Rozdział 12
- Chwila. Ty i bieganie? Jakoś sobie tego nie wyobrażam. - zakpił brunet gdy wróciłam do ławki.
- Oj zamknij się, jestem lepsza od ciebie.
- Wątpię. A ten gość... Pożerał cię wzrokiem.
- Co? Niby...
- To prawda, Rose. - poparła go Lissa.
- Chyba sobie jaja robicie. Jenkins?
- Yea. - rzucił brunet z entuzjazmem.
- Czekaj, czekaj. Ten Jenkins? Daniel Jenkins?
- Dokładnie on. I spotka się później z nami, żeby pogadać.
- Hej chodźmy gdzieś. Większość się już ulotniła. - wtrącił Jo. Zapewne nie miał zielonego pojęcia o czym gadamy.
- Ja jestem całkowicie za.
- Nie wierze. - Wasylisa Dragomir zrywa się z „lekcji".
- No co? - posłała mi cwany uśmieszek. - Poszaleć nie można?
- Wasza wysokość, to moja działka. - upomniała ją.
- Nie mogę z wami. - roześmiał się chłopak, nieświadomy prawdziwości tych słów. - To więc co robimy?
- Nie wiem, ty znasz to miejsce lepiej od nas.
- Może jakaś kawa czy coś? - zaproponowała morojka.
- Pewnie, chodźcie. Na stołówce w tych godzinach działa mini kawiarenka. - minęliśmy jakieś trzy blondynki z toną tapety na twarzy, które śmiały się ma pół korytarza. Vertez prychnął. - Zasmolone lalunie.
- Niby czemu?
- Długa historia. Kiedyś wam opowiem.
- Okej.
***
Szliśmy na następny wykład i przechodziliśmy obok sali gimnastycznej. Ludzie na środku przykuli moją uwagę.
- Jo zaraz cię dogonimy. Mamy coś do załatwienia. - Lissa posłała mi pytające spojrzenie, a Josh tylko wzruszył ramionami.
- Okej jak chcecie.
- Chodź. - wciągnęłam przyjaciółkę do sali. Drzwi zaskrzypiały i dwójka od razu popatrzyła na nas.
- Nie przeszkadzajcie sobie. - zwróciłam się do nich. - My tylko na chwile.
- A co, już plotka się rozniosła? - spytał chłopak z kpiącym uśmieszkiem.
- Nie. Niby jaka? - zaprzeczyła królowa.
- Że uczę siorke samoobrony. Też się podszkolić chcecie?
- Nie. Ale to co mówisz jest ciekawe. - odparłam.
- Chcecie popatrzeć?
- Pewnie. - odpowiedział blondynka jakby czytając w moich myślach. Usiadłyśmy na ławce.
- Wszystko co jest związane z walką przyciąga cię jak magnes.
- To nie było pytanie.
- Nie, nie było. - Lissa uśmiechnęła się, a ja przewróciłam oczami. Chłopak pokazywał dziewczynie jak ma trzymać ręce by się dobrze bronić.Pomijając, że sam to źle robił.
- Hej, jak tak na ciebie patrze, to myślę, że skończyłeś kurs samoobrony i tego samego próbujesz nauczyć innych.
- Tak, coś nie tak?
- Dużo.
- Co? Skąd wiesz?
- Powiedzmy, że znam się na tym. - wstałam i podeszłam do nich. Trochę zajęło potwierdzenie moich słów, ale w końcu dotarło. I w sumie na tym skończyły się atrakcje dnia dzisiejszego. No nie licząc „małej" wymiany zdań z babką od historii prawa. Przetrwaliśmy pierwszy nudny dzień i nauki. Chociaż nie wszyscy byli tego zdania. Lissa z Josh'em do kilku godzin...
- I to było właśnie najlepsze w Sparcie. - podsumował swoją długom wypowiedź Jo.
- Ateny i demokracja, też nie były złe.
- Co racja to racja.
- A pamiętasz to co mówili o Rzymie i cezarze? - rzadko widziałam przyjaciółkę tak bardzo zafascynowaną historią.
- Jak mógłbym zapomnieć! To było fascynujące! Polityka w tamtym czasie...- moją męczarnie przerwał telefon, przeniosłam się na drugą stronę pokoju, żeby nie przeszkadzać tym kujonom.
- Życie mi ratujesz, towarzyszu.
- Pierwszy dzień i już tak źle? - wyczułam nutkę rozbawienia w jego głosie, ale to zignorowałam.
- Od dwóch godzin, główny tematem jest historia Europy! Jakby nie było ciekawszych tematów.
- Każdego fascynuje co innego. Lissę...
- Nie. - przerwałam mu.
- Co? - zdziwił się.
- Znowu zaczynasz.
- Niby z czym?
- Z tymi twoimi mądrościami mistrza Zen! - rzuciłam z pretensja w głosie. Roześmiał się, a mnie otulił ten cudowny, ciepły dźwięk.
***
- Chodź, Rose! - usłyszałam krzyk z dołu.
- Chwila! Musze przecież jakoś wyglądać. - mruknęłam pod nosem. Drzwi do łazienki się otworzyły i jakieś ręce złapały mnie w tali. Zamknęłam oczy i się odprężyłam.
- Dla mnie i tak zawsze będziesz najpiękniejsza. - wyszeptał mi do ucha, ale brakowało tym słowom, tej delikatności i powalającego akcentu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że za mną stoi Adrian w garniturze. Wyrwałam mu się, o dziwo nic nie poczułam. Żadnego dotyku, nic.
- Iwaszkow! Co do... - obróciłam się i zamarłam.
Ja dalej stałam w jego objęciach. To znaczy tak jakby druga ja. Nic z tego nie rozumiałam. To sen, uświadomiłam sobie. „W każdej chili możesz to przerwać" podpowiadała moja podświadomość, ale byłam zbyt ciekawa co się dalej wydarzy.
- Oj, nie podlizuj się. - odpowiedział brunetka i go pocałowała. Drzwi do łazienki ponownie się otworzyły. Stał w nich Abe.
- To nie czas na migdalenie się. Wszyscy czekają.
- Przepraszamy lordzie Mazur. To się nie powtórzy. - odpowiedział Adrian, na co mój klon się zaśmiał.
- Myślicie, że król ma cały dzień? - obok pojawiła się także Jenin.
- Kochany braciszek, miał by dla mnie czasu nie znaleźć? - Woo. Stop. Ja mam brata? Do tego króla? O co tu do cholery chodzi. Zanim się obejrzałam, cała czwórka wyszła z mieszkania i skierowała się do sali tronowej. W pewnym momencie się rozdzielili. Rose poszła do wejścia głównego, gdzie czekał na nią jakiś chłopak, dhampir.
- Siostrzyczko, co tak długo? - wyglądał tak, jak Abe mógł wyglądać kilkanaście lat temu. Na oko był jakieś 2-3 lata starszy ode mnie.
- Przecież się nie spóźniłam.
- Ale mało brakowało.
- Oj nie dramatyzuj.
- Szczerze myślę, że straciliście poczucie czasu. - uśmiechnął się cwanie. - Iwaszkow... - walnęłam go w ramie.
- Och skończ już. - Tak, zdecydowanie jesteśmy rodziną.
- Rose? Możemy porozmawiać? - obróciłyśmy się w tym samym momencie.
- Dymitr... Proszę, odpuść wreszcie. To co było między nami to przeszłość. Zrozum to w końcu.
- Chodź, siostrzyczko. Szkoda czasu. - chyba weszli do sali, ale mnie to już nie obchodziło. Widziałam tylko te brązowe oczy. Przepełnione bólem.
Obudziłam się z krzykiem.
- Rose? Co jest? - spytała zaniepokojona Lissa, podchodząc do mnie. Usiadła na brzegu łóżka.
- Nic. To tylko sen. Tylko sen. - nie wiem czy uspokajałam ją czy siebie.
- Chodź tu. - przytuliła mnie.
- Tego mi brakowało.
- Szczerze mi też i to bardzo. - przerwała na chwile, zastanawiając się nad czymś. - Rose?
- Tak?
- Wiesz, od kiedy zostałam królową, mało czasu spędzamy ze sobą.
- Pomijając, że prawie cały dzień jestem przy tobie, pilnując twojego bezpieczeństwa. - odsunęła się, obrzucając mnie karcącym spojrzeniem.
- Hej, przecież wiesz o co mi chodzi.
- Wiem, ale obiecuje. Jutro to nadrobimy.
- Yyy... Jutro? - wskazała ma zegar. 00.02.
- Oj nie czepiaj się. - puściła mi oczko i śmiejąc się wróciła na swoje łóżko.
------
Tak wiem. Dawno nie było rozdziału i pewnie część z was chce mnie zabić.
No w każdym razie, 13 pojawi się prawdopodobnie szybciej. Część jest już napisana więc, bądźmy dobrej myśli.
Zapraszam też na miniaturkę o Rose i Dimce, którą można znaleźć na moim profilu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top