"Walczę i zwyciężę" Rozdział 7(3)

— Widzę, że jesteś zajęty...

— Co ty tu robisz, Catia? — zapytał mocno zaskoczony.

Lys drgnęła. Choć nadal przebywała w kuchni i nie widziała, kim jest gość Colina, domyśliła się, że właśnie o tej kobiecie przed chwilą rozmawiali.

— Wiem już o wszystkim... — wyrzuciła, po czym oparła się plecami o futrynę drzwi.

— O czym ty mówisz?

— Podobno odsunąłeś się ode mnie ze względu na nową znajomość... Uważałam cię za strasznego sukinsyna, ale nie wzięłam pod uwagę jednej kwestii... Ty taki nie jesteś, Colin. Ty byś nie zostawił przyjaciółki na rzecz kobiety, ty byś to pogodził. I wtedy zaczęłam się zastanawiać, o co tak naprawdę ci chodzi...

— Catia, ja już ci wszystko powiedziałem... — odparł, siląc się na znudzony ton.

— Nie, nie wszystko. Nie powiedziałeś mi, w jakie gówno wpadłeś.

— Nie rozumiem — udał. Wyczuła to.

— Rozumiesz.

— Już ci powiedzia...

— Przestań kłamać, Colin — przerwała. — Wiem o Marcu!

Mężczyzna momentalnie uniósł głowę, po czym zaczął niespokojnie wodzić wzrokiem po zmęczonej twarzy Morgan. Nie potrzebowała słownego potwierdzenia, by wiedzieć, że trafiła w sedno. Oczy i zachowanie Colina mówiły same za siebie. Nie potrafił ukryć rosnących emocji.

— Nie wiem, jak ciebie, ale mnie to wszystko przerosło. Wyjeżdżam — kontynuowała Morgan. — Jutro idę do komendanta po urlop, a jeśli się nie zgodzi, to rezygnuję z pracy. Przyszłam się pożegnać, Colin...

Teraz i on oparł się o drzwi. W tamtej chwili bardzo chciał opowiedzieć Catherinie o wszystkim, wyjaśnić, dlaczego zachowywał się w taki sposób, przekonać by została, albo wyjechała — ale z nim — a mimo to nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Toczył wewnętrzne wojny, o to, co powinien zrobić, ale mętlik w jego głowie zduszał wszelakie chęci na rozwiązanie sporu. On — wiecznie rozgadany Colin Bonnet — nie potrafił się odezwać.

— Nie będę ci już przeszkadzać. Chcę tylko, żebyś wiedział, że wylatuję jutro w nocy do Argentyny i... kupiłam trzy bilety. Nie musimy wynająć pokoju w tym samym hotelu, nie musimy się nawet zatrzymać w tym samym mieście. Możesz dokupić bilet swojej kobiecie, o ile w ogóle istnieje, ale mam nadzieję, że przyjdziesz jutro na lotnisko. Musimy się od tego uwolnić. Nie chcę, żeby coś ci się stało.

Odwróciła się, po czym pośpiesznie zbiegła ze schodów. Czuła, że się tu dusi. Musiała zniknąć, uciec, przestać niepotrzebnie przeciągać to, co nieuniknione, bo z każdą chwilą bolało coraz bardziej. Nienawidziła pożegnań i nienawidziła przegrywać.

Natomiast Colin cały czas wpatrywał się bez ruchu w zamknięte drzwi. Z letargu nie wyprowadził go nawet dźwięk obcasów Lys. Ciężko oddychał, mocno zaciskał pięści i czuł, że zaczyna ogarniać go coraz większy szał. Wypuścił ją, pozwolił odejść — może na zawsze — i nawet nie spróbował zatrzymać. Nie odezwał się, nie przeprosił. Rozstali się bez wyjaśnień.

W tej sytuacji wybawieniem okazała się brunetka. Ona doskonale wiedziała, co powinien zrobić Colin. Ubrała kurtkę, po czym zbliżyła się do porucznika. Położyła mu ręce na nagiej klatce piersiowej i uśmiechnęła lekko.

— Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale leć za nią.

Nadal stał bez ruchu, kompletnie oszołomiony.

— Nie mogę, to nasz wieczór... — wydusił w końcu, lecz nie był w tym przekonujący.

— Gdyby to Dan stanął teraz przed moimi drzwiami, na pewno kazałabym ci wyjść. Są ludzie ważni i ważniejsi.

— Dan? — zapytał. — Tak miał na imię twój żołnierz?

— Tak. Biegnij za nią i powiedz wszystko to, co powiedziałeś mi. Zanim będzie za późno.

*

Dogonił ją, złapał za rękę i odwrócił w swoją stronę. Przez moment po prostu na siebie patrzyli, jakby w ten niemy sposób chcieli przekazać wszystkie swoje emocje.

Mokli.

Strugi zimnego deszczu spływały im po włosach, twarzach i ubraniach, a oni mimo to nadal stali w tym samym miejscu, jakby nie widzieli się od lat. Catherina uświadomiła sobie, że przez te kilka dni niesamowicie tęskniła za obecnością Colina; za jego uśmiechem i zwykłym byciem obok. Nie raz już wykrzyczała w myślach, że go nienawidzi, ale w głębi duszy nie potrafiła tego zrobić. Nadal był jej przyjacielem, nadal chciała przebywać w jego towarzystwie i nadal bała się go stracić.

— Chodź... — szepnął w końcu do Catheriny i delikatnie pociągnął w kierunku swojego bloku.

Gdy przekroczyła próg mieszkania, w radiu leciała właśnie jakaś wesoła, klubowa muzyka, która zupełnie nie pasowała do nastroju chwili. Drażniła Morgan, więc zmieniała stacje, dopóki nie trafiła na piosenkę, którą była w stanie zaakceptować. Nie zauważyła, że od dłuższego czasu Colin dokładnie ją obserwował — jakby nie do końca wierzył, że Catherina naprawdę jest teraz w jego mieszkaniu. W dodatku w wilgotnej koszulce i z mokrymi włosami, które przypominały mu o ich spacerach podczas deszczu i późniejszym paradowaniu po mieszkaniu w samej bieliźnie; o wygłupach, szaleństwach, które kompletnie nie pasowały do dwójki poważnych funkcjonariuszy. Tęsknił za tym.

Odwróciła się. Jeszcze przez moment patrzył na nią, nie wiedząc, co powiedzieć. Potem wręczył jej ręcznik i swoją najlepszą koszulkę, by nie siedziała w mokrych ubraniach. Przyjęła to z dużym zaskoczeniem.

— Drinka? — zapytał, po czym odwrócił się, by mogła się spokojnie przebrać.

Choć widywał ją już nago nie raz, teraz nie miał do tego prawa.

— Poproszę — rzuciła.

Usłyszał, że odpina guziki w koszuli, którą przyniósł i z trudem opanował chęć spojrzenia na jej ciało. Świadomość, że stoi teraz za nim bez bluzki, z mokrymi włosami, opadającymi na piersi i kropelkami deszczu na drżących ramionach, sprawiała, że krew zaczęła odpływać mu tam, gdzie nie powinna. Czym prędzej wyszedł z pomieszczenia, żeby jakoś się uspokoić. Gdy wrócił z dwoma szklankami, Catherina siedziała na kanapie z ręcznikiem na głowie i w jego koszuli. Wyglądała cudownie.

Potem utkwił wzrok na podłodze, nie chcąc, by zobaczyła, jak wiele emocji w nim wywołuje, takim zwykłym byciem obok.

— O co chodzi z Marcem? — zaczęła rozmowę.

— Mówiłaś, że wiesz... — zdziwił się.

— Wiem, ale nie znam wszystkich szczegółów.

— Więc ja nie powinienem ci ich zdradzać.

— Zrozum, Colin, że ja już tego nie wykorzystam. Domyśliłam się, że chciałeś mnie chronić, ale już nie musisz, sama się od tego usuwam. Chcę po prostu wiedzieć, co przede mną ukrywałeś. Chcę wyjaśnić z tobą wszystkie niedomówienia, bo... kurwa, zależy mi na tobie! Nie chcę wyjeżdżać, mając jakieś niedokończone sprawy. Męczy mnie ta sytuacja między nami...

Westchnął głośno, po czym przesunął ręką po włosach. On też miał już dość i uważał, że Morgan zasługiwała na szczerość. Miał tylko nadzieję, że skoro Catherina usuwa się od śledztwa, to nic nie będzie jej zagrażać.

— Gdy mieszkałem w Nowym Jorku, Marc zaczął zajmować się sprawą kilku gości, którzy w niewyjaśnionych okolicznościach wyszli z więzienia. Podejrzewał, że ma to związek z jakąś korupcją, albo wewnętrznymi problemami tej jednostki. Miał potem problemy u komendanta, kazali mu przestać szperać, ale on był ciekawski i piekielnie ambitny, więc nie zamierzał się tym przejmować. Kiedyś przy wódce opowiedział mi, czego się dowiedział. Podobno różni ludzie wychodzili z różnych więzień na całym świecie. Trafił na ślad jakiegoś gościa z Los Angeles, Limy i kilku z Europy. Przez pewien czas mu pomagałem, potem zaczęły się cięcia w departamencie, więc wróciłem do Silent Glade, o czym zresztą doskonale wiesz.

— Nigdy nie wspominałeś mi o tej sprawie...

— A po co miałem ci wspominać? Sam niewiele wiedziałem. Tutaj zaangażowałem się w odnawianie kontaktów z tobą, w nowe śledztwa i zapomniałem. Tym bardziej że Marc powiedział mi kiedyś przez telefon, że odpuścił i rzucił to śledztwo. Zaczął być coraz dziwniejszy. Momentami w ogóle nie mogłem się z nim porozumieć, potem to samobójstwo... Nie wierzyłem, że mógłby zabić się z własnej woli, ale dowody nie pozostawiały złudzeń. Nie drążyłem, starałem się jakoś z tym pogodzić. Dziwiło mnie tylko to, że jego żona wspomniała o jakimś Chevrolecie Suburban, który podobno bez przerwy stał na ich osiedlu i ewidentnie obserwował Marca. Bez przerwy o tym myślałem. Był nawet czas, że gdy widziałem te samochody na ulicy, to się za nimi odwracałem. Gdy usłyszałem, że na Forest Hill też występował Chevrolet Suburban, wzdrygnęło mną, ale nie zamierzałem się nad tym zastanawiać. Przecież takich aut jeździ po drogach tysiące.

— Do pewnego czasu nic nie podejrzewałem. Dopiero potem gdy zacząłem grzebać głębiej, gdy pojawił się Rain, a potem to jego samobójstwo, wszystko skojarzyłem.

— To znaczy co?

— Kimkolwiek oni są, znają mnie i wiedzą o moim powiązaniu z Marcem — wyjawił, po czym z nerwów ponownie zanurzył usta w alkoholu. Catherina wyglądała na coraz bardziej zaciekawioną i przerażoną jednocześnie. — Gdy zobaczyłem Raina z pętlą na szyi, coś mi nie pasowało. Zacząłem myśleć, kombinować, łączyć wątki... Wielu ludzi, wielu mężczyzn, każdego dnia wiesza się we własnym domu, więc nie powinienem się dziwić, ale... miałem takie cholerne przeczucie, że to nie jest takie oczywiste, na jakie wygląda. Marc się powiesił, Albert się powiesił, tam Chevrolet, tu Chevrolet... Zacząłem to jakoś łączyć. Wróciłem do sprawy Marca, przypomniałem sobie wszystkie szczegóły i zrozumiałem, że Albert Rain był wiadomością dla mnie...

Catherina drgnęła.

— O czym ty mówisz?

— Oni go powiesili tylko po to, żeby pokazać mi, że mnie znają... On nie musiał zginąć. Nie obawiali się, że coś nam wygada, że wyda ich i tak dalej. Wieszając go na tej linie, chodziło im tylko o to, żeby przekazać mi ukrytą wiadomość. Chcieli, żebym się domyślił, że to wszystko dotyczy jednej sprawy, że wiedzą, kim jestem i że byłem związany z Marcem. Chcieli, żebym się ich bał i uważał na to, co robię. Gdy pewnego dnia wróciłem do domu, na stole w kuchni leżał list.

Catherina drgnęła. Ogarnął ją autentyczny strach.

— Napisali w nim, że tylko ode mnie zależy, jak długo będę żył. I że jeden nieostrożny ruch sprawi, że ja też wyląduję pod sufitem. Weszli do mojego domu pod moją nieobecność, zostawili list, a ja wchodząc do domu, nawet nie zorientowałem się, że ktoś w nim był. Ja, porucznik wydziału zabójstw.... — prychnął. — Jak zobaczyłem to Camaro na parkingu, wpadłem w szał. Chciałem ich złapać, chciałem, żeby to wszystko się wreszcie skończyło. Miałem nadzieję, że zdołam ich jeszcze przechytrzyć, ale po czasie doszedłem do wniosku, że nie mam na to szans. Byli na to gotowi, w każdej chwili mogli mnie otoczyć i... spanikowałem. Powiedziałem ci, że mi zwiali, a prawda jest taka, że sam się wycofałem...

Wstał, podszedł do okna, a Catherina nie wiedziała, co powiedzieć.

— Więc to dlatego się zmieniłeś? Dlatego byłeś taki nerwowy? Dlatego to wszystko przede mną ukrywałeś?

— Miałem nadzieję, że niczego się nie domyślisz, że nie dowiesz się o Marcu. Nie wiem, czego ode mnie chcą, ale czegoś chcą na pewno. Podejrzewam, że Marc odkrył coś naprawdę ważnego i przez to zginął. A skoro przyjaźnił się — i przez długi czas pracował — ze mną, to Oni mogą myśleć, że coś mi przekazał. Ja i ty do niedawna byliśmy bardzo blisko, spędzaliśmy razem mnóstwo czasu i nie mogłem pozwolić, żebyś przeze mnie ucierpiała. Bałem się, że jeśli ci powiem, to ugrzęźniemy w tym razem. Prawda jest taka, że dopóki twoje informacje nie wykraczają poza Forest Hill, nie jesteś dla nich zagrożeniem. I tak powinno zostać.

Przesunęła rękami po głowie i przymknęła oczy. Z jednej strony poczuła ulgę, że Colin dbał tylko o jej bezpieczeństwo i wcale nie zrezygnował z ich przyjaźni ot tak, ale z drugiej strony zaczęła ogromnie się o niego bać. To wszystko było zbyt trudne do ogarnięcia.

— Najgorsze jest to, że ja naprawdę nie wiem, co mógł odkryć Marc — kontynuował.

— Nie wiesz?

— Jakieś strzępki informacji. Zwykłe pierdoły, ale Oni najwidoczniej uważają inaczej. A teraz i ty o wszystkim wiesz. Chyba cię nie doceniałem, Cath...

Głośno przełknęła ślinę. W gruncie rzeczy, gdyby nie tajemniczy Sojusznik w dalszym ciągu nie wiedziałaby, że znajomy sprzed lat miał z Forest Hill cokolwiek wspólnego. Nie chciała mówić o tym na głos.

— Musimy się poddać. To wymyka nam się z rąk. Najwyższy czas, żeby powiedzieć stop i się usunąć. Może jeśli zobaczą, że się w to nie angażujesz, to dadzą ci święty spokój...

— Dla świętego spokoju, to oni mogą mnie co najwyżej zabić. Poza tym wiem, że ciągle mnie obserwują — rzucił, wpatrując się niemym wzrokiem w zawartość szklanki. — Jeżdżą za mną, łażą, ciągle mają mnie na celowniku. Bardzo źle, że do mnie przyszłaś, Cat...

Milczał, a Catherina zrozumiała, że życie Colina naprawdę jest poważnie zagrożone. I była tym faktem śmiertelnie przerażona.

— I mówisz o tym tak spokojnie?! Przecież ty musisz wyjechać, ratować się!

— Przed czym mam się ratować?

— Przed przyszłością, Colin. I przed złymi wyborami.

— Najgorszy wybór jest już dawno za mną — rzucił pod nosem, ale Catherina nie zrozumiała, co miał na myśli.

— Zaraz... — Coś sobie przypomniała. — A co z tą kobietą? Powiedziałeś, że odsunąłeś się ode mnie, bo poznałeś kogoś...

Uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie Lys.

— To prawda, poznałem pewną kobietę, ale nic mnie z nią nie łączy. To tylko dobra znajoma, z którą lubię wypić i porozmawiać. Nigdy nie zostawiłbym cię dla niej.

Nie bardzo wiedziała, w jaki sposób odebrać ostatnie zdanie, gdyż według niej zabrzmiało dość dwuznacznie. Ponadto zauważyła, że Colin nagle stał się dziwnie zamyślony, a była przekonana, że nie miało to związku z wyznaniem sprzed chwili. Zobaczyła w jego oczach błysk, w którym zakochała się lata temu. I poczuła, że robi jej się gorąco.

— Nie sądziłam, że tak wiele może się zmienić w ciągu dwóch miesięcy — westchnęła.

— Ja też... — przyznał, po czym ponownie usiadł na kanapie naprzeciwko Catheriny.

Przez moment przyciskał do ust zaciśnięte pięści i nie odrywał wzroku od podłogi. Czuł, że to jest najlepszy moment, by wreszcie zrzucić ze swoich barków ogromny ciężar. Chciał to zrobić, ale nie wiedział, jak zacząć. Przygotował kolejnego drinka, choć w głowie zaczynało mu szumieć po kilku poprzednich. Catherina podała swoją pustą szklankę i również poprosiła o dolewkę.

— Jesteś pewna? Chyba już trochę wypiłaś, zanim do mnie przyszłaś...

— Lej — ponagliła. — O niektórych sprawach najlepiej mówi się po wódce. Na trzeźwo nie potrafiłabym tu przyjść.

— No tak, w końcu miałaś mnie za kompletną szuję.

— Skąd wiesz, czy nadal nie mam? — odgryzła się, co wywołało szeroki uśmiech na twarzy Colina.

— Zapomniałaś, że znam cię na wylot.

Zaśmiała się szczerze, po czym uniosła głowę, a jej oczy przypadkowo spotkały się ze spojrzeniem Bonneta. I choć nie była to dla niej żadna nowość, poczuła skrępowanie. Mężczyzna patrzył na nią inaczej niż zwykle. Z tęsknotą, z żalem, z błyskiem, którym obdarzył ją tego dnia już nie po raz pierwszy. I poczuła, że przez tę jedną chwilę nie siedzi przed nią Bonnet-porucznik, a mężczyzna, który prawie rozbierał ją leżącą na macie w Crown Nets, ten, który jako pierwszy odkrył, jak wielką przyjemność sprawiają jej delikatne pocałunki w szyję i ten, który potem tak po prostu od niej odszedł.

— To, że cię wtedy zostawiłem, było największym błędem mojego życia... — wypalił niespodziewanie, jakby doskonale wiedział, o czym właśnie myślała.

Przez moment zastanawiała się, czy takie słowa naprawdę padły, czy je sobie wyśniła. Czegoś takiego na pewno się nie spodziewała.

Nie poruszyła się, nie zareagowała, nie odpowiedziała. Siedziała z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się w Colina z niedowierzaniem.

— Zawsze wiedziałem, że jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. Chciałem ci pomagać w problemach, zajmować się tobą, gdy było ci źle, kupować piwo, jak chciałaś się napić, albo robić kawę, jak dopadało cię zmęczenie. Mogłem się poświęcić i iść do galerii na zakupy, gdy potrzebowałaś porady przy kupnie butów, albo jechać na drugi koniec stanu, żeby stwierdzić, że samochód, który ci się spodobał, to kompletny szmelc. Myślałem, że właśnie tak zachowuje się prawdziwy przyjaciel, że po prostu jest, gdy przyjaciółka go potrzebuje. I może rzeczywiście na tym to polega, ale zrozumiałem, że w moim przypadku, to wszystko ma swoje drugie dno.

Każde kolejne słowo siało coraz większe spustoszenie w głowie Catheriny. Bo wszystko, w co wierzyła i czego była pewna przez ostatnie lata, zaczynało powoli padać jak domek z kart. Podświadomie wiedziała, do czego Colin zmierza i bardzo się tego bała.

— Prawda jest taka, że odsunąłem się od ciebie nie tylko ze względu na śledztwo. Już wcześniej starałem się powoli ograniczać tą naszą zażyłość. Myślałem, że wtedy mi przejdzie, że jak od ciebie odpocznę, to przestanę czuć to, co czuję. Do pewnego czasu sam nie wiedziałem, do czego to wszystko zmierza, a teraz gdy wiem, jest za późno, żeby to cofnąć.

Choć pewna część podświadomości Catheriny pragnęła dowiedzieć się, co chce przez to powiedzieć, reszta bała się usłyszeć odpowiedzi.

Wstała po butelkę wódki, stojącą na komodzie, mając nadzieję, że jeśli napije się więcej, to nie dotrze do niej sens słów Bonneta. Wlała ją do szklanki razem z sokiem, jednak nie wróciła na swoje miejsce.

Zaczął obezwładniać ją paniczny strach, bo nie była przygotowana, że zmiany zajdą nawet w tej sferze jej życia. Przez lata przyjaźni zdążyła już przywyknąć do myśli, że Colin traktuje ją tylko jak siostrę. Teraz czuła, się przytłoczona jego słowami.

— Co ty mi chcesz przez to powiedzieć? — dopiero teraz odważyła się odezwać.

Zobaczyła, jak porucznik wstaje z kanapy i pewnie zmierza w jej kierunku. Potem przyparł ją do ściany tak mocno, że nie miała drogi ucieczki. Choć chciała się gdzieś odsunąć, kompletnie uległa dotykowi Bonneta. Patrzył jej prosto w oczy, potem na usta i znowu w oczy. Nie kontrolował ani swojego nieregularnego oddechu, ani ruchów, gdyż jego ciało zaczęło żyć innym życiem. Przestało słuchać głosu rozsądku, skupiając się tylko na własnych pragnieniach. A pragnęło Catii.

Była zbyt zaskoczona, by zareagować i odsunąć Colina, gdy wplótł swoją dłoń w jej włosy i dotknął czoła swoim czołem. Przez moment trwał w takim stanie, mając nadzieję, że Catherina go nie odrzuci, nie wyrwie się. Nie zrobiła nic, czekała na dalszy rozwój sytuacji, kompletnie nie wiedząc, co dzieje się wokół niej. Nie pamiętała już, jak to jest mieć Bonneta tak blisko siebie. Minęło zbyt wiele czasu, jednak teraz, przez tę jedną chwilę, chciała wrócić pamięcią do wspomnień. Sama nie rozumiała, dlaczego.

— Wariuję, rozumiesz? Wariuję na twoim punkcie i nie potrafię sobie z tym poradzić. W tym salonie sukien ślubnych myślałem tylko o tym, że spieprzyłem najważniejszą sprawę w moim życiu. Patrzyłem na ciebie i miałem ochotę coś rozwalić, bo uświadomiłem sobie, że za kilka miesięcy naprawdę cię stracę. Będę stał z boku, patrzył na wasze szczęście i pragnął krzyknąć to pieprzone nie, zanim ty powiesz tak. Niczego w swoim życiu nie żałuję tak bardzo, jak tego, że byłem wtedy takim idiotą...

Czuła, jak dotykał ją swoim ciałem i jak mocno biło mu serce. Po raz kolejny tego dnia nie wiedziała, co robić. Miała mętlik w głowie. Z jednej strony pragnęła poddać się tym emocjom i pozwolić, by ją owładnęły. Chciała przypomnieć sobie, jak smakują jego usta, jakie dreszcze wywołują jego dłonie błądzące po całym ciele... Nie spodziewała się, że Colin nadal coś do niej czuje, nie sądziła, że to uczucie jest tak silne i trwałe. Alkohol buzujący w żyłach wcale nie pomagał w podjęciu rozsądnej i mądrej decyzji. Możliwe, że to właśnie on pchał ją wtedy w ramiona byłego.

— Kochasz go?

Milczała. Nie potrafiła wydobyć z siebie ani jednego słowa. Może przez zaskoczenie, może coś ją przyblokowało, ale nie odpowiedziała na to pytanie.

— Powiedz słowo, a się odsunę...

Milczała.

— Jeśli chcesz do niego wrócić i naprawdę pragniesz tego ślubu, to się wycofam. Nie będę niszczył ci życia, nie mam do tego prawa i nie zamierzam być źródłem twojego nieszczęścia. Zależy mi na tym, byś była szczęśliwa, ale jeśli dasz mi choć jeden znak, bym zaczął znowu walczyć, to ja nie będę miał skrupułów...

Milczała.

Zbyt wiele szans stracił, tej nie zamierzał. Choć mógł się domyślać, że niektóre zachowania dyktuje im alkohol, nie potrafił tak po prostu poczekać do jutra. Miał nadzieję, że jeśli teraz wykona śmiały ruch, to zmieni ich relację i otrzyma szansę na naprawienie błędów. Widział, że Catherina jest zagubiona i sama nie wie, jak zachować się w tej sytuacji, jednak mimo to zbliżył się bardziej, niż powinien i złączył ich usta. Wierzył, że żadne z nich nie będzie tego żałować.

Jednak mimo iż powróciły emocje i wspomnienia z dawnych lat, Catia nie chciała popełnić błędu. Nie chciała żałować. Oprzytomniała. Odwróciła głowę, nie odwzajemniając pocałunku.

— Nie, Colin... — wyszeptała prawie bezgłośnie, unikając jego wzroku. — Muszę to wszystko przemyśleć... Ja... Nie.. Nie wiem... Muszę się z tym przespać...

— Rozumiem — rzucił, ale nie odsunął się. Nadal dotykał dłonią jej policzka i uśmiechał się lekko, jakby do siebie. — Mimo wszystko cieszę się, że wreszcie ci to powiedziałem...

Kiwnęła głową. Była mu wdzięczna za prawdę, choć nie miała pojęcia, co zrobić z tym zaskakującym wyznaniem. Nie wiedziała nawet, jak to skomentować.

— Będzie lepiej, jeśli już pójdę.... wrócimy do tej rozmowy.

Ściągnęła ręcznik z głowy, położyła go na kanapie, po czym ubrała przemoczoną kurtkę i buty. Musiała uciec, odetchnąć, złapać dystans i to jak najszybciej. Colin przez cały ten czas wodził za nią wzrokiem i choć spotkanie nie skończyło się tak, jak by tego pragnął, czuł się lepiej. Zrzucił ze swoich ramion ogromny ciężar i pozbył się niedomówień. Wreszcie był pod tym względem wolnym człowiekiem. A teraz wszystko leżało w rękach Catheriny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top