Rozdział IX : Ląd!
Siedziałam po turecku na hamaku już po raz chyba setny analizując tę głupią mapę od brata, kompletnie nic z niej nie rozumiałam, kiedy nagle w pokoju rozbrzmiało głośne pukanie do drzwi które wyrwało mnie z zadumy i oczywiście jak to ja Panna " niezdarna " przestraszyłam się i spadłam z hamaka prosto na twarde deski.
- Proszę... - Jęknęłam pocierając obolałe miejsca i próbując się podnieść. Kiedy stałam już na własnych nogach spojrzałam w stronę drzwi, w progu stał Edmund uśmiechnięty od ucha do ucha. Oczywiście jemu zawsze do śmiechu... - Chcesz czegoś konkretnego? Nie ukrywam że jestem ciut zajęta. - Mruknęłam podnosząc stertę papierów z podłogi i kładąc je na blacie stołu. Chłopak podszedł do mnie i chwycił za moje dłonie, spięłam się czując jak jego chłodne opuszki palców jeżdżą po moich nadgarstkach.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - Spojrzałam na niego pytająco i uniosłam jedną brew delikatnie się przy tym uśmiechając.
- Niespodziankę powiadasz? - Czarnowłosy zbliżył się do mnie jeszcze bliżej i nachylił się nad moim uchem lekko muskając je swoimi ustami co przyprawiło mnie o dreszcze, cholera! Cassandra opanuj emocje! On wcale na ciebie nie działa.
- Chodź za mną, księżniczko. - Jego ciepły oddech na mojej skórze był dla mnie jak dotyk anioła.. Już bez patrzenia w lustro mogłam stwierdzić że byłam czerwona jak dojrzała truskawka. Edek pociągną mnie w stronę drzwi a następnie po schodach na górę gdzie uderzyło we mnie oślepiające światło. Zasłonił mi oczy a je powoli ruszyłam za jego głosem. Po chwili złapałam się burty a chłopak odsłonił mi widok na.. ląd.. Ląd! W moich oczach zaczęły tańczyć iskierki szczęścia, spojrzałam na niego i rzuciłam mu się na szyję. Tak bardzo pragnęłam w końcu zacząć jakąś ciekawą i niebezpieczną przygodę gdzieś na którejś z wysp. Poczułam jak ekscytacja i adrenalina przejmują nade mną kontrolę.
- No chodź na co czekasz? - Krzyknęłam zafascynowana i zeszłam po drabince do szlupy rozsiadając się wygodnie, po chwili dołączył do mnie i reszty Edmund i ruszyliśmy w stronę wyspy która im bardziej się do niej zbliżaliśmy wyglądała nam na opuszczoną, nie było tam widać żywej duszy. Zamoczyłam palce chłodnej wodzie przyglądając się swojemu odbiciu w tafli, gdzieś w oddali zobaczyłam syreny, odmachałam im z uśmiechem.
- Nie zostawiajcie mnie z tym szczurem! - Co znowu? Obróciłam się w stronę Eustachego któremu jak zawsze coś nie pasowało, powoli zaczynał mnie irytować a momentami chciałam go rozszarpać.
- Słyszałem to! - Zachichotałam widząc naburmuszoną minę blondyna.
- Gumowe ucho..
- To słyszałem również. - Zaśmiałam się głośno zaciskając palce dłoni na spodniach, oni naprawdę się nienawidzili.
W końcu po kilku minutach drogi która dłużyła mi się nie miłosiernie przycumowaliśmy do małego i dość zaniedbanego portu w którym deski pod każdym naszym krokiem skrzypiały i delikatnie się uginały.
- Jak myślicie, jest opuszczona? - Spytała Lisa wpatrując się w budynek przypominający coś na wzór ratusza. Wzruszyłam ramionami i żwawym ruchem zaczęłam kierować się na przód.
- Aleś ty wyrywna. - Spojrzałam w stronę Kaspiana który dorównał mi kroku i wzruszyłam ramionami z cwanym uśmieszkiem.
- Po kimś to mam. - Mężczyzna spiorunował mnie wzrokiem i dał mi kuksańca w żebra na co skrzywiłam się lekko.
- Zostanę z nimi. - Odparła Lisa wskazując na drugą grupę, kiwnęłam głową i skierowałam swój wzrok na Łusię która bacznie się czemuś przyglądała.
- Idziemy?
- Gdzie ty się tak śpieszysz? - Słysząc jego głos przy swoim uchu drgnęłam nie mogąc się ruszyć.. Na Aslana czemu nie mogę reagować na niego obojętnie? Może dlatego że nadal coś do niego czułam?.. Albo może dlatego że był nieziemsko przystojny i.. Dobra koniec. Potrząsnęłam głową i odwróciłam się gwałtownie odsuwając się od niego na bezpieczną odległość. Otworzyłam usta aby mu odpowiedzieć ale wtedy usłyszeliśmy odgłos tłuczonej szyby, odruchowo już chwyciłam za broń i przybrałam pozycję bojową.
- Jeżeli nie wrócimy przed zmierzchem, zacznijcie nas szukać. - Wydał polecenie mój brat po czym ruszył jako pierwszy, za nim dumnie kroczyłam ja, unikając przenikliwego wzroku Edmunda.
- Nie zostawiajcie mnie z nim! - Wrzasną oburzony Eustachy, spojrzałam z drwiną w jego stronę i wykręciłam oczami.
- Zostań, możesz osłaniać tyły czy coś. - Powiedziałam nie chętnie kiedy po chwili przekonywania go aby sobie poszedł nic nie poskutkowało. Edmund podał mu swój sztylet aby miał się czymkolwiek bronić, co moim zdaniem i tak mu się nie uda. Weszliśmy do " ratusza " gdzie było strasznie ciemno, okiennice tego budynku były zabudowane deskami przez które światło wpadało tylko niewielkimi szczelinami. Z sufitu zwisały liny sięgające aż do podłogi, przymocowane były one do ogromnych dzwonów. Podeszliśmy do wielkiej księgi którą zaczęłam analizować wzrokiem.
- Czemu ich wykreślono? - Spytałam po chwili namysłu spoglądając po twarzach przyjaciół.
- Chyba chodziło o jakieś opłaty. - Odpowiedziała Łucja przejeżdżając palcem po skórzanej okładce książki. Ja jednak utkwiłam wzrok w Kaspianie, z zaniepokojonym wzrokiem patrzył w dzwony.
- Kaspian co jest?
- Łowcy niewolników. - I wtedy jak na zawołanie z sufitu po linach zjechało z tuzin uzbrojonych i nie najgorzej radzących sobie w walce jak się potem okazało, mężczyzn. Odbijałam ich każdy cios i szło mi nie źle kiedy po pomieszczeniu rozszedł się piskliwy krzyk. Nie musiałam się odwracać aby wiedzieć kto to, teraz wnioskując po minie Edmunda nie tylko ja chciałam go ukatrupić.
- Eustachy.. - Jęknęła Łusia spoglądając na niego ostro. Mężczyzna trzymał go za materiał koszuli a do jego gardła kurczowo przyciskał sztylet.
- Jeżeli nie chcecie aby ta baba znów zaczęła się wydzierać radzę rzucić broń. - Ze złością cisnęłam żelazną klingą o kamienną posadzkę, byłam wściekła bo gdyby nie ten rozwydrzony bachor mielibyśmy wygraną w kieszeni. Poczułam jak ktoś łapie moje ręce i wykręca je do tyłu związując grubym i obcierającym nadgarstki sznurem.
- Dziewczyny dać na targ, a chłopaków do lochów. - Zaczęłam się szarpać i z całej siły nadepnęłam mężczyźnie który mnie trzymał na stopę. Łowca złapał się za obolałą kończynę skacząc i przeklinając. Nie zdążyłam się obejrzeć a czyjaś pięść wylądowała na mojej twarzy, syknęłam z bólu i skuliłam się delikatnie, czując gęstą i ciepłą ciecz spływającą po mojej wardze która już prawdopodobnie była rozbita.
- Nie waż się jej tknąć kretynie! - Spojrzałam przerażona w stronę Edmunda który w tym momencie oberwał z rękojeści miecza w głowę.
- Edek!
- Zabierać ich.
- Edmund! Kaspian! - Krzyknęłam zrozpaczonym głosem starając wyrwać się za wszelką cenę.
- Wrócę po ciebie! - Powiedział Edmund i znikną mi z pola widzenia. Bałam się, nie o takie przygody mi chodziło.. Prowadzono nas na rynek gdzie zebrało się całkiem sporo ludzi, szłam tak patrząc na niektóre twarze mieszkańców. Zaczęła się licytacja, na pierwszy ogień wzięli Łucję. Eustachy też z nami był, chyba uznano go za babę, nie dziwię się, zaśmiałam się cicho pod nosem. Czekałam tak na swoją kolej kiedy ujrzałam jak straże wyprowadzają na plac Edmunda i Kaspiana i przykuwają ich do ziemi gdzie znajdowały się kajdany z wystarczająco długim łańcuchem aby móc być w pozycji na klęczkach. Wstrzymałam oddech kiedy jeden z łowców podniósł kamień i cisną nim w Edmunda tak że chłopak przewrócił się na ziemię. Wściekła podniosłam się z miejsca w którym siedziałam czując ciepło w rękach, czując jak by paliła mi się skóra wokół nadgarstków. Po chwili moje ręce były wolne, spojrzałam na sznur który był przepalony...
- To wiedźma! - Nie zważając na krzyki innych puściłam się biegiem i stanęłam tuż za plecami mężczyzny.
- Łapać ją! - Kiedy ten po raz kolejny cisną kamieniem w Kaspiana poczułam jak ciepło rozsadza mnie od środka. Zamknęłam oczy czując jak by ogień otaczał mnie z każdej strony, ale nie bałam się, nie bolało mnie to. Słyszałam jedynie stłumione okrzyki ludzi oraz odgłosy walki. Powoli traciłam siły, nie wiedziałam jak to zatrzymać, nadal czułam złość ale nie taką jak przedtem.
- Cassandra! - Na głos Łucji otworzyłam oczy czując jak cały gorąc powoli się ulatnia. Opadłam na kolana łapczywie łapiąc oddech. Łusia podbiegła do mnie i mocno mnie ściskała patrząc na mnie z troską. Dopiero teraz dotarło do mnie to co zrobiłam.. Ale jak? Przecież.. To nie możliwe.
- Cassie. - Łucja odsunęła się ode mnie oddając mnie w ramiona Edmunda, objęłam go czule i pogładziłam po plecach. Odkleiłam się od niego aby spojrzeć mu w oczy.
- Twoja twarz. - Szepnęłam opuszkami palców dotykając jego przeciętego policzka, znów poczułam złość ale też i troskę. Chłopak przymkną oczy i przytkną moje czoło do swojego trzymając swoją dłoń na mojej szyi.
- Ekhem. - Odsunęłam się od czarnowłosego czując wypieki na twarzy kiedy przede mną staną Peter mierzący Edmunda przenikliwym wzrokiem. Spojrzałam nie pewnie w stronę brata, patrzył na mnie ze strachem w oczach, już wiedziałam że nie wróży to nic dobrego.
************************************************************************
Wiem rozdział krótki i słaby :/ Ale dość długo niczego nie dodawałam więc jednak coś. Chciałabym przeprosić za taką nie obecność ale wiecie.. Szkoła występy i inne wyjazdy. Postaram się jak mogę i kiedy tylko będę miała wenę :D Pozdrawiam :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top