our national victim
Autor: b346412
— Przestań w końcu narzekać.
Największy problem nastolatki, która w jednym momencie była niezależną dziewczyną z własnymi przekonaniami światopoglądowymi i córką polityka?
Nigdy nie mogła dzielić się swoim zdaniem w obecności nikogo.
Gdyż obserwacja jej osoby należała do stałych punktów harmonogramu, a wiadomość o tym, że była stronniczką kompletnie przeciwnego obozu politycznego niż jej ojciec, mogłaby grozić okropnym niebezpieczeństwem i niebotycznymi konsekwencjami.
Nie, żebym wcześniej nie dostawała pogróżek. Prawdopodobnie do końca życia miałam mieć w mózgu wyryty moment, gdy na przypadkowym spotkaniu z wyborcami, jeden mężczyzna nie wiadomo, kiedy, objął mnie od tyłu i przyłożył ostrze do gardła.
Chciał mnie zabić tylko dlatego, bo mój ojciec startował na posadę prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Czy trzeba było wspominać o kompletnym braku prywatności? Komentarzach na temat mojego ubioru, sylwetki czy nawet najmniejszych gestów?
W ciągu połowy kadencji mojego ojca zdążyłam przejść przez epizody depresyjne, zmagać się z bulimią i anoreksją oraz doświadczyć uzależnienia od narkotyków — począwszy od najłagodniejszych aż do najtwardszych, które doprowadziły mnie niemal do upadku.
Chociaż czasami żałowałam, że nawet to nie mogło pójść według mojego planu.
Dlatego za każdym razem, gdy matka wmawiała mi, że byłam jedynie rozwydrzoną i niezadowoloną dziewuchą, bolało, ale tak naprawdę raniło już coraz mniej...
Bo organizm w końcu musiał mieć jakąś granicę ciągłego wydalania kortyzolu, adrenaliny i noradrenaliny.
Obróciłam się na drugi bok, mocniej obejmując się kocem. Czułam nieświeży zapach, który wydalał się z moich gruczołów, ale nie miałam siły na wstanie z łóżka. Wspomnienia zlewały się w jedną wielką papkę, więc posiadałam zaburzoną ocenę, co do czasu, w jakim znajdowałam się w tym stanie.
— Przestań zachowywać się w ten sposób, Augustine — dodała zirytowanym tonem.
Po podłodze rozszedł się stukot szpilek, a po chwili poczułam, jak zdarła ze mnie nakrycie. Z ust pragnął wydostać się szloch, ale przymknęłam powieki i po prostu próbowałam oderwać się myślami, jak najdalej.
— Wyglądasz żałośnie — prawie splunęła.
Nie płacz. Nie pokazuj jej słabości, przekonywałam się w głowie.
— To trwa już zdecydowanie za długo. Masz szczęście, że ojciec ma krztę wyrozumiałości, co do twojego irracjonalnego zachowania. — ciągnęła. — Brukowce stają się podejrzliwe. Nie widzieli cię od dwóch tygodni.
Miałam ochotę prychnąć. Oczywiście, że tylko dlatego pojawiła się w mojej sypialni.
Reputacja.
Och, tak. To zgubne przekonanie, że wiedzieliśmy coś o życiu drugiego człowieka. Ale czy ktokolwiek wiedział, co przeżywałam? — Oczywiście, że nie. Bo odpowiednie osoby publikowały w social mediach zdjęcia, na których wymuszałam uśmiech. Z tego powodu nawet, kiedy miałam gorszy okres, ludzie sądzili, że świetnie się bawiłam, wydając miliony ojca.
— Twierdzą, że jestem w ciąży. — wyszeptałam, obejmując się w pasie.
Przełknęłam gorycz, która ciągle cisnęła się do mojego gardła.
Szczerze nienawidziłam każdego aspektu swojego ciała. Nie potrafiłam zrozumieć, z jakiego powodu ciągle się zmieniało. Dlaczego jednego dnia brzuch potrafił być płaski, a drugiego wzdęty? Po co organizm zatrzymywał wodę, żebym później wyglądała na bardziej spuchniętą?
— Po prostu zauważyli, że ostatnio się zaokrągliłaś — westchnęła. — Ale nie martw się. Zastosujemy kilkudniową głodówkę i znów zaczniesz się mieścić w rozmiar 0.
— Ale po niej jestem tak bardzo zmęczona i nie nadaję się do życia... — próbowałam argumentować. Złapała mnie za ramię, przez co spojrzałam na jej poważną twarz.
Szukałam ciepła w mimice Elizabeth Johnson. Tej szatynce z idealną fryzurą, makijażem i strojem. Wyważonymi gestami i zachowaniem. Ale częściej myślałam o niej jako o pierwszej damie, a nie rodzicielce.
— Przekażę służbie, że mają cię trzymać z daleka od jedzenia. — powiadomiła, mimo wszystko. — Zaczniesz od jutra, Augustine. Pamiętaj, że za każdym razem, gdy będziesz chciała się poddać, po prostu spójrz w lustro.
W końcu wyszła. Zostawiła mnie w spokoju, abym mogła zaszyć się w swoich żałosnych myślach.
Nienawidziłam kłamstw i fałszu. Każdy człowiek w kraju znał moją matkę od kompletnie innej strony i szczerze zastanawiałam się, w jaki sposób potrafiła udawać dobrą kobietę w przekonujący sposób. Musiała być nigdy nie odkrytą Meryl Streep.
Sięgnęłam po komórkę z szafki nocnej, a następnie otworzyłam szufladę z zawartością, za którą Elizabeth by mnie zabiła. Ile tu było kalorii? Pięć tysięcy? A może i więcej?
Rozłożyłam smakołyki pełne cukru oraz tłuszczu. Włączyłam prywatnego Instagrama i otworzyłam pierwsze opakowanie czekolady. Zaczęłam przewijać stronę główną, pełną moich "prawdziwych" przyjaciół. Dziewczyn z wielkimi uśmiechami oraz idealnymi sylwetkami. Chłopaków, którzy nigdy nie chcieli się mną zainteresować, a jeżeli już to robili, okazywali się obrzydliwie natarczywi.
I byłam żałosna, płacząc, ponieważ takie życie nie było dla mnie osiągalne. Bo tamci ludzie nie mieli na swoich barkach takiej presji. Ich rodzice z zawodu należeli, co najwyżej do senatorów.
Nie rozumieli mnie. Albo po prostu tego nie chcieli.
Mówili, że zazdroszczą ogromnego luksusu i zainteresowania. Oceniali powierzchownie. Tak, jak wszyscy. Bo tak było dla nich wygodniej. Nawet jeżeli zauważali oznaki jakiejkolwiek rysy na perfekcyjnym obrazie, woleli odwrócić wzrok niż zaproponować jej usunięcie.
Chwilę później łzy przysłoniły mi beztroskie życia kolegów, ale nie zamierzałam tak prędko odpuszczać. Kliknęłam na relacje innych, nadal zadręczając się, bo oni w czasie, gdy ja przeżywałam istne katharsis, bawili się na imprezach albo spotykali się z przyjaciółmi.
A następnie przeszłam na swoje konto. Dziesięć milionów obserwujących. Ale jak wiele z tych ludzi, chociażby życzyło mi dobrze? Albo miało o mnie pozytywną opinię?
Nie zamierzałam ukrywać, że mój ojciec nie był ulubieńcem Ameryki. Oczywiście, miał swoich fanów, ale przez prawicowe przekonania i konserwatywne podejście do kraju, potrafił doprowadzić innych do szału. Sprzeciwiał się legalizacji aborcji, narkotyków, eutanazji czy związków homoseksualnych. Co było absurdalne, bo kiedyś uzależniłam się od tej chemii i dodatkowo byłam osobą biseksualną. Społeczeństwo frustrowało się też przywiązaniem do religii chrześcijańskiej — z tego względu chciano wprowadzić w szkołach publicznych prawo do modlitwy. Smaczkiem okazywał się fakt, że potrafił sprowadzić całą Gwardię Narodową na kilku nielegalnych imigrantów. Kiedyś przyznał poparcie do szerokiego stosowania kary śmierci oraz aktywniejszej i ostrzejszej polityki wobec innych państw.
Benjamin Johnson, czterdziesty siódmy prezydent Stanów Zjednoczonych, był skurwielem. Ale przy tym bardzo silnym przywódcą. Perswazyjnie potrafił przekonać do swoich racji, ponieważ miał w sobie potrzebną charyzmę. I niestety, wciąż liczba osób popierających jego rządy, była większa od gardzących światopoglądem mężczyzny.
Weszłam w sekcję komentarzy pod moim ostatnim zdjęciem. Było proste. Zajmowałam leżak, w tle zachodzącego Słońca z bezalkoholowym drinkiem w ręku. Moją filigranową sylwetkę przykrywała luźna, jasna sukienka. Okrągłą twarz okalały ciemne, kręcone włosy, kontrastujące z woskową cerą. Wydawałam się szczęśliwa. Zmusiłam się na fotografii nawet na niewinny uśmiech. Ze sporej odległości udanie nie można było spostrzec matowości tęczówek.
"Zasłania brzuch. Może naprawdę jest w ciąży?!"
"Czemu wygląda na tak zmęczoną?"
"Niezadowolona księżniczka."
"Jebana idiotka."
"Powinna umrzeć."
Przełknęłam ślinę i wyszłam ze zdjęcia. Z każdym kolejnym razem czytania czegoś takiego, upewniałam się w zdaniu, że ludzie naprawdę byli zawistni. Nigdy nie zrobiłam niczego, za co można byłoby mnie potępić. Stałam z boku i ładnie wyglądałam. Byłam łatwą w użyciu marionetką w rękach naszych PR-owców.
Zagryzłam wargę i zmarszczyłam odrobinę brwi, gdy spostrzegłam kątem oka jedno powiadomienie. Co było samo w sobie bardzo podejrzane, ponieważ na koncie zamieszczałam jedynie marne cytaty o swojej żałosnej egzystencji. Moje poczynania śledziło jakieś piętnaście osób.
od: aurelius3245
Śmierdzi tu depresją.
I kto by pomyślał, w jaki sposób wiadomość mogła zmienić życie i do czego w ostateczności doprowadzić? Jak pojedyncza jednostka potrafiła wpłynąć na przyszłe decyzje i zachowanie? Zawładnąć umysłem, jak ulubioną zabawką?
Był wszystkim, czego powinnam była unikać. Niebezpieczeństwem, gwarantowaną ścieżką mroku i zapewnieniem niewiarygodnej dawki adrenaliny i dopaminy...
Ale potrafił być tak bardzo pociągający. I pragnęłam go zadowolić. Pierwszy raz poczułam się, jakbym znaczyła dla kogoś wszystko. Ale moje życie nigdy nie było usłane różami, więc za krótkotrwałą bajkę, miałam zapłacić pobytem w piekle.
┉
— Masz uroczy głos. — uniosłam kącik ust, słysząc po raz pierwszy męski baryton.
Leżałam na brzuchu, wgapiając się w ekran telefonu, na którym widniało jego imię.
— Przestań mi słodzić, Aurelius. Wiesz, że to na mnie nie działa — skłamałam.
Uwielbiałam, gdy prawił mi komplementy. Cóż, przy trybie życia, gdy niemal codziennie ktoś przyczepiał się do mojego stylu bycia, potrzebowałam tego typu odskoczni.
A on doskonale umiał to robić. Czasami żaliłam mu się z powodu głupich rozterek czy przemyśleń, ale zdarzało się, że umiałam mówić mu o rodzicach.
Nasza relacja rozbudowywała się coraz bardziej. I to w zdecydowanie za szybkim tempie, jak na zdrową znajomość. Ale ja nie znałam tego pojęcia. Moim zdaniem wszystko rozwijało się, w jak najbardziej poprawny sposób.
— Ciągle zapominam, że "nie jesteś taka, jak inne" — zironizował. Przewróciłam oczami, uśmiechając się pod nosem.
Nie mogłam nie zauważyć, że dzięki niemu zaczęłam patrzeć inaczej na życie. To było dziwne. Miałam więcej sił do zmagań z szarą codziennością, jak i z rodzicami. Nawet chętniej udzielałam się w mediach społecznościowych czy na spotkaniach z wyborcami.
Wszyscy patrzyli na to z szeroko otwartymi ustami, jakby sami nie wierzyli, że mogłam znaleźć w sobie jakąkolwiek pewność siebie i chodzić z uniesioną brodą.
Ale czasami jeden człowiek naprawdę potrafił zmienić wszystko.
— Nie zainteresowałbyś się mną, gdybym jednak w ogóle się nie wyróżniała z tłumu... — pociągnęłam.
Westchnął po drugiej stronie.
— Masz rację — przyznał.
Przytknęłam kieliszek do ust, patrząc w bordową barwę jego zawartości. Myślałam przez chwilę, jak dzięki chłopakowi moja krew potrafiła przyśpieszyć biegu.
Procenty miały do siebie, że właśnie one wyłączały wszelkie hamulce i nie myślało się o konsekwencjach. Statystycznie to po nich działo się najwięcej wypadków oraz podejmowano decyzje, których następnie się żałowało.
A ja po połowie butelki trunku zrobiłam się naprawdę kreatywna...
— Chciałabym czegoś spróbować... — westchnęłam, przekręcając się na plecy i utkwiłam wzrok w suficie.
Moje serce biło bardzo szybko, a myśli były rozmyte.
— Czego dokładnie, Tine? — spytał zachrypniętym głosem. Przejechałam palcami po swojej szyi, a następnie umieściłam je na dekolcie.
Zaczęłam bawić się przy granicy bluzki.
— Po prostu mów mi więcej... — przekonywałam, drugą rękę kładąc na brzuchu i powoli odpięłam guzik spodni. — Wszystkiego, o czym teraz myślisz. Po prostu chcę słyszeć twój głos.
I wtedy pierwszy raz poczułam z nim prawdziwe połączenie. Stał się świadkiem momentu, gdy byłam najbardziej bezbronna. Cicha, niewinna dziewczyna, w końcu sięgnęła po to, co chciała. I nie żałowałam. Bo on to wszystko ułatwiał. I pozwalał mi na odczuwanie każdej przyjemności, do jakiej tylko zapragnęłabym dążyć.
Przeżyłam zatrucie wieloma toksynami, ale nie zdawałam sobie sprawy, że właśnie wpuściłam tę śmiertelną.
┉
Stałam pod budynkiem w ciemnym rogu. Dochodziła godzina pierwsza w nocy. Zbliżała się połowa września, dlatego musiałam mocniej okryć się płaszczem, który na złość spadał z moich ramion.
Byłam głupia. Bo znałam go niecałe dwa tygodnie i zaproponowałam spotkanie. Próbował odmówić, ale naprawdę chciałam go zobaczyć.
Zrobił dla mnie więcej niż ktokolwiek wcześniej. I potrafiłam myśleć tylko o nim, podczas wielu codziennych czynności. Dlatego zrozumiałam, że miał być osobą, która zamierzała grać pierwsze skrzypce w moim życiu.
Ale nie wiedziałam, że grać pieśń pożegnalną, w trakcie ostatecznego upadku.
Zagryzłam wnętrze policzka, bo zaczęłam się stresować. Specjalnie dla niego głodziłam się przez kilka ostatnich dni, aby wyglądać perfekcyjnie. Moja matka była dumna.
W końcu poczułam się, jakbym coś dla niej znaczyła.
Nigdy wcześniej mnie nie widział. Tak samo, jak ja jego. Ale szczerze, mógł nie być olśniewającym chłopakiem. Pragnęłam jedynie, aby mnie wpierał i rozumiał. Nie tylko ze względu na sławę.
Wstrzymałam oddech, gdy ktoś nagle objął mnie od tyłu i przytkał usta. Miał silne ramiona, więc nie miałam szans. Chciałam krzyknąć, ale to nie było możliwe. Szarpałam się i walczyłam ze łzami, przykrywającymi normalny widok.
— Ciekawe, ile będą warte organy córki tego skurwiela Johnsona. — przepalony ton jakiejś kobiety, rozszedł się w mojej głowie.
I właśnie wtedy podbiegł do mnie wysoki chłopak, który w łatwy sposób — cóż, zapewne był dużo większy od agresorki — uwolnił mnie z pułapki.
— Wypierdalaj stąd! — krzyknął tak głośno, że chyba słyszeli go na ulicy obok.
A ja dopiero po chwili zrozumiałam do kogo należał głos. Oddychałam płytko, ale zdołałam wyprostować się, aby omieść wzrokiem jego osobę.
I kompletnie mnie zatkało. Bo nigdy nie sądziłabym, że miałam szansę u takiego... mężczyzny.
Kończąc osiemnaście lat, nie myślałam zbyt dużo o płci przeciwnej. Cóż, wcześniej nikt nie pozwalał mi na nic. A ja nie zamierzałam się buntować. Jednak tym razem sprawnie ominęłam ochronę i uciekłam z Białego Domu.
Dla niego... wszystko dla niego.
Wysoki, zdecydowanie starszy brunet stanął niedaleko mnie, omiatając mnie swoim zapachem, proszącym o odrobinę grzechu. Jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało, od razu spostrzegłam w nim coś podejrzanego. Jego ciemne tęczówki śledziły moją osobę. Klatka piersiowa, przykryta ciemnym materiałem koszuli, prędko się unosiła, a palce ozdobione złotymi sygnetami były boleśnie zaciśnięte. Zgadywałam, że mógł mieć koło trzydziestu kilku lat.
— Nic ci nie jest? — upewnił się, a ja pokiwałam głową. — Wybacz. Najczęściej nie odnoszę się w taki sposób do kobiet — podjął, ściągając łopatki.
— Nigdy bym cię o to nie podejrzewała, Aurelius. — uśmiechnęłam się lekko.
— Nie mówiłaś, że jesteś córką prezydenta — uniósł brew.
Przeszłam z nogi na nogę i zagryzłam wargę.
Moim zdaniem, to nigdy nie był powód do dumy czy chwały. Najchętniej zawsze ukrywałabym ten dość istotny fakt swojego życia.
Bałam się, że to go rozczarowało i chciał uciec. Tak naprawdę od początku go okłamywałam, jednak z drugiej strony, przecież wcześniej o to nie spytał.
— Czy to coś zmienia? — spytałam posępnie.
Jego tęczówki niezłomnie skanowały moją mimikę. Czułam się dziwnie. Bo nigdy wcześniej nikt nie zwracał na mnie uwagi.
— Nie. — stwierdził po chwili martwej ciszy. — Nic nie zmieni faktu, że chciałbym spędzić z tobą mnóstwo czasu i poznać cię bliżej.
┉
Otworzyłem drzwi od auta. Planowałem zabrać ją do swojego mieszkania. I zrobić z nią wiele rzeczy. Weszła do środka, a ja okrążyłem samochód, siadając za kółkiem.
Zerknąłem na nią kątem oka i zauważyłem, że prezentowała się na spiętą. Była taka młoda. I tak bezmyślna. Prawie jej współczułem.
Złapałem w delikatnym uścisku za dłoń ciemnowłosej. Skóra dziewczyny była niemożliwie miękka. Co mnie nie dziwiło, bo pięknie pachniała, więc zapewne dbała o pielęgnację ciała.
Skrzyżowała ze mną wzrok. Jej sarnie oczy wydały się niewiarygodnie urocze.
— Boisz się mnie? — spytałem bez ogródek.
Przełknęła ślinę, kręcąc głową.
— Nie! — westchnęła. — Przepraszam. Po prostu boję się, że jesteś rozczarowany tym, co widzisz.
Uniosłem kpiąco brew. Najwyraźniej nie miała lustra w domu. Była doprawdy niezwykle atrakcyjna. Naturalna i boleśnie pociągająca. Związane włosy kusiły, aby za nie pociągnąć, pełne usta wołały o pocałunek, łabędzia szyja o zaciśnięcie na niej palców, a kusa sukienka o zerwanie.
Była idealna. Perfekcyjna do szpiku kości. Nadawała się do każdego aspektu planu.
— Mogę ci przysiąc, że jestem w stanie wielbić każdy milimetr twojego ciała i nie miałbym dość. — obiecałem.
Bo nigdy nie potrafiłbym przestać.
┉
Otworzyłem drzwi do apartamentu, co dziewczyna cierpliwie obserwowała. Nadal się denerwowała, bo chociażby nieustannie przegryzała dolną wargę. Była urodzoną kokietką.
— Witaj w moich skromnych progach, Augustine. — przeszła obok mnie, rozsyłając swój kwiatowy zapach, a ja walczyłem, aby nie poluźnić krawatu.
Zamknąłem za nami wejście, a brunetka złączyła za sobą palce i rozglądała się po sporym salonie. Jej niewielka osoba idealnie wtapiała się w tło, kryjące się za oknami. Błyszczała dzięki gwiazdom i Księżycowi, wpuszczającym światło do pomieszczenia. Chociaż szczerze zastanawiałem się, czy jednak nie była w tym od nich lepsza.
Ciemność okrywała większość pokoju. Ale z łatwością odnalazłem do niej drogę, stając za dziewczyną i pochyliłem się do jej ucha.
— Podoba ci się? — szepnąłem powabnym tonem, a ona nieznacznie się wzdrygnęła.
Moje dłonie odnalazły jej talię, delikatnie ją zaciskając. Wstrzymała oddech. Łatwo czytałem z jej ciała i mogłem określić, które ruchy ją interesowały.
— Co dokładnie? — odpowiedziała, drżącym głosem.
— To, co robię. — zjechałem palcami na podbrzusze Johnson. Odsunąłem włosy na jeden bok i musnąłem spierzchniętymi wargami odkryte ramię. Wydała z siebie zduszony dźwięk. — Odpowiedz, Augustine. Bo inaczej będę zmuszony przestać.
— Bardzo mi się podoba — westchnęła, mocniej opierając się na moim torsie.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Była tak łatwą ofiarą.
Pchnąłem ją na okno, przez co jej skóra zderzyła się z zimnym szkłem. Jednym ruchem złapałem oba nadgarstki młodej kobiety, a ona zaskomlała pod nosem. Wysunąłem pasek ze spodni i zdecydowanym ruchem pozbawiłem jej wolności. Oparłem rękę tuż obok jej głowy i pochyliłem się, gładząc policzek.
— To spodoba ci się jeszcze bardziej. Obiecuję.
Palcami przejechałem po jej skórze, co automatycznie ugięło nogi Augustine. Zacząłem drażnić ją po wewnętrznej części ud, sprawdzając reakcję. Była wyczulona na każdy ruch i słowo.
— Proszę... — wyszeptała błagalnie.
Tej samej nocy pokazałem jej granice szaleństwa. Doprowadziłem do nieba, aby mogła uwierzyć, że świat potrafił być wobec niej sprawiedliwy. I naprawdę to polubiła. Wymawiała moje imię, niczym mantrę, a mi podobało się jego brzmienie w ustach ciemnowłosej. W pewnym momencie chciałem się nawet wycofać. Wydawała się istnie pokrzywdzoną istotą, zasługującą na uratowanie i szczęśliwe zakończenie.
Jednak tacy, jak ja nie posiadali sumienia.
Nie wiedziała, że gdy spała w moim łóżku, obejmując mnie, jakbym mógł być jej schronieniem w każdej sytuacji, zrobiłem kilka zdjęć sylwetki dziewczyny, które mogły rozpocząć chaos.
A to miał być dopiero początek.
┉
— Jesteś już gotowa? — moja matka spytała przez drzwi, gdy przeglądałam wiadomości z Aureliusem. Mimo usłyszenia jej głosu, uśmiech nie znikał z moich ust.
Miałam szczere wrażenie, że spotkałam kogoś, kto we mnie wierzył i pragnął wysłuchać. I czułam się z tym wyśmienicie. Naprawdę chciałam pokazać tym wszystkim niedowiarkom, że nawet taka osoba, jak ja, zapracowała sobie na coś trwałego.
— Jeszcze sekundę. Po prostu zacznijcie beze mnie! — odkrzyknęłam.
Od kilku tygodni w Białym Domu trwały niemożliwie dokładne przygotowania do bankietu, na którym prezydent miał ugościć inne głowy państw. Ale ostatnie dni były już kompletnie wariackie. Każdy chodził zdenerwowany i próbował dopiąć wszystko na przysłowiowy ostatni guzik. Ale ja kompletnie nie interesowałam się tematem. W tamtym momencie miałam w głowie tylko jednego mężczyznę.
Pragnęłam, aby pojawił się na wydarzeniu wraz ze mną, jednak niestety miał jakiegoś rodzaju delegację. Cóż, możliwe, że także bał się reakcji ludzi. Ale ja naprawdę przestałam się już tym przejmować.
Zamknęłam się w łazience, przyglądając swojemu odbiciu. Zsunęłam z ramion szlafrok, który odkrył szpetne ciało. Zauważyłam również kilka świeżych siniaków i odbić palców na skórze. Byłam na to podatna, a Aurelius bywał brutalnym kochankiem. Nie zamierzałam narzekać, bo wynagradzał to w każdym, możliwym stopniu.
Spojrzałam na czarną, długą suknię od Versace. Matka uwielbiała wydawać tysiące na ubrania, co argumentowała tym, że nie mogłam odstawać od innych, zebranych w pomieszczeniu kobiet.
Miałam już ułożone włosy oraz zrobiony mocny makijaż, za co również odpowiedzialna była Elizabeth. Nakazano mi jedynie założyć na siebie elegancką kreację.
Ponownie przyjrzałam się sobie w lustrze, sięgając za suwak, znajdujący się z boku, gdy po całym budynku rozeszły się dźwięki strzałów.
Moje serce zamarło i prędko opadłam na ziemię, przykrywając głowę dłońmi, jakby to miało jakkolwiek mnie ochronić. Wstrzymałam oddech, szybko zabezpieczając drzwi, jednak zdawałam sobie sprawę, że osoba, która bardzo pragnęłaby dostać się do pomieszczenia, zrobiłaby to bez większego wysiłku.
Opadłam tuż przy ścianie, zaciskając paznokcie na skórze, a moje ciało zaczęło się trząść, niczym w obronnej odpowiedzi na każdy dźwięk pocisku.
Byłam przerażona. Ktoś dostał się do najbardziej strzeżonego budynku w Stanach Zjednoczonych. To brzmiało surrealistycznie. Po moich policzkach mimowolnie przeleciało kilka łez, które starałam się, jak najszybciej zetrzeć.
Nienawidziłam tego, jak bardzo słabą osobą byłam. Po prostu poddałam się, jakby czekając na sprawców całego zamieszania.
Może pragnęłam, aby mnie także usunęli z tego świata?
— Augustine, otwórz! Musimy cię stąd zabrać! — głos dotarł do mnie, niczym przez gruby mur. Objęłam mocniej kolana ramionami.
— Co się dzieje?! — odkrzyknęłam zachrypniętym tonem.
— W budynku pojawiło się kilku uzbrojonych ludzi! — powiedział donośnie. — W porządku, po prostu się nie ruszaj. Wyważymy drzwi. — poinformował mnie i tym samym, chwilę później potwierdził swoje słowa.
Do pomieszczenia weszło kilku mężczyzn z bronią w dłoniach i słuchawkach w uszach. Wydawało mi się, że niektórych kojarzyłam. Jeden z nich uklęknął przede mną i bez ostrzeżenia wziął na ręce, wynosząc do miejsca, o którym wcześniej jedynie opowiadał mi ojciec.
Po drodze widziałam jedynie krew. Mnóstwo krwi i rannych ludzi, błagających o przeżycie.
Podziemia.
Tam, gdzie istniały tak skomplikowane klucze wstępu, że nikt niepożądany nie miał dojścia. W miejscu braku kontaktu ze światem.
— Wszyscy terroryści zginęli. Oprócz jednego. Roześlijcie jego rysopis — informacja płynęła z jakiegoś głośnika.
— Straty? — spytał ktoś, gdy ja siedziałam w kącie.
— Prezydent Polski, kanclerz Niemiec, premier Kanady i Wielkiej Brytanii... — wymieniał, a ja pokręciłam głową. To była tragedia. Katastrofa obejmująca cały świat. — Prezydent Benjamin Johnson i pierwsza dama Elizabeth Johnson. — w końcu oznajmił, nie patrząc w moim kierunku.
To był mój koniec.
┉
Zamaszyście zapukałam do drzwi apartamentu. Wyglądałam okropnie. Ale potrzebowałam słów zapewnienia, że wszystko było w porządku.
Dlatego uciekłam, gdy tylko spuścili mnie na moment z oka.
Chwilę później wejście się otworzyło i stanął w nim Aurelius. Bez uprzedzenia wpadłam w jego ramiona.
— Hej... — pogładził moje włosy. — Wszystko w porządku?
— Nie.
┉
Opowiedziałam mu całą historię, którą słuchał z zapartym tchem. I ciągle mnie pocieszał. To było naprawdę kochane, chociaż w żadnym stopniu nie pomogło mi w pogodzeniu się ze świadomością, że stałam się sierotą.
— Mogę skorzystać z toalety? — spytałam w pewnym momencie.
— Jasne. Pójdę ci zrobić herbatę.
Przeszłam przez próg pomieszczenia, łapiąc za umywalkę i spojrzałam w swoje marne oblicze. Moje tęczówki pokrywał mat. Włosy były splątane, a powieki opuchnięte. Chciałam opłukać wodą twarz, ale przypadkowo trąciłam pastę do zębów.
— Cholera. — wymamrotałam.
Schyliłam się po przedmiot, jednak zmarszczyłam brwi, widząc za jednym z regałów dziwny schowek. Mogłam to zignorować, ale mój wewnętrzny głos kazał to sprawdzić.
Odsunęłam mebel i odblokowałam klamkę, która szczęśliwie dla mnie, nie była jakkolwiek zabezpieczona.
Wstrzymałam oddech, gdy zaczęłam powoli wyciągać przedmioty, drżącymi dłońmi.
Moje zdjęcia. Pełno moich zdjęć. Pistolet. Pogróżki, których treści znałam doskonale. Zakrwawiona koszula. Lista polityków, mających znaleźć się w Białym Domu na bankiecie.
— Hej, wszystko w porządku? — usłyszałam zza ściany i prędko zaczęłam sprzątać rzeczy.
Odetchnęłam, gdy mi się to udało i na miękkich nogach podeszłam do drzwi, przybierając sztuczny uśmiech.
Spotkałam wzrok mężczyzny, którego tak naprawdę nigdy nie znałam.
— Tak. Po prostu zrobiło mi się niedobrze.
Wzruszył ramionami, oglądając się za mną, a ja wyrzuciłam spokojnie powietrze, gdy odwrócił się i chciał odejść, jednak w ostatniej chwili znów rozejrzał się po łazience. Coś w jego tęczówkach niebezpiecznie błysnęło.
— Wiem, że wiesz. — powiedział przerażająco niskim głosem.
Jak najprędzej wbiegłam w głąb pomieszczenia, jednak złapał brutalnie za mój łokieć. Jego usta rozciągnęły się w odpychającym uśmiechu.
— Nie tak prędko, Augustine — westchnął. — Chyba mamy do pogadania.
Pokręciłam głową, gdy jego wstrętny wzrok przejechał po moim ciele. Ale żadna łza nie wytworzyła się, gdy mocnym ruchem zerwał drogocenną sukienkę. Nawet gardło nie mogło wykrzyczeć bólu.
Sparaliżowało mnie.
— Szkoda, bo jesteś taką ładną zabaweczką. — stwierdził i przejechał kciukiem pod moim biustem. Wzdrygnęłam się. — I jeszcze wcale nie wygląda na to, że masz w sobie moje dziecko.
— C-co? — udało mi się wykrztusić. Skrzyżował ze mną wzrok, a jego ciemne tęczówki ukazywały rozbawienie.
— Żadna z prezerwatyw nie mogła być skuteczna. Każdą przebiłem. — oznajmił. Wydawało mi się, że tkwiłam w prawdziwym koszmarze. Piekło mogło się przy tym umywać. — Kolejną niespodzianką są twoje nagie zdjęcia, które zostaną opublikowane o północy. Jestem dobry w robieniu prezentów.
— Jesteś chory — plunęłam mu w twarz, a on jedynie uniósł kąciki ust, aby następnie mnie spoliczkować. Upadłam na ziemię, podpierając się rękoma.
Uklęknął tuż obok, kręcąc głowa, jakby z reprymendą.
— To nie ja wpuściłem do życia kompletnie obcego faceta i zaufałem mu w stu procentach. — wzruszył ramionami. — Przyznaję, że przekazywałaś mi nawet więcej informacji niż bym pragnął. Dlatego zabicie twojego ojca okazało się skrajnie proste. Mimo że musieliśmy poświęcić wielu ludzi.
Przymknęłam powieki, pragnąć zniknąć. Nicość okazywała się jedyną, właściwą drogą ucieczki. Złapałam się za skronie, chcąc, aby głowa nie generowała nowych myśli. To wszystko za bardzo mnie przytłaczało.
To moja wina, ciągle przechodziło przez mój umysł.
— A wiesz, co jest najzabawniejsze? — spytał. — Jedyne, co trzeba było zrobić, aby zwrócić twoją uwagę, to napisanie do ciebie wiadomości. Musiałaś być samotna — stwierdził. — A następnie poprosić starą przyjaciółkę, która zginęła od kuli jednego z twoich ochroniarzy, o sztuczną napaść.
— Wszystko ukartowałeś. — wyszeptałam.
— Dokładnie. — pokiwał głową.
W chwili, gdy na dosłownie sekundę stracił koncentrację, skierowałam się ponownie do schowka. Zadziwiająco nawet nie zareagował, gdy złapałam za pistolet, mierząc w jego klatkę piersiową.
— Myślałem, że połączyło nas prawdziwe uczucie. — zironizował. Moje dłonie drżały, a oddech spłycił się do niebotycznych rozmiarów. Byłam na skraju ataku paniki.
— Zniszczyłeś mi całe życie.
Uniósł kącik ust.
— Zniszczyłem? A może właśnie ci pomogłem? — próbował mącić w umyśle. Pokręciłam głową, czując słony posmak na wargach. — Byłaś niczym, Augustine, a ja dałem ci ułamek szczęścia i akceptacji. Spójrz na siebie. Jesteś tylko naiwną, zakompleksioną dziewczynką, której nigdy nie pokochali rodzice.
Szloch wyszedł z moich ust.
Mówił prawdę.
Dlaczego ten potwór musiał mieć rację?
— Dałem ci czystą kartę. — westchnął. — Musisz zrozumieć, że koniec końców stałem się twoim wybawieniem. Nienawidziłaś każdego słowa, które przekazywał twój ojciec. Wypuściłem cię z twojej złotej klatki. — wymieniał zażarcie. — Odrobina wdzięczności, Augustine. Tylko tego pragnę.
— Nigdy nie dam ci tego, czego chcesz — wyrzuciłam z siebie i końcówkę pistoletu przyłożyłam do swojego serca.
Wybałuszył oczy, kręcąc głową i już miał ruszać w moim kierunku.
— Jeszcze jeden krok, a strzelę.
— Przestań się wygłupiać — prychnął. — Masz robić wszystko dokładnie, tak jak zaplanowałem. Dla mnie nie ma przyszłości, bo prędzej czy później mnie zidentyfikują, ale chcę widzieć twój upadek, Augustine. Oni mają go widzieć.
Uniosłam brwi z gorzkim śmiechem. Niewiarygodne, jak prędko można było stracić wszystko przez jedną decyzję.
— To patrz.
A potem nastała ciemność.
┉
Policja wdarła się do mieszkania Aureliusa Wilsona, który od kilku dni leżał tuż obok zwłok córki tragicznie zamordowanego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ciągle powtarzał:
— To nie tak miało być. Miała zapłacić bardziej.
Nikt nie rozumiał jego bełkotu. Nawet w sądzie nie potrafił wytłumaczyć, z jakiego powodu stworzył grupę terrorystyczną, łączącą ludzi nienawidzących konserwatywnej władzy. I dlaczego doprowadził niewinną osiemnastolatkę, która pragnęła jedynie szczerego uczucia, do ruiny, depcząc każdy aspekt jej dumy.
To miało pozostać jego słodką tajemnicą. Jednak w celi nieustannie było słychać jego zirytowany ton:
— Miała zapłacić bardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top