Partnerzy w zbrodni.
Autor: Martyss_ka
— Zaczynam poważnie martwić się o wasze zdrowie psychiczne — powiedziałam, starając się zachować spokój, co w obecnej sytuacji nie było niczym łatwym. Światło padające z latarki, którą trzymałam w swojej trzęsącej się dłoni, idealnie oświetlało dwójkę moich kompanów, którym ewidentnie coś uderzyło do głowy. Nawet na chwilę nie spuściłam z nich wzroku. — Umówić was może do jakiegoś specjalisty? Może on przemówiłby wam do rozumu, skoro ja nie jestem w stanie tego zrobić.
— Seiran, możesz przez jeden moment być cicho i nie ściągać na nas niechcianej uwagi? — wyszeptał, klęczący przed mahoniowymi drzwiami Elliot. W ręku trzymał podłużną spinkę, którą podstępnie zgarnął z mojej toaletki, kiedy niecałą godzinę temu wtargnął do mojego domu, jakby był panem i władcą wszystkiego i niemal siłą mnie z niego wyciągnął, twierdząc, że koniecznie muszę gdzieś z nim pojechać.
W chwili, w której wsiadłam do jego samochodu i ujrzałam za kierownicą Kaidena, wiedziałam, że coś się święci. Szkoda tylko, że żaden z nich nie raczył mi wyjaśnić skąd ta napięta atmosfera i na co im moja obecność.
— Właśnie Bennett — poparł go Kaiden, którego unoszące się kąciki ust, powoli zaczynały doprowadzać mnie do szewskiej pasji. — Chyba nie chcesz, żebyśmy wpadli w kłopoty, prawda?
— Wasza dwójka jest jednym wielkim kłopotem — prychnęłam, ale tym razem zrobiłam to znacznie ciszej. Chcąc nie chcąc mieli trochę racji.
Przeklęte rodzeństwo Sawyer i cholerny urok osobisty.
— Ciężko się z tym nie zgodzić. — Zaśmiał się pod nosem blondyn, czym zarobił sobie krzywe spojrzenie od Elliota.
Mimo tego, że byli braćmi, nie mogli różnić się bardziej. Szczególnie z wyglądu.
Obaj byli wysocy, ale podczas gdy Elliot miał bardziej atletyczną budowę ciała i zaliczał się do osób naprawdę szczupłych, to Kaiden ze swoimi wyrobionymi mięśniami, sprawiał wrażenie znacznie bardziej masywnego. Zresztą czego innego można się było spodziewać po kimś, kto od małego trenował football na pozycji rozgrywającego i uważał siłownie za swój drugi dom. Nadal pamiętam, jak kiedyś Elliot rozpaczał, że jego rodzice namawiali go, żeby również spróbował swoich sił w tej dyscyplinie, przez co by spędzał więcej czasu ze swoim bratem. Wystarczyło, że poszedł tam parę razy, by znienawidzić ten sport do końca swojego życia. Polubił za to koszykówkę i do dziś w nią gra.
Można powiedzieć, że Elliot przejął swój cały wygląd po ich matce. To jej mógł zawdzięczać swoje gęste, jasnobrązowe włosy i miodowe oczy. Nawet uśmiechali się w ten sam sposób. Kaiden z kolei był dosłownie młodszą wersją ich ojca. Ten sam słomiany odcień włosów, niebiesko-zielone tęczówki i dziarski wyraz twarzy.
Kaiden był starszy ode mnie i Elliota o trzy lata. Aktualnie studiował na uniwersytecie w Springfield i przyjechał na weekend do rodzinnego miasta. Często denerwował mnie jak nikt inny, ale przez to, że przyjaźniłam się z Elliotem już dobre dwanaście lat i więcej czasu spędzałam w jego domu niż w swoim własnym, nauczyłam się to znosić. Kiedyś jak byłam jeszcze młoda i głupia to miałam taki etap w swoim życiu, że się w nim podkochiwałam, ale szybko mi przeszło, kiedy zrozumiałam, że moje uczucia wobec niego były bratersko-siostrzane niż takie typowo romantyczne.
— Mogę, chociaż wiedzieć czyj to dom i dlaczego próbujemy się do niego włamać? — spytałam zrezygnowana, nadal rozglądając się z niepokojem wokół siebie. Myśl, że ktoś mógłby nas zobaczyć, nie napawała mnie radością.
Znajdowaliśmy się na jednym z najbogatszych osiedli w naszym mieście. Właściwie było to jedyne takie osiedle, bo mieszkaliśmy w stosunkowo niewielkiej miejscowości. Wszystkie domy, które tutaj stały, wręcz opiewały luksusem. Perfekcyjnie przystrzyżone trawniki, żywopłoty, horrendalnie drogie samochody na podjazdach...wszystko to stanowiło idealny obraz tego, jak wyglądały domy na przedmieściach, których właściciele mieli więcej pieniędzy, niż komukolwiek by się śniło.
— To. — Elliot wskazał swoją dłonią na dom przed nami, który wyglądał, jakby był wyjęty z jakiegoś czasopisma z nieruchomościami dla bogaczy. Oczywiście o ile takie w ogóle istniały. — Jest dom należący do największego skurwysyna, jaki stąpa po tej ziemi.
— A tym kimś jest...? — Osobiście mogłabym wymienić całą listę takich skurwieli. Na pewno znalazłoby się na niej co najmniej kilkanaście osób.
Z moim własnym ojcem na czele.
— Tyron Rowe — wycedził przez zaciśnięte zęby.
— Tyron Rowe? — powtórzyłam powoli, starając się przypasować to imię do jakiejś konkretnej osoby. Na początku nikt nie przychodził mi do głowy, ale potem mnie olśniło. — Chwila moment, czy to nie jest były Gwen?
Gwen, a właściwie to Gwendolyn, była ich młodszą siostrą i jestem niemal pewna, że kiedyś mi coś o nim wspominała.
Kaiden pokiwał głową.
— Gwen słyszała, jak ten mały chujek chwalił się swoim kumplom, że ma jej zdjęcie, które zrobił, kiedy się przebierała w swoim pokoju.
— Że co zrobił?! — krzyknęłam, całkowicie nie myśląc o tym, że mogłoby to kogoś obudzić i ściągnąć na nas uwagę.
— A teraz cały czas płaczę w swoim pokoju, bojąc się nawet minimalnie odsłonić żaluzji. — Złość, jaka tliła się w oczach Elliota była odzwierciedleniem tego co aktualnie czułam w środku.
— Powiedziała o tym komuś? — spytałam. — Jakiemuś nauczycielowi albo waszym rodzicom?
— Coś ty — parsknął wściekle Kaiden. — Nawet nam nie chciała nic powiedzieć, więc musieliśmy ją nieco przycisnąć, kiedy zauważyliśmy, że chodzi jakaś struta. A jeśli chodzi o nauczycieli, to nie chciała się nawet kłopotać. Powiedziała, że już wcześniej były składane na niego skargi, tylko nikt nic z tym nic nie zrobił, co zapewne wynikało z tego, że jego stary jest głównym inwestorem tej jebanej placówki.
— I właśnie dlatego postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. — Elliot wskazał na zamek w drzwiach, który próbował otworzyć spinką. — Poszperamy sobie trochę w jego pokoju i zobaczymy, co takiego tam ukrywa.
— A ja wam po co? — spytałam, nie do końca wiedząc, jaka była moja rola w tym ich misternym planie.
— Jak to po co? Służysz za moralne wsparcie — odparł Elliot, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
— Powinniśmy mu po prostu wpierdolić — powiedział nagle Kaiden. — Najlepiej tak, żeby trafił do szpitala.
— Też się nad tym zastanawiałem. — Szatyn pokiwał głową, zgadzając się ze swoim starszym bratem. — Ale pojechał gdzieś na weekend z rodziną, więc ta opcja była szybsza.
— Ale nie aż tak dosadna — naburmuszył się.
— Wpierdolimy mu, jak wróci — obiecał Elliot, na co twarz Kaidena od razu pojaśniała.
— Dobra — zgodził się.
— Nie możecie mu wpierdolić — powiedziałam, patrząc to na jednego to na drugiego.
— Dlaczego? — spytali jednocześnie oburzonymi głosami.
— To jeszcze dzieciak — odparłam. — Nie skończył nawet piętnastu lat.
— No i? — Znowu zapytali jednocześnie.
— No i to, że nie możecie go pobić, bo wpakujecie się w poważne tarapaty. Szczególnie ty Kaiden. — Wbiłam w niego natarczywe spojrzenie. — Jesteś pełnoletni, nie dość, że mogliby cię za to wsadzić, to jeszcze straciłbyś stypendium.
— Więc mamy zupełnie nic z tym nie robić? — spytał z niedowierzaniem w głosie Kaiden. — Nie dbam o to jebane stypendium.
— To nasza siostra Seiran — zaczął Elliot. — Gdybyś miała rodzeństwo i ktoś by im zrobił coś takiego, też byś nie myślała o niczym innym w takiej sytuacji. Poza tym znasz Gwen, jeśli czegoś nie zrobimy, do końca życia będzie się bała.
Wciągnęłam powietrze do płuc i zrobiłam głęboki wydech.
— Nie mówię, że to, co zrobił Tyron nie było pojebane i macie z tym nic nie robić — powiedziałam łagodnym tonem, starając się jak najdelikatniej wyperswadować im ten pomysł. — Ale nie możecie przez niego rujnować sobie swojej przyszłości. Możecie to załatwić w inny sposób.
Obaj popatrzyli na mnie, jakbym była przybyszem z innej planety. Jak przystało na samców alfa, wszystko woleliby załatwić poprzez pięści.
— Na przykład poprzez włamanie się do jego domu i zdemolowanie mu pokoju wraz z osobistymi rzeczami? — spytał z nadzieją Elliot, mrugając parokrotnie oczami.
— Na przykład — westchnęłam zrezygnowana.
W końcu lepiej wybrać mniejsze zło, prawda?
— No to, komu w drogę temu czas. — Kaiden klasnął w dłonie. — A teraz otwieraj te jebane drzwi, zanim sam je wyważę — zwrócił się do brata.
Elliot ponownie odwrócił się w stronę zamka i zaczął przy nim majstrować. Szło mu to jednak tak nieporadnie, że postanowiłam mu pomóc. Pewnym krokiem podeszłam do szatyna i uklękłam obok niego. Złapałam go za dłoń, w której trzymał wsuwkę do włosów, na co spojrzał na mnie zaskoczony.
— Daj mi to. — Z westchnięciem wyrwałam mu spinkę i przyjrzałam się zamkowi, który do najbardziej skomplikowanych nie należał. Włożyłam ją do środka, chwilę pokręciłam i po chwili dało się usłyszeć charakterystyczny trzask. Wstałam na równe nogi, otrzepując przy tym kolana, chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. — Voilà.
— Dlaczego mam wrażenie, że masz w tym wprawę? — Kaiden wybałuszył oczy. Elliot zresztą również.
Wzruszyłam jedynie ramionami. Nie chciałam się im przyznawać do tego, że faktycznie miałam w tym wprawę.
— To jak, wchodzimy czy może jednak używamy ostatnich resztek zdrowego rozsądku i stąd spadamy? — spytałam, łapiąc się rękoma po obu stronach drzwi, przez co zablokowałam im przejście.
W głębi duszy miałam nadzieję, że wybiorą opcję numer dwa, ale szybko się przeliczyłam.
— O nie, nie. Tchórzyć nie będziemy. — Kaiden strzepnął moją dłoń i jako pierwszy wszedł do środka.
Nie pozostało nam nic innego jak pójść za nim.
Przeszliśmy przez przedpokój, który wyglądał zadziwiająco pospolicie. Po tym, jak prezentował się dom na zewnątrz, spodziewałam się, że to, co znajduje się w środku, będzie równie ekstrawaganckie. Właściciele jednak postawili na prostotę i elegancję. Wszystko było zachowane w stonowanych kolorach i nic konkretnego nie wybijało się na tle reszty. Gdy weszliśmy do salonu, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to podłużne okna, które ciągnęły się aż do samego sufitu i dawały idealny wgląd na przystrzyżony trawnik za domem.
— Ej. — Przystanęłam nagle, przez co idący za mną Elliot wpadł na moje plecy. — Ale nie ma tu kamer prawda?
— To bardzo dobre pytanie. — Kaiden podrapał się po brodzie i zaczął rozglądać, jakby nagle miała mu jakaś wyskoczyć przed nosem. — Czemu wcześniej nikt o tym nie pomyślał?
— Chyba nie — mruknął zmieszany Elliot, któremu zapewne nawet nie przyszło do głowy to, że mogłyby być tutaj kamery. — Ale tak na wszelki wypadek lepiej miej na głowie kaptur. — Spojrzał na ciemny materiał zakrywający moją głowę.
Razem z Elliotem skierowaliśmy się w stronę schodów, które prowadziły na górę. Od razu pomyśleliśmy, że to tam najprawdopodobniej znajdziemy pokój, który mógł należeć do Tyrona. Kiedy weszliśmy na półpiętro, usłyszeliśmy z salonu dźwięk tłuczonego szkła razem z głośnym przekleństwem.
— Ups! — krzyknął Kaiden.
— Co żeś odjebał?! — burknęłam, wymieniając się z Elliotem zaniepokojonymi spojrzeniami.
— Nic! — odparł, jednak jego niemal piskliwy głos wskazywał na coś innego.
Szybko zbiegliśmy ze stromych schodów, trzymając się barierki, żeby przypadkiem się z nich nie stoczyć, i niczym torpeda wbiegliśmy do salonu. Kaiden klęczał na ziemi i zbierał rękoma pojedyncze kawałeczki szkła. Obok niego leżała rozbita ramka ze zdjęciem.
— To nie moja wina. — Uniósł ręce do góry, zachowując się tak, jakbyśmy mieli go za to zastrzelić. — Samo spadło.
Posłałam mu powątpiewające spojrzenie.
— No dobra, wyślizgnęło mi się z ręki — przyznał po chwili.
— Po co w ogóle tego dotykałeś? — spytałam, marszcząc nos.
Elliot złapał za złotą ramkę, strzepnął resztki szkła i obrócił ją zdjęciem w swoją stronę.
— O ja pierdole! — Cokolwiek zobaczył, sprawiło, że cała jego twarz momentalnie zbladła.
— Co? — Razem z Kaidenem spojrzeliśmy na niego zdezorientowani.
— Czy ja mam zwidy, czy ty widzisz to samo? — Pokazał mi zdjęcie.
— O kurwa. — Teraz to mnie zamurowało.
— Czy ktoś mi powie o co chodzi?! — zdenerwował się Kaiden.
— Widzisz tę brunetkę, która stoi obok tego małego złamasa? — spytał go szatyn.
— No? — Jego mina wyrażała jeszcze większe zdezorientowanie niż przed sekundą.
— To nasza nauczycielka — wtrąciłam.
— Nie wiedziałem, że ma dzieciaka. — Elliot nadal z szokiem wpatrywał się w zdjęcie.
— Co wy gadacie? — Blondyn chwycił za zdjęcie i przyjrzał się kobiecie, która stała obok Tyrona i faceta, który był najprawdopodobniej jego ojcem. — Przecież ona wygląda za młodo na bycie nauczycielką, a co dopiero na bycie matką. Myślałem, że to jego siostra.
Chyba już wiedziałam, czemu zainteresował się tym zdjęciem.
— Może po prostu wyszła za jego ojca — stwierdziłam. — Zawsze powtarzała, że nie ma swoich dzieci.
— W takim razie nic dziwnego, że jest taką jędzą skoro na co dzień mieszka z takim skurwysynem jak Tyron — mruknął pod nosem Elliot. — Na jej miejscu też bym był zgorzkniały.
— Cóż, miejmy nadzieję, że nigdy nie dowie się, że tutaj byliśmy, bo inaczej zrobi nam piekło z życia, w najbardziej dosłowny sposób. — Zabrałam im ramkę i odłożyłam na szafkę, na której wcześniej stała. — Chodźmy w końcu na górę i się pospieszmy. Kto wie kiedy wrócą.
Znalezienie pokoju Tyrona nie zajęło nam długo. Tak naprawdę wystarczyło, że otworzyliśmy pierwsze lepsze drzwi, a po włączeniu świateł ukazał nam się przestronny pokój z pomalowanymi na granatowo ścianami, który ewidentnie należał do niego.
— Dobra, więc co robimy? — spytałam, w myślach postanawiając, że całe pole do popisu zostawię im.
— Jak to co? Rozpierdol. — Kaiden wyjął z kieszeni bluzy spray z czarną nakrętką.
— Jak ty to tam zmieściłeś? — Wytrzeszczyłam oczy. Nie zauważyłam, żeby cokolwiek mu się odznaczało, a ta puszka wcale nie była mała.
— Normalnie? — Uniósł swoją brew.
— No nie! — krzyknął nagle Elliot, zwracając na siebie naszą uwagę. — To jest już kurwa jakiś nieśmieszny żart. — Przeszedł przez cały pokój aż zatrzymał się przy łóżku Tyrona. Wszedł na nie w butach, nie przejmując się tym, że zostawia po sobie brudne ślady. Chwycił za plakat, który był przyklejony do ściany i jednym ruchem go zerwał. — Led Zeppelin. Uwierzycie? — Z niedowierzaniem się do nas odwrócił. — Ta marna namiastka człowieka, ma czelność wieszać plakat takiego zespołu, jakim jest Led Zeppelin. To bluźnierstwo.
Elliot i jego chora obsesja na punkcie tego zespołu.
— Możemy już, robić ten rozpierdol? — Kaiden ze zniecierpliwieniem pomachał swoim sprayem, na co Elliot wskazał mu miejsce na ścianie, na którym jeszcze przed chwilą wisiał plakat.
— Droga wolna.
Takiej ekscytacji na jego twarzy dawno nie widziałam.
Podeszłam do dużej, przeszklonej gablotki, która stała przy ścianie najbliżej drzwi i przyjrzałam się medalom i paru pucharom, jakie się tam znajdowały. Wszystkie były za biegi przełajowe, ale żaden z nich nie był za zdobycie pierwszego miejsca.
Najwidoczniej Tyronowi nie szło jakoś wybitnie dobrze.
Nie widząc nic interesującego, odwróciłam się do tyłu, by popodziwiać dzieło Kaidena. Kiedy zobaczyłam pierwsze słowa, jakie nabazgrał swoim pochyłym pismem, nie mogłam się nie uśmiechnąć.
— Bardziej kreatywnie się nie dało? — Na moje słowa Elliot przerwał na chwilę grzebanie po szafkach, by spojrzeć w to samo miejsce i parsknąć.
,,Myśl głową nie swoim małym pindolem" — tak głosiły słowa na ścianie.
— To jest kreatywne — obruszył się blondyn.
— Stać cię na więcej — droczyłam się, wiedząc, że się zdenerwuje.
Kaiden ponownie odwrócił się do ściany i dopisał:
,,Niech twa rozpusta rozkurwi ci usta"
Tym razem roześmiałam się na głos, co blondyn przyjął z uśmiechem. Moja wesołość jednak minęła, kiedy zobaczyła co Elliot trzymał w swoich dłoniach.
— Czy to jest jego aparat? — podeszłam bliżej.
— Tak. — Wlepił spojrzenie w przedmiot, ale go nie włączył.
Bał się tego, co może tam znaleźć. A konkretniej, że znajdzie tam zdjęcia Gwen.
Wzięłam od niego aparat i go włączyłam. Gdy tylko zaczęłam przeglądać zdjęcia, które się na nim znajdowały, poczułam jak żółć, podchodzi mi do gardła. Dosłownie miałam wrażenie, że wyrzygam swoje wnętrzności na okropną wykładzinę. Były tam dziesiątki zdjęć. Każde zrobione innej dziewczynie. Na wszystkich z nich były one w połowie rozebrane i nie wyglądały, jakby miały pojęcie o tym, że ktoś im właśnie robił zdjęcie.
Jak można być tak obrzydliwym i robić takie świństwa drugiej osobie?
— Znalazłaś coś? — spytał niepewnie Elliot. Gdy zajrzał mi przez ramie wciągnął głośno powietrzę. — Co jest kurwa...
Zaalarmowany Kaiden zszedł z łóżka i do nas podszedł. Nie protestowałam, gdy zabrał mi aparat. Przysunął go do swojej twarzy i zaczął przeglądać zdjęcia. To, co zobaczył, sprawiło, że cały poczerwieniał ze złości.
— Co za pierdolony skurwiel — warknął, po czym z całej siły cisnął urządzeniem przez cały pokój. Trafił nim w okno. Siła uderzenia była na tyle duża, że szyba się rozbiła, a aparat wypadł na zewnątrz.
Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało.
— Jest tu gdzieś jego laptop? — Elliot zaczął rozglądać się po pokoju. Zrzucił wszystkie rzeczy z biurka na podłogę i zaczął otwierać szafki. — Musimy go znaleźć. Na pewno ma jakieś kopie zapasowe.
— Tutaj jest. — Srebrna budowa rzuciła mi się w oczy, gdy spojrzałam na nocny stolik obok łóżka. Wzięłam go, a następnie podałam Elliotowi.
Chłopak wziął laptopa, położył go na biurku, po czym usiadł na krzesełku, żeby mieć do niego lepszy dostęp. Na szczęście nie posiadał żadnego hasła, więc Elliot bez problemu go uruchomił. Razem z Kaidenem wbiliśmy wzrok w ekran. Elliot miał rację. Po otworzeniu jednego z folderów faktycznie pojawiły się dokładnie te same zdjęcia. To, czego się nie spodziewaliśmy, to tego, że znajdziemy tam również obrzydliwe wiadomości, którymi wymieniał się ze swoimi kumplami.
— To już jest pewne. — Kaiden zaciskał swoje dłonie w pięści. — Zabije gnoja.
— Jestem skłonna ci pomóc — mruknęłam. — Co robisz? — spytałam Elliota, kiedy na ekranie pojawił się znaczek z odliczaniem.
— Resetuje cały komputer, przez co wszystkie dane, jakie się na nim znajdowały, zostaną usunięte — powiedział, nie odrywając wzroku od monitora. — Ale przedtem przesłałem sobie wszystko na pocztę.
— Po jaką cholerę? — Kaiden popatrzył na niego z wypisanym na twarzy niezrozumieniem.
— Ponieważ potrzebujemy dowodów — odparł szatyn. — Zostawimy mu wiadomość, że jeśli kiedykolwiek zrobi coś takiego jakiejkolwiek dziewczynie, to poniesie za to odpowiedzialność. Teraz są to tylko zdjęcia, ale kto wie, do czego będzie zdolny, jak podrośnie. Nie wiemy, czy chcę się popisać przed kolegami, czy naprawdę ma jakieś chore zapędy.
— Wiem tylko tyle, że jeśli choć raz zobaczę go w pobliżu Gwen, to będzie sobie musiał szykować trumnę.
Kaiden nie był osobą, która lubiła załatwiać sprawy polubownie. Był narwany i często przepełniała go złość tak duża, że jedynym sposobem na wyładowanie jego agresji była gra w football. To dlatego większość swojego czasu wolał spędzać na boisku. Nie musiał się wtedy hamować. Jeśli jednak natknąłby się na Tyrona, nawet nie próbowałby siebie powstrzymać i wiem, że byłby skłonny do tego, by zrobić mu coś poważnego. Szczególnie w sytuacji, w której chodziło o Gwen.
— Dobra, zmywajmy się stąd — zmęczenie zaczynało przejmować nade mną kontrolę. Czułam, że jak tylko znajdę się w domu, to zakopie się w ciepłej kołderce i pójdę spać. — Naprawdę padam z nóg.
Wychodząc z domu Tyrona, byłam już całkowicie wypruta z energii. Moje zmęczenie potęgował dodatkowo ból, jaki odczuwałam w lewym kolanie. Był tak dokuczliwy, że chyba będę zmuszona wziąć jakieś leki przeciwbólowe. Gdyby nie ten mój dzisiejszy niefortunny upadek, nie chodziłabym teraz jak jakaś pokraka.
Przeszliśmy przecznice dalej, ponieważ to tam Kaiden zostawił srebrnego mercedesa Elliota. Wspólnie zdecydowaliśmy, że to będzie najlepsza opcja, ponieważ zaparkowanie przy domu, do którego się mieliśmy włamać, byłoby skrajną głupotą.
— Nie sądzicie, że to dziwne, że nie mieli żadnego alarmu przeciwwłamaniowego? — spytał Elliot, na co wzruszyliśmy jedynie ramionami.
Sama się nad tym wcześniej zastanawiałam, ale najwidoczniej dopisało nam po prostu szczęście.
Mniej niż pół godziny później znajdowaliśmy się pod moim domem. Wszystkie światła były zgaszone, co kazało mi przypuszczać, że ojca najprawdopodobniej nie było jeszcze w domu. Taką przynajmniej miałam nadzieję. Po naszej popołudniowej sprzeczce nie bardzo miałam ochotę go oglądać. Tym bardziej go wysłuchiwać.
Było już ciemno. Mrok pochłonął całą ulicę. Dochodziła jedenasta w nocy i ku mojemu niezadowoleniu na niebie nie było widać ani jednej gwiazdy. Dosłownie całe niebo było jedną wielką bezgraniczną ciemnością. Szkoda. Lubiłam wieczorami siadać przy oknie i obserwować świecące na niebie gwiazdy. Zawsze mnie to odprężało, a nie łatwo było osiągnąć ten stan w tym przeklętym domu.
— Dzięki, że nam dzisiaj towarzyszyłaś — powiedział cicho Elliot, po czym złapał mnie za dłoń i mocno ją ścisnął. — Naprawdę wiele dla mnie znaczy, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
— Biorąc pod uwagę, że praktycznie nie dałeś mi innego wyboru, tylko wyciągnąłeś mnie z mojego przytulnego łóżeczka, to naprawdę nie ma sprawy — zażartowałam, ale odwzajemniłam uścisk.
— Miło wiedzieć, że dla nas jesteś w stanie włamać się do czyjegoś mieszkania — wyszczerzył się Kaiden.
— Nie dla was, a dla waszej siostry głąbie. — Walnęłam go w tył głowy, zewnętrzną częścią mojej dłoni. Udał, że go to zabolało. Dobrze.
— Nie zmienia to tego, że nieźli z nas partnerzy w zbrodni. Powinniśmy to kiedyś powtórzyć.
— Taa, nie licz na to — powiedziałam, na co jego uśmiech powiększył się jeszcze bardziej.
— Och, jeszcze jedno. Matula kazała przekazać, że masz przyjść któregoś dnia na obiad, albo kolację — przypomniał sobie Elliot. — A najlepiej jakbyś wpadła i na obiad i na kolację. W ogóle byłaby wniebowzięta, gdybyś się do nas wprowadziła — zaśmiał się. — Powiedziała, że się za tobą stęskniła i musi cię utuczyć, bo zaraz zostaną z ciebie same kości.
— Ojczulek natomiast narzeka, że nie ma nikogo normalnego, z kim mógłby pogadać i dobrze by było, jakbyś zechciała go zaszczycić swoją osobą — dodał Kaiden.
Przyjemne ciepło rozlało się po całym moim wnętrzu. Świadomość tego, że komuś na mnie zależało, była tak obezwładniająca, że miałam ochotę się rozpłakać.
— Przekaż, że na pewno wpadnę. — Mój głos był całkowicie zachrypnięty, więc musiałam odchrząknąć. — A teraz spadam. Muszę się w końcu położyć.
Elliot chwycił mnie za szyję i przyciągnął do swojego torsu, przez co zaczęłam żałować, że usiadłam obok niego. Kiedy zamknął mnie w swoim szczelnym uścisku, do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach jego perfum. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ściągnął mi kaptura i nie zaczął mierzwić moich włosów. Wiedział, że tego nie znoszę, ponieważ moje kręcone włosy wyglądały potem jakby strzeli w nie piorun.
— Ty chuju — pisnęłam i uderzyłam go z pięści w bok, na co się tylko zaśmiał. — Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tego nie robił?
— Ile razy mam ci powtarzać, że będę robił to na co mam ochotę — sparodiował mój głos, przez co spojrzałam na niego spode łba. — Możesz już iść gwiazdunio.
— Dziękuje za pozwolenie księżniczko. — Posłałam mu całusa w powietrzu i otworzyłam drzwi.
— Narka gnomie. — Kaiden machnął ręką. — Nie przewróć się po drodze. Wszyscy wiemy, jaką jesteś pierdołą, nie musisz nam tego pokazywać na każdym kroku.
Na pożegnanie pokazałam mu środkowy palec.
Poczekałam, aż odjadą i odprowadziłam ich auto wzrokiem aż zupełnie nie było go widać. Otwierając drzwi wejściowe, modliłam się w duchu o to, żeby ojca jeszcze nie było w środku. Albo, żeby chociaż spał.
Jak raz wszechświat był dzisiaj wyjątkowo po mojej stronie, ponieważ nigdzie nie było po nim śladu.
Wchodząc po schodach na górę, coraz bardziej czułam przeszywający ból w kolanie. Gdy tylko przeszłam przez próg mojego pokoju, włączyłam światło i rozejrzałam się za ładowarką, która była wetknięta do gniazdka przy łóżku. Podłączyłam telefon do kabla. Sekunda później i rozładowałby się całkowicie. Odpisałam na parę wiadomości i ponownie go zablokowałam, kładąc na pościeli.
Westchnęłam.
To był naprawdę wyczerpujący dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top