruszyć choćby palcem. 

- Przepraszam.. - Szepnął, drgnęłam na dźwięk jego głosu. 

- Z- za co? - Dopytałam drżącym głosem.

- Za to że próbowałem się od ciebie odciąć. 

- Nie mam ci tego za złe. - Spojrzał na mnie przepraszająco i wstał stając na przeciwko mnie. 

- Nie mogę uwierzyć że tak szybko się poddałem.. - Chłopak oparł swoje czoło o moje, czułam jego spokojny oddech na swoich wargach co wywołało u mnie przyjemne dreszcze w okolicach karku. 

- Chciałeś dobrze. 

- Ale jak zawsze zepsułem, wróciłaś po mimo że tak bardzo kochałaś tamto miejsce. Czuję się jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku. - Zachichotałam cicho przymykając powieki i gładząc delikatnie jego policzek. 

- Fakt kocham Narnię ale jest coś co kocham bardziej... - Urwałam przybliżając się do niego jeszcze bardziej. - Ciebie. - Wbiłam się w jego usta czując jak ogarnia mnie niebywałe szczęście. Czarnowłosy przyciągną mnie do siebie zachłannie oddając moje pocałunki, zarzuciłam mu ręce na szyję. Oderwaliśmy się od siebie dopiero kiedy zabrakło nam powietrza. 

- Co teraz? - Spytał patrząc w moje rozbawione oczy.

- Teraz może być tylko lepiej. - Odparłam wtulając się w jego klatkę piersiową, czułam że zaczynam całkiem nowy rozdział w moim życiu, że podejmuję wyzwanie które postawił przede mną los. Ale wiedziałam że nie zabłądzę mając przy sobie osoby na których mi zależy, póki były przy mnie nic ani nikt nie mógł mi niczego zepsuć...


*************************************************************************

Kochani do napisania zostaje mi jeszcze tylko epilog :'( Smutno mi z tego powodu bo strasznie przywiązałam się do Cass ♥ Ale szykuję dla was małą niespodziankę :D Więc do zobaczenia w epilogu w którym zdradzę więcej informacji. :* 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top