Traces of pain

Autor: lironiia


Pierwszy tatuaż zawitał na jej ciele, gdy w wieku szesnastu lat uciekła z rodzinnego domu. Dwa ogromne skrzydła ozdobiły jej plecy. Były jednak porwane i zakrwawione tak, że to co miało symbolizować wolność i niezależność pokazywało też jak bardzo zniszczona była zaczynając żyć od nowa.

Przez całe życie była gnębiona przez swoją przybraną matkę, z którą zostawił ją ojciec, lecz gdy kobieta przyprowadziła mężczyznę, aby zgwałcił dziewczynę, miarka się przebrała. Willow uciekła z przyczepy, w której mieszkały i pojechała do Chicago.

Od tamtego czasu na jej skórze systematycznie pojawiały się kolejne znaki i symbole, które zasłaniały jej blizny lub nowe rany. Jej skaleczenia nigdy się do końca nie goiły, ponieważ specjalnie upamiętniała je tuszem.

Była czysta jak łza, a stała się brudna jak diabeł.

Po raz kolejny przejrzała się w lustrze.

– No nie wiem– powtórzyła, kręcąc głową. Czarne oczy wpatrywały się w postać widoczną w lustrze.

– Wyglądasz diabelnie dobrze, duszko. – Starszy mężczyzna stojący trzy kroki za nią, wywrócił oczami. – Będzie zachwycony.

Dziewczyna przeczesała palcami włosy i przygładziła obcisłą sukienkę.

– Mówiłam ci na samym początku, żebyś nie brał dla mnie zadań, na które będzie trzeba ubrać się w ten sposób– warknęła cicho, pocierając blizny na prawym ramieniu, które zasłaniał tatuaż przedstawiający łańcuch, oplatający jej rękę jak ogromny wąż.

– Nie marudź, moja słodka– położył dłoń na jej ramieniu, a ona natychmiast ją strąciła. – Nie możesz wiecznie ukrywać tego ślicznego ciałka pod męskimi ubraniami. Masz dwadzieścia cztery lata. Czas stać się kobietą.

Dziewczyna skrzywiła się do swojego odbicia. Kreacja, którą miała na sobie przyprawiała ją o drgawki i mdłości. Czuła się w niej naga i bezbronna, a przecież przez tyle lat walczyła by było dokładnie odwrotnie. Materiał ją krępował i osłabiał. O wiele lepiej czuła się w swoich codziennych ciuchach– luźnych przewiewnych i nie zdradzających absolutnie nic na temat jej figury. Po prostu miała wtedy wrażenie, że jest bezpieczniejsza.

– Opanuj się, Damon– mruknęła chłodno. Widziała w lustrze jak mężczyzna stojący za nią z coraz większym zaintrygowaniem przygląda się częściom jej ciała, które nie powinny go interesować.

Jeszcze raz westchnęła, obciagnęła sukienkę i stwierdziła:

– Nigdzie w tym nie idę.

– Ależ duszko, przecież wiesz, że takie zlecenia nie spadają z nieba.

– Wykonuję twoje zlecenia od siedmiu lat. Wiele razy ci powtarzałam czego absolutnie nie wykonam, a mimo to teraz mnie w coś takiego wpakowałeś– mówiła cicho, nawet na niego nie zerkając. Po prostu beznamiętnie wpatrywała się w swoją postać w lustrze i podziwiała ostatnie dzieło jakie pojawiło się na jej szyi.

– Will, przecież dobrze wiesz, że nigdy nie wpakowałbym cię w coś co faktycznie mogłoby ci zagrozić– powiedział prawie błagalnie.

– Właśnie w tym problem. Wcale tego nie wiem, Damon. Więc napisz do swojego klienta i powiedz, że nie biorę zlecenia– z tymi słowami odwróciła się na pięcie, zrzuciła że stóp te cholerne buty, od których bolały ją stopy i schowała się za zasłoną, aby pozbyć się materiału, który opinał jej obrzydliwe ciało jak druga skóra.

Willow nigdy nie czuła się atrakcyjna. Nauczyła się nienawidzić siebie zanim umiała chodzić.

Nie była specjalnie szczupła, ale nie była też przesadnie okrągła. Na biodrach i udach miała rozstępy, które– jak zawsze mówiła jej macocha– były obrzydliwe. Dziewczyna miała celulit na nogach i mnóstwo blizn porozsiewanych po całym ciele. Bardziej wyraźne blizny i rozstępy z jednej strony zasłoniła tatuażami tak, że tylko ona widziała, że się tam znajdują, a ktoś obcy musiałby ją dotknąć, żeby dowiedzieć o ich istnieniu.

Zielone oczy, których zawsze najbardziej w sobie nienawidziła, ponieważ przypominały jej o ojcu, zastąpiła czarnymi jak noc przy pomocy soczewek kontaktowych. Wąskie usta tuszowała korektorem, żeby wydawały się jak najbledsze, a niegdyś jasne włosy regularnie farbowała na czarno.

Potrafiła wtapiać się w tłum, ale tatuaże, niesamowicie czarne oczy i włosy i tak przyciągały wzrok niektórych ludzi.

Przebrawszy się, zarzuciła na ramiona czarną bluzę zdecydowanie na nią za dużą i wyszła z za zasłony.

Zastała Damona siedzącego na starej kanapie z nogą zarzuconą na nogę i ramieniem obejmującym kanapę.

– A jeżeli będziesz mogła iść we własnych ubraniach to zgodzisz się przyjąć to zadanie? – zapytał, skanując spojrzeniem jej ubranie i krzywiąc się z dezaprobatą.

– Czemu tak bardzo ci na tym zależy? – odparła podejrzliwie.

– Będzie za to duża kasa.

– Fakt, większa niż zwykle, ale nie wydaje mi się żebyś teraz klepał biedę– znacząco spojrzała na jego garnitur, który musiał kosztować krocie.

– Zawsze ci mówię, duszko, że jesteś za mądra, ale jesteś tylko kobietą– pokręcił głową z ciepłym uśmiechem, ale w chwilę później grymas gwałtownie znikł, a on sam przybrał zimny wyraz twarzy. – Nie zadawaj pytań– syknął. –Bierzesz czy nie?

Willow na moment zacisnęła zęby tak mocno, że była pewna, że je połamie, ale potem tylko odetchnęła cicho i zrobiła swoją popisową minę Mony Lizy.

Czasem naprawdę nienawidziła tego człowieka całym sercem. Uważał ją za gorszą, ponieważ była tylko głupią kobietą, której zapewnił przetrwanie w wielkim mieście. Dla niego była tylko naiwną dziewczynką, która załatwiała mu pieniądze i do której może sobie zwalić. Nie tknął jej jeszcze tylko dla tego, że była jego jedynym środkiem utrzymania.

Prawda była taka, że gdyby tylko chciała, mogłaby się od niego uwolnić. Działka, która dostawała za każdą akcję spokojnie wystarczyłaby jej na dostatnie życie przez następne parę lat. Ale w głębi duszy wcale nie chciała się uwalniać. Być może się tego bała. A być może życie przy kimś kto potrafił zgnoić ją w jednym momencie stało się jej narkotykiem.

Damon był od niej starszy o niespełna dziesięć lat i zaopiekował się nią niedługo po tym jak znalazła się w Chicago. Zaproponował wspólny biznes, a potem już tylko wykorzystywał. Willow przystała wtedy na jego propozycję bez żadnego oporu, ale nie dlatego, że uważała jego pomysł za świetny, ale dlatego, że było jej to kompletnie obojętne. Nie miała motywacji, pieniędzy, siły ani ochoty, aby robić cokolwiek, więc gdy zaproponował jej coś co nie wymagało zbyt wielkiego zaangażowania i pozwalało jej na egzystencję z dachem nad głową, natychmiast się zgodziła.

– Biorę– odpowiedziała.

Dopóki nie kazał jej się wciskać w jakieś niedorzeczne stroje miała w dupie wszystko inne.

Jego twarz natychmiast się rozpogodziła i poklepał miejsce obok siebie. Dziewczyna, ignorując ten gest, przysiadła na zaśmieconej podłodze.

– Jak zawsze na przekór, co, Will? Moja dzielna dziewczynka.

Wywróciła oczami, ale jego słowa miłe ją połechtały, chociaż mogłoby się wydawać to śmieszne. Nawet takie głupie i nic nieznaczące słowa potrafiły sprawić, że miękła. Czuła się wtedy jak kot, którego ktoś podrapał za uchem. Damon po prostu równie dobrze wiedział jak ją do czegoś sprowokować jak i jak ją ugłaskać. Ale ona też to potrafiła. Znała jego mocne i słabe strony. I w przeciwieństwie do niego wiedziała, kiedy nie należy ulegać manipulacji.

– Kim jest klient? – zapytała, odchylając się do tyłu i związując włosy w śmieszną małą kitkę na czubku głowy.

– Ważniejszym pytaniem jest: „Kto jest ofiarą?". – Mężczyzna usiłował nadać swojemu głosowi tajemniczy ton, ale nie wywarło to oczekiwanego efektu, a jedyne co usłyszał w odpowiedzi to drwiący chichot.

– Nie upokarzaj się, dobrze? – wykrztusiła dziewczyna, gdy już zdołała się opanować. – Nikomu głowy nie urywa, jeżeli jakaś błyskotka komuś zniknie. Zazwyczaj.

– Mam ci przypomnieć jak ostatnio zabiłaś tamtego gościa, duszko?

– Po pierwsze, to było z dwa lata temu, a po drugie, to jakoś nikt specjalnie się tym nie przejął– wywróciła oczami. – Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie– dodała po chwili, przyglądając się swoim butom –przecież bardzo radośnie zajęli się jego majątkiem.

– Jak zwykle masz rację, moja słodka– mężczyzna uśmiechnął się do niej radośnie. Odkąd ja poznał podziwiał jej bezwzględne opanowanie. Gdy całkiem przypadkiem sprzątnęła tamtego faceta trochę przerażał go jej kompletny brak wyrzutów sumienia, ale teraz uważał to za ogromną zaletę. Dziewczyna kradła duże sumy i potwornie drogie przedmioty na zlecenie różnych typów i kompletnie to ignorowała. Nie była przez to nerwowa. Po prostu ją to nie obchodziło. Nikt nigdy nie uczył ją tego co jest moralne, a co nie. Ona sama nie zamierzała się angażować w tę tematykę. – A teraz podnieś się i jedź przygotować.

– Mam nadzieję, że nikt nie liczy, że pojawię się tam w sukience jak te wszystkie damy, które kręcą się na tych bankietach– sarknęła, podnosząc się z ziemi i otrzepując z brudu.

Podciągnęła spodnie, które opadały jej nisko na biodrach i zaczęła zmierzać w stronę drzwi.

– Ale załóż chociaż garnitur. Już i tak będziesz się za bardzo wyróżniać– powiedział Damon, zanim wyszła. Irytowała go jej awersja do kobiecych ubrań, które ładnie podkreśliłyby jej sylwetkę. Przez to była zbyt rozpoznawalna i gdyby ktoś postanowiłby zacząć polować na nieuchwytnego złodzieja, który pojawia się i znika to miałby ułatwione zadanie.

– Jasne, szefuniu– zasalutowała mu drwiąco i opuściła pomieszczenie.

***

Jasnoblond włosy przygładziła żelem. Jeżeli ktoś nie przyglądał się im ze zbyt bliskiej odległości przez dłuższy czas to nie miał szans zauważyć, że to peruka. Na twarz nałożyła grubą warstwę kosmetyków, delikatnie podkreśliła oczy, a usta przemazała krwiście czerwoną pomadką.

Miała na sobie białą luźną bluzkę, ogromne czerwone spodnie, które wyglądały prawie tak jakby miała spódnicę, oraz zarzuconą na ramiona marynarkę.

Uśmiechnęła się sztucznie do swojego odbicia i zrobiła parę kroków w jedną i w drugą stronę. Przy odrobinie szczęścia wezmą ją za jakąś ekscentryczną damę w zbyt dużych, aczkolwiek modnych ciuchach. Chociaż sama nie rozumiała na jakiej podstawie takie rzeczy mogą być modne.

Obróciła się jeszcze raz, a następnie wzięła do ręki małą kopertówkę i szybkim krokiem wyszła ze swojego mieszkania. O tej porze centrum Chicago wciąż tętniło życiem. Wiatr rozwiał poły jej marynarki, gdy otwierała drzwi swojego samochodu stojącego na poboczu.

Damon wysłał jej szczegóły zadania w wiadomości. Celem tego wieczoru było znaleźć kobietę, której szpilka do włosów warta była siedem milionów dolarów. Uważała za zabawne to, że ludzie wynajmują kogoś, aby ukradł taki drobiazg. Nie obchodziło ją to, że był drogi. Liczyło się tylko to, że nadal była to rzecz pozbawiona jakiegokolwiek znaczenia w jej oczach. Na dodatek nie rozumiała dlaczego Damonowi tak bardzo zależy na tym zleceniu.

Usiadła za kierownicą swojego wozu i wbiła adres. Ruszyła ulicą z piskiem opon i lekkim uśmiechem na ustach. Jazda autem była jedną z niewielu rzeczy, która po prostu sprawiała jej przyjemność. Jeżdżąc czuła się o wiele spokojniejsza i wszystkie nieprzyjemne wspomnienia znikały gdzieś w odmętach pamięci. Prowadziła całkiem dobrze jak na dziewczynę, która nigdy nie zdała prawa jazdy. Damon załatwił jej podrobione dokumenty w mniej niż miesiąc po ich poznaniu.

Zatrzymała się przed ogromnym, podświetlonym na niebiesko budynkiem i bez wahania wysiadła z auta, podając kluczyki chłopakowi w eleganckim uniformie.

– Niech zobaczę chociaż jedną rysę to pożałujesz– mruknęła mu cicho do ucha, ale zrobiła to tak szybko, że żadna z osób stojących przed budynkiem nie zdołała tego zarejestrować.

Pewnym siebie krokiem skierowała się w stronę wejścia, ściskając w dłoni małą torebkę. Wnętrze było bogato zdobione, a poważni mężczyźni w uniformach przypominających ten od chłopca parkingowego wskazali jej wejście do głównej sali, w której odbywał się bankiet.

Kobiety w ogromnych sukniach i mężczyźni w horrendalnie drogich garniturach od razu pochłonęli dziewczynę. Czuła się jakby zanurzała się w bagnie. Ci wszyscy ludzie posyłali sobie nawzajem fałszywe uśmieszki, komplementowali wygląd, nowe biznesy, jedzenie o wszystko inne w nadziei na uzyskanie większych wpływów lub korzystnych znajomości, które mogłyby zapewnić im dostęp do nowych źródeł bogactwa. Sztuczność i chciwość wprost promieniowała od każdego w tym pomieszczeniu. Willow nie zamierzała spędzać w tym miejscu więcej czasu niż byłoby to konieczne, więc postanowiła jak najszybciej wykonać swoje zadanie.

Przechadzała się po sali, wypatrując swojej ofiary i wdając się w krótkie, niezobowiązujące rozmowy z niektórymi ludźmi. Głównie kobietami, ponieważ mężczyźni rozmawiali przeważnie między sobą. W końcu jednak dostrzegła poszukiwaną postać.

Kobieta była wysoka, smukła i nie wyróżniała się z tłumu. Była całkowicie przeciętna, a jej twarzy nawet przy najlepszych chęciach nie można było nazwać ładną. Willow niespiesznym krokiem zaczęła podążać w jej stronę. Przygryzła mocno wnętrze policzka. Nigdy nie posuwała się do wyszukanych sposobów kradzieży. Po prostu brała to co chciała bez zbytnich ceregieli i wychodziła. Tym razem zamierzała zrobić dokładnie to samo.

W połowie drogi wpadła na duży, masywny kształt.

– Najmocniej przepraszam– mruknęła i wyminęła przeszkodę, nawet nie zerknąwszy w górę, a następnie ruszyła dalej.

– Te pannice nie mają teraz kompletnie żadnych manier– usłyszała za swoimi plecami, głos jakiegoś starszego mężczyzny.

Wywróciła oczami i szła dalej. Miała gdzieś tamtego mężczyznę. Przecież nie była damą, za którą wszyscy mieli ją uważać. Paliła, piła do upadłego, pieprzyła się w toaletach upadających klubów, a jej ciało pokrywały blizny i tusz, teraz skryty pod ubraniami i blond peruką. W żadnym razie nie była damą. Nie była nawet pewna czy wciąż jest człowiekiem czy może została po niej już tylko pusta skorupa. Automatycznie potarła blizny na prawym ramieniu, które osłaniał jeden z bardziej znaczących dla niej tatuaży, a potem przeniosła rękę na lewy bok, gdzie całkiem niedawno pojawił się wizerunek ogromnego tygrysa. Chciała się stać takim tygrysem. Chciała być groźna, pewna siebie i niezależna. Chciała być tą, z którą ludzie bali by się zadzierać. I miała nadzieję, że kiedyś uda jej się to osiągnąć.

Zatrzymała się obok kobiety i rzuciła krótkim komplementem na temat jej sukni. Uśmiechnęła się przyjaźnie, gdy odpowiedziała na tą zaczepkę i gładko zaczęła podtrzymywać rozmowę, ledwie parę razy zerkając na ozdobę, która zdobiła włosy nieznajomej. Willow zaczęła słuchać monologu kobiety na temat najnowszej kolekcji wypuszczonej przez Coco Chanel. Jej ofiara okazała się nieskończenie nudna i płytka. Gdy dziewczyna spróbowała zacząć temat inny niż kosmetyki i ubrania, kobieta natychmiast z powrotem wracała do mody. Czarnowłosa starała się ukryć znużenie rozmową, ale musiała wytrzymać jeszcze cztery minuty. Za dokładnie tyle światła miały przygasnąć, aby orkiestra mogła wyjść na scenę. Nie mogła zrozumieć po co im do tego przygaszanie świateł, ale nie narzekała. W końcu dzięki temu było o wiele łatwiej uniknąć spojrzeń tych wszystkich wścibskich ludzi.

Dokładnie trzydzieści sekund przed wyznaczonym czasem Willow oznajmiła swojej rozmówczyni, że obowiązki towarzyskie zmuszają ją do przywitanie się jeszcze z paroma osobami, więc po jeszcze paru wymienionych grzecznościach, niespiesznie wyminęła kobietę, idealnie w momencie, gdy światła zgasły. Miała pół minuty na zabranie tej szpilki i zniknięcie z pola widzenia. Szybkim ruchem sięgnęła do włosów nieznajomej i wyciągnęła z nich ozdobę. Teoretycznie szpilki służyły to przytrzymywania włosów w miejscu, jednak w tym wypadku włosy musiały być tak usztywnione lakierem do włosów i setką wsuwek, że nawet nie drgnęły.

Willow odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem skierowała się do wyjścia. Na stopach miała buty na odrobinę wyższym obcasie, ale nie jedne z tych, które stukają o parkiet jak słoń. Cicho przemieszczała się przez towarzystwo, jednocześnie chowając drogocenny przedmiot do wewnętrznej kieszeni marynarki. Poprawiła w dłoni kopertówkę, którą przez cały czas trzymała i wyminęła kolejną grupkę zgromadzonych gości.

– Hej– syknął jakiś mężczyzna, którego niechcący potrąciła. Chciała go szybko wyminąć i iść dalej, ale chwycił ją za ramię. – Już drugi raz mnie dzisiaj potrąciłaś, panienko.

Willow zacisnęła zęby, gdy została zmuszona do zatrzymania. Jeżeli za chwilę się stamtąd nie ruszy to skończy jej się czas. Oczywiście nikt nie musiał się zorientować, że pewnej damie zniknęła szpilka i nikt nie musiał powiązać jej z kradzieżą, ale musiała by mieć wtedy ogromne szczęście, więc jednak wolała zniknąć zanim światła ponownie się zapalą.

– Bardzo przepraszam. Proszę mnie puścić– mruknęła, nie patrząc na swojego rozmówcę.

Mężczyzna pochylił się i poczuła jego usta przy swoim uchu.

– Oddaj mi to co zabrałaś tej miłej pani, a wtedy cię puszczę.

Dziewczyna zamarła jedynie na ułamek sekundy. Ten facet nie mógł dostrzec w tym półmroku momentu, w którym zabierała ten drobiazg. Nie było takiej możliwości. Nawet jeżeli obserwowałby każdy jej krok.

– Nie mam zielonego pojęcia o co mnie pan oskarża– powiedziała chłodno i szarpnęła się.

– Ja natomiast myślę, że pani bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę.

Will podjęła decyzję w ułamku sekundy. W następnym momencie mężczyzna opadł na kolana, a ona ruszyła biegiem w stronę wyjścia.

Nikt nie zareagował, gdy jak wariatka wypadła z sali, a następnie skierowała się w stronę tylnych drzwi, gdzie znajdował się parking. Była odrobinę zdziwiona, że facet, który ją złapał nic za nią nie krzyczał, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać.

Z racji tego, że jej kluczyki zabrał służący, sięgnęła do wnęki przy podwoziu swojego samochodu i po chwili jej palce odnalazły tam chłodny metal zapasowego zestawu. Momentalnie odblokowała auto i czym prędzej zapaliła silnik maszyny, a następnie odjechała pozostawiając po sobie zapach palonej gumy.

***

Z budynku wybiegł mężczyzna, którego dziewczyna powaliła jednym kopniakiem pomiędzy nogi. Dyszał ze wściekłości i zaklął głośno, gdy zobaczył w oddali światła uciekającego samochodu. Za nim pojawili się jego towarzysze, przez cały wieczór czekający w pogotowiu.

– Znajdźcie mi tę kobietę– powiedział, zaciskając zęby z całej siły. Nie mógł pojąć jakim cudem ta małolata ukradła mu sprzed nosa błyskotkę, na którą polował od tylu miesięcy. – Chcę odzyskać to co należy do mnie– warknął z wściekłością, a następnie odwrócił się na pięcie, aby zabrać swoje rzeczy i uciec z tego cyrku, w którym już i tak nie miał czego szukać. Zamiast tego postanowił zrelaksować się w jednym z bardziej ekskluzywnych klubów w Chicago.

Jego podwładni wymienili zaniepokojone spojrzenia.

– Zginie? – zapytał jeden z nich.

– W ciągu tygodnia zacznie żreć ziemię– odpowiedział mu drugi, spoglądając w stronę, w którą odjechało auto uciekinierki.

***

Wysiadła z wozu, zaparkowanego w jednej z bocznych uliczek. Wiatr rozwiał krótkie czarne włosy, a ona potarła palcem usta, lekko rozmazując znajdującą się na nich szminkę. Obciągnęła krótką spódniczkę, w którą przebrała się w pojeździe i podwinęła i tak już za krótki top. Normalnie nienawidziła się tak ubierać, ale jeżeli chodziło o dobrą rozrywkę to była w stanie to przeżyć. Ukradzioną ozdobę schowała w skrytce w samochodzie i na razie przedmiot miał tam pozostać. Dopiero jutro miała donieść go Damonowi, a on przekazać ich klientowi.

Tej nocy Willow postanowiła się zabawić. Adrenalina w jej żyłach zdążyła już ucichnąć, a ona pragnęła teraz zaspokojenia innego rodzaju. A jeden z bardziej drogich i wyszukanych chicagowskich klubów miał jej w tym pomóc.

Weszła bocznym wejściem witając się ze znajomym ochroniarzem, który cmoknął ją na powitanie w policzek. Gdy przeszła do głównej części klubu uderzyły w nią głośna muzyka i czerwone światła, które miały nadawać wnętrzu bardziej erotyczny nastrój. W tym miejscu nikt nie udawał, że przyszedł tu w innym celu niż seks. Dziewczyna rozejrzała się po wnętrzu, przesuwając oceniającym wzrokiem po wszystkich obecnych. Większość z nich była już pozajmowana, przez jedną albo parę panienek, ale Will nie była w nastroju, żeby się dzielić. Z westchnieniem podeszła do baru i zasiadła przy jednym z stołków.

Klub nie był miejscem tłocznym, pełnym nastolatków pragnących się zabawić. Nie pojawiał się tu byle kto. Mogli tu przychodzić jedynie stali bywalcy lub ludzie z ich polecenia. Jednak nie było tu też pusto. Choć niewielu ludzi się do tego przyznawało to naprawdę wielu korzystało z tego typu miejsc.

Gdy barman podszedł do Willow ona poprosiła jedynie o wodę z cytryną, a następnie zaczęła wystukiwać na ladzie jakiś tylko sobie znany rytm.

Odwróciła głowę, gdy usłyszała, że główne drzwi zostały na moment otwarte i nowy gość pojawił się w Cupiditatem.

Z korytarza, który prowadził do frontowego wejścia wychynął wysoki i postawny mężczyzna. Czerwone światło opadało na jego twarz, podkreślając wysokie kości policzkowe i usta z wyraźnym łukiem kupidyna. Ciemne włosy opadały mu luźno na czoło, a oczy spokojnie skanowały wnętrze.

Dziewczyna przygryzła dolną wargę, przyglądając się nieznajomemu. Mógł być od niej nie mniej niż piętnaście lat starszy, ale jakoś wcale nie odstraszała jej ta świadomość, mimo że zwykle unikała mężczyzn, od których była aż tyle młodsza. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy jego wzrok zatrzymał się na niej. Skierował się w jej stronę. Will bezwstydnie obserwowała ruchy jego ramion, pod obcisłym materiałem garnituru, pewny siebie krok i obojczyki wyłaniające się spod rozpiętych górnych guzików koszuli.

Usiadł obok niej i leniwie przesunął wzrokiem po jej sylwetce. Zdążył zrobić to już parokrotnie odkąd wszedł.

– Dlaczego tygrys? – zapytał, utkwiwszy wzrok w jej lewym boku.

– To symbol tego kim chciałabym się kiedyś stać– odparła, pochylając się do niego konspiracyjnie. W tym momencie wcale nie starała się być subtelna. Chciała po prostu jak najszybciej przejść do rzeczy. Na dodatek wydawało jej się, że skądś kojarzy ten głos, więc nie zamierzała wdawać się w dłuższą pogawędkę, aby przypadkiem nie okazało się, że to jakiś „znajomy", którego poznała podczas któregoś ze zleceń.

Położyła dłoń na kolanie mężczyzny i ścisnęła je lekko. Jego wzrok powędrował od jej boku przez wyeksponowane piersi i zatrzymał się na szyi. A dokładniej na tatuażu. Na moment na twarzy nieznajomego pojawił się wyraz zaskoczenia, a później złości, ale mignęło to tak szybko, że równie dobrze mógł to być błysk światła. Uśmiechnął się odrobinę drapieżnie, przenosząc spojrzenie na jej oczy i wstał pociągając za sobą Willow. Dziewczyna westchnęła z satysfakcją i podążyła za nim bez cienia sprzeciwu.

Wpadli do jednego z pokoi na piętrze. Mężczyzna pchnął ją na łóżko i przygniótł swoim ciałem, unieruchamiając jej ręce nad głową. Pochylił się i przyłożył usta do jej ucha, przygryzając je lekko.

– Nie poznałem cię w tych czarnych włosach, słodziutka– warknął jej do ucha. Willow zesztywniała, gdy zorientowała się, że ten głos słyszała zaledwie pół godziny wcześniej. – Zdążyłaś się już pozbyć mojej błyskotki, czy może nadal masz ją przy sobie?

Przesunął dłonią po jej brzuchu.

– Sprawdzasz czy nie ukryłam tego pod skórą? – syknęła. – Twojej ozdoby tu nie ma i lepiej przyzwyczaj się do myśli, że więcej jej nie zobaczysz– warknęła jadowicie i z całej siły uderzyła głową w jego nos. Na krótką chwilę pociemniało jej przed oczami, ale wróciła do siebie na tyle szybko, że zaskoczony przeciwnik nie zdążył zareagować, gdy wyszarpnęła swoje ręce z jego uścisku, a następnie z całej siły uderzyła go pomiędzy żebrami, tak że na chwilę stracił oddech. W tym czasie zdołała go odepchnąć i uciec spod przygniatającego ją ciała.

Zeskoczyła z łóżka i szybko rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu przedmiotu, który mógłby jej pomóc. Co prawda, mogła uciec z pomieszczenia i nie sądziła, żeby mężczyzna ją wtedy złapał, ale nie zamierzała tego robić. Ten facet był dla niej zagrożeniem. Rozpoznał ją. A na dodatek napadł.

W sumie napadem przejęła się bardziej. Zdenerwowało ją jego zachowanie i poczuła się urażona.

Mężczyzna bardzo szybko się pozbierał i w chwilę później już stał obok niej. Dziewczyna chwyciła pierwszą rzecz jaką napotkała jej ręka i zdzieliła nią napastnika. Lampa z brzękiem rozbiła się o głowę mężczyzny.

– Rozpoznałeś mnie po tatuażu– stwierdziła spokojnie Willow, odsuwając się od niego na bezpieczną odległość. Nie kierowała tych słów do nikogo konkretnego, po prostu stwierdziła fakt.

– Ty mała dziwko! – krzyknął, ruszając znowu w jej stronę. Jak na kogoś komu krew właśnie zalewała oczy to poruszał się zadziwiająco szybko i zwinnie. Sięgnął za pasek swoich spodni i wyciągnął mały pistolet.

Dziewczyna przygryzła wargę i przekrzywiła głowę. Sięgnęła za siebie, gdzie znajdował się mały stoliczek i stojący na nim wazon.

– Nie ruszaj się, suko, bo cię zabiję– oznajmił, przysuwając się do niej powoli. – Powiedz mi gdzie ukryłaś tę szpilkę, a może szybko się z tobą rozprawię.

– Dlaczego ta szpilka jest taka ważna? – zapytała Willow z niewinną ciekawością w głosie. Nie przejmowała się tym, że mężczyzna właśnie przykłada broń do jej skroni. Miała to kompletnie gdzieś. Natomiast bardzo bawiło ją zachowanie dorosłego, o wiele starszego od niej faceta, który uganiał do za ozdobą do włosów. Wiedziała, że dla pieniędzy ludzie są w stanie zrobić dosłownie wszystko, ale mężczyzna nie wyglądał na osobę, której ich brakuje. Jeżeli szpilka naprawdę była tak wartościowa to nadal nie widziała powodu z jakiego jemu miałoby tak bardzo na niej zależeć. Na dodatek przecież ona sama została wynajęta, aby skraść ten przedmiot.

– Jest warta więcej niż wszyscy sądzą– odpowiedział, mocniej przyciskając metal do jej skóry.

Willow uniosła brwi i uśmiechnęła się z litością.

Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Tacy ludzie byli płytcy i skupieni jedynie na zysku. Willow nigdy nie podzielała tej fascynacji pieniędzmi. Oczywiście były one niezbędne do przetrwania, ale nie czuła potrzeby gromadzenia bogactw, aby następnie trzymać je przez lata i wydawać na niebotycznie drogie i niepotrzebne rzeczy.

Mężczyzna przypatrywał się jej w milczeniu, najprawdopodobniej czekając na odpowiedź jakiej ona nie zamierzała mu udzielać. Lufa pistoletu wciąż przylegała do jej skroni, ale dziewczyna nic sobie z tego nie robiła. Kokieteryjnie oblizała dolną wargę, jednocześnie chwytając solidny szklany wazon, który stał za nią na stoliczku.

Mężczyzna zjechał wzrokiem na jej usta. W ułamku sekundy dziewczyna zamachnęła się wazonem i z całej siły uderzyła napastnika. Szkło rozbryzło się na jego czaszce, rozsypując się we wszystkie strony. Gdy Ciało upadło na podłogę, a broń poleciała gdzieś w bok. Dziewczyna obserwowała jak krew wypływała z ran, a klatka piersiowa powoli przestawała się poruszać w rytm oddechu.

Willow wypuściła z rąk potłuczone szkło i popatrzyła na swoje ręce i dekolt, które zostały poranione przez lecące we wszystkich kierunkach odłamki. Między piersiami spłynęła jej stróżka krwi. Wyciągnęła z dłoni ostre kawałki.

W rogu pomieszczenia znajdowało się pokaźnych rozmiarów jacuzzi, które miało służyć zabawiającym się tutaj klientom. Dziewczyna przeszła przez ciało, a następnie zaczęła zrzucać z siebie poszczególne części garderoby. Odkręciła wodę i włączyła natryski. Odczekała aż jacuzzi się napełni, a następnie zanurzyła się w ciepłej wodzie.

Po szybkiej kąpieli ubrała się i opuściła pokój, zostawiając ciało tak jak upadło.

Wsiadając do auta wykręciła numer do swojego wspólnika.

– Jak się ma moja błyskotka?

Willow wywróciła oczami.

– Zadanie wykonane. Jutro dostaniesz swoją zabawkę. A ja idę spać, więc nie waż się mnie budzić.

Rozłączyła się i z całkowitym spokojem odpaliła silnik swojego samochodu.

Nie myślała o tym co zrobiła. Nie czuła wyrzutów sumienia. Postąpiła tak jak to było konieczne. I nie zamierzała oglądać się za siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top