Rozdział IV : Latarka.
**Wraz z Edkiem staliśmy na jednej z wyższych wież obserwując porażkę Narnijczyków ze łzami w oczach. Patrzyliśmy jak nasza waleczna armia traci ostatnie krople krwi. Wtedy Edek zachłysnął się powietrzem i łapiąc się za klatkę piersiową z jękiem upadł na ziemię.
- Edmund! - Wrzasnęłam natychmiast się przy nim znajdując. Ujęłam jego dłoń i przykładając ją sobie do twarzy zapłakałam cicho.
- Nie.. - Jęknęłam patrząc jak oczy ciemnowłosego stają się puste. Zacisnęłam palce na jego zimnej dłoni i odwróciłam się marszcząc brwi, w progu stał Piotrek uśmiechając się do mnie w dziwny sposób.
- Piotrek pomóż mi! - Jego mina zrzedła kiedy zobaczył nasze splecione palce a oczy delikatnie błysnęły w świetle księżyca. Do pomieszczenia wbiegł Kaspian patrząc na nas ze zdziwieniem. Kiedy już zrobił krok w naszą stronę sztylet Piotra przebił go na wylot. Wydałam z siebie przeraźliwy krzyk. Spojrzałam na śmiejącego się Piotra plecami wciskając się w wilgotną ścianę.
- Coś ty zrobił?! - On jedynie uśmiechnął się perfidnie i wyszedł zostawiając mnie z przyprawiającym mnie o dreszcze widokiem przed sobą. Załkałam i trzęsącymi dłońmi zakryłam twarz nie mogąc patrzeć na dwie ogromne kałuże krwi oraz blade twarze przyjaciół.**
- Cassandra! - Zerwałam się do pozycji siedzącej czując jak serce podskakuje mi do gardła. Spojrzałam przez łzy na Łusię która siedziała na brzegu mojego łóżka przyglądając mi się z troską. - W porządku? - Podkuliłam kolana kładąc na nich głowę.
- Tak, miałam tylko dziwny sen. - Przed oczami ponownie pojawił mi się Edmund i Kaspian oraz ich krew otaczająca mnie z każdej strony.. Wzdrygnęłam się.
- Wyjdę na chwilę, muszę się przewietrzyć. - Powiedziałam wstając z łóżka i szybkim krokiem opuszczając pomieszczenie nie czekając na sprzeciw młodej. Skłamałam, miałam zamiar upewnić się czy nic im nie jest, czy są cali. Trzęsąc się z zimna weszłam do pokoju chłopaków i jak najciszej podreptałam do łóżka Edmunda. Uśmiechnęłam się promiennie widząc jego spokojną pogrążoną we śnie twarz. Spojrzałam na łóżko obok gdzie cały zakopany w pościeli spał Kaspian, tak bardzo mi ulżyło.
- Co tu robisz? - Z piskiem odwróciłam się na pięcie a widząc przed sobą Piotra poczułam dziwne mdłości wywołane strachem, wiedziałam że nie byłby w stanie tego zrobić ale nadal byłam w szoku.
- Zły sen.
- Co jest? - Spytał Kaspian zapalając jedną z pochodni, wszyscy lekko zmrużyliśmy oczy.
- Cass? - Przeniosłam swój wzrok na Edka który patrzył na mnie ze zdziwieniem. Zaczęłam nerwowo przebierać palcami, nie wiedziałam co zrobić, do moich oczu ponownie nabrały się łzy, widząc to Kaspian przyciągnął mnie do siebie mocno przytulając.
- Chcesz pogadać? - Spytał a ja przytaknęłam delikatnie nadal cicho szlochając. Kaspian podał mi swój płaszcz i obejmując mnie ramieniem wyprowadził na zewnątrz gdzie wiatr zaczął rozwiewać moje długie włosy. Siedzieliśmy chwilę w ciszy którą przerwał brunet. - Co się stało? - Oparłam głowę o jego ramię, postanowiłam że nie będę mu mówiła wszystkiego, uznałam że mógłby mnie wyśmiać.
- Boję się. - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, przeniosłam speszony wzrok na swoje zarzucone jedna na drugą nogi.
- Hm? - Westchnęłam i sprecyzowałam to trochę.
- A co jeśli.. Co jeśli któremuś z was coś się stanie? - Chłopak zaśmiał się cicho zbijając mnie tym z tropu. Spojrzał na mnie czule i pokręcił głową w geście załamania. Fuknęłam tylko, nie widziałam w tym nic śmiesznego, na prawdę się o nich martwiłam.
- Więc o to się rozchodzi... Nie masz się o co martwić. - Zapewnił. - Nie umiesz za wiele więc pamiętaj, nie zważaj na innych, cokolwiek by się działo masz ratować siebie. - Przerwał na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku. - Nie chcę cię znowu stracić. - Te słowa spowodowały u mnie falę ciepła, ale jedno mnie zastanawiało.
- A co gdybyś to był ty? - Zamurowało go. - Nie mogłabym bezczynnie patrzeć jak umierasz. - Powiedziałam lekko łamiącym się głosem. Brunet otwierał usta i je zamykał nie wiedząc co powiedzieć. Zza drzew powoli zaczęło wyłaniać się słońce które padało na nasze twarze, przymknęłam oczy rozkoszując się tą chwilą. - Plan Piotrka jest niedorzeczny. - Kaspian westchnął ciężko.
- Masz rację, ale nic nie możemy zrobić, to on jest królem.
- Czy on zmądrzeje dopiero wtedy kiedy ktoś zginie? - Usłyszałam za sobą cichy trzask, gwałtownie obróciłam głowę uśmiechając się szeroko ukazując rząd swoich białych zębów. Zza krzaka wystawała dobrze mi znana ciemna czupryna.
- Nie ładnie tak podsłuchiwać. - Liście delikatnie się poruszyły wydając z siebie ciche jęki. Zaśmialiśmy się widząc jak Edek próbuje wydostać się ze swojej kryjówki a po chwili sturluje się do nas na sam dół. Wylądował tuż przy moich nogach mamrocząc coś pod nosem, jego twarz pokryta była delikatną warstwą ziemi a na jego dłoniach można było dostrzec nie wielkie zadrapania, zapewne od szamotaniny z krzakiem. Zachichotałam kładąc się na trawie obok swojego brata który zanosił się głośnym śmiechem.
- Uczę się od mistrzyni. - Zaśmiał się wstając do pozycji siedzącej. Na wspomnienie sytuacji z przed kilku dni zachichotałam pod nosem siadając po między Edkiem a Kaspianem.
- Kspianie! - Wrzasnął jeden z Narnijczyków, brunet zwrócił się do nas.
- Wybaczcie. - Wstał i skierował się do " fortecy ", zostałam z Edmundem sam na sam przez co spięłam się lekko.
- Zastanawiam się.. Ile z tego słyszałeś? - Chłopak wyszczerzył się w uśmiechu i dłonią przeczesał swoją nieułożoną grzywkę.
- Wydaje mi się że wszystko. - Skrzywiłam się i dałam mu kuksańca w żebra, nagle ciemno włosy przybrał diabelnie poważną minę. - Nie masz się czego bać, Kaspian nie da cię tknąć, zresztą ja też nie.. - To ostatnie wyszeptał chyba sam do siebie jednak zdołałam to usłyszeć, zmroziło mi krew w żyłach. - Poza tym, nie musisz jechać jeśli nie chcesz. Moim zdaniem powinnaś zostać z Łucją, to zbyt niebezpieczne poza tym nie bardzo umiesz się bronić. - Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi ustami nie mogąc uwierzyć w jego szczere słowa.
- To mnie naucz. - Wypaliłam. Chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie jednak po chwili wstał i podał mi rękę którą szybko pochwyciłam.
- Skoro tylko tak mogę cię uchronić to czemu nie. - Co raz bardziej mnie zaskakiwał.
- Zaczynam się ciebie bać.
- Bez obaw. - Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy do zbrojowni. Kiedy weszliśmy do środka Edmund podszedł do narzędzi podając mi jeden z wielu wiszących tam mieczy.
- Jesteś pewien że możemy to ruszać?
- A kto nam zabroni? - Spytał głosem pełnym drwiny. - Piotr Wstrętny? - Wybuchnęłam śmiechem nie mogąc się pohamować, to było silniejsze ode mnie. Pochwyciłam od niego narzędzie które rzadko trzymałam w dłoni i oboje w dobrych humorach zaczęliśmy walkę. Piwnooki pokazywał mi kilka przydatnych ciosów oraz chwytów. Trenowaliśmy już tak dobre dwie godziny kiedy w końcu z nim wygrałam, zaśmiałam się triumfalnie powalając go na ziemię i przykładając mu ostrze do gardła. Jego piękne oczy zatapiały się w moich ciemnych niczym smoła tęczówkach.
- Ostatnie życzenie? - Spytałam uśmiechając się cwaniacko, chłopak udał skruchę i teatralnie zaczął błagać mnie o wybaczenie.
- O piękna niewiasto daruj mi życie. - Lamentował wywołując u mnie falę śmiechu, nie mogłam złapać powietrza, upadłam na kolana po chwili zataczając się po ziemi. Chłopak przygwoździł mnie do gruntu trzymając mnie za nadgarstki po obu stronach mojej głowy.
- Nigdy nie daruj nikomu życia. - Zaśmiałam się i spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Miałam cię zabić? - Skrzywił się po czym uśmiechnął tak że na jego policzkach zrobiły się małe dołeczki które w ręcz kochałam.
- Tego nie powiedziałem. Ale nigdy się nie wahaj zadać ostatecznego ciosu. - Wykręciłam oczami wpatrując się w jego tęczówki jak zahipnotyzowana. Powaga znów zagościła na jego twarzy, powoli zaczął zniżać się skracając odległość po między nami, wstrzymałam oddech.
- Ekhem. - Odwróciliśmy głowy i widząc przed sobą Zuzę, Łucję i Piotrka odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Czułam jak moja twarz dosłownie płonie, Edmund chciał mnie pocałować? A może tylko mi się wydawało? Otrzepałam się z niewidzialnego kurzu i podniosłam miecz leżący nieopodal.
- Teraz my ją porywamy. - Zarządziła z zadowoleniem Zuza łapiąc mnie za rękę i odciągając od Edka. - Poćwiczymy celność. - Powiedziała entuzjastycznie ciągnąc mnie w przeciwną stronę. Obejrzałam się za siebie ostatni raz spoglądając na Edmunda, posłał mi dumny uśmiech i kiwną głową po czym zniknął mi z pola widzenia. Stanęłyśmy przed trzema okrągłymi tarczami z czerwonymi środkami. Łucja podała mi jeden z łuków i kilka strzał.
- Z zarządzenia Kaspiana wiemy że będziesz towarzyszyła Edmundowi na wieży, musisz poćwiczyć celność. - Kiwnęłam głową i naciągnęłam cięciwę przystawiając do mojego policzka.
- Potem sobie pogadamy. - Szepnęła mi na ucho Zuza posyłając mi zadziorny uśmieszek, wiedziałam że chodzi jej o scenę z przed kilku minut, przeszły mnie ciarki bo wiedziałam że nie odpuści. Wystrzeliłam strzałę która ze świstem wbiła się tuż obok czerwonego pola.
- Całkiem nie źle. - Odparła uradowana Łusia na co posłałam jej wdzięczny uśmiech i zażartowałam.
- No, jak bym celowała w prawe oko trafiłabym w lewe. - Dziewczyny zaśmiały się a ja ponownie wystrzeliłam strzałę która tym razem trafiła już o wiele bliżej środka. Za którymś razem zaczęłam trafiać o wiele celniej, potem musiałam strzelać ruchomy cel co nie było już tak proste. Nim się obejrzałyśmy zapadł zmierzch a świetną zabawę przerwał nam dźwięk rogu. Spojrzałam po dziewczynach i biegiem puściłyśmy się w stronę kopca. Kiedy wparowałyśmy do środka wszystkie oczy skierowane były na nas.
- Wy jeszcze nie gotowe?! - Wrzasnął Piotrek karcąc nas wzrokiem. - Ruchy! - Wbiegłyśmy do swojej komnaty przebierając się w odpowiednie stroje. Ja ubrałam ciemne obcisłe spodnie i do tego czarny top aby wtapiać się w otoczenie, przez ramię przewiesiłam łuk i strzały a do paska przyczepiłam miecz i dwa sztylety. Wyszłyśmy po dosłownie pięciu minutach gotowe do walki. Przyznam że jeszcze nigdy tak szybko się nie wyszykowałam, no ale jak mus to mus.
- Zuza i Łucja jedziecie z nami na koniach. Cassandra lecisz z Edmundem. - Brunet ukradkiem podał mi swoją dłoń którą nie pewnie ujęłam. Słuchaliśmy jeszcze przez chwilę gadaniny Piotrka po czym wszyscy ruszyliśmy na swoje stanowiska. Szliśmy tak korytarzami ciągle trzymając się za ręce, czułam nie pokój i strach, w śród tych wszystkich ludzi i stworów nie widziałam Kspiana. Wyszliśmy na dwór i podeszliśmy do jednego z wielkich gryfów. Edmund podsadził mnie i po chwili sam wskoczył na przód wzbijając nas w powietrze, złapałam go w pasie mocno wtulając się w jego plecy, byłam teraz nie mal pewna że ten dziad się uśmiecha. Kiedy byliśmy już nad jedną z wież Edmund wrzasnął.
- Skacz! - Wykonałam jego polecenie lądując na zimnej posadzce. Edmund wylądował na wieży tuż obok mojej, dziwne bo prawie się stykały. - Teraz czekamy aż wszyscy dotrą. - Powiedział a ja przyjrzałam mu się dokładnie, miał na sobie część zbroi i czerwoną szatę z lwem na piersi. W pewnej chwili chłopak upuścił latarkę przez co przestała świecić.
- Cholera.
- No brawo.. - Westchnęłam uderzając dłonią w czoło. Zaśmiał się kłopotliwie widząc że wszyscy czekają na jego znak. - Zrób coś. - Chłopak zaczął uderzać latarką o mur i w końcu ta zaświeciła się, odetchnęłam z ulgą kiedy Edek dał w końcu właściwy znak.
- Za Narnię! - Usłyszeliśmy i wtedy nasi zaatakowali. Wyjęłam łuk i zaczęłam strzelać w przeciwników tracąc poczucie czasu. Widziałam jak Kaspian wchodzi do zamku, zmrużyłam oczy i zwróciłam się do Edmunda.
- Poradzisz sobie? - Posłał mi pokrzepiający uśmiech zabijając jednego ze strażników który zachodził go z prawej strony od dachu.
- Zawsze. - Kiwnęłam głową i wybiegłam schodząc po schodach w dół. Biegłam tak korytarzami nie do końca wiedząc gdzie mógł pójść, bałam się o niego. Jedna z komnat była otwarta i dobiegały z niej krzyki. Wbiegłam tak z naciągniętą już cięciwą.
- Cassandra, no nie wierzę. - Powiedział mężczyzna za pewne zwany Mirazem, spojrzałam na Kaspiana który mierzył w niego ostrzem.
- Co ty wyprawiasz?! Powinieneś być w strażnicy! - Wrzasnęłam czując że z chwili na chwilę tracimy co raz więcej czasu.
- Przynajmniej raz chcę usłyszeć prawdę! Zabiłeś naszego ojca?! - Wrzasnął przyciskając mu otrze tak że po jego szyi spłynął nie wielki strumień krwi, skrzywiłam się, nie lubiłam tego widoku.
- Mówiłeś że umarł pod czas snu. - Jęknęła jego przerażona małżonka która mierzyłam kuszą w mojego brata, obserwowałam ją bacznie gotowa aby wystrzelić za nim zrobi to ona.
- W pewnym sensie. - Odparł Miraz, coś się we mnie zagotowało. Widziałam jak Kaspian szykuje się na ostateczny cios, chciałam go powstrzymać.
- Kaspianie to niczego nie naprawi. - Spojrzał na mnie ze łzami w oczach, zdziwiona opuściłam łuk.
- Mądrze gada. Piękna jak matka, ale głupia jak ojciec.
- Nie odzywaj się do niej!
- Kaspian! - Pisnęłam kiedy brunet jeszcze bardziej przycisną mężczyznę do ściany.
- Jak mogłeś? - Spytała jego roztrzęsiona małżonka, ten zwrócił się do niej błagalnie i władczo.
- Z tego samego powodu, z którego ty pociągniesz za spust. - Kobieta pokręciła przecząco głową a po jej policzkach popłynęło kilka łez, wzięłam głęboki wdech i naciągnęłam cięciwę. - Dla naszego syna.
- Nie waż się ruszyć! - Wrzasnęłam zaciskając palce na broni, Kaspian spojrzał na mnie błagalnie.
- Idź stąd. - Pokręciłam głową.
- Nie uchronisz jej przed przeznaczeniem głupcze, i tak zginie, prędzej czy później. - Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- O czym on mówi?
- Wyjdź powiedziałem!
- Musisz dokonać dobrego wyboru kochana. Chcesz, by nasz syn był królem, czy tak, jak Kaspian... Sierotą! - Kobieta drżącymi dłońmi pociągnęła za spust, czas zwolnił kiedy strzała uderzyła wprost w ramię mojego brata.
- Nie!! - Krzyknęłam rzucając łuk gdzieś w kąt natychmiast do niego podbiegając. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- Nie ma czasu, musimy wracać.
- Teraz się zorientowałeś?! - Krzyknęłam przeszywając go lodowatym wzrokiem.
- Pójdę sam, dam radę, idź na wierzę. - Kiwnęłam i posłusznie na nogach z waty wyszłam z pomieszczenia biegnąc na górę. Kiedy byłam już na wyższym piętrze ujrzałam Edmunda leżącego pod ścianą. Wstrzymałam oddech biegnąc do niego ile sił w nogach i klękając przy nim. Nie zauważyłam u niego otwartych lub głębokich ran, ulżyło mi wtedy poniekąd. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach i szyi.
- Edmund. Edmund wstań. - Błagałam, przypomniała mi się scena z mojego snu, nie on nie mógł umrzeć. Czułam się za niego odpowiedzialna, przecież to ja go zostawiłam, ale gdybym tam nie poszła ta piekielna baba z Mirazem zabiliby Kaspiana. Ujęłam jego twarz w drżące i zimne dłonie nie mogąc powstrzymać szlochu, z zewnątrz usłyszałam krzyki Piotra.
- Odwrót! Wszyscy do bram! Odwrót! - Przerażona wybiegłam na wieżę ze smutkiem patrząc na widok wielu martwych Narnijczyków.
- Cassandra! - Usłyszałam krzyk Zuzy z dołu. - Co ty tam jeszcze robisz?! - Pokręciłam głową i zniknęłam jej z oczu, nie mogłam go zostawić. Wtedy usłyszałam zgrzyty walki za swoimi plecami, odwróciłam się i wyjęłam miecz. Wbiegłam do dalszej części widząc Edmunda walczącego z trzema Telmarami. Uśmiechnęłam się przez łzy i naparłam na jednego z nich. Kiedy wszyscy już leżeli spojrzałam na Edmunda po czym mocno go przytuliłam pociągając przy tym cicho nosem.
- Musimy się śpieszyć, zamykają bramy. Piotr zarządził odwrót. - Chłopak kiwnął głową i wyprzedził mnie zbiegając ze schodów. Po drodze napotkaliśmy jeszcze kilku Telmarów ale bez problemu ich pokonaliśmy. Wybiegliśmy na zewnątrz przeskakując ciała i unikając strzał wystrzeliwanych przez Telmarskich łuczników. Spojrzałam z niepokojem na bramę, Minotaur ledwie ją podtrzymywał, rozejrzałam się, kilku Narnijczyków traciło na czasie, wskoczyłam w wir walki przejmując ich przeciwników na siebie.
- Biegiem do bramy! No już! - Ponaglałam oddając ciosy z równą gracją i precyzją.
- Cassandra! - Wrzasną Edmund zatrzymując się tuż przed bramą, spojrzałam na niego przepraszająco, ostatni żywi Narnijczycy przeczołgali się pod bramą.
- Błagam idź! - Krzyknęłam zrozpaczona, Edmund patrzył na mnie ze łzami w oczach nie ruszając się z miejsca.
- Edek! - Z transu wyrwała go najmłodsza Pevensie. Chłopak nie chętnie przeczołgał się pod bramą w wtedy Minotaur upadł zamykając wejście. Spojrzałam w oczy Kaspiana, widziałam w nich obłęd i strach.
- Wrócę po ciebie! - To były ostatnie słowa jakie usłyszałam gdyż po chwili poczułam jak coś ciężkiego uderza mnie w głowę.
POV Edmund
- Musimy po nią wrócić! - Stanąłem przed Piotrem zagradzając mu drogę, spojrzał na mnie smutno.
- Nie możemy, zbyt dużo straciliśmy.
- Ciekawe przez kogo?! - Wrzasną Kaspian stając obok mnie. - Jeżeli coś jej się stanie to przysięgam że cię zabiję.
- Myślisz że specjalnie ją tam zostawiłem?! To twoja wina! Gdyby nie ty starczyło by nam czasu!
- Gdybyś wycofał odział w porę..
- Dosyć! - Krzyknęła Zuza rozdzielając nas, czułem jak serce skacze mi jak oszalałe, uratowała mnie i kilku Narnijczyków poświęcając siebie. Poczułem szczypanie pod powiekami. Wtedy obiecałem sobie że nie spocznę póki jej nie odbiję, a jeżeli coś jej się stanie nigdy sobie tego nie wybaczę.
********************************************************************************
Wiele nie musiałam tu poprawiać, jedynie nie wielkie literówki i powtórzenia. Ten rozdział zawsze był moim ulubionym ♥ I do tej pory nim jest ♥
Za Narnię!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top