Walcz

Druga Wojna Czarodziejów

Bitwa o Hogwart

Nie wszystko szło tak jak powinno i Harry doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Młodzieniec nie zabił Voldemorta jednym zaklęciem. Zamiast tego odbył długi, męczący pojedynek. W pewnym momencie przy boku Pottera pojawił się pewien blondwłosy siedemnastolatek. Uśmiechnął się i rzucił kąśliwe:

- Przestraszony, Potter? – I nie czekając na odpowiedź, dołączył do pojedynku między Złotym Chłopcem, a Czarnym Panem.

Dokładnie wtedy Draco Malfoy wybrał. Podjął decyzję, która wpłynęła na całe jego późniejsze życie. Wybrał walkę po stronie dobra. Stał ramię w ramię z Harrym Potterem i rzucał tak samo potężne i tak samo śmiercionośne zaklęcia jak on. Robił nawet więcej - nie bał się używać niewybaczalnych. Harry nadal z trudem wypowiadał formułę zaklęcia zabijającego. Może i młodzieńcy nie byli bardziej doświadczeni w walce niż sam Voldemort, ale mieli coś czego on nie posiadał - zdolność fizyczną. Z łatwością unikali części klątw, nawet nie używając do tego zaklęć tarczy. Innym ich atutem było to, że była ich dwójka. Niewiele znaczył jeden siedemnastoletni czarodziej w starciu z największym czarnoksiężnikiem, ale dwóch znaczyło już więcej. Może nadal nie dorównywali mu wiedzą ani umiejętnościami, ale obaj wiedzieli, że będą walczyć do samego końca. Byli gotowi umrzeć, by tylko wygrać tę potyczkę.

Pojedynek trwał w najlepsze, a wszyscy jego uczestniczy zaczynali męczyć się coraz bardziej. Obaj chłopcy oberwali już kilkoma mniej szkodliwymi czarami. Kilka razy wzajemnie ratowali się przed uśmiercającym zaklęciem. Kilka razy udało im się dosięgnąć Czarnego Pana swoimi czarami.

Harry i Draco mieli wrażenie, że wszystko zaczęło zmierzać ku dobremu zakończeniu. Liczyli na to, że wygrają. Jednak nic nie działo się tak jak powinno.

Nagle wściekle czerwony promień został wystrzelony z różdżki Voldemorta i trafił w młodego Malfoya, który nie zdążył w porę uskoczyć. Blondyn wydał z siebie krótki krzyk cierpienia. Złapał się za gardło. Zaczął ddychać z wyraźnym trudem.

Następne wydarzenia potoczyły się niezwykle szybko, wręcz błyskawicznie. Czarny Pan wydawał się bardzo zadowolony z tego co zrobił. Na jego twarzy pojawił się dziwny grymas, który zapewne miał być uśmiechem.

- Chłopiec, Który Zdradził umiera od tak banalnego zaklęcia. Żałosne – powiedział Voldemort. – Zostałeś sam Harry – zasyczał Tom w wężomowie.

Potter skrzywi się nieznaczenie.

- Już nie posiadam twojego daru, Tom – odpowiedział Harry – więc wybacz mi, ale nie odpowiem. - Potter chciał wzruszyć ramionami, jednak syknął z bólu. Jego lewy bark został zraniony w czasie walki.

Harry szybko spojrzał na ziemię. Widział, że nie ma wiele czasu. Draco dusił się. Chłopak nawet nie zastanawiał się kiedy z okropnego Malfoya stał się jedynie Draco. Potter postanowił wykorzystać chwilę rozkojarzenia Czarnego Pana.

- Avada Kedavra! – krzyknął, a z jego różdżki wypłynął promień w kolorze tak podobnym do jego oczu.

Voldemort wydawał się nieprzygotowany na cios. Podnosił właśnie różdżkę, żeby się obronić. Dokładnie w tym momencie Harry ponowił inkantacje. Tom uniknął pierwszego z zaklęć. Jednak drugie z nich musnęło jego nogę. Nawet ten niewielki kontakt sprawił, że Riddle zamarł w bezruchu. Voldemort umarł, a jego ciało opadło na posadzkę.

W tym samym czasie Harry zdał sobie sprawę, że sytuacja Draco pogarszała się. Klęknął koło niego na podłodze i próbował mu pomóc. Nie wiedział jednak jak odwrócić zaklęcie Toma. Malfoy dusił się, a Potter używał wszystkich znanych sobie zaklęć, które, czysto teoretycznie, mogłyby pomóc. Nie był jednak w stanie nic zrobić. Tuż przed utratą świadomości Draco ostatkiem sił złapał rękaw Harry'ego. Potter nachylił się nad byłym wrogiem. Malfoy nie oddychał.

Brunet był zdruzgotany. Nie wierzył w to, co się przed chwilą stało.

- Walcz! Malfoy, kurwa, walcz! – krzyczał uderzając w klatkę piersiową blondyna. – Kurwa, Malfoy, debilu, nie zostawiaj mnie teraz! Walcz!



.     .     .     .     .     .     .     .     .     .



- Walcz, Potter! – W sypialni małżeństwa Potter-Malfoy, czy jak Draco wolał określać Malfoy-Potter, rozległ się głośny krzyk owego blondyna, który niezwykle miękką poduszką uderzył swojego zaspanego męża. W ten sposób rozpętał dwieście trzydziestą siódmą poduszkową wojnę między sobą, a pewnym niezwykle uroczym brunetem, któremu zawdzięczał życie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top