Głos
Autor: frotka_
***
We used to be close
But people can go from people you know
To people you don't
And what hurts the most
Is people can go from people you know
To people you don't
*Selena Gomez People you know
***
Czy zastanawiał się ktoś kiedyś, jak mogłoby wyglądać życie po utracie pamięci?
Gdy świadomość na nowo rozbudza się w twojej głowie, zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę, nie wiesz kim jesteś, gdzie jesteś, a tym bardziej jak żyć.
Z biegiem czasu szczątki wspomnień zalewają twój umysł, dając nadzieję na normalność.
Jednak normalność nigdy nie nadchodzi.
Za każdym razem zastanawiasz się, czy od zawsze słodzisz dwie łyżeczki, czy wcześniej też twoim ulubionym daniem było spaghetti, a twój ulubiony zapach kojarzył się z konwaliami.
Każda emocja jest czymś nowym, każdy gest smakuje inaczej, jesteś zagubiony jak małe dziecko w niezrozumiałej rzeczywistości. Mimo, że nie umiesz, musisz żyć jak każdy.
Bliskim wydaje się, że wszystko wróciło do normy, że wspomnienia, które otuliły twój umysł są wystarczające do prawidłowej egzystencji, do nie zadawania niewygodnych pytań, by móc ukryć to, czym sami zawinili.
Wszystko pędzi do przodu, każdy gdzieś zmierza, dokądś dąży, a ty stoisz w miejscu, na samym środku, rozglądając się za zagubioną przeszłością, która wręcz namacalnie nawołuje cię do wykonania zaledwie kilku kroków w tył, obiecując rozłożyć przed tobą ramiona prawdy.
Wystarczy tylko poszukać głębiej, w samym środku siebie i odnaleźć odbijający się echem po zakamarkach podświadomości głos.
Jednak gdy kolejna próba jego znalezienia okazuje się tylko bolesnym rozczarowaniem, przestajesz się cofać. Bierzesz głęboki oddech i wykonujesz pół kroku w przód, próbując nauczyć się żyć na nowo, smakować pierwszy raz nieznanych uczuć.
Pytanie tylko, czy przeszłość pozwoli Ci o sobie zapomnieć, czy wykonując jeden malutki kroczek w przód, nie robisz tego tylko po to, by zaraz cofnąć się o trzy.
***
Obudziłam się z krzykiem, zlana potem, mimo, że było mi niesamowicie zimno. Usiadłam na łóżku, przecierając roztrzęsionymi dłońmi rozgrzaną twarzy. W głowie mi huczało, chociaż wokół panowała bezwzględna cisza. Próbowałam rozmasować obolałe skronie, ale na nic to się zdało. Westchnęłam cicho, stawiając gołe stopy stopy na puchaty dywan rozłożony pod łóżkiem. Siedziałam tak chwile, próbując sobie przypomnieć, co mi się śniło. I nie powinnam być zdziwiona, że śniło mi się to, co zwykle. Wpadałam w otchłań, ciągle coraz głębiej, coraz szybciej. Trzymana czyjąś ciepłą dłonią. I w tej ciemności słyszałam tylko jeden głos. Odbijał się echem, chociaż nie miał od czego. Błagał, bym się obudziła. Każde jego powtórzenie powodowało coraz większy ból mojej głowy, ciała. Z każdym powtórzeniem coraz ciężej było mi oddychać. A ten głos zamiast słabnąć nabierał na sile i stawał się głośniejszy. Zrozpaczone błaganie za każdym razem rozdzierało moje serce na mniejsze kawałki. A ja chociaż chciałam, nie umiałam się obudzić
Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie i na nogach jak z waty podniosłam się z łóżka, kierując do kuchni.
Co noc to samo, ten sam koszmar, to samo wspomnienie, ten sam głos. Głos, który nie dawał o sobie zapomnieć, który od kilku lat dźwięcznie odbijał się w mojej czaszce jak piłeczka pingpongowa. A ja za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należał. Zamieszkał w odmętach mojej podświadomości i nie miał zamiaru się wyprowadzać. A ja już nie miałam sił na próby jego eksmisji. Po tylu latach jedyne o czym marzyłam, to by po prostu ucichł, aby pozwolił mi żyć na nowo, nie rozpamiętując zapomnianej przeszłości.
***
Pchnęłam drzwi instytutu, w którym zaczynałam dziś zajęcia i wyłożonym beżowymi płytkami korytarzem, ruszyłam w kierunku sali wykładowej. Wśród znajomych nie ujrzałam blond pukli swojej przyjaciółki, która dziś z rana postanowiła zapomnieć o moim istnieniu i nie pojawić się swoim starych gruchotem pod moją kamienicą.
Westchnęłam zrezygnowana, kręcąc głową z politowaniem.
– Cześć – przywitałam się, podchodząc do grupki studentów, rzucając w ich kierunku ciepły uśmiech. Każdy po kolei odpowiedział mi tym samym i powrócił do wcześniejszych rozmów.
Oparłam się o parapet, wyciągając z kieszeni telefon. Zostały cztery minuty do rozpoczęcia wykładu, więc sama pojawiłam się niewiele przed czasem. Gdy zaczęłam wybierać numer do blondynki, usłyszałam stukot obcasów i dyszenie, jakby ktoś przebiegł właśnie maraton.
– Ja pierdole, te zajęcia zawsze zaczynają się tak wcześnie? – rzuciła na jednym wydechu, całując mnie w policzek.
– Ciebie też miło widzieć, szkoda, że nie pod moją kamienicą – założyłam ręce na piersiach, posyłając jej gniewne spojrzenie. Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie.
– Wiesz, że dla mnie poniedziałki są bardzo traumatyczne – jęknęła, uwieszając mi się na ramieniu. Zrobiła oczy kota z Shreka, a usta wygięła w podkówkę. Pokręciłam tylko głową, nie odpowiadając jej, bo właśnie przyszedł wykładowca i zaczął wpuszczać nas do sali.
***
– Niedługo targi pracy – rzuciła Julka, gdy przemierzałyśmy korytarze uczelni.
– Fajnie, że mimo, że to pierwszy rok studiów to nam w ogóle zorganizowali wyjazd – odpowiedziałam, otwierając drzwi i wychodząc na zewnątrz. Było zdecydowanie cieplej niż rano, chłodny wiatr w końcu ustał.
– Ciągle nam powtarzają, że warto już na studiach zdobywać doświadczenie, Amanda to wykorzystała – zaśmiała się blondynka – starościna to nam się jednak udała. Tak zakręciła profesora, że zgodził się na targi na drugim końcu kraju – pokręciła głową i rzuciła swój szalik na trawę za naszym instytutem. Usiadła na nim i poklepała miejsce koło siebie, więc po chwili klapnęłam tyłkiem obok niej.
– Takie znajomości warto pielęgnować – odchyliłam się do tyłu, opierając dłonie na trawie za rozłożoną chustą. Przymknęłam powieki, odwracając głowę w stronę słońca. Ciepłe promienie szczypały mnie przyjemnie w policzki.
– To będzie niekończący się melanż, dwa dni targów na kacu, to będzie piękne.
– Mhmmm – wymruczałam, przyznając jej rację i nie otwierając oczu. Delektowałam się tym pięknym dniem, chłonąc ciepło każda komórka swojego ciała.
***
Stałam na parkingu uczelnianym w towarzystwie blondynki, opierając się o maskę jej samochodu. Telepałam się z zimna, kazali nam pojawić się na autobus o tak nieludzkiej godzinie, że słońce nie zdążyło jeszcze wstać.
– Zaraz pogryzę tego papierosa – warknęła Julka. Pokręciłam głową z politowaniem, widząc jak nieudolnie próbuje palić, żeby nie przygryźć go drżącymi z zimna zębami.
– To co, dziś melanż? – podszedł do nas wysoki szatyn, uśmiechając się od ucha do ucha. – Zajedziemy, szybko obskoczymy targi, zameldujemy się w hotelu i hulaj dusza piekła nie ma – zaśmiał się, pocierając ochocze ręce.
– Mi pasuje – rzuciła blondynka, zaciągając się nikotyna – obczaiłam kluby blisko noclegu, nie mamy daleko, jutro targi zaczynają się o dziewiątej, więc może zdążymy wytrzeźwieć.
Prychnęłam. Nie żeby nie podobała mi się ta wizja, wręcz przeciwnie, jednak bardzo wątpiłam, że do dziewiątej uda nam się pozbyć alkoholu z krwioobiegu.
– I to mi się podoba – mrugnął okiem, odchodząc od nas i zaczepiając kolejna grupkę ludzi stojącą przy swoich samochodach.
– To będzie intensywny wyjazd – rzuciłam, łapiąc za swoja torbę, bo właśnie na plac zajechal autobus. Blondynka zgasiła szybko papierosa, sprawdziła, czy zamknęła samochód i razem ruszyliśmy za ludźmi z naszego roku.
***
Roztrzepałam swoje włosy i usiadłam na krześle znajdującym się w naszym pokoju hotelowym. Pomieszczenie nie było duże, łączyło jedynie trzy sypialnie z łazienką. Swój pokój dzieliłam z Julką, pozostałe zajmowały nasze koleżanki z roku. Było przytulnie i to wystarczyło, spędzaliśmy w hotelu w sumie i tak tylko jedną noc, choć nawet nie do końca, bo właśnie szykowałyśmy się na podbój pobliskiego klubu.
– Najbardziej w chodzeniu na imprezy nie lubię tego całego szykowania – Julka otworzyła drzwi z impetem od naszej sypialni i weszła żwawym krokiem do pokoju, trzymając w rękach drinka. – I tak wszystko zaraz z twarzy mi spłynie, włosy się spuszą, wrócę wymięta i sponiewierana.
Umoczyła usta w alkoholu, krzywiąc się nieznacznie.
– Nikt ci nie każe odpieprzać się jak stróż z boże ciało – rzuciłam w stronę blonydnki, która od razu posłała mi kpiące spojrzenie.
– Trzeba zrobić dobre pierwsze wrażenie – odparła, układając jedną rękę na biodrze i obserwując mnie badawczo – matko, pij Maja i nie pierdol, nie będziemy wydawać majątku w klubie na jakieś szczyny z niewielką zawartością alkoholu. Musimy się najebać, nie zbankrutować. Pamiętaj, jesteśmy biednymi studentkami.
Podstawiła mi pod nos swoją szklankę. Zaśmiałam się cicho, odbierając od niej naczynie i przechylając do swoich ust. Piekąca ciecz rozlała się po moim gardle. Blondynka zdecydowanie przesadzala z ilością alkoholu w drinkach.
I wódka to zdecydowanie nie to, co miałam ochotę pić.
– Wódka? – jęknęłam, oddając jej szklankę.
– Szybko i tanio – wzruszyła ramionami, dopijając napój do końca. – Amanda! – jej krzyk rozniósł się po całym pomieszczeniu – rusz dupe, nie mamy całej nocy!
***
Pełno spoconych ciał ocierało się o siebie w rytm płynącej z głośników muzyki. W powietrzu unosił się ostry zapach alkoholu, który drażnił nozdrza. Kolorowe światełka tańczyły na ciałach ludzi, chcąc sprawić im przyjemność swoją obecnością. Duszące ciepło dryfowało w powietrzu, rozgrzewając od stóp do głów tańczące postacie. I w tym wszystkim na środku sali my, jeszcze nie do końca sponiewierane, a to oznaczało czas na drinka.
– Chodź do baru – rzuciłam do blondynki, pochylając się w jej kierunku. Nie zareagowała od razu na moje pytanie, wpatrywała się maślanym spojrzeniem w jakiegoś chłopaka. Prychnęłam pod nosem i szturchnęłam ją w ramię.
– Zaraz cię dogodnie – odparła, kiwając w stronę blondyna podpierającego ścianę. Przewróciłam oczami z politowaniem i przeciskając się pomiędzy ludźmi, ruszyłam w kierunku baru. Godzina nie była późna, bo dochodziła północ, więc impreza dopiero co rozkręciła się na dobre i nie planowała zwalniać swojego tempa.
Oparłam się zmęczona o bar, gdy udało mi się w końcu do niego dopchać i oczekiwałam na swoją kolej do zamówienia. Miałam szczęście, bo akurat, gdy podchodziłam, kilka osób odeszło ze swoimi piwami, pozostawiając wolne miejsce.
Po paru minutach w moją stronę odwrócił się czarnowłosy barman z wytatuowaną lewą ręką. Ubrany był w czarne spodnie, w tym samym kolorze elegancka koszulę z rozpiętymi kilkoma guzikami i podkasanymi do łokci rękawami. Nie żeby każdy barman w tym klubie był tak ubrany. Nie, wcale. Ten za to wyglądał... wybitnie dobrze.
Może jednak powinnam odpuścić sobie już picie alkoholu, zdecydowanie złe rzeczy działy się wtedy w mojej głowie. Napawanie się widokiem przystojnego barmana nie znajdowało się dzisiaj na mojej liście rzeczy do zrobienia w klubie.
Spojrzał na mnie, unosząc zawadiacko kącik ust do góry. Jego oczy zabłysły, chociaż nadal pozostały tajemniczo zamglone. Zieleń tęczówek przeszywała mnie wręcz na wylot. Wstrzymałam oddech, bo te oczy były takie... nierealne, i przez ułamek sekundy wydawało mi się, że gdzieś już tę zieleń widziałam.
Mężczyzna stanął naprzeciw mnie, wycierając w rękach szklankę.
– Co podać, księżniczko?
I wtedy poczułam się jakby ktoś uderzył czymś we mnie z ogromną siłą. Niski, zachrypnięty głos pochłonął doszczętnie mój umysł. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, a żołądek ścisnął mi się nieprzyjemnie.
Przecież to nie mogło dziać się naprawdę.
Było głośno, zdawało mi się. Jego głos zmieszał się z dźwiękami z klubu. Dlatego zabrzmiał tak, jak zabrzmiał - jak odpowiedź na wszystkie moje pytania, jak brakujący puzzel w układance, jak lek na kilkuletni ból głowy.
Wydawało mi się, prawda?
Stałam, oddychając płytko, czując się jak za jakąś szybą. Ciągle słyszałam szum, ale nie słyszałam konkretnych dźwięków, muzyki. Jedyne, co odbijało mi się wyraźnie w głowie to jego głos.
Byłam zdezorientowana i przestraszona. Chciałam uciec, ale jednak nie chciałam uciekać.
A co, jak mi się nie wydawało i to on miał ten głos?
Zrobiło mi się zdecydowanie zbyt gorąco i już sama nie wiedziałam, co miałam zrobić. Byłam jak zagubione dziecko. Przecież nie zapytam się, czy to on. To byłoby idiotyczne.
– Malibu – tylko na tyle było mnie stać. Czułam jak moja cała głowa pulsuje z nerwów, czekałam na ten moment kilka lat, a gdy się zdarzył, nie wiedziałam, co robić, bo nie miałam stuprocentowej pewności, że się nie myliłam.
Chłopak zaśmiał się tylko i zabrał za przygotowywanie drinka. Miałam wrażenie, że znajduję się poza czasem i przestrzenią, bo nawet nie zauważyłam, kiedy podał mi napój, przyglądając się, widocznie rozbawiony moją osobą. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu, zapłaciłam i z drinkiem w drżącej dłoni, ruszyłam na poszukiwania Julki.
– Ej, coś się stało? – złapała mnie rękami za ramiona, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. Nawet nie zorientowałam się, kiedy ją znalazłam.
Albo to ona znalazła mnie.
– Chyba go znalazłam – jęknęłam, wpatrując się gdzieś w przestrzeń. Czułam jak drink wylewał się na moją rękę, nie panowałam nad ich drżeniem. Nie panowałam już nad niczym. Serce kołatało mi w klatce i zastanawiałam się, czy tak właśnie wygląda stan przedzawałowy.
– O czym ty mówisz?
– Ten barman, to chyba on, ma ten głos - powiedziałam cicho, próbując zebrać myśli do kupy i zatrzymać rozbiegany wzrok. Ale nie mogłam. Nie mogłam się na niczym skupić, myśli krążyły tylko w sobie znanym kierunku. Przygryzłam nerwowo dolną wargę. To było nieprawdopodobne, nierealne, może tylko mi się zdawało.
A może miałam jedyną szansę na milion, żeby poznać odpowiedź na męczące mnie pytanie?
Blondynka przewróciła oczami, wzdychając ciężko i odbierając ode mnie alkoholowy napój.
– Maja, prawdopodobieństwo, że to on, że spotkałaś go na drugim końcu kraju jest jak trafienie szóstki w totka. Odpuść. To alkohol, może dosypują jakieś psychotropy do drinków. – odparła, patrząc na mnie ze współczuciem. – Mówiłam ci zresztą, podświadomość to potężne narzędzie, to mogła być przypadkowa mieszanka głosów, którą twój mózg wyciągnął z twojej pamięci po wypadku. Ludzie mają podobne twarze, podobne glosy. Może ma głos podobny do jakiegoś aktora? Wiesz, to tak jak w snach, widzimy twarze ludzi, nawet tych, których widzieliśmy raz w życiu, bo mózg nie potrafi wymyślić ich od nowa. Taka sztuczka. Wiesz o co mi chodzi?
Kiwnęłam głową. Wiedziałam, bo nie słyszałam tego pierwszy raz. Mówili to rodzice, mówił mój brat, mówiła Julka, nawet mój terapeuta. Wszyscy, tylko ja żyłam nadzieją, że to znaczy coś więcej, że to musiało znaczyć coś więcej. W innym wypadku byłabym po prostu zwykłą wariatką słyszącą głosy w głowie.
– Muszę wyjść ochłonąć – rzuciłam w jej kierunku, odwracając się szybko.
– Pójdę z tobą.
– Nie, muszę sama zebrać myśli do kupy.
Zostawiłam blondynkę za sobą, udając się w stronę bocznego wyjścia z klubu. Potrzebowałam świeżego powietrza, robiło mi się coraz bardziej słabo. Czułam rozlewające się ciepło na mojej twarzy, a całe ciało drżało, jakby było mi zimno.
Nie panowałam nad tym.
Naparłam na ciężkie drzwi, otwierając je i wychodząc na zewnątrz. Wzięłam głęboki oddech, a metalowe wrota za mną zamknęły się w hukiem. Oparłam się o zimną ścianę i zjechałam po niej, kucając i wypuszczając nagromadzone w płucach powietrze.
Miał być miły wypad do klubu, a się schrzaniło, jak zwykle.
– Papierosa? – usłyszałam gdzieś obok siebie i poczułam jak po kręgosłupie przeszedł mnie dreszcz. Ciepły i kojący głos rozlał się po moim umyśle, jakby ktoś stanął nade mną i zaczął głaskać po głowie, powtarzając, że wszystko będzie dobrze, że w końcu udało nam się odnaleźć drogę do domu.
Podniosłam zdziwiony wzrok do góry, natrafiając na zielone tęczówki. Pokręciłam przecząco głową i wróciłam do wpatrywania się w kostkę brukową, bo bałam się, że zatracę się w tym spojrzeniu.
– Paskudny nałóg – rzucił luźno i usłyszałam jak zaciąga się tytoniem. – I drogi – dodał, wypuszczając powietrze z ust. - Nie widziałem cię tu wcześniej, nie jesteś stąd?
– Zapamiętujesz każdą klientkę, która zamawia u ciebie drinka? – odparłam słabo, bo zaczynało brakować mi sił. Stał tu jak gdyby nigdy nic, rozmawiał ze mną, podczas gdy ja toczyłam wewnętrzną walkę, aby nie pogubić się w sobie jeszcze bardziej.
– Nie, tylko te wybrane – zaśmiał się cicho, a ja wstrzymałam na moment oddech. To było jak sen na jawie, jakby w moim umyśle toczyła się wojna pomiędzy rzeczywistością a snem, a ja stałam gdzieś pomiędzy, nie wiedząc do końca gdzie się znajduję. Jego głos był jak bezpieczna przystań, mogłam być gdziekolwiek, mogło mnie nie być wcale, byle tylko móc go słyszeć.
Czułam jego wzrok na sobie, ale ja nie miałam odwagi spojrzeć na niego. Patrzyłam tępo w przestrzeń. Bałam się, że jak moje tęczówki natrafią na zieleń jego oczu to on po prostu zniknie, a ja będę miała dowód na to, że po prostu zwariowałam.
– Przyjechałam na targi pracy – rzuciłam, żeby zagłuszyć panującą ciszę.
– Z daleka?
– Z bardzo daleka.
Miałam okazję jedną na milion i mogło mi się tylko wydawać, a teraz mogła to być tylko jakaś śmieszna fatamorgana, czy inne gówno, ale musiałam to wykorzystać. Niewykorzystane szanse bolą bardziej niż te spieprzone.
– Wydajesz mi się dziwnie znajomy – stwierdziłam na głos, podnosząc na niego wzrok. Mogłam nie dostać drugiej szansy, musiałam spróbować dowiedzieć się czegokolwiek, pomimo tego, że serce w mojej klatce piersiowej w nerwów już chyba trzy razy przekroczyło maksymalny puls z jakim człowiek jest w stanie żyć.
Widziałam jak przez ułamek sekundy po jego wargach błąkał się delikatny uśmiech, a oczy zabłysły ciepło. Patrzył się nostalgicznie w przestrzeń, jakby błądząc między wspomnieniami. I chociaż trwało to zaledwie nic nie znaczącą chwilę, wyglądało jakby zawisł nad urwiskiem i zastanawiał się, czy warto było tak ryzykować, czy warto jakkolwiek rzucać się w nieznaną otchłań.
– Świat jest mniejszy niż można przypuszczać – mruknął cicho, wyrywając się z letargu. Rzucił niedopałek papierosa na ziemię i przygasił go butem.
– Nie rozumiem – odparłam słabo, czując jak coś wewnętrznie mnie przygniata i utrudnia łapanie oddechów.
– Czasami nie warto wracać do przeszłości, może okazać się zbyt bolesna, księżniczko.
Mrugnął okiem i zniknął za drzwiami klubu.
***
Siedziałyśmy u siebie w pokoju, przeglądając internet wzdłuż, wszerz i w poprzek, szukając informacji o zielonookim barmanie. Była to jedna z głupszych rzeczy jakie zrobiłyśmy, bo za trzy godziny musiałyśmy zacząć się zbierać na kolejny dzień targów.
Schowałam twarz w poduszkę i wydałam z siebie stłumiony krzyk. To wszystko było niemożliwe!
– Jakby nie istniał – rzuciła Juls, przeglądając facebooka już kolejną godzinę z rzędu. Miałam ochotę wysłać maila do urzędu miasta z prośbą o udostępnienie listy mieszkańców z imienia i nazwiska w celach... naukowych! Sprawdziłabym ich wszystkich, co do jednego, na facebooku, instagramie, tiktoku, twitterze i innym gównie jakie tylko wpadłoby mi do głowy!
– Nie ma go nawet na żadnym zdjęciu z tego klubu, mimo, że nie raz pokazywali ludzi za barem! – wrzasnęłam wściekła, uderzając nogami w łóżko jak małe dziecko. – Przejrzałam zdjęcia kilka lat wstecz, ludzi komentujących, lajkujących. Nic.
– Może źle zinterpretowałyśmy jego słowa, Maja, może to był tylko głupi tekst na podryw – dziewczyna odwróciła się w moją stronę, kładąc ręce na łóżku i opierając na nich głowę. Uniosłam się do pozycji siedzącej i ściągnęłam brwi.
– Wiem, to są tylko moje insynuacje, ale nie czułam wcześniej czegoś takiego. Nie przypominam go sobie, ale to było jakby wyszedł z mojej głowy i stanął obok – jęknęłam zdesperowana – miałam takie dziwne uczucie, jak po długiej podróży wracasz do domu, czujesz taki spokój, bezpieczeństwo, odkrywasz od nowa każdy kąt, choć dobrze wiesz, jak wyglądał gdy go zostawiłaś. Wszystko wydaje się takie nowe, inne, ale ciągle jednak takie samo.
– Chodź spać, będziemy na targach nie do życia. Zajmiemy się tym po powrocie do domu – odparła blondynka, przeciągając się leniwie i wstając z podłogi.
– Jak wrócimy to trzeba będzie to wszystko odgrodzić grubą kreską – stwierdziłam, opadając na poduszki – nie znalazłyśmy go w mediach społecznościowych, nie będzie szansy na ponowne spotkanie go na drugim końcu kraju. Nigdy więcej go nie spotkam – zakryłam twarz dłońmi, wzdychając ciężko – muszę z tym skończyć. Przestać szukać i nasłuchiwać tego głosu. To koniec, Julka. To musi być definitywny koniec.
Wpatrywałam się tępo w sufit, starając się wierzyć w słowa, które wydostały się z moich ust. Musiałam przerwać to błędne koło poszukiwań. Ciągle wracałam do punktu wyjścia, zamiast robić krok na przód robiłam wszystko kręcą się tylko dookoła. To do niczego nie prowadziło, a pogarszało tylko mój stan psychiczny.
Znalazłam go, dałabym sobie rękę uciąć, że to jego głos codziennie słyszałam w głowie. Ale nie powróciły żadne wspomnienia, jak sądziłam. On nie wykazał żadnego zainteresowania moją osobą, nie ucieszył się na mój widok, nie zaczął mi nic opowiadać, a miałam na to nadzieję. Wszystko było nie tak, nic nie poszło zgodnie z tymi wszystkimi scenariuszami jakie ułożyłam w głowie. Również mnie nie zbył, nie uciekł. Był jak typowy nieznajomy, przypadkowy człowiek w moim życiu, nikt warty uwagi.
Dla którego ja byłam nie warta uwagi.
– Czasami to, czego najbardziej pragniemy jest naszym największym przekleństwem - rzuciła blondynka, układając się na łóżku.
Może faktycznie to był tylko głupi tekst na podryw.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top