Znów mi to zrobiłeś
Autor: Ursus
Przyszłam odwiedzić Dawida, bo wiedziałam, że na pewno mu się nudzi, odkąd złamał rękę. Zapukałam do drzwi, ale kiedy nikt mi nie otworzył, domyśliłam się, że jest sam w domu. Nacisnęłam klamkę i weszłam. Przeszłam przez korytarz i podeszłam pod pokój chłopaka. Zapukałam i pchnęłam drzwi.
Widok, który tam zobaczyłam, zmroził mnie. Dawid leżał w łóżku, a obok niego Samanta. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Nie, teraz nie mogłam się rozpłakać.
-Klara...
Nic mu nie odpowiedziałam. Żadne słowa nie chciały przejść przez moje gardło.
-To nie tak jak myślisz.
Nie, nie mogłam tam zostać. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z jego domu. Jak mógł mi to znowu zrobić. Biegłam chodnikiem przed siebie. W oczach miałam łzy. Nie patrzyłam, gdzie zmierzałam. Chciałam się po prostu znaleźć jak najdalej od niego. Nie mogłam znowu tego znieść.
Zatrzymałam się dopiero pod swoim domem. Na szczęście, w budynku nikogo nie było. Weszłam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku i rozpłakałam się na dobre. Byłam za słaba na takie rzeczy, choć po tylu przejściach, dziwne było, że jeszcze się na to nie uodporniłam. Znowu złamał mi serce. Wiedziałam, że tym razem nie mogę mu już przebaczyć i od nowa do niego wrócić. Więcej tego bólu bym nie zniosła.
Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Był to SMS od Laury. "Nudzi mi się w domu. Nie chcesz przyjść?". "Nie bardzo mam humor na spotkania", odpisałam jej. "Co się stało? Ty zawsze jesteś chętna na spotkania. Znowu chodzi o tego debila?". "Tak". "Już idę do ciebie" W sumie, co mi szkodzi. Będę mogła sobie przynajmniej porozmawiać z nią i trochę się oderwać od natrętnych myśli.
Laura była u mnie już dwadzieścia minut później. Nie miałam siły na nic, więc tylko krzyknęłam na cały dom, żeby weszła, gdy usłyszałam dzwonek. Po chwili drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Leżałam na łóżku z głową w przemoczonej od łez poduszce. Słyszałam, że Laura podeszła, a po chwili poczułam, jak ugina się materac, gdy usiadła koło mnie.
-Co znowu zrobił ten głupek?
Nie odzywałam się. Gdy tylko o tym myślałam, od razu łzy napływały mi do oczu w takim tempie, że nie byłam w stanie nic powiedzieć.
Odwróciłam się, by popatrzeć na dziewczynę. Patrzyła na mnie zmartwiona. Ostatnio dokładam tylko problemów moim znajomym.
-Znowu mnie zdradził - w końcu wydusiłam to z siebie.
Twarz dziewczyny wyrażała wielki szok, ale w oczach, nadal miała smutek. Pochyliła się i przytuliła mnie. Nie potrafiłam zliczyć, ile razy już mnie tak w ostatnim czasie pocieszała.
Laura po chwili wstała i stanęła przy drzwiach.
-Zaraz wracam.
Nie zatrzymywałam jej, bo wiedziałam, że idzie po jedzenie, a było mi to teraz bardzo potrzebne. W ostatnim czasie wszystkie żale zajadałam. Wiem, że to nie do końca dobre, ale nie dałam rady się tym teraz przejmować.
Laura wróciła po dziesięciu minutach z dwoma opakowaniami lodów, chipsami oraz różnymi napojami. Położyła to wszystko na łóżku, a następnie wzięła mojego laptopa i włączyła film. Cały wieczór spędziłyśmy na oglądaniu różnych głupich komedii. Czasem takie filmy potrafią być tak nienormalne i nierealne, że aż trudno się ogląda, ale teraz akurat potrzebowałam czegokolwiek, co oderwie moje myśli od rzeczywistości.
Laura postanowiła zostać u mnie na noc. Siedziałyśmy bardzo długo i rozmawiałyśmy. W końcu około drugiej nad ranem postanowiłyśmy iść spać.
Leżałam w ciszy i patrzyłam na sufit. Dziewczyna koło mnie już spała. Ja nie byłam w stanie usnąć. Do moich oczu od nowa zaczęły napływać łzy, a przed oczami miałam scenę z dzisiejszego dnia. Nie dawało mi to spokoju.
Mijały godziny, a sen nie przychodził. Kiedy słońce wychodziło zza horyzontu, wstałam i zeszłam do kuchni, aby zrobić sobie coś do jedzenia. Zapowiadało się, że dzisiejszy dzień zacznę dużo wcześniej niż normalnie. Postanowiłam doprowadzić się całkowicie do stanu używalności, a przynajmniej spróbować, aby Laura nie musiała się o mnie aż tak martwić. Łzy przestały mi już lecieć z oczu. Chyba po prostu nie miałam już siły płakać.
Wzięłam prysznic, ubrałam się i pomalowałam. Nie wyglądało to nawet tak źle. Gdyby ktoś nie wiedział, to raczej by się nie domyślił, że coś jest nie tak. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Gdy skończyłam, weszłam do pokoju i usiadłam przy biurku. Otworzyłam laptopa i zaczęłam oglądać filmy, żeby tylko się nie rozpłakać, bo mogłoby się to bardzo źle skończyć. Cały czas łzy próbowały się wydostać na zewnątrz, ale skutecznie udawało mi się je powstrzymywać. Cały swój umysł starałam się skupić na filmie.
Gdy Laura wstała, słońce już było wysoko na niebie.
-Od kiedy nie śpisz?
Odwróciłam się na krześle w stronę dziewczyny.
-Jakoś od godziny - skłamałam.
Wstała z łóżka i podeszła do mnie.
-Lepiej już się czujesz?
Strasznie nie lubię pytań w stylu "Czy wszystko w porządku?" w momencie, gdy jestem aż tak bliska łez.
-Tak, już jest dużo lepiej, dzięki tobie. Dziękuję - uśmiechnęłam się do dziewczyny. - Już sobie dzisiaj poradzę.
-Na pewno?
-Tak. Dziękuję.
-To ja się ubiorę i idę do domu. Na pewno wszystko dobrze?
-Tak, już na pewno wszystko dobrze - powtórzyłam.
Kiedy Laura wyszła, wróciłam do filmu. Było to tak strasznie odmóżdżające, ale chociaż trochę pomagało. W południe, do mojego pokoju weszła mama.
-Klara, potrzebuje, żebyś poszła do sklepu - zaczęła od wejścia.
Popatrzyłam na nią zniechęconym wzrokiem. Nie uśmiechało mi się dzisiaj w ogóle wychodzenie z domu. Najchętniej resztę życia spędziłabym w swoim pokoju, a najlepiej w łóżku.
-Potrzebuję dwa kartony mleka, chleb i drożdże. Podejdziesz?
A mam wybór? Pomyślałam.
-Tak, jasne. Zaraz wyjdę.
-Tylko potrzebuje tego jak najszybciej, bo inaczej nie będzie obiadu.
-Już wychodzę - powiedziałam i wstałam z krzesła.
Kiedy mama wyszła z pokoju, podeszłam do szafy i wyszukałam czegokolwiek, w czym nie wyglądałabym jak menel. Przynajmniej nie muszę poprawiać makijażu, bo skoro mama się nie zorientowała, że nie wszystko jest okej, to znaczy, że nikt się nie skapnie. Nie jest tak źle. Ubierając się, rozkminiałam, jak to jest, że tym razem, nie wypłakuje sobie oczu przez tydzień, jak za pierwszym razem, ale chyba, każdy kolejny raz mnie coraz bardziej uodporniał. W sumie, nie czułam już tym razem złamanego serca, tak mocno, jak za pierwszym razem. Chyba udało mi się całkowicie ukryć moje prawdziwe emocje. Inaczej zapewne jeszcze wypłakiwałabym sobie oczy, a w sumie, jestem w stanie nawet normalnie funkcjonować. Jeżeli można to oczywiście nazwać normalnym funkcjonowaniem.
Zarzuciłam bluzę i wyszłam z domu. Założyłam słuchawki, włączyłam muzykę i poszłam do sklepu.
Kiedy szłam przez park, wydawało mi się, że w oddali widzę znajomą postać. Niestety była to najgorsza osoba, jaką mogłabym w tym momencie spotkać - Dawid. Chciałam go ominąć, ale zanim to zrobiłam, on zdążył mnie już zauważyć.
-Klara! - chyba w całym parku go było słychać.
Odwróciłam się chcąc jak najszybciej odejść. Niestety chłopak zdążył dojść do mnie i złapać mnie za nadgarstek.
-Poczekaj chwilę. Chce pogadać.
-Nie mamy o czym rozmawiać. Dawid, to nie jest cholerna książka, która zakończy się happy endem - patrzyłam na niego wściekła, a w kącikach oczu zaczęły zbierać się łzy. O nie, nie popłaczę się teraz. - Nasz związek od samego początku był skazany na niepowodzenie. Byliśmy blisko, ale wszystko zaczęło się psuć, kiedy ty postanowiłeś iść swoją ścieżka.
-Klara...
-Nie przerywaj mi! - krzyknęłam mu prosto w twarz. - Pierwszy raz przebaczyłam ci, wiem, że ludzie mogą popełniać błędy. Drugi raz też, choć nie powinnam. Ty popełniłeś ogromny. Ale ja byłam naiwna i ci przebaczyła. Jak mogłam być aż tak wierna tobie! - krzyknęłam i popatrzyłam w niebo, jakby w nadziei, że znajdę tam coś, co doda mi siły, albo przynajmniej jakiejkolwiek nadziei.
-Daj mi się wytłumaczyć...
-Nie. Nie ma już tu co tłumaczyć. Zdradziłeś mnie i to nie pierwszy raz. Teraz już nie jestem w stanie dopuścić cię do siebie. Zmieniło się, kiedy postanowiłeś wymienić mnie na "lepszy model" - zrobiłam cudzysłów w powietrzu i zaśmiałam się, choć w moim głosie nie było ani krztyny radości. - Ja rozumiem, skoro nie chcesz mnie, to ja po prostu odejdę.
-Zrywasz ze mną? - w jego głosie słychać było niedowierzanie.
-Ja zrywam? Nie wiem. Ty mi powiedz, bo ja sądzę, że ty zerwałeś ze mną już w momencie, kiedy postanowiłeś przespać się z Dianą, a może jednak po zdradzie z Basią, choć wróciłam do ciebie, to ty znowu zrobiłeś to samo.
-Ale...
-Co, chcesz mi powiedzieć?! Że ty się z nią jednak nie przespałeś? - miałam nadzieję, że może jednak się mylę.
Dawid się nie odezwał, tylko spuścił głowę. A jednak się nie myliłam. Moje nadzieje prysnęły, jak bańka mydlana. W tym momencie przestał dla mnie istnieć.
-Daj mi szansę jeszcze - szepnął tak cicho, iż myślałam, że się przesłyszałam.
-Co proszę?
-Daj mi jeszcze jedną szansę. Proszę, teraz się zmienię.
Tym razem już usłyszałam idealnie, co powiedział.
-Chyba sobie jaja robisz. Przebaczyłam ci i dałam jeszcze jedną szansę za pierwszym razem. Nawet za drugim, choć na nią nie zasługiwałeś. Teraz już widzę, że tylko przeciągnęłam to, co było wiadome od samego początku. Powinnam już dawno posłuchać tych, którzy mi mówili, że ty się nie zmienisz, ale ja w ciebie wierzyłam. Teraz ty mi uwierz. Nie istniejesz już dla mnie. Jesteś dla mnie zwykłym nieznajomym! - wściekłość w moim głosie przeradzała się w furię. To była czysta furia.
Na jego twarzy było niedowierzanie, a w kącikach oczu zaczęły się zbierać łzy. Nie było szans, żebym dała się na to nabrać kolejny raz. Nie było szans, żebym dała mu kolejna szansę. Tego byłoby już za dużo. Odwróciłam się od niego i odeszłam.
Nie wiedziałam, dokąd idę. Szłam po prostu przed siebie, nie patrząc na nic. Nic nie miało dla mnie znaczenia. Mogłam teraz nawet umrzeć. Nie zrobiłoby mi to żadnej różnicy. Chciałam się znaleźć jak najdalej od tego zakłamanego świata. Czułam, że nie było tu dla mnie miejsca. To nie było miejsce dla mnie. Odkąd się urodziłam, nie było tu dla mnie nic. A świat za to postanowił się na mnie zemścić.
***
Od pół godziny siedziałam w mało uczęszczanej części parku nad okrągłym jeziorkiem, patrzyłam w lustro wody i zastanawiałam się, dlaczego nigdy nie posłuchałam osób, które mi radziły, by zostawić go już za pierwszym razem. Rozmyślałam, dlaczego los się tak na mnie mści. Przecież nie zrobiłam nigdy nikomu nic złego. A przynajmniej nie specjalnie. Nie zabijałam zwierzątek. No dobra, oprócz komarów i much. Nie mściłam się, nawet, jeżeli ktoś zrobił mi coś złego. Zawsze przebaczałam innym, choć często na to nie zasługiwali. Może, to był mój błąd. Za bardzo wierzyłam w ludzi. Za dużo razy przebaczałam. Byłam zbyt naiwna. Niestety taka już byłam. Nie potrafiłam często postawić na swoim.
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Odebrałam i usłyszałam głos mojej mamy.
-Klara, gdzie ty jesteś? Potrzebuje mleka i drożdży do obiadu. Nie ma cię już ponad pół godziny.
O cholera. Zapomniała o tym.
-Już idę mamo. Trochę się zagadałam w sklepie. Zaraz będę.
-Mam nadzieję, bo inaczej nie będziesz mieć dzisiaj jedzenia.
Rozłączyłam się z mamą, wstałam i poszłam do sklepu.
Wchodząc do domu, wiedziałam, że mama jest wściekła, że tyle mi zeszło, ale jakoś bardzo się tym nie przejęłam. Zostawiłam zakupy na stole i chciałam wyjść z kuchni.
-Czemu zajęło ci to aż tyle czasu? - mama mnie jednak zatrzymała.
Wzruszyłam ramionami tylko.
-Klara, co się z tobą ostatnio dzieje. Cały czas chodzisz jak duch. Nic cię nie obchodzi. Co się dzieje?
-Nic się nie dzieje - chciałam jak najszybciej zbyć mamę i iść do pokoju.
Kobieta patrzyła na mnie chwilę, ale w końcu westchnęła i rzuciła jak od niechcenia.
-Wychodzę dzisiaj wieczorem. Wrócę późno.
-Gdzie idziesz? - zastanawiałam się, co może moja mama robić w nocy poza domem.
-Wychodzę z Robertem.
-Znowu? - nie byłam jakoś bardzo tym zainteresowana, ale nie lubiłam też Roberta, więc zastanawiałam się, dlaczego znów z nim wychodzi.
-Co do niego masz? Nawet go nie znasz.
Wzruszyłam tylko ramionami.
-On naprawdę jest miły i romantyczny i...
-Okej, nie muszę dalej słuchać. Rozumiem, że jest dla ciebie ważny - rzuciłam i delikatnie się uśmiechnęłam.
Od śmierci taty nigdzie nie wychodziła. Może się w końcu rozerwie, a nie będzie cały czas rozpaczać stratę.
Weszłam do swojego pokoju. Pomimo tego, że cieszyłam się, iż mama wychodzi, choć nie lubiłam tego faceta, to i tak dalej było mi cholernie źle, przez Dawida.
Rzuciłam się na łóżko i włączyłam muzykę, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Na zewnątrz starałam się udawać silną, ale niszczyło mnie to od środka.
***
Wieczorem, po wyjściu mamy, leżąc na łóżku, usłyszałam dzwonek telefonu. Odebrałam nie patrząc na to, kto dzwonił.
-Halo?
-Cześć! - była to Laura. - Nie chciałabyś gdzieś dzisiaj wyskoczyć?
-Nie za bardzo mam siłę i ochotę.
-Dajesz, chodź. Pójdziemy do klubu. Będzie zabawnie. Nie możesz się cały czas zadręczać Dawidem. Potrzebujesz się trochę rozerwać.
Dopiero, co zerwałam z chłopakiem, a ona mówi takie rzeczy. Nie mogłam zrozumieć czasem tej dziewczyny. Przewyższała wszystkie normy, jakie kiedykolwiek poznałam i usłyszałam.
-Nie za bardzo mam ochotę.
-No chodź... Nie chce mi się dzisiaj siedzieć w domu. Trzeba się czasem rozerwać. A nie chce iść sama.
-No dobra - dałam się złamać mimo sobie.
-Super - cieszyła się jak małe dziecko. - Będę u ciebie pod domem za pół godziny.
-Dobra - powiedziałam ze znudzeniem w głosie.
Nie chciałam się jakoś stroić, ale przebrać z dresów wypadałoby. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Przebrałam się szybko i delikatnie pomalowałam, żeby nie wyglądać, jak trup, którym się czułam.
Pół godziny później usłyszałam dzwonek do domu, a następnie otwierane drzwi. No tak, to musi być Laura. Tylko ona wchodzi do mojego domu, jakby była u siebie. Wzięłam torebkę, wsadziłam do niej telefon i wyszłam z pokoju.
-Hejka! - zaświergotała Laura. Nie wiem, skąd ona bierze tyle optymizmu przez cały czas. - Gotowa?
-Jak widać - odpowiedziałam z uśmiechem, choć w ogóle nie było mi do śmiechu.
Wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do taksówki, którą zamówiła wcześniej Laura. Po dziesięciu minutach, wysiadłyśmy pod klubem. Po wejściu do budynku, poczułam od razu mieszaninę, której strasznie nie lubiłam, a często ją czułam - potu, alkoholu i papierosów. Przecisnełyśmy się przez zatłoczony parkiet, do baru. Zamówiłyśmy sobie drinki. Spojrzałam na barmana, a następnie na Laurę i już wiedziałam, że przy barze, to my spędzimy dość dużo czasu. Chłopak postawił przede mną napój, a następnie odwrócił się w stronę Laury. Wzięłam łyka i skierowałam swój wzrok na parkietu przyglądając się wszystkim tu zebranym. Nie lubiłam strasznie chodzić do klubów. Nie znosiłam tylu ludzi w jednym miejscu. Wszyscy byli tu zawsze nachalni, bądź naćpani. Nikt nie myślał rozsądnie. Zawsze mnie zastanawiało, jak ludziom może się podobać to, że nie będą nic pamiętać na następny dzień.
-Witaj piękna - podskoczyłam, gdy usłyszałam obok siebie głos. Należał on do zielonookiego bruneta. Miał około dziewiętnastu lat.
Popatrzyłam na niego chwilę, a następnie znowu odwróciła wzrok w stronę parkietu.
-Nie udawaj, że mnie nie widzisz - znowu odezwał się ten sam chłopak i poczułam, że położył swoją dłoń na moim przedramieniu.
Odskoczyłam od niego jak poparzona.
-Nie dotykaj mnie - wysyczałam przez zęby.
-Ale ostra. Lubię takie.
Ostatkami sił powstrzymywałam się, żeby nie przyłożyć temu facetowi w mordę. Nienawidziłam takich ludzi najbardziej.
Brunet nadal nie odpuszczał. Podszedł do mnie o krok. Dopiero teraz zauważyłam, że jest nieźle nachlany. Złapał moją twarz w swoje dłonie, a następnie przybliżył się i pocałował. W pierwszej chwili totalnie nie wiedziałam, jak zareagować. Stałam, jak słup soli. Ale w momencie, gdy zaczął rękami zjeżdżać po moich ramionach, a następnie talii, odzyskałam jasność umysłu. Odepchnęłam go od siebie i uderzyłam w twarz. Chłopak złapał się ręką za policzek, a na twarzy widniało mu niedowierzanie.
-Nie waż się mnie więcej dotykać - powiedziałam do niego najbardziej opanowanym i jednocześnie wściekłym głosem, na jaki było mnie stać, a następnie odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia z klubu.
Cała byłam roztrzęsiona. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego przeklętego miejsca, ale przypomniałam sobie o Laurze. Postanowiłam szybko po nią wrócić i zmusić, żebyśmy już szły.
Wróciłam na salę i podeszłam do baru. Tak jak myślałam stała tam Laura i dalej flirtowała z barmanem. Podeszłam do niej szybko.
-Laura - zwróciłam się do dziewczyny.
-O co chodzi? - zapytała, niechętnie odwracając się od chłopaka, z którym rozmawiała od jakiegoś czasu.
-Zmywajmy się już stąd.
-Ale już? Przecież jest jeszcze wcześniej.
-Proszę cię.
-Ja jeszcze nigdzie nie idę.
-Nie chcę cię tu zostawiać, bo wiem, że sama nie wrócisz.
-No to zostań ze mną. Co za problem?
-Co za problem? - zapytała z niedowierzaniem. Miałam dość wszystkiego co mnie otaczało. Byłam wściekła przez tego gościa, co mnie chciał obmacywać. Byłam zrozpaczona i załamana przez Dawida. A ona trafiła w czuły punkt. - Problem tkwi w tym, że zawsze robimy to, co ty chcesz. Zawsze zostaje wszędzie pomimo sobie, bo wiem, że sama wpakujesz się w niezłe tarapaty. Odkąd pamiętam robię to, co ty chcesz.
-Weź nie rób szopki. Po prostu zostań ze mną jeszcze jakiś czas.
-Ja robię szopkę?! Wiesz co, mam dość. - Nie chciałam się z nią kłócić, ale tego wszystkiego było już dla mnie stanowczo za dużo. Coś we mnie pękło. Zaczęłam krzyczeć. - Mam dość tego! Ja w ogóle tu nie chciałam przychodzić! Zawsze robimy to, co ty chcesz. Nigdy nic nie znaczyło to, czego ja chciałam. To czego ja potrzebowałam. Mam dość takiej znajomości, gdzie wszystko jest pod ciebie. Mam dość ciebie. Od dłuższego czasu mam już dość tego, w co zamieniła się nasza przyjaźń. To już nie jest przyjaźń! Ja już nie uważam cię za osobę, której ufam! - wykrzyczałam jej prosto w twarz i od razu pożałowałam tych słów.
Twarz Laury stała się całkowicie bez wyrazu.
-Skoro tak stawiasz sprawę, to sobie idź. Nie chcę cię już znać - powiedziała mi prosto w twarz. Chciałam, żeby krzyczała, bo wiedziałam, że wtedy się jeszcze pogodzimy. Ale ona powiedziała to spokojnie i bez wyrazu, tak jakby coś w niej pękło i nie było szans na odratowanie.
Wiedziałam, że to już koniec.
-Laura, ja... - zaczęłam, ale brunetka mi przerwała.
-Nie chcę cię znać - wysyczała przez zęby.
Chciałam, żeby zaczęła krzyczeć, żebyśmy się pokłóciły, bo wtedy byłabym pewna, że to jeszcze się będzie dało odratować. Ale ona mówiła to wszystko ze spokojem i obojętnym wyrazem twarzy. Wiedziałam, że teraz już nie ma szans na odnowienie czegokolwiek między nami.
Popatrzyłam na nią ostatni raz, ale ona była już odwrócona w stronę baru, gdzie nie było chłopaka, z którym wcześniej rozmawiała. Odwróciłam się od niej i wybiegłam z klubu. W moich oczach zaczęły się pojawiać łzy. Nie wiem, dlaczego powiedziałam jej to wszystko, bo większość nie była prawdą. Może po prostu chciałam się na niej wyżyć, bo za dużo spraw mnie przytłaczało. Ponieważ, jakby nie patrzeć, to czasem robiłyśmy to, co ona chciała, a czasem to, co ja chciałam. Jestem najgłupszym człowiekiem świata. Biegłam przed siebie nie patrząc na nic. Wbiegłam na ulicę, mając nadzieję, że coś mnie rozjedzie. Na moje nieszczęście, nic akurat nie jechało. Gdy wbiegłam do parku przy moim domu musiałam zwolnić, bo w płucach zaczęło brakować mnie palić, a nogi miałam jak, z waty. Usiadłam na jednej z ławek i po prostu płakałam. Tego wszystkiego było dla mnie po prostu za dużo. Byłam zbyt słaba psychicznie na to, co się działo w moim życiu.
Gdy już wylałam wszystkie łzy, jakie byłam w stanie, postanowiłam wrócić do domu. Wyjęłam telefon z torebki i sprawdziłam, jak wyglądałam. Dziękowałam sobie w duchu za kupienie wodoodpornego tuszu do rzęs, bo tylko to ratowała mnie przed wyglądaniem jak upiór, a wiedziałam, że w domu może być już mama i wolałam uniknąć zbędnych pytań.
Wstałam z ławki i ruszyłam w stronę domu. Po pięciu minutach stałam pod drzwiami. W oknach świeciło się jeszcze światło, co znaczyło, że mama już wróciła do domu, ale jeszcze nie położyła się spać. Weszłam do budynku.
-Klara, to ty? - usłyszałam krzyk mamy z kuchni.
-Tak.
-Chodź tu, bo chcę żebyś kogoś poznała.
Wzięłam trzy głębokie wdechy, żeby się uspokoić i przypadkiem przy mamie nie rozpłakać, założyłam na twarz uśmiech i weszłam do kuchni. Mama siedziała przy stoliku, a naprzeciwko niej mężczyzna.
-To jest Robert - wskazała ręką na faceta.
-Cześć - wyciągnął dłoń w moja stronę.
-Dzień dobry - uścisnęłam jego rękę i uśmiechnęłam się najszczerzej jak potrafiłam. - Miło mi pana widzieć.
-Dużo o tobie słyszałem - powiedział. - Super jest cię w końcu móc osobiście poznać.
-Mam nadzieję, że same dobre rzeczy - zaśmiałam się, choć wcale nie było mi do śmiechu.
-Oczywiście. Judyta mówiła o tobie tylko dobrze.
Uśmiechnęłam się i podeszłam do szafki by się napić.
-Ja idę szybko do toalety i zaraz wracam - do rozmowy włączyła się mama.
-Jasne - odpowiedział jej Robert.
Kiedy wyszła z kuchni, mężczyzna znowu się odezwał.
-Wiem o twoim tacie - po jaką cholerę, wspomina mi teraz ojca. - Znałem go osobiście. Jakbyś chciała kiedyś porozmawiać... Mógłbym ci czasem coś opowiedzieć.
-Nie mam na to ochoty - odparłam sucho.
Co prawda tata zmarł, gdy miałam tylko siedem lat, ale zanim się to stało, był dla mnie całym światem. W tym momencie do kuchni weszła mama.
-Coś nie tak? - zapytała widząc mój wyraz twarzy.
-Nie, nic się nie stało - zapewniłam ją z uśmiechem. - Pójdę się już położyć.
Weszłam do pokoju i od razu padłam na łóżko. Miałam dość udawania zawsze i wszędzie, że wszystko jest dobrze. Miałam dość ludzi, z którymi przebywam. Miałam dość wspominania zmarłych. Miałam dość wszystkiego. To nie było na moją psychikę. Nie byłam wychowana na silną osobę.
Nie wiedziałam, ile tak leżałam, ale w pewnym momencie po prostu zasnęłam.
***
-Ziuuu - powiedział tata przedłużając ostatnia literę, łapiąc mnie w pasie i robiąc ze mną koła wokół własnej osi.
Cały świat wirował mi przed oczami. Jedyne co miałam stałe, to był to mój papa. Śmiałam się. Byłam szczęśliwa. Byłam najszczęśliwszą pięciolatka na świecie.
-I w drugą - usłyszałam miękki głos taty. - Ziuuu.
-Obiad - zawołała uśmiechnięta mama z kuchni.
-Chodź złotko - tata postawił mnie na ziemi.
-Tatusiu - zaczęłam.
-Tak?
-Kocham cię - powiedziałam patrząc w jego oczy.
-Też cię kocham księżniczko - odpowiedział, a następnie mnie uściskał. - A teraz chodź zjeść, bo mama będzie krzyczeć - zaśmiał się.
Złapał mnie za rękę i poprowadził do kuchni.
***
-Chodź kochanie - powiedziała do mnie mama i pomogła mi wysiąść z auta, gdy zaparkowali na poboczu przed sklepem.
-Gdzie idzie tata? - zapytałam widząc, że nie idzie z nami do sklepu, tylko na drugą stronę ulicy.
-Idzie zapłacić, żebyśmy mogli stać samochodem na tym miejscu - wytłumaczyła mi ze spokojem i czułością w głosie mama.
Patrzyłam jak mój tata chce przejść na drugą stronę dość ruchliwej ulicy. Po chwili czekania, ruszył przed siebie.
-Mamo, tam jedzie auto - krzyknęłam.
Zanim zdążyłam cokolwiek innego zobaczyć, samochód potrącił tatę. Siła odrzutu była tak duża, że tata wylądował kawałek przed samochodem. W uszach zaczęło mi szumieć. Biegłam przed siebie. Słyszałam cichy i rozpaczliwy krzyk mojej mamy. W końcu dopadłam ciała mężczyzny.
-Tato, tatusiu - krzyczałam, pochylając się nad nim.
Nie odzywał się. Naokoło niego, zaczęła się robić plama krwi. Ludzie zaczęli krzyczeć. Zrobiło się wielkie zbiegowisko wokół mojego taty. Ktoś odciągnął mnie od ciała. Krzyczałam, wyrwałam się, ale ta osoba nie chciała mnie puścić. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego ktoś nie chce mi pozwolić iść do taty. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Chciałam być przy nim. Ktoś mi to uniemożliwiał. W końcu się poddałam i opadłam bez sił w ramiona tej osoby. Patrzyłam, jak ludzie walczyli o życie mojego tatusia.
-Tato - krzyknęłam ostatni raz, a obraz zamazał mi się od łez.
Poderwałam się do pozycji siedzącej. Byłam przerażona. Skuliłam się oplatając ramionami kolana. Przed oczami nadal miałam widok mojego taty całego we krwi. Był to najgorszy obraz z mojego życia. Tato, dlaczego musiałeś wtedy przejść przez tą cholerną jezdnię, pomyślałam, dlaczego nie możesz tu być teraz ze mną.
Spojrzałam na zegarek. Była dopiero czwarta nad ranem. Nie było szans, żebym jeszcze usnęła. Włączyłam lampkę koło łóżka i wzięłam do ręki książkę.
Po dwudziestu minutach uznałam, że nie ma to sensu, ponieważ już czwarty raz czytałam tę samą stronę, nie mogąc się w ogóle skupić. Moje myśli znowu zaczęły krążyć wokół ostatnich wydarzeń.
Leżałam patrząc w sufit i myśląc. Co jakiś czas z moich oczu płynęły łzy. W końcu około siódmej rano, wstałam i zeszłam do kuchni na śniadanie. W pomieszczeniu była już moja mama.
-Cześć - rzuciłam i podeszłam do lodówki.
-Witaj, kochanie - uśmiechnęła się mama.
Wyjęłam parówki i zaczęłam je wrzucać do garczka.
-Klara, chciałam ci coś powiedzieć.
-Tak? - byłam zdziwiona, bo mama nigdy tak do mnie nie mówiła.
Odwróciłam się od kuchenki i całą uwagę skupiłam na kobiecie.
-Postanowiłam z Robertem, że zamieszka on z nami.
-Co?! - krzyknęłam zdziwiona.
-Rozmawialiśmy o tym od jakiegoś czasu i w końcu postanowiliśmy, że Robert się do nas przeprowadzi. Pomyślałam, że jak będziecie ze sobą spędzać więcej czasu, to w końcu się do siebie przekonacie.
-Nigdy się do niego nie przekonam - zarzekałam się.
-Ale po śmierci taty...
-Nie, ten facet nigdy nie będzie jak tata! Nigdy mi nie zastąpi taty! - zaczęłam krzyczeć.
-Ale ja nie mówiłam...
-Nie. Nie przekonam się do tego człowieka, dlatego, że ty umyśliłaś sobie wymienić tatę, po jego śmierci! - byłam wściekła.
-Ja nie chcę wymieniać twojego taty. On zawsze był dla mnie najważniejszy - powiedziała mama.
-Właśnie się zastanawiam, czy tata w ogóle coś dla ciebie znaczył skoro teraz znalazłaś sobie kogoś nowego, może nawet sądzisz, że lepszego? - zadrwiłam.
-Wątpisz w to, że kochałam twojego tatę? Był dla mnie wszystkim, całym światem.
-I tak nagle postanawiasz go wymienić?! Nie chcę w to jakoś wierzyć! - krzyczałam.
-Nie chcesz, żebym była szczęśliwa?
-Chce, ale czemu, jak ty będziesz szczęśliwa, to ja mam cierpieć? Mam dość! Nie będę mieszkać z tym gościem. Jest mi on całkowicie obcy i nie chce z nim mieszkać. Mam dość wszystkiego! Mam dość ciebie i tego gościa! - krzyknęłam.
-Ale Klara, jak możesz tak mówić.
Chciałam wyjść, ale mama złapała mnie za nadgarstek.
-Zostaw mnie. Nie chcę cię znać - wysyczałam z wściekłością i od razu tego pożałowałam.
Mamie mina zrzedła. Twarz natychmiast jej poszarzała. Nie chciałam na to patrzeć, a nie miałam już siły przepraszać kolejnej osoby.
-Mamo... - postanowiłam jednak cokolwiek powiedzieć.
Kobieta nie odpowiedziała mi w ogóle, tylko odwróciła się do kuchni. Nagle ktoś zapukał i wszedł do domu.
-Witaj, kochanie - usłyszałam od drzwi.
-Dzień dobry skarbie - uśmiechnęła się mama, podeszła do Roberta i pocałowała go.
Patrzyłam na kobietę, ale zdawała się mnie nie zauważać. Nie mogłam dalej. Wiedziałam, że od dłuższego czasu raniłam ludzi, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Czułam, że na tym świecie nie ma już dla mnie miejsca. Nie czułam się nigdzie jak u siebie. Nie czułam się kochana.
***
Cały dzień leżałam na łóżku i rozmyślałam. Ostatni raz przeleciałam w głowie listę osób, z którymi się trzymałam i stwierdziłam ostatecznie, że nie ma osoby, która będzie się o mnie martwiła, gdy zniknę z tego świata. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do biurka. Wyjęłam zeszyt, wyrwałam kartkę i zaczęłam pisać.
"Kochana mamo,
Wiedz, że to co zrobiłam, nie jest przez ciebie. Było dużo innych czynników, które skusiły mnie do tego czynu. Za dużo rzeczy przytłaczało mnie na tym świecie. Nie miałam tu od dłuższego czasu swojego miejsca.
Wiedz, że nie chciałam powiedzieć żadnego z tych słów, co wyleciały z moich ust podczas naszej ostatniej rozmowy. Mówiłam bezmyślnie. Wcale tak nie myślałam.
Chciałabym, żebyś nie rozpaczała po mnie, tak jak po tacie. Masz teraz Roberta. On ci pomoże przez to przejść. Jestem tego pewna. Z twoich opowieści wywnioskowałam, że jest naprawdę dobrym, pomocnym i miłym facetem. Nie odpychaj go. Zostań z nim, jeśli go kochasz. Po mnie nie rozpaczaj.
Proszę i bardzo cię kocham.
Napisałam, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Wiedziałam, że mam jeszcze jeden list do napisania. Wyrwałam druga kartkę z zeszytu i znowu zabrałam się do kreślenia słów na papierze.
"Droga Lauro,
Zawsze byłaś dla mnie wszystkim. Podczas naszej ostatniej rozmowy powiedziałam różne rzeczy, ale wiedziałam, że gdybym ci powiedziała o jakimś z moich problemów, to byś mi pomogła. Nie chciałam mówić wielu rzeczy, które powiedziałam, a większość z nich była nieprawdziwa.
Mam nadzieję, że jeżeli o mnie będziesz pamiętać, to nie będziesz po mnie rozpaczać.
Było dużo czynników, które spowodowały czyn, którego się dopuściłam. Ty nie byłaś jednym z nich. Zbyt dużo rzeczy mnie od jakiegoś czasu przytłaczało. Nie czułam, że mam miejsce na tym świecie.
Proszę cię, nie poddawaj się nigdy w życiu, tak jak ja. Jesteś dużo silniejsza, niż ja. Poradzisz sobie ze wszystkim.
Kocham cię i wierzę w ciebie.
Klara"
Odłożyłam długopis na biurko i wstałam z krzesła. Nie byłam w stanie przeczytać tego, co napisałam. Wiedziałam, że jeżeli teraz nie zrobię tego, co postanowiłam, to nie będę mieć siły, aby kiedyś jeszcze się za to zabrać i będę się dalej męczyć na tym świecie.
Przeszłam przez cały dom, sprawdzając, czy na pewno jestem sama. Kiedy się upewniłam, weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Podeszłam do szafki, gdzie mama trzymała zapasowe przedmioty potrzebne w łazience. Stanęłam przed lustrem, a w ręce trzymałam żyletkę. Tego wszystkiego było już dla mnie za dużo. Zostałam sama. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Po policzkach zaczęły mi płynąć łzy, a obraz przed oczami rozmazywać. Dawno już nie powiedziałam aż tylu słów za dużo. Nie ma opcji, żeby mi teraz przebaczyła czy to Laura, czy mama. Nie ma już dla mnie miejsca na tym świecie.
Ręce mi drżały. Podniosłam prawą rękę z żyletka nad lewy nadgarstek. Nigdy nie potrafiłam sobie wyobrazić, że byłabym zdolna do tego. Ale jak widać życie pisze różne scenariusze. Przycisnęłam metal do skóry i delikatnie przesunęłam. Na moim nadgarstku pojawiły się czerwone krople. Powstrzymałam się przed chwyceniem za przegub ręki i powstrzymaniem krwawienia. Podniosłam ponownie rękę nad przedramię, trochę wyżej niż wcześniej, i znowu nacisnęłam na skórę. Rzuciłam żyletkę do umywalki, a po ręce zaczęły mi płynąć strużki czerwonej cieczy. Patrzyłam się w ten obraz jak zaczarowana. Nie mogłam odwrócić głowy od krwi. Z czasem czułam, że coraz trudniej mi się utrzymywać na nogach. Upadłam na kolana, a następnie położyłam się na plecach. Tak, tego chciałam. Przestałam czuć ból. Widziałam tylko ciemność. Przyjemna ciemność, gdzie nic się już nie liczyło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top