Rozdział 10
- Rose, nareszcie. Wiesz jak się martwiłem? Najpierw ty prawie rzucasz słuchawką, potem Lissa robi to samo...
- Dymitr. Spokojnie, nic się nie dzieje. – przerwałam mu i opowiedziałam najpierw cała historie z otrzęsinami nowych, a potem z tymi „odwiedzinami" Croft'a.
- Dziwne, że mnie jeszcze nie przesłuchali.
- Wiedzą co chcieli wiedzieć. Nie mam wiarygodnego alibi na te pół godziny, bo Hans sądzi, że i tak byś mnie nie wydał. Więc twoje zeznania nie wniosą raczej nic nowego do sprawy. A tak w ogóle co z Adrianem?
- Poprawiło mu się w ostatnich godzinach. Rozmawiałem też z Danielą, nie będzie wnioskować o szybszy proces. Zgodziła się poczekać aż jej syn się obudzi.
- Łaskawa pani się znalazła. Niech się cieszy, że mnie tam nie ma, bo...
- Hej. Nic nie poradzisz na to, że działasz jak magnes na kłopoty. – westchnął, a ja miałam przed oczami jego cudowny uśmiech.
- Przeznaczenie.
- Obejmuje ono także przepowiednie Yevy. – wiem co sugerował, więc zmieniłam lekko kierunek tej rozmowy.
- Albo jej wymysły z noszeniem cegieł. – rzuciłam, nie zastanawiając się zbytnio nad tym co mówię.
- Co? – spytał Dymitr.
- Nie wspominałam ci tym?
- Jak widać nie, więc śmiało. Chętnie posłucham. – ponaglił mnie Belikov.
- Za pierwszym razem jak byłam w Bai, twoja babcia chciała żebym z nią poszła. Kazała mi wziąć jakieś cholernie ciężkie kartony, które niosłam do Oleny i Marka. Okazało się, że w jeden był napakowany kostką ogrodową. Potem dowiedziałam się, że to był pewnego rodzaju test.
- Co masz przez to na myśli?
- Sprawdzała czy jestem ciebie warta. – powiedziałam bez wahania, co innego Dymitr, bo odpowiedział dopiero po chwili.
- To nie jest całkiem normalne, ale w jej stylu. – miałam dodać coś o staruszce, ale mój wzrok padł na zegar.
- Jasny szlak! Przecież ja rano nie wstanę. - dochodziła właśnie czwarta, a wykłady zaczynają nam się od ósmej.
- Bo tyle gadasz, Rose.
- Moja wina, że się się stęskniłam za tobą Towarzyszu? No no dobra może bardziej za tym cudownym akcentem. – usłyszałam śmiech w słuchawce. Boże...jak ja go uwielbiam...
- Też się bardzo stęskniłem, może jakoś przeżyje te dwa tygodnie.
- Dwa?
- Yhh...Chyba się wygadałem. Lissa chce przyjechać na weekend jak już się wszystko uspokoi.
- I dopiero teraz mi to mówisz?
- Tak wyszło. A teraz zmykaj do łóżka bo rano nie wstaniesz. Kocham cię, Roza.
- Ja ciebie też towarzyszu. Dobranoc.
- Słodkich snów, kochanie.
***
- Au! – otworzyłam lekko oczy. Nade mną stał Josh i Lissa, próbowali ukryć śmiech.
- A wam co tak wesoło? – spytałam zbierając się z podłogi.
- Twoja mina. Jakbyś chciała kogoś zabić. – odpowiedziała moja przyjaciółka.
- Na przykład tego kto zrzucił mnie z łóżka. – spojrzałam przy tym na chłopaka. Ostrzegam, Joshua jeszcze raz i będzie po tobie.
- Skąd wiesz, że to ja?
- Lissa nie posunęła by się do tego.
- Bo się ciebie boi?
- Bo nie jest tak głupia, a poza tym ma za dobre serce.
- Hej ludzie, nie chciałabym wam przeszkadzać, ale za dziesięć minut zaczynamy wykłady. – morojka przerwał naszą wymianę zdań,
- Co?! – porwałam jakieś ubrania z szafki i poleciałam do łazienki. Zanim zamknęłam drzwi usłyszała jeszcze słowa przyjaciółki:
- Żartowałam!
***
- Więc pochodzicie z Filadelfii, macie po osiemnaście lat i znacie się od przedszkola.
- Dokładnie. – okazało się, że Jo ma te same wykłady co my.
- A rodzice?
- Matka pracuje w ochronie, a staruszek jest biznesmenem. – odpowiedziałam. Chłopak poprowadził nas do ostatniego rzędu w sali wykładowej, w której dopiero zbierali się uczniowie.
- A twoi? – zwrócił się do Wasylisy.
- Mają firmę w Filadelfii. – odpowiedziała bez wahania, trzymając się informacji które mamy w papierach i które miałyśmy podawać w razie jakichś pytań. Lissa dostała też fałszywe nazwisko. Nawet o tym na którym uniwersytecie jesteśmy wie tylko kilka osób. Kwestie bezpieczeństwa. Królowa poza dworem jest łatwym celem nie tylko dla strzyg, ale także dla wrogów państwa. – Mało kto wie, kim naprawdę są moi rodzice. Nosze inne nazwisko niż oni. Przynajmniej w liceum mnie się nie czepiali.
- Oczywiście, Anderson. Nie licząc Mii. – uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Uprzykrzała wam życie? – spytał Josh wyraźnie zaciekawiony tym tematem.
- Przez jakiś czas. – Dragomirówna próbowała go zbyć, ale ja wolałam ten temat, od wypytywania nas o szczegółowe informacje.
- Ta. Nie odczepiła się nawet jak jej przywaliłam.
- W sensie klepnęłaś ją? – zaczął naśmiewać się Jo.
- Nie lekceważ jej. – rzucił jakiś chłopak mijając nas. Zauważyłam tatuaże na jego szyi i...
- Denis? – odwrócił się na moje słowa z szerokim uśmiechem.
- Cześć, Rose. Wiesz, że nieładnie odchodzić bez pożegnania?
- Bardzo śmieszne. Co ty tu robisz?
- Mazur zaproponował mi załatwienie pewnej sprawy, za niezłą kasę. – puścił mi oczko.
- A prze okazji miałeś mnie sprawdzić.
- To nie było pytanie. Skąd to wiesz? – zaciekawił się.
- Znam Staruszka lepiej niż myślisz. – uśmiechnęłam się chytrze.
- Chwila. Dopiero teraz odkryłem drugie dno tego słowa. – zaczął niepewnie Denis. – Nie chcesz mi powiedzieć, że...
- Abe Mazur jest moim ojcem. – przerwałam mu. Wytrzeszczył oczy, a jego szczęka mało nie uderzyła o podłogę.
- Jesteś Zmey Junior?*
- Coś w ten deseń. – telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz. Abe. Po co on do mnie dzwoni? Odebrałam.
- Tak, Staruszku?
- Powiedz temu idiocie, że jest najgorszym tajnym agentem w dziejach ludzkości.
- Przekaże.
- Miło robić z tobą interesy, Rose. – rozłączył się. Trzy pary oczu wpatrywały się we mnie żądając wyjaśnień.
- Denis, ciebie też ktoś szpieguje.
- Że niby co?
- Mam cię poinformować, że cytuje: „Jesteś najgorszym tajnym agentem w dziejach ludzkości."
- Kurcze muszę was przeprosić. Chyba mam nieźle przerąbane. Rose przekaż ojczulkowi żeby mnie nie mordował. – powiedział Rosjanin i wybiegł z sali. Josh i Lissa dalej wpatrywali się we mnie
- No to teraz nam pięknie wszystko wyjaśnisz.
——————
* W tłumaczeniu oficjalnym jest „Żmija Juniorka", w nieoficjalnym (pdf) „Zmey Junior". Osobiście wole drugą wersje.
Trochę czekaliście, ale czytający bloga czekali jeszcze dłużej na rozdział 11, więc wy też możecie sobie poczekać ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top