"Walczę i zwyciężę" Rozdział 6(2)
Jeszcze przez jakiś czas nie potrafiła oderwać oczu od ekranu telefonu. Rozejrzała się niespokojnie dookoła siebie, jakby w ten sposób chciała sprawdzić, czy nikt jej nie obserwuje. Potem rzuciła urządzenie na torbę i złapała się za głowę. Przekaz wiadomości wydawał się banalnie prosty — ostrzeżenie. Czuła, że ziszczają się właśnie wszystkie najgorsze obawy dotyczące reportażu w telewizji i ukazania w nim twarzy C&C. Nie chcąc tracić czasu, pośpiesznie przebrała się w normalne ubrania, spakowała swoje rzeczy, po czym wsiadła do metra, które zawiozło ją wprost do departamentu. Wiedziała, że nie może zbagatelizować tej wiadomości. Teraz musiała uważać na wszystko.
Wbiegła na drugie piętro, gdzie swoje gabinety mieli znajomi informatycy. Zostawiła telefon jednemu z najbardziej zaufanych, prosząc, by spróbował dyskretnie namierzyć ten numer. Gdy zobaczył treść wiadomości, nie musiał pytać o nic więcej. Obiecał, że weźmie się za to od razu i zrobi, co w jego mocy.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, Catherina ruszyła w kierunku gabinetu. Miała nadzieję, że Colin nie wpadł na pomysł, by spędzić swój wolny dzień w departamencie, bo nie chciała na niego wpaść. Ku jej niezadowoleniu po naciśnięciu na klamkę, okazało się, że drzwi są otwarte. Porucznik siedział przy biurku i nie ukrywał swojego zaskoczenia, widokiem partnerki. Nawet sprawiał wrażenie lekko zestresowanego.
— Co tu robisz? Przecież mamy wolne — zapytał na wstępie.
— Też miło cię widzieć — rzuciła cynicznie, nie zamierzając wdawać się w większe dyskusje.
W gruncie rzeczy przyszła tu tylko po to, by jakoś zająć sobie czas oczekiwania na informacje od technika. Włączyła komputer i wiedząc, że Colin nie widzi ekranu jej monitora, zaczęła przeglądać strony o tajskim boksie. Chciała jakoś odpocząć, odprężyć się i przede wszystkim przestać myśleć o sprawach, które powoli doprowadzały ją do szału. Poprzedniego wieczora za bardzo nadwyrężyła swój umysł, tworząc w nim mnóstwo teorii, dogłębnie analizując wszystkie aspekty swojego życia i okropnie się przy tym dołując.
Niestety, nie potrafiła skupić się na żadnym z czytanych artykułów. Przesuwała wzrokiem po tekście, dopiero po jakimś czasie uświadamiając sobie, że nie wie o czym był. Zamiast tego do jej głowy bez przerwy napływały nowe pomysły dotyczące prowadzonego śledztwa oraz tożsamości Anonima. Po jakimś czasie przestała z tym walczyć i już z własnej woli zamyśliła się na temat Forest Hill.
I nagle coś się zmieniło. Coś ją dopadło, dotknęło. Zaczęła patrzeć na śledztwo inaczej niż do tej pory. Rozważać kwestie, na które wcześniej nie zwracała uwagi. Wyprostowała się jak struna, przytknęła dłoń do ust i wypowiedziała na głos słowa, których wcale nie chciała wypowiadać.
— Sukinkoty chcieli, żebyśmy znaleźli to osiedle...
— Słucham?
Otrząsnęła się z zamyślenia i spojrzała na Colina. Poczuła, że powinni o tym porozmawiać, bo nawet jeśli nie będą utrzymywać już zażyłych stosunków prywatnie, to zawodowo nadal są partnerami. Chciała podejść do tego profesjonalnie.
— Zastanawiałam się, dlaczego nie sprzątnęli ciał, dlaczego Rain oszukał nas, że ma żonę i skąd nagle zdobył pieniądze na drogi samochód; czemu obok Andie McDowel znaleźliśmy zdjęcia, książki informatyczne i dlaczego ktoś upozorował samobójstwo Raina. Uwierzyłam, że tak szybko rozwiązujemy śledztwo, dzięki naszemu doświadczeniu w zawodzie i współpracy z Cooperem i Longiem, ale to bzdura...
— O czym ty mówisz?
— Co jeśli Rain dostał samochód w zamian za zadzwonienie do nas i odegranie tej scenki, że niby przypadkiem odkrył ciało? Oni musieli chcieć, by to osiedle zostało odkryte! A gdy Albert przestał być potrzebny, zabili go. Zostawili butelkę ze strychniną na widoku, zostawili ciała swoich dziesięciu ofiar w miejscu zabójstwa, zostawili zdjęcia, książki informatyczne, wszystko, co w jakiś sposób mogło nas nakierować na trop. Przecież tak zachowałby się tylko amator! Jestem pewna, że gdyby chcieli ukryć tę masówkę, to zrobiliby to bez najmniejszych problemów. Poza tym pomyśl, gdybyś chciał upozorować samobójstwo, to czy użyłbyś strychniny? Nie! Użyłbyś czegoś, co po kilku godzinach ulotni się z organizmu i będzie niewykrywalne!
— Do czego zmierzasz?
— Zmierzam do tego, że to wszystko jest jedną wielką bujdą. Podjeżdżając tym Camaro na parking, chcieli nam pokazać, że są silniejsi, że wodzą za nos i nie jesteśmy w stanie im zagrozić. Podstawili nam tropy, zostawili nam ślady w najwidoczniejszych miejscach, żebyśmy nie byli w stanie ich nie zebrać. Oni chcieli, by świat dowiedział się o ich zbrodni...
— Mocne słowa — rzucił.
— Mocne? Więc po co podjechali na policyjny parking z rejestracją Jose Muneza? Chcą rozgłosu. Chcą pokazać, co zrobili, jak zrobili i do czego jeszcze są zdolni. To jest wiadomość, rozumiesz? Te zbrodnie są wiadomością dla jakiś konkretnych osób. Stanowią jakiś przekaz, którego nie umiem jeszcze do końca zrozumieć...
Uważnie przyjrzała się Colinowi. Wpatrywał się apatycznie w ekran monitora, nie komentując niczego ani słowem. I to wystarczyło, by Catherina wszystko zrozumiała.
— Kiedy na to wpadłeś?
— Jakiś czas temu — rzucił cicho pod nosem.
— Na Boga, przecież pracujemy nad tym razem! Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
— Bo wydaje mi się, że nie powinnaś się tym dłużej zajmować. Powinnaś się wycofać.
Prychnęła pod nosem, po czym z niedowierzaniem spojrzała na partnera. Nie wierzyła w zbiegi okoliczności i zaczęła rozważać, czy ten tajemniczy SMS — wycofaj się — nie został wysłany właśnie przez Colina. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie znała słów, którymi mogłaby odpowiednio skomentować jego zachowanie. Odwróciła się na pięcie, trzasnęła drzwiami i wyszła z gabinetu.
Idąc korytarzem w kierunku windy, natknęła się na informatyka, któremu powierzyła telefon. Zatrzymał ją, by poinformować o swoich ustaleniach.
— Ten twój nadawca używał karty spoof.
— To ta karta, przy której sam wymyślasz numer? — zapytała dla pewności.
— Dokładnie ta — przyznał. — Kupujesz taką u konkretnego dostawcy, sam wybierasz, z jakiego numeru chcesz dzwonić i wykonujesz połączenie. Możesz podać się nawet za Whitney Houston i dzwonić z jej numeru, o ile go znasz. Nie ma możliwości, by namierzyć takiego rozmówcę. Ewentualnie możemy szukać przez dostawców, ale to też nie gwarantuje powodzenia. Najpierw takiego dostawcę trzeba znaleźć, a potem mieć nadzieję, że ma jakiekolwiek dane gościa, któremu to sprzedawał albo że widział go osobiście. Bardzo nikła szansa, że ustalimy, kto do ciebie pisał.
— To już nieaktualne. Wiem, kto to jest.
— Aha — zaśmiał się. — Jesteś szybsza niż moje komputery. Niedługo zacznę się bać o swoją pozycję.
— Przepraszam, że zabrałam ci czas. — Uśmiechnęła się szeroko, po czym schowała do kieszeni odzyskany telefon. — To na szczęście fałszywy alarm. Do jutra, Jack!
— Trzymaj się, Catia!
*
Mijała trzynasta, gdy Catherina z rozmachem otwierała drzwi do swojego mieszkania. Była wykończona prawie bezsenną nocą, ale walczyła ze wszystkich sił, by nie poddać się zmęczeniu. Wiedziała, że czeka ją jeszcze poważna rozmowa z Jacobem i nie zamierzała odkładać jej na potem. Wystarczająco nadszarpnęła już cierpliwość narzeczonego.
Patrząc na niektóre sprawy z perspektywy czasu, zauważyła, że Smith jest jedyną osobą, która zawsze przy niej stała. Mimo jej wad, ciągłego przekładania wspólnych planów, trudnego charakteru i wymagającej pracy — nigdy nie odszedł. Zrozumiała, że tylko on zasługuje na całkowite oddanie i uwagę, tylko on zapracował na zaufanie. Cóż z tego, że z Colinem łączyły ją wspólne pasje, zainteresowania, praca i podobny charakter, skoro już po raz drugi sprawiał jej ogromną przykrość. Jacob nie zrobił tego nigdy.
Gdy przekroczyła próg salonu, siedział na kanapie, z nogami wyłożonymi na stoliku i bezmyślnie zmieniał kanały telewizyjne. Nie drgnął nawet, gdy Catherina weszła do pomieszczenia. Wypuściła głośno powietrze, czując, że tym razem naprawdę przesadziła i załagodzenie sytuacji wcale nie będzie proste.
— Hej... — rzuciła cicho.
— Hej — burknął pod nosem. Niezrażona, usiadła na kanapie koło niego. Nie spojrzał w jej kierunku.
— Dlaczego nie powiedziałeś, że wracasz wcześniej?
— Żeby zrobić mojej kobiecie niespodziankę, romantyczną kolację, a potem nie doczekać się nawet głupiego dzień dobry.
Wstał i chwycił w dłoń małą karteczkę, którą rano zostawiła mu Catherina.
— Naprawdę myślałaś, że to załatwi sprawę?
Przepraszam za wczoraj. Nie chciałam cię budzić.
Będę za kilka godzin.
Catherina
— Nie wiem, co mam ci powiedzieć... — wyznała szczerze.
— Może wreszcie prawdę. Masz kogoś tak?
— Co!? — krzyknęła zaskoczona. — Oszalałeś!?
— Nie graj przede mną. Po prostu się przyznaj, tak będzie lepiej dla nas obojga.
Ponownie usiadł na kanapie i bezsilnie patrzył na podłogę. Nie wiedział, co myśleć, co czuć i co powinien zrobić. Odnosił wrażenie, że z każdym kolejnym dniem on i Catherina coraz bardziej się od siebie oddalają. Do tej pory wierzył, że to przez odległość, w końcu rzadko się rozstawali. Kiedyś byli nierozłączni, ale teraz coś się zmieniało. Catia się zmieniała. Zauważył to, gdy tylko na nią spojrzał. Dostrzegł obojętność i zmęczenie w jej oczach.
— Nie — rzuciła pewnie, po czym zbliżyła się do Jacoba. Chciała położyć mu dłoń na ramieniu, ale odsunął się. — Nikogo nie mam, jak możesz tak myśleć?
— Mogę. Całymi dniami cię nie ma, przez dwa tygodnie pisałaś mi zaledwie dwie wiadomości dziennie, wróciłem do domu, czekałem na ciebie do późna i się nie doczekałem. Spałaś tu chociaż czy masz już nowy dom?
— Spałam.
— Więc weszłaś do domu, zajrzałaś do pokoju, zobaczyłaś mnie i uznałaś, że pójdziesz się położyć gdzieś indziej? — spytał z żalem, po czym pokręcił głową z niedowierzaniem.
Było mu ogromnie przykro. Chciał coś zmienić, pokazać narzeczonej, że nadal pragnie o nią walczyć i rozpieszczać, a w nagrodę został kompletnie zignorowany. Choć Catherina doskonale wiedziała, jak wielką przykrość sprawiła mężczyźnie, czuła, że nie jest w stanie wyjaśnić mu swojego zachowania. Bo co miała powiedzieć? Jakich słów użyć, by opisać pościg, strach o siebie i Colina, zmasakrowanie bezbronnej osoby na pasach, a potem niepewność czy kiedykolwiek zobaczy jeszcze swojego przyjaciela. Nie potrafiła dostatecznie dobrze przekazać Jacobowi wszystkich swoich emocji, a to właśnie one sprawiły, że tamtego wieczora wybrała samotność. Od zawsze w trudnych chwilach ukojenie dawał jej sport i izolacja od otoczenia, nie lubiła mówić o tym, co ją boli i rozdrapywać ran.
— Mam problemy — wyznała wreszcie. Była mu to winna.— Każdy śledczy ma kiedyś taki czas, że zaczyna wątpić w to, co robi. W sens swojej pracy, w swoje umiejętności, powołanie. Wstaje rano i myśli, że popełnia błąd, że się pogubił i powinien robić coś zupełnie innego. Chyba mnie to dopadło.
— Ciebie? Przecież ty żyjesz tą pracą...
— Spędzam tam mnóstwo czasu, rozwiązałam już mnóstwo spraw, więc powinnam się na tym znać. Powinnam wiedzieć, co robić i jak się zachować, a nie wiem. Stoję przed życiową szansą, Jake. Mam możliwość wpisać się w karty historii, zrobić coś przełomowego, pomścić śmierć kilku bestialsko zamordowanych osób. Zagwarantować ich rodzinom poczucie sprawiedliwości i spokój. To jest na wyciągnięcie ręki, ale z każdym dniem się od tego oddalam... Znalazłam się na drodze bez wyjścia, a im więcej odkrywam, tym moje życie coraz bardziej się komplikuje.
— Przyznam, że niewiele z tego rozumiem...
Wiedziała o tym, ale chyba nie potrafiła mówić prościej.
— Wiem, że powinnam była wczoraj cię obudzić. Podejść, pocałować, podziękować za tak wspaniałą niespodziankę. Nie zrobiłam tego, bo nie potrafiłam. Gdy wczoraj zobaczyłam otwarte drzwi, byłam gotowa na wszystko, ale nie na to, że zobaczę ciebie i tak pięknie przystrojony stół. I to mnie przerosło. Może to brzmi niedorzecznie, ale właśnie tak jest. Weszłam do domu z naładowaną bronią, byłam zdolna strzelić do każdego, kogo zobaczę...
Patrzył na Catherinę z niedowierzaniem. Zupełnie nie rozumiał, co się wokół niego dzieje. Morgan nigdy nie przenosiła życia zawodowego do domu, a broń chowała do szafki zaraz po przekroczeniu progu mieszkania. Doskonale wiedziała, że Jacob nie życzy sobie, by tego typu przedmioty leżały w widocznych miejscach. Nie ufał broni, a Catherina to szanowała. Wiadomość, że poprzedniego dnia chodziła po mieszkaniu z naładowanym pistoletem, wstrząsnęła nim. Gdy ponownie spojrzał na narzeczoną, od razu dostrzegł, że jest wyjątkowo przybita i nieobecna. Coś wyraźnie zaprzątało jej myśli, a on nie miał pojęcia, co. Bał się, że wpadła w jakieś kłopoty. I nie wiedział, jak pomóc.
— Co się z tobą dzieje? — zapytał.
— Ja sobie z tym poradzę, ale potrzebuję chwili czasu. Chcę tylko, żebyś wiedział, że to minie. Mam gorszy czas, nawarstwiło się kilka problemów i dlatego jestem trochę... inna, nieswoja. Ale nie zdradzam cię. Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Kocham cię i przepraszam, że momentami masz ze mną tak ciężko. Wiem, że nie jestem idealną partnerką...
— Na świecie nie ma ideałów — przerwał jej. — Nie oczekuję, że będziesz idealna. Chcę tylko żebyś była moja, rozumiesz?
— Rozumiem — przyznała cicho.
Poczuła się naprawdę podle. Ostatnimi czasy myślała tylko o sobie, o swoim śledztwie i swojej pracy. Uświadomiła sobie, że do tej pory nie zapytała nawet, jak przebiegły występy Jacoba. Przecież on również stanął w obliczu wielkiego zawodowego wyzwania. Na pewno potrzebował wsparcia, miłego słowa i zainteresowania. Nie dostał ich, bo Catherina myślała wtedy o wszystkim, tylko nie o narzeczonym.
— Jak poszły ci te występy?
— Miło, że pytasz. Tydzień po czasie...
Jedną z najgorszych cech Jacoba — zdaniem Catheriny — było to, że nigdy nie krzyczał. Nawet gdy był zdenerwowany, smutny, rozczarowany — nie unosił się. Zamiast tego, swoimi wypowiedziami i tonem głosu, sprawiał, że momentalnie zaczynała odczuwać wyrzuty sumienia. Czasami pragnęła, by wrzasnął, wyżył się na niej, pokazał złe emocje, albo po prostu urządził awanturę. To opanowanie doprowadzało ją do szału i było o wiele trudniejsze do zniesienia niż ostra, a nawet bolesna, wymiana zdań. Może dlatego, że nerwowość była jej doskonale znana, a spokój zawsze uważała za pojęcie abstrakcyjne. Nie rozumiała go.
— Było lepiej, niż myślałem — wyjawił, nim Catherina zdążyła cokolwiek powiedzieć. — Zostaliśmy oklaskiwani na stojąco, poznałem kilka ważnych osobistości i chyba szykuje się kolejna trasa.
Z wrażenia uniosła głowę.
— Znowu wyjedziesz?
— Nie wiem. To nie zależy tylko ode mnie.
— A od kogo jeszcze?
— Od ciebie.
I wtedy poczuła się jeszcze gorzej. Bo Jacob liczył się z jej zdaniem, uwzględniał ją w swoich planach, a ona bez przerwy myślała tylko o sobie. Milczała. Niby chciała coś powiedzieć, ale język uwiązł jej w gardle. Nie wiedziała, jak mogłaby to skomentować. Poczuła, że nie zasługuje na miłość kogoś tak dobrego i wyrozumiałego, jak Jake.
— Oddalamy się od siebie.... — stwierdził mętnym głosem.
Powrót do domu nie przyniósł mu oczekiwanej radości.
— Wiem... — wyznała, ponownie wlepiając wzrok w podłogę.
— Żyjesz swoim życiem, rozwijasz się zawodowo, ja też, ale w tym wszystkim nie ma nas oboje. Dopóki mieszkaliśmy osobno, walczyliśmy o każdą wspólną chwilę, zabiegaliśmy o ten czas spędzany razem. Potrafiliśmy zerwać się z pracy wcześniej, wyjechać na wspólny weekend, zarwać noc albo zrobić coś szalonego. Chociażby zwykły spacer. Niby nic, a jednak w jakiś sposób nas to umacniało. Kiedyś po moim powrocie już dawno uprawialibyśmy seks, cieszyli się sobą, żartowali, planowali, jak spędzimy następne dni. A teraz co? Siedzimy jak na stypie...
— Nie zawsze w życiu jest wesoło, nie zawsze człowiekowi chce się śmiać i cieszyć. To wcale nie znaczy, że mniej się kochamy. Może po prostu z czasem pojawia się więcej trudności, więcej problemów i niekoniecznie między nami, może na zewnątrz, ale to wszystko jakoś oddziałuje. Wszystko zostawia ślady.
— Tak nie musi być. Problemy są, były i będą, ale dwoje kochających się ludzi powinno umieć je rozwiązywać. Między nami po prostu czegoś brakuje, nie widzisz tego?
Zastanowiła się przez moment. Nagle zdała sobie sprawę, że to, o czym mówił kiedyś Cooper, w pewnym sensie dotyczy również jej związku. Wypalenie, coraz rzadsze spędzanie ze sobą czasu, życie jakby obok siebie, a nie ze sobą. Wcześniej tego nie dostrzegała i dopiero chwilowy brak Jacoba i ta rozmowa, uświadomiły jej, że bywała ślepa i że coś przegapiła.
— Widzę...
Wypuściła głośno powietrze, po czym uniosła głowę do góry. Patrzyła na sufit, starając się zahamować łzy, które napływały jej do oczu. Nie była gotowa na takie rozmowy. Nie po tym, czego dowiedziała się odnośnie Forest Hill, nie po przykrej wymianie zdań z Colinem. Bała się, że ciąży nad nią jakieś fatum i dialog z Jacobem również zakończy się wyjątkowo niepomyślnie. Kolejnej straty, już by nie zniosła.
— Kochasz mnie, Jake? — zapytała w końcu.
— Jak możesz o to pytać?
— Chcę to po prostu usłyszeć.
— Oczywiście, że cię kocham.
Wypowiedział te słowa z taką czułością, że Catherina nie zamierzała już utrzymywać dystansu. Nie chciała rozmawiać, pragnęła wreszcie poczuć go blisko siebie i zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnych wydarzeniach z ostatnich dni. Przestać dusić w sobie emocje i zacząć mówić o uczuciach. To zawsze sprawiało jej trudność. Zbyt łatwo przyjmowała na twarz maskę twardzielki, a potem zapominała ją ściągnąć. A czasem wystarczyło tylko podejść i się przytulić, by problemy stały się mniej wyraźne i mniej istotne.
— Tęskniłem za tobą... — wyszeptał po chwili do ucha.
Wsunął dłoń w jej włosy i przycisnął mocniej do siebie. Chłonął tę bliskość, czując, że i Catherina śmielej na niego napiera.
— Przepraszam za wszystko, Jake... — wydusiła w końcu. — Zrobię co w mojej mocy, by więcej cię nie zawieść. Czasem jestem po prostu zbyt zapatrzona w siebie...
— W porządku — przerwał, po czym wymusił, by spojrzała mu w oczy. — Ja też czasami za bardzo myślę o sobie, o swoich występach i karierze. Wiem, jak to jest, gdy człowiek bardzo chce coś osiągnąć, zrobić coś wyjątkowego, być kimś. Nie bardzo rozumiem, co wydarzyło się w twoim życiu, ale mam nadzieję, że niedługo opowiesz mi o tym jakoś bardziej szczegółowo. Chcę wiedzieć, co się dzieje, nawet jeśli nie będę umiał ci pomóc, dobrze?
Kiwnęła głową.
— A teraz weź mnie wreszcie pocałuj, bo ile można czekać! — zaśmiał się, a Catherina przez moment nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
Uwielbiała jego uśmiech i radosne spojrzenie, uwielbiała przydługie kosmyki, które figlarnie opadały mu na twarz. Uwielbiała, gdy przy niej był, gdy na nią patrzył i całował. Uwielbiała to, że kompletnie różnił się od wszystkiego, co ją otaczało.
Wtedy, jak nigdy poczuła, że Jacob jest najlepszym, co ją w życiu spotkało, że zawsze ją zrozumie i wesprze. Wstąpiła w nią nowa energia i chęć do walki. O związek, o prawdę, o uczucia i sprawiedliwość. Jake dodawał jej sił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top