Mi padre
Autor: 4fovvs
Dzisiaj mija dokładnie rok od kiedy tata nie żyje. 365 dni bez jego wsparcia, uśmiechu, dość dziwnego poczucia humoru. Bez niego. Wyszedł z domu i nie wrócił, a ja razem z mamą, do dzisiaj zastanawiamy się co, tak właściwie miało miejsce tamtego okropnego dnia. Czemu on? Miał całe życie przed sobą. Miał rodzinę. Miał wszystko, ale ktoś mu to odebrał. Niejaki Ralph Miller czeka w areszcie na rozprawę w sprawie zabójstwa mojego ojca. Mojej nienawiści do tego faceta nie da się opisać słowami. Nie wiem do czego byłabym zdolna, gdyby właśnie teraz stanął przede mną, ale wiem, że na pewno nie wyszedł by z tego cało.
Razem z mamą zjadłyśmy obiad w ciszy. Żadna z nas nie chciała się odzywać. A może nie miałyśmy siły nic mówić. Wydarzenia sprzed roku do dzisiaj nie dają nam spokoju. Daleka rodzina, która nagle sobie o nas przypomniała, ciągle proponuje pomoc. Oczywiście, że to doceniamy i jesteśmy wdzięczne, ale potrzebujemy czasu, aby się z tym oswoić i musimy to zrobić same.
Mama zaproponowała, żebyśmy po obiedzie obejrzały jakiś film, na co od razu się zgodziłam. Trzeba jakoś przetrwać ten dzień i zająć czymś myśli.
Włączyłyśmy jakąś słabą komedię, ale tak szczerze to żadnej z nas nie było do śmiechu. Byłyśmy w trakcie oglądania gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zaproponowałam, że otworzę, więc tak też zrobiłam. Przede mną stanęło dwóch funkcjonariuszy policji.
- Dzień dobry, Pani Martha Sanchez? - odezwał się jeden po dłuższym przyglądaniu się mojej zszokowanej i zaniepokojonej twarzy.
- To moja mama, ale nie rozumiem, coś się stało?
- Chcielibyśmy porozmawiać z Pani mamą.
- Ale nie rozumiem po co. - powiedziałam już nieco bardziej poddenerwowana.
Policjanci spojrzeli na siebie porozumiewawczo, jeden z nich przytaknął głową.
- Pani Sanchez jest podejrzana o zlecenie zabójstwa Noah Sanchez. - rozszerzyłam oczy, nie mogąc przez chwilę nabrać pełnego oddechu.
- Panowie sobie żartują? Moja mama właśnie siedzi w salonie, płacząc, bo mój tata zginął w wypadku samochodowym spowodowanym przez jakiegoś wariata dokładnie rok temu! - mój ton się podniósł, więc niemal krzyczałam. - A panowie tutaj przychodzą jak gdyby nigdy nic, oskarżając moją mamę o zabójstwo. To niedorzeczne!
- Proszę się uspokoić. - starał się załagodzić sprawę.
- Proszę mnie nie uspokajać.
- Chcemy zadać tylko kilka pytań.
- Dobrze w takim razie sprawdzę czy mama jest w stanie odpowiedzieć na te kilka pytań. - zamknęłam drzwi, karcąc się w głowie za nakrzyczenie na policjantów.
- Kto to był? - spytała, ja nie wiedziałam czy powiedzieć prosto z mostu, czy może w ogóle nie mówić.
- To... - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i westchnęłam. - To policja, mamo. Chcą z tobą porozmawiać.
- O czym? - zmarszczyła brwi.
- Musisz sama. - powiedziałam, podchodząc do niej. Wstała i podeszła do drzwi. - Poczekam tutaj.
Po około dwóch minutach mama ze zmartwioną miną z powrotem weszła do domu, nie zamykając za sobą drzwi.
- Coś nie tak? - od razu do niej podeszłam.
- Kochanie, muszę pojechać z panami na komisariat.- zrobiła pauzę, ale nie pozwoliła mi nic powiedzieć. - Musimy wszystko wyjaśnić. Nie martw się, będzie dobrze.
Nie mogłam nic powiedzieć. Stałam jak wryta, nie mogąc chociażby ją przytulić.
Podeszła do mnie i objęła dłońmi moją twarz.
- Nic się nie dzieję, tak? Niedługo wrócę do domu. - pocałowała mnie w czoło i wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi.
A ja stałam ze łzami w oczach i patrzyłam w miejsce, w którym zniknęła już kilka minut temu.
Ale przecież będzie dobrze.
*
Do końca dnia mama nie wróciła. Dzwoniłam, pisałam, nagrywałam się na pocztę głosową, ale nie było żadnego odzewu z jej strony. Zmartwiona założyłam gruby sweter i buty. Wyszłam z domu, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę posterunku. Nie byłam nawet w połowie drogi, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Mama. Bez zastanowienia odebrałam i przełączyłam na głośnomówiący.
- Co się dzieje?! - wykrzyczałam do telefonu, który leżał na moim udzie, nie dając jej możliwości powiedzenia czegokolwiek.
- Riley, muszę tutaj zostać. Ale ni... - nie dałam jej dokończyć. Nie potrzebne mi teraz było jej "nie martw się".
- Jestem w drodze na posterunek. - rozłączyłam się znowu nie dając jej nic powiedzieć.
Wjechałam na parking tego nieszczęsnego komisariatu. Siedziałam w aucie z dobre 10 minut, bojąc się co tam zastanę. Mama nic nie zrobiła, więc czemu ją tam trzymali?
Przeszłam przez oszklone drzwi, szukając wzrokiem kogoś kto mógłby mi powiedzieć gdzie jest moja mama. Podeszłam do pani siedzącej w mundurze przy recepcji.
- Dobry wieczór, nazywam się Riley Sanchez i dzisiaj koło południa przywieźli moją mamę na przesłuchanie, ale bardzo się dłuży i chciałabym się dowiedzieć czy mogę z nią porozmawiać. - powiedziałam zdenerwowana, nie dbając o bycie miłą.
- Mogę prosić o nazwisko mamy?
- Martha Sanchez. - kobieta, która także przyjęła moją postawę bycia niemiłą, zaczęła coś sprawdzać wpierw na komputerze, potem w dokumentach, które miała przed sobą.
- Pani mamy nie wprowadzono do systemu, ale zapytam kolegi. Proszę tutaj chwilę poczekać. - wstała od biurka i podeszła do jakiegoś chłopaczka. Przysięgam, że gdyby nie mundur, pomyślałabym, że ma nie więcej niż 16 lat. Oboje spojrzeli w moją stronę, a zaraz później podeszli.
- Starszy aspirant Garett Jackson. Trwa przesłuchanie pani mamy.
- Od kilku godzin? - spytałam zirytowana, podnosząc brew do góry.
- Możliwe, że zostanie na posterunku.
- Chciałabym się z nią zobaczyć.
- Nie może pani.
- Pan mi nie mówi, co mogę, a czego nie. Chcę zobaczyć mamę.
- Zobaczę co da się zrobić - spojrzał na mnie z dezaprobatą. - Ale niczego nie obiecuję. Proszę usiąść, a ja niedługo wrócę.
Niedługo wrócę - już gdzieś to słyszałam.
Usiadłam na krzesełkach w poczekalni. Czekałam naprawdę długo. Zaczęły mnie interesować ozdoby świąteczne, powywieszane na tablicach z ogłoszeniami policyjnymi. Już naprawdę myślałam, że facet nie wróci, ale gdy tylko pojawił na moim horyzoncie, podskoczyłam prawie, biegnąc do niego. Spojrzałam wyczekująco.
- To tak. Może się pani z nią zobaczyć, ale dosłownie pięć minut.
- Widzi pan, a jednak mogłam. - ruszyłam za nim, już nic się nie mówiąc.
Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie przy metalowym stole siedziała mama. Policjant nas poinformował, że pomieszczenie jest monitorowane, a on zaraz przyjdzie.
Usiadłam na krześle naprzeciw niej i spojrzałam wyczekująco.
- Nic nie powiesz?
- A co mam powiedzieć?
- Cokolwiek. Czemu cię tutaj trzymają. Cokolwiek mamo.
- Nie wiem czemu. Ale nie mogą mnie trzymać więcej niż 24 godziny bez postawienia konkretnych zarzutów i bez inicjacji sądu. - spojrzałam na nią nie dowierzając. Odkąd ją zabrali byłam kłębkiem nerwów, a ona nic! Nie bała się. I oczywiście wierzyłam w jej niewinność, ale jej spokój był wręcz niepokojący.
- Mamo - nie wiedziałam czy powinnam pytać. Skoro jej ufałam to po co, ale dręczyło mnie to, a jej pusty wzrok wcale nie pomagał. - Czy miałaś coś wspólnego z... ze śmiercią taty?
Przez moje pytanie w jej oczach zobaczyłam coś. I nie, nie była to złość, że zapytałam. Zupełnie nie. Wtedy pierwszy raz od kilku godzin zobaczyłam w jej oczach strach, który tak szybko jak się pojawił, tak samo szybko zniknął.
- Oczywiście, że nie. Riley, wiesz przecież, że kochałam twojego ojca, nigdy nie pozwoliłabym go skrzywdzić. Wierzysz mi, prawda? - spytała, a ja się zawahałam. I tak, wiem, że nie powinnam, ale... ale sama już nie wiedziałam. Przez dzisiejszy dzień zgłupieję. - Prawda?
Nie będąc w stanie odpowiedzieć, potrząsnęłam głową potwierdzająco.
Ale prawda była taka, że tak bardzo jak chciałam jej wierzyć, tak bardzo nie wiedziałam czy mogłam. Pewna byłam tylko tego, że muszę stąd jak najszybciej wyjść. Wstałam i nie patrząc na reakcję mamy wyszłam z pomieszczenia, przed którym stał już policjant. Nic nie powiedziałam, nic nie musiałam mówić. Po prostu wyszłam i wróciłam do domu.
*
Nie mogłam zasnąć. Byłam przerażona. Nie spałam całą noc, a mama nie wróciła do rana. No, ale przecież będzie dobrze. Nic nie było dobrze!
Dochodziła dwunasta, a tu nic. Żadnych wieści, telefonów. Nic. Siedziałam skulona na kanapie w salonie, gdy mój telefon, który leżał na stoliku, zaczął dzwonić. Poderwałam się z miejsca i od razu odebrałam, widząc nieznany numer.
- Riley Sanchez? - w słuchawce rozbrzmiał głęboki głos jakiegoś mężczyzny.
- Przy telefonie.
- Z tej strony sierżant Oliver White. Pani mama jest główną podejrzaną w sprawie zabójstwa. Jako, że na liście telefonów w razie wszelkich wypadków, jest podany pani numer, dzwonię poinformować, że mama potrzebuje adwokata.
- Mama nie zabiła taty! - próbowałam ją bronić, chociaż wiedziałam, że moje słowa nie mają znaczenia.
- Proszę pani, ja tylko informuję. Śledztwo zostało na nowo otwarte.
- Mogę przyjechać i z nią porozmawiać?
- Oczywiście, że tak.
- To ja już jadę. - nic więcej nie mówiąc, rozłączyłam się i wybiegłam z domu.
Z prędkością światła dostałam się na, już dobrze mi znany, posterunek. Odszukałam kogokolwiek, kto tu pracuje i spytałam o mamę. Chwilę później siedziałam w tym samym pomieszczeniu co wczoraj.
Siedziałyśmy w ciszy. Rzecz jasna, chciałam z nią porozmawiać, ale nie wiedziałam jak zacząć. Co miałam powiedzieć? "Hej mamo, wiesz, że jesteś główną podejrzaną o morderstwo?". No proszę.
Spojrzała na mnie i nabrała powietrza, tak jakby chciała się odezwać, ale zrezygnowała.
- Znowu to przemilczysz i udasz, że nic się nie dzieje? - spuściła wzrok na swoje ręce, które trzymała na kolanach. Nie miała zamiaru nawet odpowiedzieć. Prychnęłam oburzona. - Czyli tak. W takim razie nic tu po mnie. Chciałam ci pomóc, ale jak mam to zrobić, gdy nic nie mówisz? Skąd mam wiedzieć co się dzieje? Jak cię zamkną to też dowiem się od faceta, który do mnie zadzwoni, a nie od ciebie? - podniosłam ton, ale nie krzyczałam. Wstałam z miejsca z zamiarem wyjścia, ale jej głos w końcu mnie zatrzymał.
- Riley, ja... Ja nie wiem. Boje się okej? Nie mają nic na mnie, a i tak mnie tu trzymają. Proszę pomóż mi. Pomóż mi udowodnić, że nic nie zrobiłam. - wyszlochała, a w jej oczach widziałam łzy. Nigdy nie widziałam mamy płaczącej. Nigdy.
- Tylko powiedz jak. - Złapałam ją za rękę, którą opuściła na blat stołu.
- Nie wiem Riley. - wolną dłonią otarła łzę z policzka. - Nie wiem.
Mi samej chciało się płakać. Byłam dosłownie na skraju, ale nie mogłam. Nie przy niej. Musiała wiedzieć, że ma we mnie wsparcie, choćby nie wiem co.
- Jedź do domu. Wyśpij się, bo dam sobie rękę uciąć, że za dużo dzisiaj nie spałaś. - przytaknęłam głową, jak najmocniej starając się odgonić cisnące się do oczu łzy.
Będąc przy drzwiach odwróciłam się do niej.
- Mamo - spojrzała na mnie zmęczonymi oczami. - Będzie dobrze.
I mimo, że nie byłam pewna tych słów, łagodnie się uśmiechnęłam, a potem wyszłam, zostawiając ją za sobą.
Wsiadłam do samochodu chwilę zastanawiając się co teraz. Potarłam palcami skronie, mocno zaciskając oczy. Oparłam się o fotel. Musiałam znaleźć jakiś dowód, że mama nie miała z tym nic wspólnego.
Wróciłam do domu i od razu zaczęłam przeczesywać każdą szafkę. Nie wiem czego szukałam. Nie miałam pojęcia co usiłuję udowodnić. Czy to co mogłabym znaleźć zadziałałoby na korzyść mamy, czy wręcz przeciwnie. Po jakimś czasie pomyślałam o strychu. Tam było pakowane wszystko co nie było nam potrzebne i nie pasowało do wystroju. Nie lubiłam tam wchodzić. Za dzieciaka bałam się, że coś mi wyskoczy nagle i do dzisiaj jestem uprzedzona. Pokonując swoje wahania, wdrapałam się na górę, dzięki drabinie. Przeszukałam kilka pudeł, w których nie było prawie nic innego niż ciuchy i akcesoria do salonu. Byłam naprawdę blisko poddania się, a w końcu coś znalazłam. Pośród zupełnie losowych rzeczy z rodzinnego domu mamy, znalazłam jej... pamiętnik. Gdzie indziej mogłaby opisać wielką zbrodnie, jak nie tutaj. Przejrzałam na szybko kilka kartek i patrzyłam na daty, aby nie zabrać go na darmo. Ku mojemu zaskoczeniu ostatni wpis był całkiem niedawno. Wzięłam pamiętnik pod pachę i zeszłam na dół do salonu.
I zaczęłam czytać.
11 luty 2016
No nie mogę! Ten palant po raz kolejny nie wrócił na noc. Prosiłam, a on obiecał, że tym razem będzie inaczej. Że zadba o mnie i o Riley. Jedyne czego od niego wymagam to to, aby chociaż stwarzał pozory szczęśliwej rodziny. Nie dla nas, a dla naszej córki. Obiecałam sobie, że nawet jeśli będzie bardzo źle, nie odejdę od niego. I nie zrobię tego, tylko i wyłącznie dla niej.
Tak samo jak on, ja też miałam dość udawania, ale co mogłam zrobić? Kochałam go, to chyba oczywiste. Wyszłam za niego za mąż właśnie z tego powodu. Ale dzisiaj jedyne co do niego czułam to nienawiść. I tak, zdaje sobie sprawę z tego, że to mocne słowo, ale najlepiej opisujące naszą relację. Nienawidziliśmy siebie nawzajem.
Nienawiść? Jeszcze wczoraj mama mówiła, że kochała tatę. Po co miałaby kłamać? Po co miałaby udawać uczucie do taty przez tyle lat? Jak zwykle tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
24 czerwca 2016
Od tygodnia nie pojawił się w domu. Riley wmówił, że to delegacja i wróci za kilka dni, ale ja znałam prawdę. Pojechał do niej. Od dawna wiedziałam, że mnie zdradzał. Bolało, gdy myślałam o tym wszystkim co razem przeszliśmy. Nasze małżeństwo od lat było związkiem z przyzwyczajenia. Czekałam na moment, w którym rzuci mi papierami rozwodowymi przed twarzą, a ja będę musiała tłumaczyć dziecku, że tatuś odszedł. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Może się znudził, może przestał mnie kochać, a może nigdy nie kochał. Ale prawdę znał tylko on.
1 stycznia 2017
Myślałam, a nawet byłam pewna, że wyjdzie też dzisiaj. Nastawiłam się na spędzenie Nowego Roku samej, bo Riley poszła do koleżanki na noc. Ale on został i nie wiedziałam czy bardziej cieszyłam się z tego powodu, że jest tutaj ze mną czy marzyłam, aby zniknął. Krzyki, wyzwiska i ubliżanie mi były normalnością, czasami lekkie szarpaniny, ale tym razem coś było inaczej. Gorzej. Znacznie gorzej. Nigdy nie miał wyśmienitego humoru, tym bardziej, gdy zostawaliśmy sami i zdążyłam się do tego przyzwyczaić, ale tego wieczoru nie skończyło się na kłótni. Robiło się coraz później, a ja chciałam odpocząć. Rano trzeba było odebrać Riley, co oczywiście było na mojej głowie. Zaczęłam sprzątać. Nie było tego dużo, nie robiliśmy przyjęcia dla naszej dwójki i byłam temu bardzo wdzięczna, bo gdybym miała posprzątać wszystko sama, to prędzej bym padła. Niestety on nie podzielał mojego zdania. Ledwo przytomny leżał na kanapie, trzymając w ręce butelkę alkoholu, którą w zaskakująco szybkim tempie opróżniał. Wiedziałam, że to nie mogło mieć dobrego finału. Zaproponowałam, że pomogę mu się położyć w łóżku. Nie pozwolił mi się dotknąć. Chwiejnie wstał z sofy i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić jego dłoń boleśnie zacisnęła się na moim nadgarstku. Powiedział, że mam go nie dotykać nigdy więcej. Chciałam wyjaśnić, że tylko chciałam mu pomóc, ale to tylko pogłębiło jego gniew. Puścił moją rękę, która jestem pewna, że jutro będzie sina. Nie zważając na ból, sprzątałam dalej. Starałam się nie odzywać, jeśli już to nie patrzyłam na niego. Wiedział, że się boję, a to tylko go nakręcało. Zupełnie tak jakby żywił się moim strachem.
Ostatnią rzeczą do wyrzucenia była pusta butelka. Złapałam za nią z zamiarem zabrania jej do kuchni, ale nie wiem jak, naprawdę nie wiem jak to się stało, ale wyślizgnęła mi się z dłoni. Modliłam się aby nie przyszedł, aby jakimś cudem nie słyszał dźwięku tłuczonego szkła. Niestety pojawił się. Był tak nietrzeźwy. Czułam jego wkurzony wzrok na swoich rękach, którymi zbierałam pozostałości po butelce. Zacisnęłam oczy gdy zaczął krzyczeć. Tak bardzo chciałam znaleźć się w innym miejscu, gdziekolwiek byleby nie z nim. Złapał mnie za ramiona i podciągnął do góry. Wtedy odważyłam się spojrzeć mu prosto w oczy, co było błędem. Nawet nie wiem co do mnie mówił. Przestałam słuchać jego krzyków już dawno. Nie mogłam oderwać wzroku od jego diabelsko pięknych, niebieskich oczu, które przez złość miały kolor zbliżony do granatu. I wtedy to się stało. Pierwszy raz mnie uderzył. Mocno. Oczy zaszły mi łzami. Byłam jak sparaliżowana. Nie mogłam nic zrobić. Dzisiaj tłumaczę sobie, że przez alkohol nie panował nad sobą. Tak, to wina alkoholu, przecież normalnie by mnie nie uderzył. Wrzeszczał, mówił okropne rzeczy, ale nigdy nie bił.
Czytając to płakałam. Mój idealny tata nie był idealny. A ja o tym nie wiedziałam. Często byłam w pokoju obok nie wiedząc jaki koszmar przeżywała moja mama. Tuż obok.
30 sierpnia 2018
18 urodziny dziecka. Dzień, który przeżywa każda matka. Nie była to duża impreza. Riley zaprosiła raptem kilku znajomych. Cieszyła się, a ja razem z nią. W prezencie od ojca dostała weekend w spa dla dwóch osób. Dając jej kopertę z voucherem powiedział, że może zabrać kogo tylko chce i wtedy jej wzrok powędrował na mnie, uszczęśliwiając mnie jeszcze bardziej. Potem spotkaliśmy się w kuchni, zupełnie przypadkiem, Wytknął mi, że weekend w spa dobrze nam zrobi i dobrze wiedziałam, że nie chodzi mu o mnie i Riley. Dodał, że może w końcu coś ze mną zrobią, chociaż weekend może nie starczyć. Choć chciał mnie tylko sprowokować, nie dałam się. Zacisnęłam zęby, aby przypadkiem nic nie powiedzieć. Nie lubił gdy się stawiałam. Wolał jak siedziałam cicho, słuchając przytyków z jego strony. Kiedyś mówiłam sobie, że uwolnię się od niego po osiemnastce naszego dziecka, ale nie byłam gotowa wziąć się w garść. Nie teraz.
Pamiętam jak mama się cieszyła, że spędzimy razem weekend. Wtedy myślałam, że jej radość była spowodowana tym, że miałyśmy babski czas, ale teraz wiem, że ona tylko chciała się wyrwać od kata. Bo tata był katem. Tyranem, który z dnia na dzień niszczył ją coraz bardziej. Cierpiała przez lata w ciszy.
13 września 2019
Pojechałam do niej. To był impuls. Nie zamierzałam tego robić. Pojechałam do kochanki mojego męża. Skąd miałam jej adres? Znałam go od lat. Kiedyś znalazłam w jego kalendarzu karteczkę z ulicą. To było prawdopodobnie na początku ich romansu. Nigdy nie chciałam tu przyjechać, ale dzisiaj widząc znajomą nazwę po prostu skręciłam. Wiedziałam, że siedział w domu i zrobił sobie maraton filmowy z naszą córką.
Zapukałam do jej drzwi. Targały mną emocje. Chciałam się wycofać, ale gdy usłyszałam przekręcany zamek nie było wyjścia. Otworzyła ładna dziewczyna, około trzydziestki. Wyglądała tak przyjaźnie. Miło zapytała czy może mi jakoś pomóc. Nie wiedziała kim jestem. Ciekawe czy wiedziała, że związała się z żonatym mężczyzną. Nie wiedziałam co mam jej powiedzieć. Chyba tylko chciałam zobaczyć na kogo mnie zamienił. Stałam przed nią z kamienną twarzą, tyle lat ćwiczyłam nieokazywanie uczuć, że to aż bolało jak obojętna mogłam być na zewnątrz gdy w środku aż huczało. Gdy dalej nic nie mówiłam, zaproponowała mi, abym weszła do środka. Nie wiedząc czemu, zgodziłam się. Jej dom był tak samo piękny jak ona. Rozejrzałam się po salonie gdzie ujrzałam zdjęcia. Patrzyłam w nie z obojętnością, choć czułam jakbym krwawiła w środku. Widząc mój wzrok utkwiony w obszar za nią, także tam spojrzała. "To mój partner" - wyjaśniła. Wtedy nie wytrzymałam. Pierwsza łza popłynęła po moim rozgrzanym policzku. Od razu spytała co się stało. Wyjaśniłam, że porzucił mnie mąż. Dla młodszej, ładniejszej, lepszej. Jej słowa mnie złamały. Podzieliła się ze mną, że jej były też ją zostawił i kompletnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Wtedy poznała Noah. Odmienił jej życie. Jak to opisała, uratował ją z tonącego statku, z którego nie umiała sama się wygrzebać, bo przeszłość nie dawała jej cieszyć się teraźniejszością. Kocha go. Widziałam to w jej oczach gdy opowiadała o nim. Nie wiedziała o mnie. Byli ze sobą od kilku lat, a ten dupek nie raczył jej powiedzieć, że ma rodzinę. Powiedział, że jest samotny. Nie ma rodziny. Nie ma żony, ani 19-letniej córki. Nie powinno mnie tu być. Przeprosiłam za najście i wyszłam. Pojechałam prosto do domu. Zamknęłam się w łazience. Co było ze mną nie tak? Czemu to wszystko spotkało właśnie mnie? Opłukałam twarz i wyszłam spojrzeć diabłu w twarz.
Teraz łzy lały się ze mnie strumieniami. Nie mogłam zrozumieć jak tata mógł to robić przez lata. Jak mógł się pastwić nad mamą tyle czasu? I dlaczego nigdy tego nie zauważyłam.
Ostatni wpis był dzień po jego śmierci.
26 października 2019
Zrobiłam coś okropnego. Wyrzuty sumienia będą mnie zżerały do końca życia. Ale wyrzuty sumienia to był mój najmniejszy problem. Miałam krew na rękach. Nie miałam prawa decydować o śmierci człowieka, a jednak to zrobiłam. Nigdy nie poproszę o zrozumienie, bo sama siebie nie rozumiem. Będę nienawidzić siebie tak samo mocno jak nienawidziłam jego. O ile nie mocniej. Nie umiem powiedzieć czy żałuję. To pojęcie względne. Uwolniłam się od katuszy u boku niekochającego mnie męża, ale tym samym skazałam się na dożywotnie katusze psychiczne, istniejące tylko w mojej głowie. Ciężko pojąć dlaczego to zrobiłam. Ktoś kto stał z boku, nie widział co działo się za zamkniętymi drzwiami, dlatego nigdy nie zrozumie mnie i moich decyzji. Zawsze oceniają ci, którzy nie znają całej prawdy. Moje małżeństwo nie było warte tego wszystkiego co wycierpiałam przez lata. On nie był tego wart.
Może mama chciała, żebym znalazła ten pamiętnik i zrozumiała dlaczego tak się stało. Czy rozumiałam, czy nie, to przez nią tata nie żył. Nie wiedziałam co robić. Dlaczego tak się stało? Chciałam, żeby to wszystko było snem. Okropnym koszmarem. Gdy się obudzę tata będzie żył, mama będzie w domu, a pamiętnik nigdy nie będzie istniał.
To wszystko było takie głupie. Modliłam się, aby noc szybko przeminęła, żeby móc pojechać na komisariat.
Odłożyłam nieszczęsny dziennik na stolik i poszłam na piętro do swojego pokoju. Nie było szans na zaśnięcie, ale musiałam położyć się w miejscu, które uważałam za bezpieczne.
Wniosek z tego wszystkiego był prosty, musiałam pomóc mamie za wszelką cenę, bo zrozumiałam, że nie była potworem. Ona od niego uciekła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top