Śmierć nie oznacza końca naszej historii
Autor: Muszkaxx
31.03.2027
Ava's POV
Od zawsze zastanawiałam się, jak to jest być szczęśliwym. W moim życiu nigdy nie było miejsca na szczęście. W moim życiu był tylko ból, łzy, nienawiść, strach i nieustanne poczucie bycia niczym. Całe życie było mi mówione, że jestem bezwartościowa. Najpierw po śmierci mojej siostry, która oddała za mnie życie, potem codziennie słyszałam te słowa od ojca, który robił coś na co się nie zgadzałam. Mówił to patrząc na mnie tym obrzydliwym wzrokiem. "Jesteś nic niewartą szmatą, Avo. Jesteś śmieciem, nikt cię nie kocha." Te słowa wyryły się w mojej pamięci na stałe, przypominam je sobie dość często, w każdą noc wypełnioną koszmarami, w każdej chwili, gdy żyletka spotyka się z moją skórą. Te słowa są ze mną zawsze. I chyba już na zawsze ze mną pozostaną.
Pewnego dnia mojego nędznego życia postanowiłam się zabić. Ta decyzja odmieniła wszystko. Nie, nie dlatego, że umarłam, moja próba samobójcza spowodowała, że trafiłam do szpitala psychiatrycznego, a to natomiast pozwoliło mi poznać kogoś kto mnie uratował i pokazał czym jest szczęśliwe życie. Poznałam Cole'a Harris'a. Dwudziestego ósmego czerwca dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku, ja Ava Thompson poznałam Cole'a Harris'a. Poznałam człowieka, który mnie uratował i pokazał czym jest życie. Od czasu naszego poznania minęło sześć lat a ja nadal pamiętam nasze pierwsze spotkanie.
~~~
28.06.2021
Powoli szłam korytarzem szpitala psychiatrycznego, szłam bez celu, po prostu chciałam mieć chwilę spokoju. W pewnym momencie poczułam jak ktoś na mnie wpada. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, jak i również cała się spięłam. Po tym co on mi zrobił nienawidziłam dotyku ludzi. Bałam się jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z kimś.
Po chwili stania w bez ruchu, uniosłam głowę delikatnie ku górze. Jedynym co zauważyłam były ciemnobrązowe tęczówki, które hipnotyzowały, porażały pięknem. Tak pięknych oczu nie wiedziałam nigdy, one były idealne. Były perfekcyjne. Mimo iż oczy te przepełnione były ciepłem i dobrem, nadal byłam przerażona, nie potrafiłam zareagować inaczej. Słyszałam, że ktoś coś do mnie mówi, ale nie byłam w stanie zidentyfikować co. Dopiero po chwili jakieś słowa zaczęły docierać do mojego mózgu.
- Hej, wszystko okej? – słyszałam zmartwiony głos, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć. – Halo, słyszysz mnie? – ten sam głos dotarł do moich uszu, na co tylko delikatnie skinęłam głową.
Pomimo że byłam prawie pewna, iż chłopak nie ma wobec mnie złych zamiarów, nie byłam w stanie zareagować inaczej niż zwykle. W sekundzie mój oddech stał się szybki i urywany, zaczęło mi się kręcić w głowie i robić coraz słabiej. Nieznajomy musiał zauważyć, co się ze mną dzieje, bo po chwili usłyszałam spokojny głos, obok mojego ucha.
- Hej, no już oddychaj, spokojnie. Wdech i wydech, powoli. – instruował mnie ciemnooki. Starałam się podążać za jego instrukcjami, lecz było to trudniejsze niż myślałam. Po jakimś czasie mój oddech się uspokoił, moje ciało rozluźniło, a w głowie już mi tak nie huczało. – Już lepiej? – zapytał tym swoim spokojnym głosem.
- Tak, już jest okej. – wyszeptałam, patrząc na podłogę. Chciałam jak najszybciej odejść z tego miejsca i zapomnieć, o tym wydarzeniu, zapomnieć o tym chłopaku.
Gdy już odchodziłam w kierunku swojej sali, usłyszałam pytanie skierowane do mnie.
- A dowiem się może, jak masz na imię? – na te słowa obróciłam się na pięcie w kierunku chłopaka. Niby mogłam go zignorować, iść dalej i udać, że go nie słyszałam, lecz coś we mnie nie pozwalało mi na to. Musiałam mu odpowiedzieć, mój umysł podpowiadał mi, że będzie to dobra decyzja.
- Jestem Ava. – odpowiedziałam, robiąc pół kroku w tył. – A ty?
- Cole. – po tych słowach chłopak tak po prostu odszedł.
~~~
31.03.2027
Moje pierwsze spotkanie z Cole'em było dość nietypowe, bo najpierw spowodował on mój atak paniki, a potem mnie uspokoił. Podczas naszego pierwszego spotkania, nie zwróciłam uwagi na jego wygląd, zauważyłam wtedy tylko jego oczy. Oczy, których spojrzenie było niesamowite.
Po wydarzeniu na korytarzu szpitala, myślałam, że już więcej nie spotkam Cole'a. Myliłam się. Co prawda, przez resztę mojego pobytu nie widziałam go ani razu, ale gdy tylko wróciłam do domu i dostałam telefon, zauważyłam wiadomość od niego. Prosił on w niej bym odezwała się do niego, gdy tylko będę mogła. Odpisałam mu, nie wiem dlaczego, ale odpisałam. Po krótkiej wymianie wiadomości, Cole zapytał mnie czy chce się z nim spotkać. Nie chciałam się zgadzać, nie lubiłam nawiązywać kontaktu z nowymi osobami, ale zgodziłam się, zrobiłam to tylko dlatego, by w pewien sposób podziękować mu za pomoc mi, podczas mojego ataku paniki.
~~~
09.07.2021
Umówiłam się z Cole'em na spotkanie. Nie miałam pojęcia, gdzie pójdziemy, miała być to dla mnie niespodzianka. Mieliśmy spotkać się o osiemnastej w parku niedaleko mojego domu.
Chwilę przed siedemnastą zaczęłam się szykować do wyjścia. Nie wiedziałam, gdzie chłopak ma zamiar mnie zabrać, więc wybór odpowiedniego stroju był dość trudny. Ostatecznie postawiłam na luźną, czarną koszulkę z jakimś nadrukiem i ciemno granatowe jeansy z przetarciami. Nigdy nie miałam żadnego konkretnego stylu, nie zależało mi by wyglądać jakoś super, najważniejsza była dla mnie wygoda. Gdy już się ubrałam, nadeszła kolej na makijaż, od zawsze lubiłam się malować, nigdy nie jakoś mocno, ale po prostu czułam się bardziej komfortowo w nawet bardzo delikatnym makijażu. Po jakiś dwudziestu minutach mój makijaż składający się z lekkiego korektora pod oczami, pudru, różu, kresek i wytuszowanych rzęs był gotowy. Już praktycznie przygotowana, przejrzałam się w lustrze, by ocenić swój wygląd. Moje brązowe włosy, sięgające do ramion zostawiłam rozpuszczone, mój makijaż wyglądał całkiem dobrze, gdy spojrzałam w swoje zielono-brązowe oczy, widziałam w nich ból, cierpienie i praktycznie nic więcej.
Całkowicie gotowa do wyjścia byłam dwadzieścia minut przed osiemnastą, jeszcze zanim wyszłam z domu, do małej torebki, którą postanowiłam zabrać, spakowałam telefon, pieniądze i leki uspokajające. Miałam nadzieję, że nie przydadzą mi się one, lecz w razie potrzeby wolałam mieć je przy sobie.
W umówionym miejscu byłam równo o wyznaczonej godzinie. Siedziałam na ławce czekając na przybycie Cole'a. Nie wiem ile dokładnie na niego czekałam, ale po jakieś chwili zauważyłam chłopaka idącego w moim kierunku. W pierwszej chwili nie byłam pewna czy to Cole, bo nie zbyt pamiętałam jego wygląd. Dość szybko jednak zrozumiałam, że to on, rozpoznałam go po oczach. Tych ciemnych hipnotyzujących oczach.
- Cześć. – ciemnooki rozpoczął rozmowę, gdy stał już bliżej mnie. Teraz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć, wyłapując więcej szczegółów. Był on wysoki tak na oko miał metr dziewięćdziesiąt. Nie był on jakoś mocno zbudowany, ale mimo to wyglądał naprawdę dobrze. Chłopak miał na sobie eleganckie, czarne spodnie z srebrnymi łańcuchami, czarny pasek ze srebrną klamrą. Jego tors zakrywała czarna bluza, pod którą była biała koszula, której kołnierz wystawał, rękawy bluzy jak i koszuli miał delikatnie podwinięte przez co było widać kawałek tatuażu. Na jego lewej ręce znajdował się czarny, skórzany zegarek ze srebrnymi wstawkami, na jego palcach było wiele sygnetów, również w srebrnym kolorze.
Po ocenie ubioru Cole'a przeniosłam spojrzenie na jego twarz. Był on delikatnie opalony, na jego nosie było dość sporo piegów, które były całkiem urocze. Jego włosy w kolorze mlecznej czekolady były w nieładzie, kilka kosmyków opadało mu a czoło, co wyglądało gorąco.
Ostanie na co zwróciłam uwagę w jego wyglądzie to oczy, oczy które mimo że widziałam dopiero drugi raz, już kochałam, te ciemnobrązowe tęczówki, były czymś wyjątkowym, czymś co chciałby oglądać każdy. Ciemne, hipnotyzujące, ale jednocześnie pełne ciepła i dobra. Najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałam.
- Hej. – odpowiedziałam mu, wymuszając uśmiech. - To jaki przygotowałeś plan dla nas na ten wieczór?
- Zabiorę cię w pewne ciekawe miejsce, ale na razie nic więcej ci nie powiem.
Byłam zaciekawiona, gdzie Cole chce mnie zabrać, ale nie wypytywałam o to. Wiedziałam, że nie ma on wobec mnie złych intencji, z tego powodu uznałam, iż nie ma potrzeby pytania się o to.
- Dobrze, w takim razie prowadź.
Szatyn szedł kilka kroków przede mną i prowadził mnie, nie miałam pojęcia gdzie. Szliśmy przez park, aż dotarliśmy do miejsca, gdzie zaczynał się las. Zaniepokoiło mnie to trochę, bo las nie był normalnym miejscem na spotkanie, z kimś kogo prawie nie znasz.
- Gdzie my idziemy? - zapytałam zestresowana, zaczynałam się bać, że Cole jednak nie ma dobrych intencji.
- Spokojne, nie chce cię porwać, ani nic z tych rzeczy. Nie stresuj się. Pójdziemy w takie miejsce, którego jeszcze nikomu nie pokazywałam, ale naprawdę nie masz się czego bać. - wyjaśnił mi spokojnie, zauważając moje zestresowanie. Jego słowa mnie po części uspokoiły, ale nadal byłam ostrożna.
- Okej, skoro tak mówisz możemy iść dalej.
Tak jak powiedziałam tak zrobiliśmy, szliśmy dalej przez las. Żadne z nas się nie odzywało, kilka razy chciałam zacząć jakiś temat, ale gdy już miałam się odezwać, coś mnie powstrzymywało. W pewnym momencie naszej wędrówki chłopak się zatrzymał i obrócił w moją stronę.
- Zaraz będziemy, mam nadzieję, że ci się spodoba. - oznajmił a następnie, obrócił na pięcie i zaczął iść dalej.
Tak jak Cole mówił już po chwili byliśmy na miejscu. By tam dotrzeć musieliśmy przejść przez krzaki, ale zdecydowanie było warto. Po przejściu przez zarośla, znaleźliśmy się na czymś w stylu polany, nie było tam prawie drzew, za to była ładnie przycięta trawa i jezioro. Bardzo zdziwił mnie widok tego zbiornika wodnego, ponieważ nie słyszałam wcześniej by w jakimś lesie w Sherwood było jezioro.
- I jak podoba się? - zapytał, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem. Musiałam przyznać, że uśmiech cholernie mu pasował.
- Tu jest cudownie, naprawdę. Wow nie spodziewałam się, że zabierzesz mnie w tak piękne miejsce.
- Wiesz, mimo iż się nie, znamy byłem pewien, że ci się tu spodoba. - chłopak zaśmiał się cicho robiąc krok do przodu. - Jesteś pierwszą osobą, której pokazałem to miejsce, zawsze myślałem, że nikomu go nie pokażę, cóż myliłem się.
- W takim razie czuje się zaszczycona. - zaśmiałam się. Zauważyłam, iż przy Cole'u uśmiechałam się więcej niż zazwyczaj. Nie wiem czym było to spowodowane, przez całe życie nie uśmiechałam się zbyt często, bo nie miałam powodów do tego, a przy tym chłopaku uśmiech zdobił moją twarz, tak po prostu bez powodu. Z Cole'em nie znałam się prawe wcale, a mimo to, przy nim uśmiechanie się było łatwiejsze. Uśmiechanie się przy nim było przyjemne.
Szatyn już nic nie odpowiedział na moje słowa, tylko gestem ręki wskazał bym poszła za nim, co zrobiłam. Zatrzymaliśmy się obok rozłożonego koca piknikowego w kolorowe kwiaty. Cole usiadł się na nim, a ja by nie stać jak jakaś nienormalna również to zrobiłam.
- Z okazji naszego spotkania, postanowiłem przygotować coś wyjątkowego. - zaczął, patrząc na mnie z dziwnym błyskiem w oczach. - Przygotowałem dla nas ciasto czekoladowe, a do kuchni zbyt często nie zaglądam, choć słyszałem, że gotuje dobrze. - zaśmiał się. Uśmiechał się on często. Nie wiedziałam czemu to robił, ale to było piękne. Było pięknie, bo on tak jakby uśmiechał się za mnie, był szczęśliwy za nas dwoje.
- Uwielbiam ciasto czekoladowe, więc mam nadzieję, że go nie spierdoliłeś.
- Dobrze, więc skoro jesteś taką fanką takich ciast, to już ci je daje i mam nadzieję, że ci zasmakuje, bo nie przygotowałem się na taką sytuację. - mówiąc to, wyciągnął z kosza kartonik, z jak myślałam ciastem. Moje myślenie okazało się jak najbardziej trafne, po tym gdy Cole otworzył je moim oczom ukazało się dobrze wyglądające ciasto czekoladowe, nie było ono jakieś pięknie, ale też nie było brzydkie, było po prostu ładne.
Gdy chłopak nałożył ciasto na papierowe talerzyki, podał mi je razem z drewnianą łyżeczką. Bez chwili zawahania spróbowałam je i musiałam przyznać, było ono cholernie dobre. Należałam do osób, które kochały wszelkiego rodzaju ciasta, było to coś co mogłam jeść codziennie a mimo to, by mi się nie znudziło. Jednak od zawsze moim ulubionym ciastem, było właśnie czekoladowe, nie ważne kto je przyrządził, ważne by smakowało dobrze. A ciasto, które zrobił Cole było najlepszym jakie jadłam. Smak czekolady był mocno wyczuwalny, całość była idealnie słodka, a porzeczki, które zdobiły wypiek, dodawały kwasowości. Jednym słowem, było ono zajebiste.
- To jest pyszne! Naprawdę, to najlepsze ciasto jakie jadłam. Zdecydowanie masz talent do pieczenia. - mówiłam wciąż zachwycona tym smakiem.
- W takim razie bardzo się cieszę, że sprostałem twoim wymaganiom. - powiedział zadowolony, było po nim widać jak bardzo cieszy się z tego powodu. Zazdrościłam mu tego, że potrafił cieszyć się z tak prostych rzeczy. I może ja z kiedyś w jakiś sposób potrafiłam cieszyć się z błahostek, ale ja z teraz nie potrafiłam cieszyć się z praktycznie niczego. Chciałam się cieszyć, ale nie potrafiłam. Nie potrafiłam, bo to co on mi zrobił było w mojej głowie cały czas i nie pozwalało mi się cieszyć.
Bałam się, że to spotkanie będzie nieprzyjemne, że nie będziemy mieli o czym rozmawiać, albo ja spanikuje i w taki sposób skończy się nasza znajomość. Moje przypuszczenia okazały się błędne, mieliśmy o czym rozmawiać, a ja nie spanikowałam i byłam z siebie z tego powodu dumna. Był to dla mnie duży krok, po raz pierwszy od kilku lat nie spanikowałam będąc sam na sam z kimś mi obcym. Możliwe, że była to zasługa leków, które zażyłam przed spotkaniem, może to, że już raz będąc w jego towarzystwie zauważyłam, iż nie ma złych intencji, a może to wynik mojej pracy na terapii jak i poza nią. Jednak ten ostatni scenariusz był chyba najmniej prawdopodobny, bo wątpiłam w to, że terapia aż tak mi pomagała.
Ostatecznie moje spotkanie z Cole'em zakończyło się chwilę przed dwudziestą drugą, zapewne trwało by dłużej, ale moja mama by mi nie darowała, gdybym wróciła do domu w nocy. Musiałam przyznać, że był to naprawdę dobry dzień, a dawno nie miałam takiego dnia, dawno nie spędziłam czasu w tak dobrym towarzystwie. Dawno tak po prostu się nie uśmiechnęłam, a przy tym chłopaku to zrobiłam i to było niesamowite.
~~~
31.03.2027
Moje drugie spotkanie z Cole'em pamiętam do dziś, zapewne zapadło mi w pamięć, bo wtedy po raz pierwszy od dawna poczułam się choć trochę szczęśliwa. Jednak mimo wspaniałych wspomnień z tego dnia nie było to moje ulubione wspomnienie z tym ciemnookim chłopakiem. Moim ulubionym wspomnieniem z nim była pewna październikowa noc, podczas której dowiedziałam się czym jest szczęście. Tamtej nocy wreszcie po kilku latach bólu, łez i strachu zrozumiałam czym jest szczęście i jak wspaniałe to uczucie.
~~~
21.10.2021
Od tego pamiętnego spotkania w lesie, minęło już kilka miesięcy. W tym czasie moje i Cole'a relacja stała się czymś w stylu przyjaźni, spotykaliśmy się minimum raz w tygodniu, potrafiliśmy pisać całymi dniami, lub rozmawiać na kamerce godzinami. Uwielbiałam spędzać z nim czas nie ważne w jaki sposób, ważne by z nim. Nigdy nie sądziłam, że jakakolwiek osoba stanie mi się tak bliska. Nie sądziłam, że kiedykolwiek komuś zaufam, a teraz mogłam śmiało powiedzieć, że w jakiś sposób ufałam temu chłopakowi, który pokazuje mi lepsze życie.
Dziś miałam się spotkać z Cole'em o dwudziestej drugiej w naszym miejscu. Byłam zdziwiona, że wybrał on taką godzinę, było to do niego niepodobne, nasze spotkania zazwyczaj zaczynały się wczesnym popołudniem, a kończyły wieczorem, stąd moje zdziwienie. Nie chciałam się wypytywać go o to, za pewne miał jakiś powód a ja nie chciałam się kłócić.
Był październik, a to oznaczało, że robiło się coraz zimniej, z tego powodu postanowiłam ubrać za dużą bluzę w kolorze brudnego różu i zwykłe czarne jeansy. Z domu wyszłam pół godziny przed umówionym czasem i od razu skierowałam się z stronę naszego miejsca.
Chwilę przed dwudziestą drugą byłam na miejscu, gdzie czekał na mnie Cole. Był on ubrany w bluzę w kolorze khaki i luźne, czarne jeansy, jak zawsze na jego lewym nadgarstku znajdował się zegarek, a na palcach miał sygnety. Zawsze, gdy go widziałam stwierdzałam, że wyglądał cholernie dobrze.
- Witam piękną niewiastę. - przywitał się, ze mną swoim standardowym tekstem, na co cicho się zaśmiałam.
- Cześć, to co jakie plany mamy na dzisiaj? - zapytałam. Cole na praktycznie każde nasze spotkanie przygotowywał jakiś plan.
- Dziś mam dla nas coś, czego jeszcze nie robiliśmy. Mam nadzieję, że ci się to spodoba i nie zabijesz mnie za to.
- Już się boje, co twój pojebany łeb wymyślił.
- Och, nie będzie tak źle, wymyśliłem nam tylko kąpiel w jeziorze, w nocy, w środku jesieni. - szatyn spojrzał na mnie czekając na moją reakcję.
- To kompletnie szalony pomysł, ale podoba mi się.
- No to dalej, biegnij, kto ostatni ten stawia drugiemu jakieś zajebiste jedzenie. - wypowiadając te słowa, chłopak zaczął biec.
- Cole zaczekaj! Ja nie mam nic za przebranie! - krzyczałam za nim.
- Dobrze w takim razie, ściągamy to co mamy na sobie i zostajemy w samej bieliźnie. - szatyn podszedł do mnie z zadziornym uśmieszkiem.
- O Boże to chyba nasze jedyne wyjście, więc okej. - jęknęłam niezadowolona, nie byłam do końca przekonana do tego pomysłu, ale nie był on jakiś najgorszy. Bez dłuższego myślenia zaczęłam ściągać z siebie ubrania, zrobiłam to dość sprawnie, a następnie biegiem ruszyłam w stronę jeziora, chcąc wygrać za wszelką cenę.
Na moje szczęście, udało dobiec mi się jako pierwszej, więc to Cole musiał mi niedługo postawić jedzenie. Kilka sekund później obok mnie stał już ciemnooki i wtedy zaczęła się zabawa. Chlapaliśmy się, krzycząc i śmiejąc się, zachowywaliśmy się jak dzieci, ale to było piękne, bo choć przez chwilę mogłam zapomnieć o tym wszystkim co mnie otacza i poczuć się beztrosko. Niestety moje szczęście nie mogło trwać długo. W pewnym momencie naszej zabawy Cole podszedł do mnie i chwycił mnie w stylu panny młodej, domyśliłam się, że zapewne chcę on mnie wrzucić do wody, stało by się tak gdyby nie jeden szczegół, który nie umknął mu. Cole zauważył moje blizny na udach. Gdy jakiś czas temu rozbieraliśmy się by wejść do wody, nie pomyślałam, że może on je zauważyć, a teraz gdy to się stało obawiałam się jego reakcji. Bałam się, że zacznie na mnie krzyczeć, że mnie nie zrozumie, ale nic takiego się nie stało. Chłopak tylko pogładził blizny kciukiem i zaczął iść w stronę lądu, cały czas trzymając mnie na rękach. Nawet gdy byliśmy już na trawie, nie puścił on mnie, zrobił to dopiero gdy dotarliśmy do miejsca z naszymi ubraniami. Cole zaczął się ubierać, więc ja także to zrobiłam. Ubrana już chciałam stamtąd zniknąć, chciałam wrócić do domu i już nigdy nie pokazywać mu się na oczy. Zaczęłam zmierzać w kierunku wyjścia z lasu, ale jego głos mnie zatrzymał.
- Ava zaczekaj, porozmawiajmy. Obiecuje, że nie będę naciskał, powiesz tyle ile będziesz chciała, wiedz, że nie ocenie cię na podstawie tego co mi powiesz, dla mnie zawsze będziesz, tą samą Avą. - nie mogłam uwierzyć, w jego słowa. On chciał mnie zrozumieć, nie chciał oceniać. Zawsze bałam się, że gdy ktoś dowie się o moich bliznach zacznie mnie uważać za kogoś gorszego, a on chciał mnie zrozumieć, było to dla mnie niesamowite. Postanowiłam posłuchać się chłopaka i zawróciłam, podeszłam do niego, a następnie usiedliśmy się na ziemi.
- Nie wiem od czego mam zacząć. Chce ci to wyjaśnić, ale nie wiem jak. - wyszeptałam wpatrując się w niebo.
- Wiesz, jeśli boisz się zacząć, to najpierw ja mogę ci coś opowiedzieć.
- Okej, możemy tak zrobić, chyba wtedy będzie mi łatwiej. - odpowiedziałam, spoglądając na niego kątem oka. Liczyłam na to, że gdy on opowie mi coś o sobie, będzie mi łatwiej.
- Dobra, och kurwa, myślałem, że to będzie dużo łatwiejsze. - zaśmiał się, ale nie było w tym słychać ani krzty radości. - Wiesz, kiedy byłem małym dzieciakiem, miałem chyba pięć lat, mnie i moją młodszą siostrę, zabrała opieka społeczna, ktoś musiał zgłosić, że rodzice się nad nami znęcają. To chyba był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu, bo wreszcie mnie od nich zabrali. Potem razem z Vivian trafiliśmy do domu dziecka, wydawało się, że wszystko było spoko, dorastaliśmy tam, mieliśmy normalne życie. Problemy zaczęły się, kiedy ja miałem szesnaście lat, a Viv piętnaście. Zaczęła ona być coraz bardziej przygnębiona, mniej się odzywała, chodziła zmęczona, a w nocy ni mogła spać, nie miała apetytu, przez co schudła. Pytałem ją czy wszystko dobrze, co się z nią dzieje, ale ona mnie zbywała. Tak było przez rok, potem było jeszcze gorzej. - widziałam jak ciężko było mu o tym mówić, widziałam łzy w jego oczach, widziałam jak bardzo bolało go wspominanie o tym. - Wiesz pewnego dnia Viv powiedziała mi, że źle się czuje i nie pójdzie dziś do szkoły, ale ja mam iść i się nią nie przejmować. Ja ją posłuchałem, a kiedy wróciłem, jej nie było, zacząłem ją szukać, ale nie mogłem nigdzie jej znaleźć. W końcu postanowiłem pójść do miejsca, o którym opowiadała mi tylko raz, był to jakiś opuszczony magazyn. Mówiła, że lubi tam przychodzić i pobyć sama ze sobą. Gdy tam przyszedłem znalazłem ją, tyle że... - jego głos w tym momencie się załamał, a łzy zaczęły spływać po jego policzkach. - Ona leżała na podłodze, była strasznie blada, a wokół niej była kałuża krwi, jej krwi. Miała podcięte żyły, nie oddychała, obok niej leżała kartka z listem do mnie. Ja nie mogłem uwierzyć, że ona to zrobiła, że mnie zostawiła. - teraz już łzy strumieniami spływały po jego policzkach, a jego głos stawał się coraz bardziej niewyraźny. - Nie wiedziałem co miałem zrobić, po prostu przytuliłem ją i płakałem, nie mogąc się uspokoić. W końcu wyjąłem telefon i zadzwoniłem do jednej z wychowawczyń w domu dziecka, jakoś wyjaśniłem, gdzie jestem i potem się zaczęło, przyjechało kilku wychowawców, policja, karetka. Zrobiło się straszne zamieszanie, wszyscy mnie o coś pytali, coś do mnie mówili, a ja nie rozumiałem czego oni ode mnie chcą, chciałem by mnie zostawili i przestali zadawać te pytania. W końcu skończyło się na tym, że przestali do mnie mówić, dali mi coś na uspokojenie, wróciłem z wychowawcami do domu i wykończony zasnąłem. Potem obudziłem się jakoś przed pierwszą w nocy, wpadłem w histerie i nie mogli mnie uspokoić i tak wyglądał każdy mój dzień, płakałem nie robiąc praktycznie nic innego. Podobno na jej pogrzebie zacząłem płakać do tego stopnia, że w połowie musieli mnie stamtąd zabrać. Jakoś po dwóch tygodniach wróciłem do szkoły, ale i tak ledwo ogarniałem co się dzieje. Jakiś rok później, z racji, że byłem już pełnoletni wyszedłem z domu dziecka. Postanowiłem wtedy, że zawsze w dzień odwiedzin będę przychodził do szpitala psychiatrycznego i odwiedzał osoby przebywające tam, nie wiem, dlaczego tak postanowiłem, chyba to dlatego, że nie chciałem by więcej osób zrobiło to co Vivian. No i pewnego dnia, gdy tam byłem wpadłem na ciebie i się poznaliśmy. - gdy Cole skończył mówić, nie wytrzymałam i zaczęłam płakać, nie rozumiałam jak tak dobry człowiek mógł przejść aż tyle, przecież on na to nie zasługiwał, nie zasługiwał na tyle bólu.
- O mój Boże, Cole tak mi przykro, to nigdy nie powinno ciebie spotkać, przecież, Boże to jest straszne. - mówiłam bez ładu, nie potrafiłam złożyć poprawnego zdania, cały czas nie dochodziło do mnie jak mogło spotkać go coś takiego.
- Wiesz nie ma co tego roztrząsać, było minęło. - szatyn wycierał swoje mokre od łez policzki, spoglądając na mnie. - Jeśli jesteś gotowa, to możesz mi zacząć opowiadać o sobie, ale jeśli potrzebujesz jeszcze czasu, to nie ma problemu, rozumiem to. - uwielbiałam w nim to, że mnie nie pośpieszał, że nie naciskał, tylko czekał aż będę gotowa.
- Myślę, że jestem gotowa. Jeśli będę mówiła bez ładu, czy coś, to przepraszam, ale to dla mnie bardzo ciężkie. - westchnęłam. Cholernie bałam się mu o tym mówić, ale wiedziałam, że jeśli nie powiem tego teraz, to nie zrobię tego nigdy, a na to nie mogłam pozwolić. - Więc wszystko zaczęło się, gdy miałam siedem lat, jechałam z rodziną na święta do dziadków, na drodze było bardzo ślisko, ojciec stracił panowanie nad samochodem i wpadliśmy w poślizg. Moja siostra w ostatniej chwili osłoniła mnie swoim ciałem, ona oddała za mnie życie. Moja Fallon mnie uratowała. - w tym momencie nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. - Zmarła na miejscu nie dało się nic zrobić, ona umarła, a ja skończyłam ze złamaną ręką i wstrząśnieniem mózgu. To ja powinnam być na jej miejscu, bo przecież gdybym wtedy umarła, teraz bym nie cierpiała, gdybym wtedy umarła, on nigdy by mnie nie dotknął. Po jakimś czasie otrząsnęłam się po jej śmierci, choć cały czas miałam w głowie, że gdyby nie ona mnie by tu nie było. Przez kilka lat było dobrze, nie działo się nic takiego. Piekło zaczęło się, gdy miałam trzynaście lat. To stało się tak nagle, po prostu mój ojciec przyszedł do mnie w nocy, zaczął mnie dotykać, ja błagałam by przestał mówiłam, że nie chcę, ale on nie słuchał. Z czasem stało się to praktycznie codziennością. Tak było prawie dzień w dzień przez kilka lat, a ja nikomu nic nie mówiłam, bo się bałam, bałam się, że nikt mi nie uwierzy, że stwierdzą, że wymyślam. W końcu w jakiś dzień, krótko po moich osiemnastych urodzinach, ojciec posunął się do czegoś więcej... - w tej chwili wspomnienia tej nocy wpadły do mojej głowy, a ja musiałam na chwilę przestać mówić, by się uspokoić. Gdy już poczułam, że jestem gotowa, kontynuowałam. - On wtedy, nie tylko mnie dotykał, on... on mnie zgwałcił, ja płakałam, błagałam, mówiłam, że nie chcę, że ma mnie zostawić, ale on nie słuchał. Boże to tak bolało, ja nadal dokładnie pamiętam to wszystko, a tak bardzo tego nie chcę. Dwa dni po tym, gdy byłam już wstanie wstać z łóżka, wzięłam dość sporo leków i popiłam to alkoholem, z tego co wiem dość szybko znalazła mnie mama, zadzwoniła po karetkę i jakimś cudem mnie uratowali. Potem wysłali mnie do psychiatryka, tam zaczęła się terapia, branie leków, spędziłam tam ponad dwa miesiące. Pod koniec pobytu poznałam ciebie, no a resztę już znasz. - gdy skończyłam nie byłam wstanie powstrzymać szlochu, zaczęłam wyć jak małe dziecko, nie mogłam uwierzyć, że wreszcie to z siebie wyrzuciłam. Cole nic nie powiedział, przytulił mnie tylko i dał mi się wypłakać. Nawet nie wiem w którym momencie zasnęłam w jego ramionach,
Po tej nocy mimo cholernego bólu, czułam dumę, byłam dumna z siebie, że dałam radę mu to powiedzieć, że nie spanikowałam, gdy mnie przytulił. Byłam z siebie dumna, bo zrozumiałam czym jest zaufanie drugiej osobie, bo mu zaufałam.
~~~
31.03.2027
To spotkanie było czym niesamowitym, wtedy to ja tak naprawdę poznałam Cole'a, a on mnie. Potem w naszej relacji nie zmieniło się wiele, byliśmy tylko w trochę bliższej relacji niż wtedy. Kolejnym ważnym wydarzeniem było coś, co mogłoby się wydawać, że zakończyło wszystko.
~~~
31.03.2022
Ostatniego dnia marca postanowiłam razem z Cole'em wybrać się na cmentarz, by odwiedzić nasze siostry. Nie chcieliśmy jechać samochodem, więc poszliśmy pieszo. W połowie drogi, skończył się chodnik więc szliśmy poboczem ulicy, która tego dnia była praktycznie pusta. Szliśmy w dobrym humorze, rozmawiając i śmiejąc się.
Nie wiem w którym momencie zauważyłam rozpędzony samochód, który zbliżał się do nas. W ciągu sekundy Cole odepchnął mnie, ale sam nie zdążył odbiec, auto go potrąciło z ogromną siłą i nawet się nie zatrzymało, tylko bez wahania odjechało. Biegiem ruszyłam w stronę ciemnookiego chłopaka, mając nadzieję, że nie jest mu nic poważnego.
Gdy do niego podbiegłam zauważyłam sporo krwi, ale Cole oddychał, a to było najważniejsze.
- Cole spokojnie, zaraz wszystko będzie dobrze, ktoś ci pomoże zobaczysz, musisz wytrzymać jeszcze tylko chwilę, dobrze? - mówiłam spanikowana, ledwo widząc przez łzy.
- Ava, Ava kochanie musisz mnie uważnie posłuchać. - widziałam jaki ból sprawiało mu mówienie i to tak bardzo łamało mi serce. - Nigdy ci tego nie powiedziałem, ale kocham cię najbardziej na świecie i jesteś dla mnie bardzo ważna, gdy już mnie z tobą nie będzie nie zrób nic głupiego i pamiętaj, kiedyś się jeszcze spotkamy i będziemy razem już na zawsze. Bo pamiętaj, śmierć nie oznacza końca naszej historii. - po tych słowach Cole już nic nie powiedział, tylko zamknął oczy i odszedł. Odszedł zastawiając mnie samą.
~~~
31.03.2027
Po pięciu latach od śmierci Cole'a Harris'a siedzę przy jego grobie. Okazało się, że jego śmierć nie była tak do końca wypadkiem. Kierowcą, który go potrącił okazał się być brat mojego ojca. Chciał on zabić mnie w zemście za to, że jego brat siedzi w więzieniu, cóż przez to, że Cole mnie odepchnął, jego plan się nie udał. Po śmierci mojego Cole'a załamałam się, ale nie poddałam, zgodnie z jego prośbą nie zrobiłam nic głupiego i dałam radę. Życie bez niego jest zupełnie inne i nie da się do tego przyzwyczaić. Jest mi zdecydowanie ciężej bez niego przy boku, ale daje radę, dla niego. Cały czas mam w głowie, że przed śmiercią powiedział mi, że mnie kocha, ja nigdy nie zdążyłam mu tego powiedzieć, ale kochałam go, kocham i będę kochać już na zawsze. Bo to on mnie uratował, to dzięki niemu dowiedziałam się czym jest szczęście, zaufanie i miłość. Dzięki niemu wierzę, że śmierć nie jest końcem naszej historii.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top