Rozdział 21

Sprawdzany, ale mogłam coś przeoczyć. Jestem tylko człowiekiem, mama co chwile ochrzania mnie, że mam już iść spać, a do tego jest późno jak na czas, w którym w roku szkolnym chodzę spać. :P


Dawno mnie tu nie było (wrzesień 2016??? xD?), (pewnie większość z was nie pamięta, co było wcześniej xD Nie martwcie się, ja też nie pamiętałam xD),(chyba lepiej idzie mi pisanie krótkich form - tu niepoinformowanych zapraszam na zbiór miniaturek i on-shotów (oczywiście o AW) na moim profilu :D), więc nie przedłużając, zapraszam! :D

------------------

- Dobrze wyglądasz, Josh. - powiedziałam pocieszająco, podchodząc do chłopaka. Usiadłam koło niego na ławce.

- Ta maść, jest naprawdę dobra. - odpowiedział, bez towarzyszącemu słowom, tak charakterystycznemu dla niego entuzjazmowi.

- Co z nim?

Josh oderwał wzrok od Alexa i spojrzał na mnie. Wyglądał, jakby mierzył się z najgorszymi chwilami w życiu. Zdałam sobie sprawę, że gdyby nie maska strażnika, wtedy w pokoju, Eddie wyglądałby podobnie. Samo wspomnienie Masona było do zniesienia, ale w połączeniu z tym...

Przełknęłam ślinę.

- Aż tak źle?

- Nawet sobie nie wyobrażasz. W życiu nie widziałem go tak załamanego. Najpierw odrzucił połączenie od siostry, co nie było normalne, bo zawsze mieli wręcz perfekcyjne stosunki, rozumieli się we wszystkim i zawsze wspierali. Potem przyszedł tu i siedział dłuższy czas, nie odzywając się, ani nie reagując na moje pytania. Dałem mu spokój i tylko siedziałem tu, mając nadzieję, że mu się poprawi, ale on tylko coraz bardziej pogrążał się w rozpaczy. Gdy próbowałem jeszcze raz do niego zagadnąć, w momencie zdecydował się jednak zadzwonić do siostry i od godziny wisi na telefonie. Naprawdę nie umiem sobie wyobrazić, dlaczego to tak na niego wpłynęło i co on teraz może czuć. Znamy się od dziecka, jesteśmy przyjaciółmi, powinienem umieć mu pomóc... - westchnął i zagryzł pięść. - Ja, ja... Ja już nie wiem.

- Przyjaźń jest specyficzną więzią. W razie problemów trzeba się postawić w odwrotnej sytuacji. Masz przyjaciela i niby chcesz mu wszystko powiedzieć, bo wiesz, że cię wesprze, ale z drugiej strony nie chcesz go zadręczać swoimi problemami. I w tym momencie pojawia się problem i musisz znaleźć najlepszy sposób na jego rozwiązanie, bo inaczej będziesz miał sobie za złe, że przyjaciel czuje się równie tandetnie, jak ty i to z twojej winy. Przerwałam, uświadamiając sobie, że brzmiało to, jak jedna z życiowych Zen lekcji Dymitra. Uśmiechnęłam się pod nosem i kontynuowałam.

- Musisz do niego podejść i spróbować jeszcze raz. Przytocz jakąś historie z przeszłości, w której pomagaliście sobie nawzajem. Powinno pomóc.

Gdy obróciłam się z powrotem w jego stronę, Josh wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami.

- Jesteś w moim wieku, a mówisz i zachowujesz się jak osoba dużo starsza i szanowana, która przez lata zbierała doświadczenie. Dzięki, Rose.

Wstał i skierował się w kierunku Alexa. Tamten widząc go, odłożył telefon, rzucił coś i chciał odejść, ale Josh nie dał się spławić. Szarpnął przyjaciela za ramie i wskazał mnie. Rudzielec przyglądał mi się przez chwile, potarł dłonią czoło i obrócił się z powrotem do bruneta.

Dalej ciężko mi było patrzeć obojętnie na tego chłopaka. Cały czas nie wierzyłam w to, że naprawdę może istnieć ktoś tak podobny do Masona. Akurat do Masona. Dlaczego nie mógł być to drugi Eddie? Albo Adrian, Ozera czy nawet ja? Podniosłam się z miejsca z nadzieją, że tym razem dotrę do pokoju, lecz jak zwykle coś mi przeszkodziło. Ledwo zrobiłam trzy kroki, z boku wpadła na mnie jakaś dziewczyna.

- Przepraszam. - bąknęła zawstydzona, ale po chwili otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w mnie. Miałam nadzieję, że to nie dlatego, że mnie poznała.

- Możesz być moją przyjaciółką! To znaczy, możesz?

- Słucham?

- Chodzi o to, żebyś poudawała, co? Przez chwilę? Takich trzech gości z klubu się do mnie przywaliło. Idą cały czas za mną. Nie chce z nimi gadać. To znaczy, chciałabym, ale się boję. No wiesz, coś palnę totalnie bez sensu i to by było głupie, a oni nie chcą się odczepić. Tylko nie myśl, że są jacyś obleśni. Nie, nie, jeden jest nawet całkiem fajny, ale pijany i wiesz no, taka znajomość, ona nie może się dobrze potoczyć prawda? A ja potem nie chcę mieć problemów, bo tak trudno było mi się tu dostać i nie chcę, żeby za coś mnie wyrzucili i...

- Stój. - przerwałam jej. - Spokojnie. Łap czasem oddech.

- Yyy.- bąknęła. - Tak. Przepraszam.

Spuściła na chwilę wzrok i założyła za ucho pasmo blond włosów.

- To jak? - spytała z nadzieją. - Pomożesz mi?

Zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, dziewczyna wskazała na cos za moimi plecami.

- Bo właśnie tuuu idąąą.

Obróciłam się w tamtą stronę i dostrzegłam trzech chłopaków, o których mówiła blondynka. Jeden z nich trzymał flaszkę, drugi papierosa, a trzeci bardziej na nich wisiał, niż szedł. Postanowiłam pomóc dziewczynie, widząc, że nie będzie z nimi za dużego problemu. Gdy bardziej się im przyjrzałam, dostrzegłam coś, co niekoniecznie chciałam widzieć. Jednym z nich był Adrian.

- Rany boskie.

- Dasz sobie radę? - spytała, marszcząc brwi.

- Tak. Nie martw się.

Blondynka nie skomentowała tego w żaden inny sposób, po prostu stała i obserwowała, jak potoczy się sytuacja.

Trójka w końcu dokulała się do nas. Brunet w środku prawie już nie kontaktował, Adrian gapił się gdzieś w przestrzeń, a ten pierwszy, cóż, był to ten typ, który po alkoholu nabierał tej wkurzającej pewności siebie.

- No i wreszcie cię mamy, ślicznotko. Czemu tak uciekałaś?

- Bo nie chciała z wami rozmawiać? A teraz zabieraj swojego koleżkę i zmiatajcie do pokoi.

- Nie. My...

- Nie chcesz się ze mną kłócić.

- Ma rację. - odezwał się Adrian. - Nie chcesz.

Tamten chciał zaprotestować kolejny raz, ale Adrian pociągnął ich w stronę budynków.

- Idziemy.

- O nie. - zaprotestowałam. - Ty się nigdzie nie wybierasz.

Złapałam moroja za rękę, a on puścił swojego koleżkę i dał im odejść.

- Dziękuję! - wykrzyknęła radośnie blondynka. - Dziękuję!

Pomachała nam jeszcze i odbiegała.

Nie zastanawiając się dłużej nad nią, zwróciłam się do Adriana.

- Chyba powinniśmy porozmawiać.

- O czym? - ze zdziwieniem dostrzegła, że był bardziej trzeźwy, niż wyglądał. - O tym, ze mnie zdradziłaś? Naprawdę tego chcesz?

Może tylko trochę za bardzo szczery. Wiedziałam jednak, że jutro będzie pamiętał o czym rozmawialiśmy.

- Adrian. - skarciłam go.

Niekoniecznie chciałam, by pół uniwerku wiedziało o tym, co zdarzyło się w moim życiu. Dobrego czy złego.

- Co? - zapytał lakonicznie, jak to miał w zwyczaju w niewygodnych sytuacjach.

- Ja... Spędziłam, z tobą dużo czasu i naprawdę cię pokochałam.

- Przestań już. Nie zależy ci na mnie. Nie tak naprawdę. Nikomu na mnie nie zależy, więc może po prostu dasz mi święty spokój. I tak już wystarczająco mnie skrzywdziłaś.

- Zobacz moją aurę, jeśli mi nie wierzysz! - wypaliłam. - Za nic nie chce cię stracić, Adrian. Jesteś moim przyjacielem. Od czasu, w którym cię poznałam, nie wyobrażam sobie świata bez ciebie, a to, co mówisz, jest totalnie niedorzeczne. Nawet jeśli nie dla mnie, to dookoła masz pełno osób, którym jesteś potrzebny!

- Bzdura. Wszyscy sobie beze mnie poradzą. Udowodnił to czas, kiedy byłem w śpiączce. Jeden z lepszych okresów w moim życiu.

- Przejrzyj na oczy, świat nie kończy się tylko na twoich koleżkach od butelki. Pomyśl, chociażby o Jill. Bardzo jej pomogłeś po koronacji, kiedy musiała się odnaleźć w tym arystokratycznym świecie. Byłeś dla niej wsparciem, a teraz co? Całe dnie spędzasz z butelką, popatrz na siebie! - zrobiłam chwile przerwy, zbierając myśli. - Przyjechałeś tu z jakiegoś powodu, wiedziałeś, że Doru coś planuje. Przyjechałeś nas ostrzec, pomóc. Masz niską opinię o sobie, twierdzisz, że się do niczego nie nadajesz, ale czy na pewno?

- Skąd wiesz, że po prostu nie uciekłem od problemów, jakie czekałyby mnie na dworze z matką? Z tym całym bagnem.

- Nie wiem, czy otworzy ci to oczy na cokolwiek lub, czy zmieni twoje zachowanie, ale powtórzę to jeszcze raz. Myślisz o sobie jak o ofierze...

- Nie jestem, Hathaway - przerwał mi stanowczo - i nigdy nie będę chrzanionym superbohaterem jak ty i Belikow!

- Nikt od ciebie tego nie wymaga!

- Właśnie to powiedziałaś!

- Wcale nie! Chce, tylko żebyś nie patrzył na siebie takim krytycznym okiem! Jesteś naprawę wartościowym człowiekiem, zobacz to w końcu! Byłeś zupełnie innym człowiekiem zimą, kiedy się poznaliśmy. Rozpieszczonym nastolatkiem, z arystokratycznej rodziny, któremu w głowie tylko zabawa i imprezy, a nie libacje i użalanie się nad sobą. Czemu nie możesz do tego wrócić?

- Bez ciebie jestem niczym, rozumiesz?! Zniszczyłaś mój świat. Nie tak łatwo jest się pozbierać po stracie ukochanej osoby.

- Wiem, jak to jest Adrian. Byłam w identycznej sytuacji po przemianie Dymitra. Mój świat tez zawalił się w momencie, ale próbowałam coś z tym zrobić. Gdy wróciłam, starałam się pozbierać swoje życie do kupy. Wtedy pomogłeś mi swoją obecnością. Kto wie, jakby to wyglądało bez ciebie.

- Poradziłabyś sobie. - burknął, wypuszczając dym z buzi.

- Widzisz? Mimo wszystkiego, co mi wyrzucałeś w ostatnim czasie, dalej we mnie wierzysz i dostrzegasz moje zalety. Czemu nie potrafisz zobaczyć ich w sobie?

Nie odpowiedział.

- Poznasz kiedyś kogoś, kto powie ci to samo co ja, ale z jego ust te słowa nabiorą znaczenia i potraktujesz je poważnie. Chociaż mam nadzieję, że część z nich do ciebie dotarła. Przemyśl to.

Widząc, że nie zamierza mnie zaszczycić swoim spojrzeniem, zrezygnowałam z dalszych prób przemówienia mu do rozsądku i skierowałam się do akademika.

- Rose! - zatrzymał mnie jego głos. Obróciłam się z powrotem. Przeszywał mnie wzrokiem jakby, chciał ze mnie wyczytać wszystkie informacje - Czy gdy byłaś ze mną, choć przez chwile to było szczere? Nie mogę zobaczyć twojej aury, ale liczę, że powiesz prawdę.

- Próbowałam odbudować swoje życie, i tak, to było szczere. Chciałam być z tobą, chciałam, żeby nam wyszło, ale nie wiem, co kierowało wtedy moim myśleniem. Może chciałam po prostu zapomnieć o przeszłości, o Dymitrze... otrząsnąć się z tego, zacząć od nowa, albo wywiązać się z danego słowa.

- Hm? - chyba nie do końca wiedział, o czym mówię.

- Pamiętasz, jak przyszłam do ciebie po pieniądze...

- Nie kończ. - uciął ostro.

- Chciałeś szczerości. - odpowiedziałam podobnym tonem. - a poza tym miałam dać ci szansę, nigdy nie obiecywałam, że wyjdzie z tego coś więcej.

- A potem pojawił się Belikow i odżyła ta cała wielka miłość.

- Nie musiała odżywać, bo nigdy nie przestałam go kochać. To, że ktoś zniknie z twojego życia, nie sprawia, że przestaje się go kochać.

- Jednak będąc ze mną, mogłabyś chociaż spróbować, zwłaszcza że on był wtedy potworem.

- A myślisz, że nie próbowałam? Robiłam to setki razy, ale nie da się ot, tak odkochać, po prostu zapomnieć. Nawet kiedy był strzygą i mordował niewinnych, ja nadal widziałam w nim tylko to, jaki był kiedyś. Nie potrafiła przestać do niego czuć tego, co czułam, wiedząc, kim był kiedyś, nie potrafiłam, kochając go, widzieć w nim tylko i wyłącznie potwora. A potem, gdy dowiedziałam się, że istnieje szansa, by go odmienić... moja nadzieja na odzyskanie go odżyła. Dopiero wiedząc to wszystko, wróciłam do Ameryki Adrian... Jak czując to wszystko, mogłam pokochać kogoś innego? - westchnęłam. - Dając ci szanse, tak naprawdę próbowałam oszukać własne serce. Nie udało mi się, bo mimo tego wszystkiego dalej go kochałam.

- Przestań, Rose.

- Wiem, że postępowałam źle. Dobrze się z tobą czułam i fantastycznie bawiłam, ale to za mało by zbudować związek. Nie rozumieliśmy się tak, jak powinniśmy i nie ufaliśmy sobie tak, jak powinniśmy ufać.

Z Dymitrem było zupełnie inaczej. Przez to, jakie łączyły nas relacje, to co do siebie czuliśmy, szło w parze, z tym że znajdowaliśmy w sobie oparcie i mogliśmy sobie ufać. Choć bardziej to ja znajdowałam oparcie w nim, bo on rzadko kiedy otwierał się, aż na tyle. I szybko okazało się, że on doskonale mnie rozumie i mogę do niego przyjść z każdym problemem, a on mi pomoże, rzuci nowe światło na sprawę czy coś zaradzi.

- Nie chcę słuchać tych ckliwych historyjek. - próbował mi przerwać Adrian.

Udałam, że go nie słyszę i kontynuowałam.

- Tak wiele nas łączyło. Zrozum, że nie potrafiłam o nim tak szybko zapomnieć. Obiecałam, że dam ci szansę, ale tak naprawdę wtedy zrobiłabym wiele, byś tylko dał mi te pieniądze. Jeśli chcesz, oddam je co do grosza, tylko...

- Nie, Rose. Nie trzeba.

- Wiem, że źle postępowałam i chciałabym cię za to przeprosić. Wiem, że nie łatwo będzie mi wybaczyć, ale nie chcę, by zawsze między nami było źle.

- Rose...

- Po prostu przemyśl to, dobrze? Może, gdy emocje już do końca opadną, uda nam się kiedyś na nowo zbudować naszą przyjacielską relację.

- Rose...

- Jeszcze raz ci przerwę, ale to dlatego, że to ty zawsze podczas naszych spotkań miałeś głos. Chciałam, żebyś w reszcie posłuchał też tego, co ja mam do powiedzenia.

Uśmiechnęłam się do niego i widząc, że nie ma mi nic więcej do powiedzenia, zostawiłam go na dziedzińcu i udałam się w stronę pokoju. Musiałam dostarczyć te papiery, dowiedzieć się czego tak naprawdę chce Robert i spróbować skontaktować się z Dymitrem. Miałam też nadzieję, że ta paczuszka od Abego to jakiś fajny gadżet, który pozwoli mi przebrnąć przez jutrzejsze egzaminy. Brakowałoby mi jeszcze tylko problemów na uczelni.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top