We belong(ed) together.
Autor: golden_only
Uwaga! W tekście zostały wykorzystane różne cytaty i kwestie, znane lub mniej znane. Większość z nich pochodzi z tik toka i pinterest'a.
Oblizałam spierzchnięte wargi i przetarłam twarz z nadmiaru potu, który osiedlił się na niej. W klubie było duszno i gorąco jak na porę, która panowała na zewnątrz. Mroźna zima dawała o sobie znać każdemu, kto mieszkał w przestarzałych kamienicach, w tym i mnie. Po raz kolejny musiałam wyprowadzić się z mieszkania, ponieważ rury z wodą postanowiły zrobić sobie wakacje, zalewając nowo wyremontowane pomieszczenia.
Podsumowując, zostałam bez mieszkania, z jedną walizką i prawdopodobnie bez pracy. Była godzina za piętnaście pierwsza w nocy, natomiast ja, stety lub niestety, zamknąwszy małą stację paliw, udałam się na małą imprezę. Cóż klienci musieli poczekać do rannej zmiany. Ja byłam zajęta czymś bardziej pożytecznym.
- Kolejnego poproszę — kiwnęłam w stronę starego barmana.
Mruknął coś w odpowiedzi i zabrał się leniwie za przygotowywanie mojego trunku. Oparłam się wygodniej na starym krześle i odchyliłam głowę, delektując się przyjemnym chrupaniem w kościach karku. Trwałam w tej pozycji kilka sekund i wyprostowałam się leniwie, taksując wzrokiem pomieszczenie.
Światła klubowe nie ułatwiały mi zlokalizowania, jakiegoś sensownego punktu zaczepienia. Jednak byłam pewna jednego. Musiałam komuś przywalić. Musiałam wyzbyć się wszystkich emocji, jakie towarzyszyły mi przez ostatnie kilka tygodni.
- Proszę, smacznego — burkliwy ton barmana przywołał mnie do racjonalnego myślenia.
Musiałam zacząć działać. Czułam, jak ekscytacja przepełnia moje mięśnie. Dlatego, wręcz połknęłam drinka i wstałam gwałtownie prostując palce u rąk. Oblizałam wargi, poprawiłam biust i ruszyłam przed siebie. Do gorącego faceta. A raczej, do jego gorąco wyglądającej dupy.
- Przepraszam, masz papierosa? – mruknęłam zachęcająco.
Mężczyzna odwrócił się i uniósł brew. Jednak nic nie powiedział, wyciągnął jedynie fajkę i podał mi ją. Z jednym wyjątkiem. Ujął delikatnie moją dolną wargę i wsunął końcówkę trucizny do środka. Mruknęłam z aprobatą. Podobało mi się to.
- Dla ciebie wszystko...
- Dagna. Jestem Dagna.
- Więc, dla ciebie wszystko, Dagno.
Skierował swoją dłoń do kieszeni spodni i wyciągnął małą czerwoną zapalniczkę.
- Oh, nie tutaj kochanie. Wolałabym tam — pokazałam palcem na drzwi wyjściowe — Na zewnątrz. Tutaj już i tak jest bardzo gorąco, nie sądzisz?
Wyjęłam papierosa z ust i posłałam mu zalotny uśmiech. Po tym ruchu wszystko poszło, tak jak zaplanowałam. Wyszliśmy na zewnątrz. W biegu narzuciłam na siebie ciepły płaszcz i jeszcze raz uważnie prze taksowałam klub wzrokiem.
Z uśmiechem na ustach wyszłam zwycięskim krokiem na parking i stanęłam za mężczyzną. Z lekkością duszy zaczęłam nieme odliczanie.
- Więc czym się zajmujesz, nieznajomy?- mruknęłam, zapalając używkę.
- Jestem zastępcą prawnika w Male&More.
- To chujowo. A dlaczego nie awansujesz na samego prawnika?
Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem...
Mężczyzna zmieszał się, ale nic nie zdążył z siebie wydusić, gdyż zza moich pleców wyłoniła się ładna i szczupła blondynka. Twarz miała, tak jakby wściekłą.
Na ten widok wyszczerzyłam się jak mysz do sera i zgasiłam czubkiem buta peta. Następnie wyjęłam małe lusterko i poprawiła w ekspresowym tempie szminkę na ustach.
- Jak mogłeś, Josh?! Przecież miałeś wyjść do toalety. Wytłumacz mi, więc, dlaczego znajduję cię na dworze z obcą kobietą? Odpowiedz, do cholery!
Wsunęłam zgrabnie kosmetyk do torebki i podciągnęłam nieznacznie rękawy płaszcza. Odgłos moich szpilek odbił się echem po parkingu. Podeszłam do mężczyzny i położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Czy coś się stało? Mogę jakoś wam pomóc?
- Nie wtrącaj się!
Jednak zignorowałam jej krzyk i nadal wpatrywałam się pytająco, ale i z wyzwaniem na twarzy w bruneta. Stał całkowicie skołowany tym, co się właśnie działo. Cóż ja też bym pewnie była, gdybym myślała tak samo jak on i milutka blondynka.
- Przepraszam, Rose, ale Dagna poprosiła tylko o fajkę. Nic się nie stało. Nie możesz traktować mnie jak statuetki. Mogę rozmawiać, z kim chcę i robić, co chcę. Przecież cię nie zdradzam! - Nieznacznie podniósł głos, na co słodka blondynka wyglądała jak napompowana pirania.
- Więc, jesteście już na „Ty"?! Świetnie, Josh. Nie rozumiesz tylko jednego. Rozmowa, a flirt to całkowicie dwa inne określenia.
Trzy, dwa, jeden...
- Jak na swoją rasę to szczekasz dość głośno — rzuciłam na jednym wydechu, uśmiechając się w duchu, na to co za chwilę miało zajść.
- Co? Co ty powiedziałaś? - jednym ruchem pchnęła mnie.
Tym razem postanowiłam zadziałać szybciej. Jednym ruchem powaliłam ją na bruk i usiadłam na jej brzuchu. Przekręciłam głowę i uśmiechnęłam się niewinnie. Kochałam takie momenty, gdzie strach mieszał się ze złością. Złapałam ją za szyję i ścisnęłam kilka razy. Dziewczyna szarpała się dość mocno, przez co udało się jej zepchnąć mnie na kostkę. Zawyłam znudzona.
- Tylko na tyle cię stać.... - jednak nie dokończyłam swojej myśli, ponieważ przerwało mi mocne uderzenie w twarz.
Moja głowa obróciła się w bok, a policzek zaczął pulsować. Przez chwilę byłam w szoku, z powodu siły, jakiej użyła blondynka, ale szybko się zreflektowałam. Podskoczyłam wesoło na nogach i chwyciłam dziewczynę w ramionach.
- Mogłaś mnie chociaż uprzedzić. Nie chciałam, aby tego wieczoru mój makijaż ucierpiał — wydęłam wargę i przechyliłam głowę.
Już miałam oddać ostateczny cios kobiecie, kiedy na ulicy pojawił się policyjny radiowóz. Westchnęłam zrezygnowana dalszą zabawą i jedyne co zrobiłam, to wbiłam moje kciuki w szyję dziewczyny. W akompaniamencie jej krzyków, sunęłam paznokciami w dół, aż do obojczyków. Po skończonej pracy otwarłam z oczy i oblizałam wargi, po czym zassałam jednego kciuka.
- Dagna jestem — i wyciągnęłam w jej kierunku drugą, także zakrwawioną dłoń.
Niestety niedane było mi się z nią przywitać, gdyż zbliżało się do nas dwóch policjantów. Dygnęłam nieznacznie w ich stronę i czmychnęłam biegiem w stronę wejścia do baru.
***
Kolejny dzień. Kolejna noc. Kolejny rok, który minął mi zdecydowanie za szybko. Nie mogłam przyzwyczaić się do tempa, jakie zostało mi narzucone przez los. Przez ostatnie lata moja działalność dość mocno ucierpiała po tym, jak trafiłam do więzienia. Lecz postanowiłam wstać z klęczek i zacząć burzyć Los Angeles ponownie. Tylko z jedną różnicą. Chcę zniszczyć to cholerne miasto całą sobą, wszystkimi siłami, jakie posiadam.
Dlatego, postanowiłam zacząć od małych kroczków. Dzisiejszy wieczór przyjemnie spędzałam w dość dużym i wykwintnym barze. Pijąc już piątego z kolei drinka, leniwie taksowałam pomieszczenie wzrokiem. Nie miałam jeszcze żadnego konkretnego planu działania, ale jednego byłam pewna. Musiałam zmusić go, aby wyszedł na światło dzienne. Nie wiedziałam dokładnie, kim był i czego chciał, ale na pewno był mężczyzną. Śledził mnie już półtora roku. Ciekawiło mnie to czy wiedział, że ja wiem. Bardzo mnie to ciekawiło. Wręcz umierałam wewnętrznie z bezsilności na to, że nie potrafiłam tego sprawdzić. Musiałam działać spokojnie i stanowczo. Jeden nieprzewidziany ruch, a typ mógł się spłoszyć.
Dopiłam ostatniego łyka pysznego trunku i wstałam lekko chwiejnie. Poprawiłam ręką włosy i ruszyłam na parkiet. Delikatnie, ale zmysłowo wprawiłam moje ciało w ruch. Czułam, jak muzyka wypełnia moje ciało aż po palce u stóp. Zagryzłam mocno wargę, gdy poczułam dwie mocno zaciskające się dłonie na mojej talii. Nie otwierając oczu, oparłam się o jego klatkę piersiową i zsunęłam dłonie na jego przedramiona, a potem dłonie. Uśmiechnęłam się pod nosem, nadal milcząc i kręcąc biodrami.
Owieczka sama przyszła do wilka...
Nie wiem dokładnie, ile tak tańczyliśmy, ale powiew świeżego powietrza przywołał mnie do normalnego myślenia. Mężczyzna postawił mnie na ziemi i odwrócił w swoim kierunku. Przez to, jaki był wysoki, w myślach dziękowałam sobie, że ubrałam piętnastocentymetrowe szpilki i w tamtym momencie sięgałam mu do brody.
Odważnie spojrzałam mu w oczy i oblizałam suche usta. Następnie uniosłam dłonie i założyłam mu je na szyi. Uśmiechnęłam się słodko w jego kierunku kiedy zmrużył oczy i pokiwał kilka razy głową. W ciągłej ciszy między nami połączył nasze czoła i ściągnął moje ręce ze swojej szyi. Rozumieliśmy się bez słów, więc szybko zrozumiałam, o co mu chodziło.
Oderwałam się jako pierwsza i pociągnęłam go za sobą. Szliśmy szybko w takim stopniu, jak pozwalały mi moje buty. Chłodne powietrze owiało nasze ciała i wprawiło się w rytm naszych kroków. Po pewnym czasie tajemniczy towarzysz wyprzedził mnie nieznacznie i skręcił w lekko oświetloną uliczkę. Zacisnęłam mocniej palce na jego, gdyż poczułam dreszcz emocji i niepewności. Jednak moja wewnętrzna zabójczyni zacierała ręce, czekając na rozwój sytuacji.
W kilku minutach wspięliśmy się po schodach kamienicy i dzielnie weszliśmy po małej drabinie na dach budynku. Stanęłam na środku i z wielką radością odetchnęłam pełną piersią. Odwróciłam się twarzą do mężczyzny. Stał tam, oparty o murowaną ścianę i przyglądał mi się, przechylając głowę. Zrobiłam to samo.
Bardzo dobrze znałam ten budynek. Ten dach. To była moja kryjówka od kilku miesięcy. Uciekałam tutaj, gdy chciałam odpocząć i zresetować umysł. Dlatego też nie byłam zdziwiona, że mnie tutaj przyprowadził. Miałam nadzieję, że nie wiedział, iż zamontowałam tutaj sprzęt, który pozwalał mi oddać się ręce mojej najukochańszej pasji. Dlatego podeszłam do małego głośnika i ustawiłam głośność na średnią. Od razu z reszty ukrytych głośników popłynęła melodia z wyraźnym poleceniem w tle, że czas zatańczyć.
Ponownie wyszłam na środek i włączyłam moje ciało w ruch. Zamknęłam oczy i z pamięci zaczęłam wykonywać kroki tanga. Tańczyłam ile sił w mięśniach. Uniosłam powieki kiedy poczuła jego obecność przede mną. Wysunęłam w jego kierunku dłoń, a on przyjął ją wdzięcznie i włączył się do tańca. Szybko zdominował moje ruchy i teraz to on prowadził. Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej i oparła mu policzek na ramieniu. I właśnie w tamtym momencie muzyka stała się wolniejsza. Klimat zrobił się bardziej magiczny, co tylko potęgowało moją ekscytację.
Jeden krok w prawo, obrót i ukłon...
Wykonaliśmy ostatnie ruchy i stanęliśmy przed sobą, stykając się nosami. Oddychaliśmy ciężko, ale nadal trwaliśmy w ciszy. Zielonooki pochylił się i łapiąc mnie mocno w tali, pocałował mnie.
W jednej sekundzie poczułam, jak całe moje wnętrze runęło w czarną przepaść. Jego zimne wargi delikatnie, ale i stanowczo muskały moje. Pocałunek nie był głęboki. Z boku zapewne wyglądaliśmy jak para zakochanych nastolatków, którzy przeżywają swój pierwszy pocałunek.
Całe moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. W tamtym momencie pierwszy raz od wieków, nie wiedziałam co zrobić. Myśli nie składały się w jedną całość. Dlatego nie za bardzo rozumiejąc, co się dzieje, odepchnęłam go. Pochyliłam głowę, ciężko oddychając.
Nie mogę teraz zaprzestać tego, co zaczęłam...
Muszę wziąć się w garść...
Zaciskając i rozluźniając pięści, dobyłam z pasa pod bluzą dwie małe gwiazdki z ostrymi zakończeniami. Stanęłam w rozkroku i uniosłam oczu ku niemu. Byłam pewna, że z moich oczu można wyczytać burze emocji i zdenerwowanie. Uniosłam prawą rękę w tym samym momencie kiedy mężczyzna zaczął cofać się na ścianę. Nie wyglądał na zaskoczonego ani przestraszonego. Jego reakcja wciąż była taka sama. Był spokojny i stonowany, a to doprowadziło mnie do szału.
Rzuciłam gwiazdką w jego kierunku.
Nie poruszył się, ani nie odezwał. Ciągle walczył ze mną na wzrok. Zazgrzytałam zębami i rzuciłam drugą gwiazdką. Tym razem ostrze przeleciało obok jego twarzy i zatrzymało się tuż nad uchem. Zielonooki oderwał policzek od ostrza. Zauważyłam małą strużkę krwi.
Skaleczyłam mu twarz.
Oh, jak mi przykro, panie nieznajomy...
Podeszłam do niego i złapałam za brodę, mocno wbijając paznokcie głęboko w skórę. Skrzywił się, a ja wykrzywiłam usta w szyderczym uśmiechu.
- To za to, że mnie śledzisz.
Zielonooki nie przejął się tonem mojego głosu. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Zwęziłam oczy i jeszcze bardziej zacisnęłam palce na jego brodzie. On też zacisnął, wbijając mi je w boczki. Warknęłam ostrzegawczo, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż ponownie wpił się w moje wargi niczym wampir. Szarpałam się, ale ten jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie. Nie oddałam pocałunku, chociaż moje ciało wołało o więcej.
Po chwili oderwał się ode mnie i mruknął z uznaniem.
- Reece MacCaa. Jedyny w swoim rodzaju mężczyzna, który pomoże ci doszczętnie zniszczyć to miasto i zapisać się w księgach historii Stanów Zjednoczonych -- skinął mi z cwaniackim uśmiechem na ustach.
Prychnęłam i odchyliłam się lekko, przyglądając się mu. Nagle zrobił się całkowicie wyluzowany, jakbyśmy znali się wieki.
- Dagna Wang -- postanowiłam zagrać na jego zasadach — Dotknij mnie jeszcze raz, a zrobię ci przejażdżkę po asfalcie, o tam — pokazałam na ulicę w oddali — Ryjem.
- Wredna jak zawsze — mruknął
- Nie jestem wredna. Po prostu nie lubię być sztucznie miła.
Po tych słowach poklepałam go po zdrowym policzku i uśmiechnęłam się słodko. Skoro śledził mnie tyle czasu to dlaczego miałabym nie skorzystać z jego ambicji i chęci. Do tego był bardzo przystojny więc po dokładnej analizie, zgodziłam się na jego partnerstwo.
Los Angeles, nadchodzimy!
***
Wypuściłem z płuc ostatni buch papierosa i zgasiłem go na popielniczce. Było już grubo po trzeciej w nocy, a ja siedziałem, otulony jedynie satynową pościelą, oparty o ścianę. Kobieta leżąca obok, też była nią otulona. Jej twarz we śnie była nad wyraz spokojna, a oddech prawie, że niewidzialny.
Dagna Wang...
Kobieta, która jest niezniszczalna. Jestem tego pewny, że gdybym wrzucił ją do wulkanu, to za maksymalnie tydzień, dostałbym pamiątkę. Zapewne osobiście wręczoną.
Teraz spała. W niczym nie przypominała tamtej siebie za dnia. Teraz wyglądała jak bezbronna kruszyna, którą trzeba chronić. Tylko szkoda, że musi robić to sama. Tak samo jak ja. Jak każdy z nas musi bronić się samemu. Świat jaki tworzą ludzie jest okrutny i wytrwa ten, kto jest najsilniejszy. Dagna Wang zdecydowanie taka była.
Wstałem delikatnie, aby jej nie zbudzić i podszedłem do okrągłego stołu w salonie. Mała lampka wciąż się jarzyła, więc miałem widok na materiały leżące przede mną.
Kartki przedstawiały plan włamania się do U.S Bank Tower. Chcieliśmy zaprzepaścić to miasto jedną akcją, która miała odbyć się już za miesiąc. Każdy krok dokładnie analizowaliśmy i zapisywaliśmy na tych oto kartkach. Nic nie mogło umknąć naszej uwadze.
Jako iż nie mogłem zasnąć, uruchomiłem laptopa i ponownie przewertowałem karki leżące na blacie. Mój umysł był już w pełni rozbudzony, co pozwalało mi na dokształcanie naszego planu i obserwacje kamer z wyznaczonych obszarów, z kilku ostatnich dni.
Pracowałem tak przez dłuższą chwilę, aż niespodziewanie poczułem dwie małe dłonie oplatające moją twarz, a następnie pchnięty naciskiem odchyliłem głowę w tył. Dagna stała za mną naga z przyciśniętą klatką piersiową do mojej głowy. Na jej widok poprawiłem się nerwowo na krześle i przejechałem językiem po wardze.
- Byłeś tak skupiony, że nie słyszałeś jak cię wołam.
Jej palce z łatwością wślizgnęły się w kosmyki włosów. Przyjemne pocieranie zaczęło rozluźniać moje spięte ramiona. Już chciałem chwycić ją za biodra, ale odskoczyła ode mnie gwałtownie i zaśmiała się wrednie.
- Nie tym razem.
- Znamy się już dwa miesiące, a jedynie na co mi pozwoliłaś to pocałunek w usta. Nie rozumiem dlaczego nie mogę cię dotknąć.
- Oh, Reece. Ja. Śpię. Naga. - każde słowo oddzieliła cmoknięciem w usta -- A to nie oznacza, że chcę abyś mnie dotykał. Za dzisiejsze macanie powinieneś dostać.
Uniosłem brew. Czy byłem zaskoczony? Nie. Dlaczego? Ponieważ to Dagna Wang. Uśmiechnąłem się jedynie i wstałem leniwie. Następnie szybko, ale to bardzo szybko złapałem ją za biodra i podrzuciłem tak, że była zmuszona objąć mnie nogami w pasie. Skrzywiła się, ale nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ ją pocałowałem. Mocno i z pasją, czyli tak jak ostatnio uwielbiałem ją całować.
- Przestań całować mnie jak kobietę, która straciła dla ciebie rozum! - krzyknęła wściekła i wbiła mi ostre paznokcie w ramiona.
- Bo cię pocałowałem i to jest problem? - zapytałem spokojnie, hamując się od śmiechu.
To chyba rozwścieczyło ją jeszcze bardziej. Wyrwała się z moich ramion i dobyła w ręce, jeszcze nie do końca suchy ręcznik z krzesła. Zamachnęła się i mocno zdzieliła mnie po klatce piersiowej, a następnie zaczęła okładać mnie po głowie.
Doskonale wiedzieliśmy, że był środek nocy. Jednak nie przejmowaliśmy się tym.
Ja śmiejący się w głos w akompaniamencie jej krzyków. Ktoś stojący obok mógłby nazwać nas rozpieszczonymi nastolatkami.
- Jesteś chory - warknęła przez zęby ciężko oddychając.
Stanęła za kanapą w salonie. Wciąż naga. Wciąż tak samo piękna.
- Na twoim punkcie, owszem.
Zawyła męczeńsko i wyrzuciła ręce w powietrze.
- Dobra przekonałeś mnie.
- Do czego?
- Jednak jesteś idiotą - wystawiła mi środkowego palca i dodała na odchodnym - Idę spać, a ty - wskazała na mnie - Śpisz tutaj.
Uśmiechnąłem się cwaniacko i to właśnie w tamtym momencie nie byłem pewien czy to przez używkę, którą wypaliłem czterdzieści minut wcześniej, czy przez nowe i dziwne uczucie kłębiące się w moim serce, stwierdziłem, że dla niej mógłbym spać nawet w kałuży wody.
***
- Jak mogłeś?! Jakim, kurwa prawem?!
Krzyknęłam i wpadłam do sypialni jak burza. W roztargnieniu chwyciłam walizkę i przecierając oczy z łez, zaczęłam wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nie potrafiłam zapiąć walizki.
- Dagna...- usłyszałam nad sobą, gdy upadłam z wycieńczenia na kolana przed łóżkiem — Nie chciałem, żeby tak wyszło.
Recee usiadł obok mnie i próbował mnie objąć. Jednak na marne. Wyszarpałam się mu i ponownie chwyciłam za walizkę. Niestety, tym razem mężczyzna mocno chwycił mnie w nadgarstkach. Zawarczałam kilka przekleństw pod nosem i posłałam mu groźne spojrzenie.
- Wysłuchaj mnie, a potem rób, co chcesz — nabrał głęboki wdech i kontynuował — Poszedłem do Marka, żeby porozmawiać z nim, jako z kimś, kto zna się na rzeczy. I broń boże, nie wykluczam w tym ciebie. Po prostu musiałem z nim porozmawiać. Dobrze wiedziałaś, że Mark jest moim zaufanym gościem.
- I to przez tego zaufanego gościa nasz, a raczej mój plan poszedł się jebać, Recee. Dodatkowo omal, że nie trafiłam do więzienia, bo ktoś nie powiem kto, podrzucił mi do kamizelki ochronnej kokainę. Kurwa, Recee! Nienawidzę cię! Nienawidzę!
Krzyczałam ile sił w płucach. Następnie nie patrząc na nic, rzuciłam się na niego z pięściami. Uderzałam na oślep. Jedyne czego chciałam to tego, żeby poczuł się tak samo jak ja teraz. Chciałam, żeby poczuł, jak smakuje gorycz i rozczarowanie. Tamta Dagna, którą uwielbiał i kochał już nie istniała. Nie po tym co odwalił.
Gdy opadłam z sił, wstałam chwiejnie na nogi. On tak samo. Splunęłam na niego. Chuja nawet nie ruszyło moje okładanie pięściami! Wyglądał dokładnie tak samo jak wcześniej, prócz małych zadrapań na policzkach.
Czułam, jak łzy ponownie napływają mi do oczu, jednak opanowałam się. Zagryzłam wargi i zwinnie, prawie że niezauważalnie wydobyłam z rękawa ostrą gwiazdkę. Nie minęła sekunda, a ostrze już tkwiło ramieniu zielonookiego.
Uniosłam wyżej głowę i wyszeptałam, przyznając się po raz pierwszy raz w życiu do szczerych uczuć.
- Nie po to pokazywałam ci mój świat, by łatwiej było ci go zniszczyć.
Spojrzałam mu jeszcze głębiej w oczy.
- Żegnaj, Recee. Mam nadzieję, że zostanie ślad.
I wybiegłam z sypialni.
***
Trzy lata później...
Stałam na środku ringu. W ciemnej sali nie było już nikogo. Byłam tylko ja i trzy trupy leżące niedaleko mnie. Moje ramiona już dawno zapadły się, a twarz pokryta była ścieżką łez. Płakałam. Nie, ja wyłam z wszechogarniającego mnie bólu. Byłam zniszczona od środka i na zewnątrz. Całe moje życie, cały mój plan zostało pożarte przez ciemność, która zabijała mnie kawałek po kawałku.
Kroki. Usłyszałam jak ktoś stawia delikatne i spokojne kroki. Gwałtownie odwróciłam się i strzeliłam trzy razy. Na oślep.
Na sali zapaliło się światło.
Niżej, pod ringiem stał Reece. Na jego widok zawyłam jeszcze głośniej.
- Czego chcesz?! - wrzeszczałam - Czego chcesz?! Zabiłam ich, widzisz?! Zabiłam i ciebie też zabiję! Nie zbliżaj się!
Jednak on nie słuchał. Stawiał powolne kroki w moją stronę i uśmiechał się lekko. Tak jak zawsze. Zawsze uspokajał mnie ten sam sposób. Był miły i troskliwy. On zawsze taki był. Ja natomiast potrzebowałam jego pomocy. Potrzebowałam go całego.
- Reece? - wyjąkałam łkając i opuściłam na ziemię pistolet.
Byłam już tak bardzo zmęczona. Chciałam, aby w mojej głowie panował spokój i ład. Nie mogłam znieść tego, że myśl za myślą przelatywała mi przez głowę.
- Cii, spokojnie. Chodź do mnie, kochanie - wyciągnął ręce i objął mnie w talii - Dam ci tego czego potrzebujesz. Musisz tylko wykonać jedno zadanie.
- Tylko jedno? - pokiwał głową na moje pytanie.
- Tylko jedno. Zabij go - obrócił mnie o sto osiemdziesiąt stopni.
Następnie wyjął z kieszeni spodni strzykawkę i małą fiolkę. Oblizałam wargi i przyjrzałam się mojej ofierze.
Młody chłopak trząsł się jak galareta. Szłam w jego kierunku automatycznie. Gdy stanęłam już dwa metry od jego twarzy Wyszeptałam ponownie zanosząc się rozpaczą.
- Przepraszam, ale on.... on mnie kocha. Ja nie chcę być sama, przepraszam.
I strzeliłam. Martwe ciało upadło w tym samym momencie, kiedy Reece objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Następnie poczułam mocne ukłucie w szyję i w tamtym momencie poczułam się tak błogo jak jeszcze nigdy się nie czułam. Moje ręce przestały się trząść, a myśli ucichły.
***
Sześć lat później....
Wygładziłam krótkie włosy i spięłam je delikatnie z tyłu głowy. Przeskanowałam moją twarz jeszcze raz i z ciężkim sercem uświadomiłam sobie, że wyglądałam gorzej, niż miesiąc temu. Westchnęłam jedynie. Zacisnęłam powieki i pozwoliłam samotnej łzie spłynąć mi po policzku.
Dzisiaj wraz z Recee'em obchodziłam drugą rocznicę związku. Znaliśmy się już sześć lat i śmiało mogę powiedzieć, że było wspaniale. Było wspaniale, dopóki mój ukochany nie założył i nie został szefem podziemia Los Angeles. Zmienił się. Ja się zmieniłam, ale on zmienił się na gorsze. Był bardziej bezwzględny niż normalnie.
Zacisnęłam dłonie w pięści, kiedy usłyszałam szczęk otwieranego zamka w drzwiach. Wyszłam z łazienki i stanęłam w mojej sypialni. Nie widzieliśmy się dwa tygodnie, po tym jak wyjechał na akcję.
Stał przede mną z szelmowskim uśmiechem na ustach i w czarnym garniturze.
- Witaj, kochanie. Nie uciekłaś - zauważył.
Nie uciekłam. Nie miałam jak uciec skoro to on trzymał mnie przy zdrowych zmysłach. Przełknęłam gulę rosnącą w moim gardle i posłałam mu lekki uśmiech.
- Ruszajmy.
- Ruszajmy.
(...) Stres wezbrał się we mnie kiedy skończyliśmy posiłek. Zielonooki wyciągnął się wygodnie na krześle i poluzował krawat.
- Sprawy idą tak jak chciałaś. Za niedługo klauzula tajności będzie nasza...
- Odchodzę, Reece.
Przerwałam mu i wstając powoli powtórzyłam.
- Odchodzę, Reece.
Siedział jak wbity. Jedyne co zdradzało jego zdenerwowanie było nerwowe zaciskanie dłoni na oparciu krzesła.
- Nie... Nie mówisz poważnie, prawda?
Ton jego głosu wskazywał na głębokie zranienie. Mnie też to bolało, ale musiałam przerwać to, co się działo między nami, z nim. Nie mogłam pozwolić na to, żeby autodestrukcja jaką podjęliśmy się prowadzić, zniszczyła nas od środka.
Opuściłam swobodnie ramiona wzdłuż ciała i pozwoliłam, aby łzy zaczęły spływać po moich policzkach. On też wydawał się ledwo co powstrzymywać.
- Ale co.. co z nami, z naszą przyszłością? Porzucasz to wszystko od tak? Dlaczego?
Ostatnie pytanie niemal wyszeptał przez ściśnięte gardło. Czułam, że brakuje mi powietrza. Czułam, że brakuje mi jego.
- Nie możemy dłużej tego ciągnąć. Oboje jesteśmy uzależnieni od kokainy. Oboje jesteśmy zatruci, Reece.
- Ale nasza miłość! - krzyknął, doskoczył do mnie i chwycił za ramiona - Nie możesz jej tak zniszczyć, zdeptać! Dagna, proszę cię!
Zapłakałam i oparłam czoło o jego klatkę piersiową. Zaciągnęłam się po raz ostatni jego cudownym zapachem. Chłonęłam przez te kilka sekund jego ciepło, jego ciało. Zepsute ciało i duszę.
- Jesteś zepsuty, Reece. Nie mogę pozwolić, byś zepsuł i mnie.
Wyrwałam się z jego ramion. W mojej klatce piersiowej zaczęła pojawiać się duża i boląca dziura, która gdyby mogła, zaczęła być krwawić.
- Nie szukaj mnie. Ja odchodzę, Reece.
Jego ramiona zatrzęsły się. Upadł przede mną na kolana. Zwiesił głowę i zajęczał.
- Nie zostawiaj mnie, Dagna. Tak bardzo cię potrzebuję. Ty mnie potrzebujesz...
- Potrzebowałam cię, Reece.
To była prawda. Od dwóch miesięcy, w tajemnicy przed nim, zaczęłam terapię odwykową. Dwa miesiące temu o mały włos nie przedawkowałam kokainy pomieszanej z heroiną. Przy nim czułam się bezpiecznie do momentu, kiedy sam nie zaczął podawać mi narkotyków. Jeszcze niecały rok temu, stwierdziłabym, że na niczym mi nie zależy. Jednak dzisiaj było inaczej. Ja byłam inna.
Dlatego, nie patrząc za siebie wybiegłam z salonu, potem z domu. I tak biegłam ile sił w nogach, uciekając przed nim, przed sobą i przed miłością jaka nas łączyła.
***
Szybko wybiegłam z mieszkania i jak najszybciej dotarłam do mojego samochodu. Ze ściśniętym gardłem pędziłam przez miasto, aby na czas dotrzeć pod bank. Od mojego rozstania z Reece'em minęło już dwa miesiące. Wiedziałam, że obojgu nam było ciężko, ale nie podejrzewałam, że zielonooki zaatakuje strażników banku. Pędziłam przez miasto ile mogłam, aby dotrzeć do miejsca zdarzenia i odciągnąć Reece'a. Policja była na niego już dawno nastawiona. Czekali na odpowiedni moment, aby zastrzelić go, gdy przekroczy granicę.
Dojeżdżając na miejsce dostrzegłam spory tłum ludzi i policji. Wybiegłam z samochodu i przedarłam się przez nich. Wrzaski policji i ludzi zlewały się w jedno. Trzęsąc się dobiegłam do inspektor, która krzyczała do megafonu.
Na środku placu, przed schodami stało sześć osób. W tym Reece. Wszyscy mieli broń i celowali w policję i z wzajemnością. Serce zamarło mi przez moment, kiedy kobieta krzyknęła rozkaz.
- Rzućcie broń i nie ruszajcie się, inaczej was zastrzelimy w obronie własnej!
- Ja to załatwię - warknęłam w jej stronę i nie dając jej dojść do głosu wyszłam na przód.
Zielonooki stanął jak wryty i upuścił broń. Zamrugał kilka razy i potrząsnął głową.
Czułam jak serce wyrywa mi się z piersi. Coraz ciężej oddychałam.
- Reece, musisz przestać! - krzyknęłam - Nie możesz narażać siebie i twoich kompanów. Poddaj się !
W odpowiedzi usłyszałam jego śmiech. Dla osób trzecich był to zapewne śmiech szyderczy, ale dla mnie... był to śmiech przepełniony smutkiem i żalem.
I nagle akcja ruszyła miejsca bardzo szybko. Nawet nie zorientowałam się, kiedy Reece podniósł z ziemi pistolet i ruszył w moim kierunku. Niestety upadł, około dziesięć metrów przede mną. Wszystko działo się jak za mgłą. Czułam się tak , jakbym wyszła z mojego ciała i stanęła obok. Potężny ból, który rozsiał się w mojej klatce piersiowej, zmusił mnie do ruchu.
- Nie! - wrzasnęłam i padłam przed mężczyzną na kolana - Nie, nie , nie...- szeptałam gorączkowo i odgarnęłam z jego twarzy kilka kosmyków włosów.
Z jego klatki piersiowej płynęła gorąca krew, która plamiła moją koszulkę. Nie mogłam opanować drżenia ciała i łez, które płynęły po mojej twarzy.
- Dagna...- szepnął i zacharczał, nabierając powietrza.
I w tamtym momencie nie wiem co bolało mnie bardziej. Czy gardło od rozpaczliwego wrzasku, czy zabite serce.
***
"I dziś oczy zachodzą mi łzami, bo nie tak miało być między nami."
Twój rozdział w mojej książce właśnie się zakończył, Reece. Ten rozdział będzie jednym z moich ulubionych, ale nie mogę czytać go raz za razem mając nadzieję, że ma znajdę w nim inne zakończenie. Musisz odejść z mojego życia i dać mi oddychać czystym powietrzem.
Ułożyłam na czarnej powierzchni kolejną kopertę, obok innych. Następnie, nachylam się nad płytą nagrobną jeszcze raz i całuję wręcz z nabożną czcią, zdjęcie zielonookiego mężczyzny.
- I hope you are good, my love. I love you, stay safe, darling...- wyszeptałam i zamknęłam powieki wypuszczając jedną samotną łzę na wolność.
Odchodząc zostawiłam po sobie ostatnią rzecz, prócz listów pisanych przez ostatnie cztery miesiące. Mały podłużny plastik. Test ciążowy z dwoma kreskami.
Szłam przez cmentarz obejmując się za okrągły brzuch. Była jesień, drzewa dookoła stały już samotne bez liści, które przykrywały je tak nie dawno. Tak samo jak ja, która tak niedawno temu na zabój kochała kogoś, kogo nie powinna kochać. Jednak nie żałowałam go. Nie mogłam żałować osoby, która była zniszczona przez innych. Byłam wdzięczna Reece'owi, że uczynił mnie szczęśliwą choć na kilka chwil mojego życia.
Dlatego, teraz ja pozwoliłam mu odejść ode mnie na zawsze. Pozwoliłam zacząć mu nowe życie w innym miejscu. Szczęśliwszym niż te, w którym przyszło mu żyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top