27 ☆

Nie chciałam dużo pić, widziałam jedynie jak Shannon nachlana w cztery dupy tańczy u boku Nialla. Chłopak dobrze się czuję, kiedy taka atrakcyjna dziewczyna jak Shannon seksownie tańczy tylko dla niego. Uśmiechnęłam się na ich widok i usiadłam na jednym z wolnych krzeseł trzymając w ręku mój drugi, mały drink. Z chęcią wypiłabym więcej, bo Shannon i tak już mi nie pomoże, jednak nie chciałabym wylądować w łóżku Harry'ego z byle kim z mojej szkoły...a jeżeli padnie na niego?

-Dlaczego tak cicho tu siedzisz? Twoja koleżanka znalazła sobie towarzystwo, a ty? Widziałem co potrafisz, może chcesz...zatańczyć? -Harry stanął przede mną i zasłonił mi Shannon i Nialla

-Z tobą-odstawiłam szklankę na blat i wstałam

-Tak, ze mną

-Nie pomyliłeś mnie z kimś? Za dużo wypiłeś?- dotknęłam jego czoło

-Może się źle czujesz? Podać ci jakieś leki?

-Nie piłem dzisiaj nic, to jak?

-Eh...zgoda -wzruszyłam ramionami i poszłam za nim na parkiet.
Chwycił mnie za rękę, a potem za drugą. Spojrzał na moment w prawo i kiwnął do kogoś głową. Usłyszałam jak muzyka zmienia się w...powolną. Czy to ma być wolny? O nie nie
Poczułam, jak nakierowuje moje ręce na jego szyje, a sam dotknął moich bioder. Czuję się mega nieswojo, ale nie chciałam robić niepotrzebnych scen, więc po prostu patrzałam w jego szmaragdowe tęczówki.
Chłopak uśmiechał się uroczo i próbował oczarować mnie swoim urokiem. Chyba mu się udało .
Nie umiem tańczyć wolnego więc zdałam się na los.

-Tańczyłaś kiedyś wolnego?-nagle zapytał

-Nie, nie miałam okazji. A ty?

-Kilka razy- uśmiechnął się ukazując swoje piękne zęby, a jego jedna z dłoni przesunęła się na moje pośladki. Zmarszczyłam brwi.

-Rozluźnij się trochę Victoria. Jesteś strasznie spięta...- pocałował mnie w skroń i zaczął cicho śmiać
-Czerp przyjemność z tej imprezy. Może później nie będziemy mieli okazji tak potańczyć...

-Ja na pewno nie będę miała...- uśmiechnęłam się sztucznie

-Mogę robić ci prywatne lekcje jeżeli zechcesz

-Oh...No nie wiem. Nie sprawdziłabym się w tym

-A ja jako nauczyciel się sprawdzę. Na prawdę

-Nie zaprzeczam, bo sama nie wiem. Kiedyś trzeba się przekonać prawda?

-Czyżby alkohol na ciebie działał? Stałaś się bardziej...rozmowna panno Blake

-Ależ to nie alkohol na mnie działa panie Styles. To pańskie perfumy.

-Tak sądzisz? A ja myślę, że to cały ja tak na ciebie działam- uśmiechnął się i pocałował mnie w kącik ust. Chciałam, aby w końcu pocałował mnie w usta, ale omijał je szerokim łukiem. Musiałam zrobić to sama. Spojrzałam na niego i po prostu to zrobiłam. Całował...świetnie. Chciałam więcej i więcej. Czułam jak chwyta mnie za pośladki. Lekko podskoczyłam i zachłannie całowałam go w malinowe usta. Słyszałam jak ludzie szepczą coś na około nas. Na moment oderwałam się od niego, aby spojrzeć co robi. Idzie ze mną na rękach w stronę schodów. Czy idziemy do sypialni? Tak bardzo tego nie chciałam, ale nie mogę przestać myśleć o nim. O jego ciele. O nim wiszącym nade mną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top