Daddy Issues
Autor: petiteloutres
13.04.2019 r.
Wiosna za oknem budziła się do życia, tak samo jak moje dwa zaspane koty, które leżały ze mną na łóżku. Sobotni poranek obfitował w przyjemnie grzejące słońce i wysokie temperatury. Odkryłam swoje ciało, okryte jedynie cienką, mleczno-białą koszulą nocną i przymknęłam jeszcze na chwilę oczy. Mój telefon zaczął dzwonić, więc podniosłam czarne urządzenie z szafki i uśmiechnęłam się do siebie.
- Dzień dobry, śpiochu! - usłyszałam po drugiej stronie, na co parsknęłam cicho.
- Jest już dwunasta, słońce. Zgaduję, że dopiero co wstałaś.
- Cóż, nie mogę zaprzeczyć - głos mojej przyjaciółki zniżył się nagle, oznaczając jakiś głupi pomysł. - Idziemy dzisiaj na imprezę do Leo.
Westchnęłam tylko, a nieprzyjemne uczucie ogarnęło mój pusty żołądek. Siniaki dalej były widoczne, więc ubieranie jakiejkolwiek sukienki nie wchodziło w grę.
- Muszę iść? - zapytałam z nadzieją, chociaż i tak znałam już odpowiedzieć.
- Oczywiście! Nie możesz ciągle siedzieć w domu. Rozerwiesz się, uciekniesz od problemów, może poznasz kogoś nowego? Będę u ciebie za trzy godziny - powiedziała i nawet nie dając mi zaprzeczyć, rozłączyła się.
Rozejrzałam się po swoim pokoju, po którym walały się wszędzie ubrania i kartki z zadaniami z matematyki. Po wczorajszej próbie przerobienia kilku arkuszy, rzuciłam wszystkim i zasnęłam. Wstałam niechętnie z ciepłego łóżka i rozciągając się, przegoniłam koty z pościeli. Poskładałam jeszcze wszystkie kartki w jedną kupkę i zabierając ze sobą jakieś dresy i koszulkę, poszłam do łazienki. Ojca nie było, więc mogłam bez obaw przyjąć Bonnie w domu. Dziewczyna przyszła tak jak mówiła, czyli równo o 15.00. Wzięłam szybki prysznic, bo postanowiłyśmy jeszcze usmażyć naleśniki, ale mój kot wpadł w miskę z ciastem i zalał cały blat. Pobrudziłam się sprzątając, więc musiałam pójść się umyć.
- Mercy, zostały nam jakieś dwie godziny! - usłyszałam, jak dziewczyna woła z mojego pokoju.
Wytarłam się szybko i ubrałam na ciało czerwony komplet bielizny. Założyłam szlafrok, który wisiał na drzwiach i zrzuciłam z głowy biały ręcznik. Nałożyłam jeszcze olejek zabezpieczający na końcówki włosów i chwytając suszarkę z szuflady, wyszłam z łazienki.
- Wcale mi się tam nie spieszy - mruknęłam pod nosem, na co Bonnie tylko rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie.
Podłączyłam suszarkę do gniazdka i zaczęłam suszyć moje długie, blond włosy, a moja przyjaciółka dorwała się do mojej szafy.
- Ty nie masz tutaj prawie żadnych sukienek! - jęknęła.
Jedyną jaką znalazła, była czarna w malutkie kwiatuszki, z cienkiego materiału, który nie opinał się w żaden sposób na moim ciele. Sięgała mi do połowy uda i uwielbiałam nosić ją latem.
- Co jest nie tak z tą? - skończyłam suszyć włosy i zabrałam od brunetki moją własność. - Bardzo ją lubię, zresztą nie mam więcej tych zdradzieckich ubrań.
- Idziemy na imprezę, a nie na pogrzeb. W jaki sposób chcesz kogoś na to wyrwać?
- Nie chcę nikogo wyrywać, Bonnie - westchnęłam i chciałam już zrzucić szlafrok, ale przypomniałam sobie nagle o siniakach na udach i ręce. - Zostawiłam coś w łazience.
Wróciłam do pomieszczenia z sukienką w rękach i zamykając drzwi na zamek, przebrałam się w wybraną kreację. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zlustrowałam dokładnie całe ciało. Siniaki na udach były zakryte, ale na rękach wciąż widoczne. Chwyciłam za mocno kryjący podkład i zaczęłam zakrywać ciemno-fioletowe ślady. Dwie warstwy w zupełności wystarczyły, żeby nie było już ich tak widać. Przypudrowałam jeszcze wszystko i modliłam się w duchu, żeby fluid nie starł się za bardzo. Wróciłam do pokoju i pozwoliłam swojej przyjaciółce zrobić mi makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Wychodząc z domu ubrałam moje czarne glany, które idealnie pasowały do sukienki. Impreza odbywała się u kolegi Bonnie, więc nie znałam tutaj praktycznie nikogo. Uczepiłam się ręki brunetki i starałam nie zgubić, wśród pijanych i tańczących osób.
- Pójdę po jakieś drinki! - krzyknęła do mnie, a ja tylko pokiwałam głową.
Jako jedyna ze swoich znajomych nie byłam jeszcze pełnoletnia. Brunetka długo nie wracała, ale byłam zbyt nieśmiała i nie znałam domu, żeby zacząć jej szukać. Nagle w oko wpadł mi wysoki brunet, który wszedł do salonu przez otwarte drzwi, które prowadziły na taras z basenem. Był piekielnie przystojny i biła od niego dziwna energia, która niezwykle mnie fascynowała. Nigdy do tej pory nie interesowałam się żadnym chłopakiem, tak jak nim. Tyle się mówi o zakochaniu od pierwszego wrażenia, że w tamtym momencie sama zaczęłam w to wierzyć. Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby kogoś szukał i wyrzucając niedopałek papierosa do doniczki, ruszył w kierunku schodów. Po drodze zaczepił jakąś platynową blondynkę i szeptając jej do ucha, chwycił za talię i udali się razem na górę. Skrzywiłam się na myśl, co zamierzają teraz robić i prawie dostałam zawału, kiedy ktoś położył rękę na ramieniu.
- Przepraszam, że tak długo. Stary znajomy mnie zaczepił - Bonnie wcisnęła mi w dłoń jakiś kolorowy alkohol, którego nazwy nawet nie znałam i pociągnęła w nieznanym mi kierunku.
Zaprowadziła mnie na kanapy, gdzie siedziała grupka osób. Usiadła obok jednej z dziewczyn i pokazała mi ręką, abym zrobiła to samo. Wylądowałam między nią, a jakimś blondynem, który odsunął się ode mnie, robiąc mi więcej miejsca.
- My się chyba jeszcze nie znamy - odezwał się do mnie chłopak z naprzeciwka, obejmując siedzącą koło niego szatynkę.
Miał rozjaśniane włosy, zafarbowane na liliowy kolor.
- To jest moja najlepsza przyjaciółka, mówiłam wam o niej - Bonnie odezwała się pierwsza, ratując mnie z opresji.
- Hej - uśmiechnęłam się lekko i nie wiedziałam na kim skupić wzrok.
- Mercy, tak? Ta zawsze ułożona dziewczyna z dobrymi ocenami - usłyszałam czyiś śmiech i pożałowałam przyjścia tutaj.
- Nie bądź nie miły, Conor - chłopak o liliowych włosach znowu skupił na mnie wzrok i oblizał wargę. - Może zagramy w jakąś grę? Ten kto czegoś nie robił, zostawia swój alkohol w kubeczku. Kto najszybciej wypije jego zawartość, wygrywa. Grałaś w to kiedyś, Mercy?
Poczułam zażenowanie, bo jedyną grę w jaką grałam, to były klasy w podstawówce.
- Nie.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz - powiedział, a ja od razu wyczułam w jego głosie sugestię.
Gra toczyła się już kilka minut i każdy miał prawie pusty kubeczek. Ja napiłam się tylko raz, przy pytaniu o upiciu się do nieprzytomności.
- Uprawiałam seks z chłopakiem - powiedziała nagle jakaś dziewczyna, a każdy jęknął, przechylając swój kubeczek.
Czułam na sobie jej wzrok, więc z drżącymi rękami podniosłam go powoli w stronę ust. Nawet jeśli nie było to prawdą, nie chciałam wyjść przy nich na idiotkę. Nie zdążyłam się jednak napić, bo wzrok każdego wylądował na czymś za mną. Obejrzałam się i otworzyłam szerzej oczy, kiedy zobaczyłam bruneta z wcześniej. Zlustrował wszystkich wzrokiem i zatrzymał się na mnie.
- Bawicie się w te zabawy dla dzieci, naprawdę? - prychnął i wziął butelkę wódki, biorąc z niej łyka.
- Whoa, zwolnij staruszku!
Każdy zajął się rozmową, a ja tylko siedziałam skulona i skubałam końce sukienki. Bonnie w pewnym momencie wstała i z wyglądającą na najbardziej miłą dziewczyną, zawołała mnie do siebie. Prawie do nich podbiegłam, chcąc jak najszybciej stamtąd uciec. Udałyśmy się na taras i siadając przy basenie, wypiliśmy trochę więcej. Nigdy nie upijałam się na imprezach, robiąc za tą odpowiedzialną, ale dzisiaj emocję mnie przytłoczyły i spożyłam o kilka kieliszków za dużo. Byłam totalnie pijana i brunetka ledwo powstrzymała mnie, żeby nie wchodziła do basenu w butach.
- Chcę się bawić - jęknęłam i upadłam z rezygnacją na jeden z leżaków.
Większość osób poszła już do domu, bo zbliżała się druga w nocy.
- Mercy - Bonnie stanęła przede mną i wyciągnęła ręce w moją stronę. - Wracamy już.
Prychnęłam tylko i odtrąciłam jej dłonie.
- Nie chcę tam wracać. Zostaję tutaj - postanowiłam i założyłam ręce na piersi w ramach protestu.
- Nie możesz tutaj zostać. Może wrócimy do mnie i zrobimy sobie maraton filmowy? - zapytała i uśmiechnęła się zachęcająco.
- No dobra - mruknęłam i przetarłam czoło, bo głowa zaczęła mnie strasznie boleć.
- Poczekaj tutaj na mnie, ja zaraz wrócę i pojedziemy do mnie. Idę zamówić taksówkę.
Siedziałam grzecznie na leżaku i czekałam na brunetkę, gdy nagle na taras wszedł chłopak o liliowych włosach.
- Kwiatek - mruknęłam tylko i zaśmiałam się sama do siebie.
- Co? - zapytał zdezorientowany, gdy zauważył mnie na leżaku.
- Twoje włosy. Wyglądają jak kwiatek, no wiesz ten fioletowy...
- Tak, masz rację - zaśmiał się i zbliżył niebezpiecznie blisko. - Chcesz je poczuć? Obiecuję, że są tak samo miękkie, na jakie wyglądają - szepnął i przysunął swoją twarz do mojej.
W mojej głowie zapaliła się czerwoną lampka, więc odepchnęłam go od siebie i wstałam na równe nogi, chwiejąc się i ledwo utrzymując równowagę.
- Muszę już wracać do domu - wypaliłam i chciałam wejść do środka, ale ręka na moim nadgarstku skutecznie mi to uniemożliwiła.
- Daj spokój. Zostań jeszcze na chwilę, zabawimy się jakoś - złapał mnie za biodra, przez co zaczęłam się wyrywać.
Nie miałam siły, przez znajdujący się w moim organizmie alkohol, więc jedyne co mi zostało to krzyk. Otworzyłam usta, ale zaraz po tym wylądowała na nich jego ręka. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy i poddałam się całkowicie.
- Powiedziała, żebyś ją zostawił.
Bolesny uścisk na moim ciele zmniejszył się, przez co spojrzałam na mojego oprawcę i wysokiego bruneta, stojącego naprzeciwko nas.
- Na żartach się nie znasz, Damon? Przecież nie chcę jej nic zrobić - jasnowłosy zaśmiał się nerwowo i puścił mnie całkowicie.
Odbiegłam od niego natychmiast i nawet nie zauważyłam, że wpadłam plecami na twardy tors.
- Spieprzaj stąd - warknął tylko mój wybawca i przyciągnął do swojego ciała.
Poczułam przyjemne ciepło, ale jego czarna, skórzana kurtka drażniła moje odkryte ramiona. Zostaliśmy sami na tarasie, a ja bałam się podnieść wzrok. Bez namysłu wtuliłam się w ciało nieznajomego i delektowałam przyjemnym uczuciem, jakie mi przekazywał. Poczułam coś, czego od zawsze brakowało w moim życiu. Otaczająca mnie w tym momencie ochrona, jaką zapewnił mi brunet, całkowicie przyćmiła mi umysł.
- Możesz mnie już puścić - Damon odezwał się po dłużej chwili, wyrywając mnie z zadumy.
Odsunęłam się od niego na chwiejnych nogach i spojrzałam się do góry, na jego przystojną twarz. Sięgałam mu do ramion, więc był naprawdę wysoki. Pomimo mojego metru siedemdziesięciu, czułam się przy nim malutka.
- Dziękuję?
- Pytasz się mnie? - parsknął śmiechem, na co zmarszczyłam brwi.
- Nieważne, jestem pijana - powiedziałam i nawet nie wiem dlaczego.
- Widać. Odwieźć cię do domu? - zapytał i przeszukał swoje kieszenie, szukając kluczy.
- Piłeś - zauważyłam i kompletnie nie zwracałam uwagi na to, że nawet go nie znam.
- Jestem w stanie prowadzić - powiedział pewnie i wyciągnął do mnie dłoń.
Patrzyłam się na nią kilka sekund i zapominając o Bonnie oraz całym świecie, chwyciłam ją i pozwoliłam zaprowadzić się do auta chłopaka. Szłam za nim przez duży ogród, omijając wyłożoną kamieniami ścieżkę i idąc na skróty do jego samochodu. Stał na pustej ulicy, zaraz przy bramie.
- To twoje auto? - zapytałam głupio, wpatrując się w czarnego mustanga.
- Mojego dziadka - powiedział, stając przy drzwiach. - Oczywiście, że moje.
Zmieszałam się przez jego sarkazm, ale starałam się grać twardą. Usiadłam na miejscu pasażera i zadrżałam, kiedy zimna skóra spotkała się z moimi udami. Sukienka podwinęła się do góry, przez co moje siniaki i blizny zostały odkryte. Spanikowałam i chciałam zasłonić je z powrotem materiałem, ale był za krótki.
- Cholera - mruknęłam pod nosem, kiedy Damon wsiadł do auta i spojrzał na moje nogi.
- Widziałem - oznajmił, kiedy przykryłam rany dłońmi.
- Więc możesz zacząć się nabijać, droga wolna - prychnęłam, przyzwyczajona reakcją innych.
- Nie mam nawet zamiaru - zmarszczył brwi.
Spuściłam wzrok na buty, kiedy brunet zaczął wyjeżdżać. Jechaliśmy kilka minut w ciszy, a ja zastanawiałam się, jak zacząć z nim rozmowę.
- Ile masz lat? - zapytałam, bo to było pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- W listopadzie skończę dwadzieścia pięć.
Kiwnęłam głową, ale moje twarz wyrażała pewnie zaskoczenie. Nie wygląda na tyle. Wydawało mi się, że jest młodszy. Wsiadłam do auta z facetem, który jest ode mnie starszy o siedem lat. Kurwa, brawo Mercy.
- Wiesz, nie musisz mnie jednak podwozić. Wysiądę tutaj, spacer dobrze mi zrobi - mój głos zadrżał, a dłonie zaczęły się niekontrolowanie pocić.
- Zamknij się.
Teraz to już całkowicie się przeraziłam. W moich oczach pojawiły się łzy. Jestem taką idiotką, ja pierdole.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam cicho, kiedy zatrzymał się pod jakąś kamienicą.
- U mnie - odparł i odpinając pasy, wysiadł z auta.
Zrobiłam to samo, stając na chodniku na giętkich nogach. To jest moja jedyna szansa, żeby się uratować. Odsunęłam się niepostrzeżenie na bezpieczną odległość i biorąc głęboki wdech, zaczęłam iść szybko w przeciwną stronę. Usłyszałam za sobą kroki, więc przyśpieszyłam i w pewnym momencie zaczęłam wręcz biec.
- Puść mnie! - krzyknęłam, kiedy poczułam dłonie na talii.
- Nie uciekaj, bo inaczej pogadamy - usłyszałam jego niski głos przy uchu, kiedy zjechał dłońmi na moje biodra.
- Nie rób mi krzywdy, proszę - wyszeptałam, a po moim policzku popłynęła samotna łza.
- Chodź - pociągnął mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę budynku.
Poddałam się i z trudem weszłam za nim na ostatnie piętro. Było mi słabo, bolała mnie głowa i byłam przerażona. Ale brunet trzymał mocno moją dłoń i nie dawał szansy uciec. Jego mieszkanie było malutkie, ale zachowane w minimalistycznym stylu. Salon połączony z kuchnią, sypialnia i drzwi, prowadzące chyba do łazienki. Damon popchnął mnie w głąb salonu, a sam zaczął ściągać buty i swoją skórzaną kurtkę.
- Muszę też...? - zapytałam niepewnie, kiedy poczułam na sobie jego wzrok.
- Jak chcesz. Jeżeli będzie ci zimno w stopy, możesz je zostawić - wzruszył ramionami i zniknął w sypialni.
Stwierdziłam jednak, że ściągnę swoje ciężkie glany, żeby nie brudzić mu podłogi. Miałam na stopach dłuższe, czarne skarpetki, które zsunęłam trochę z kostek. Zaczęłam rozglądać się po mieszkaniu bruneta, które wyglądało, jakby dopiero się do niego wprowadził. Albo prawie w ogóle tutaj nie przesiadywał.
- Damon? - zawołałam w stronę pokoju, kiedy nie wracał już dosyć długo.
Moja podświadomość podpowiadała mi, że to jest idealna okazja, żeby stąd wyjść. Jednak coś silnego trzymało mnie przy nim, przez co nie mogłam go teraz zostawić.
- Już - odezwał się i wrócił do salonu, trzymając w dłoniach jakąś koszulkę.
Zmarszczyłam brwi, kiedy podał mi materiał i spojrzał na mnie wymownie. On chyba żartuje.
- Po co mi to dajesz?
- Żebyś nie musiała spać w sukience - odpowiedział, wciąż wpatrując się w moją twarz.
- Dlaczego miałabym tutaj spać? Miałeś mnie odwieźć do domu - zbulwersowałam się i zaczęłam wymachiwać trzymaną w rękach koszulą.
- Nie chcesz tam wracać, czyż nie? - uśmiechnął się wrednie, zbijając mnie z tropu.
- Co?
- Podsłuchałem waszą rozmowę, nie chcesz wracać do domu - przybliżył się i położył dłoń na moim zimnym policzku. - Twój ojciec cię bije, prawda?
Otrząsnęłam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Nie miał prawa mówić takich rzeczy, nie znając mnie.
- Odwal się! - powiedziałam głośniej i rzuciłam w niego czarnym materiałem. - Wracam do siebie.
- Powodzenia - zakpił. - Myślisz, że wracanie samej o tej godzinie, w takiej sukience, tyle kilometrów, to dobry pomysł?
Zacisnęłam usta w wąską linię, bo miał rację. To nie był najlepszy pomysł.
- Nie znam cię, ale już cię nienawidzę - rzuciłam i zabierając od niego moją prowizoryczną piżamę, zaczęłam iść w stronę białych drzwi.
Tak jak przypuszczałam, okazały się niewielką łazienką. Zrzuciłam z siebie pogiętą sukienkę i nałożyłam szybko koszulkę chłopaka. Była długa, ale z każdym gwałtowniejszym ruchem, będzie mi widać bieliznę. Umyłam zęby palcem i pastą, po czym podniosłam z ziemi swoje ubranie i wyszłam z pomieszczenia. Damon siedział na kanapie i gdy mnie zauważył, znów przyjął obojętny wyraz twarzy.
- Możesz spać na łóżku, ja położę się tutaj - powiedział i odwrócił wzrok, jakby nie chciał wpatrywać się w moje ciało.
Było ohydne, więc co się dziwię.
- Dobrze - mruknęłam i zaczęłam kierować się do sypialni.
Zamknęłam za sobą drzwi, chcąc odpocząć chociaż na chwilę. Byłam rozbita, nawet nie wiem, czy zmrużę oczy chociaż na chwilę. Chłopak nie wykazuje złych zamiarów wobec mnie, ale i tak nie mam całkowitej pewności. Dlaczego postanowił mi pomóc? Mógł zignorować to wszystko, przecież się nie znamy. Jestem gówniarą, więc dlaczego zwrócił na mnie uwagę?
- Hej... - usłyszałam i spojrzałam w stronę drzwi.
- Mercy - dokończyłam widząc, że brunet nie wie jak mam na imię.
- Mercy - powtórzył, uśmiechając się pod nosem. - Ktoś musiał ci bardzo współczuć, co?
- Czego chcesz? - warknęłam w jego stronę, kiedy zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że nie chciałem, abyś poczuła się urażona - zaczął i usiadł obok. - Ale to widać. Twoje siniaki i blizny na to wskazują.
- Po co mi to mówisz?
- Bo czuję, że możemy się dogadać - westchnął. - Zresztą, widzę twoją czerwoną koronkę spod koszulki, a czerwony bardzo źle na mnie działa.
Speszyłam się, ale ciekawość wzięła górę. Wciąż wpatrywałam się w jego przystojny profil i kilka piegów na nosie.
- W jakim stopniu możemy się dogadać?
- Też nie miałem łatwo, Mercy - zaczął i odwrócił się w moją stronę. - A ty jesteś delikatna, zagubiona i zniszczona przez życie. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że to nie przypadek. Wszechświat chciał, żebyśmy się spotkali - zbliżył swoją twarz do mojej, muskając mi policzek nosem.
Nie odsunęłam się, bo poczułam jego ręce na moich nadgarstkach.
- Nie znasz mnie nawet - szepnęłam.
- Czy to ważne? - zapytał i przeniósł swoje dłonie na moją szyję.
Przeszedł mnie dreszcz, kiedy ją lekko ścisnął i zleciał wzrokiem na moje usta.
- Kręcą cię młodsze od siebie? - wydusiłam, kiedy nasze usta dzieliły kilka centymetrów.
- Cholernie mnie kręcą - rzucił jeszcze i wbił się gwałtownie w moje wargi.
Przymknęłam oczy i przepadłam.
06.05.2019 r.
Otworzyłam swoje spuchnięte oczy i przetarłam je dłonią. Sięgnęłam po telefon i odblokowałam urządzenie. Znowu zaspałam do szkoły. Zrobiłam to już piąty raz, w ciągu tych trzech tygodni. Dokładnie tyle czasu minęło, odkąd Damon odwiózł mnie do domu i zniknął bez słowa. W jego mieszkaniu do niczego nie doszło, odpłynęłam od razu wtedy, kiedy położył mnie na łóżku. Rano bez słowa przebrałam się w swoje ubrania i wróciłam z nim do siebie. Nawet się nie pożegnałam, tylko uciekłam z jego auta. Spojrzałam na swoje nowe rany na rękach i wzdychając, wstałam z cieplutkiego materaca. Musiałam się stąd jak najszybciej wynieść. Zabrałam telefon i ubrałam trampki. Włosy związałam w rozwalający się, niski kok.
- Niedługo wrócę - pocałowałam w głowę kota, który leżał na fotelu.
Najciszej jak mogłam, zeszłam po schodach i rozglądnęłam się na wszystkie strony. Ojca nigdzie nie było, więc podbiegłam do drzwi i już chciałam je otworzyć, ale poczułam ból na ramieniu.
- Gdzie ty się wybierasz, co? - wysyczał i pociągnął do tyłu.
Próbowałam się wyrwać z jego silnego uścisku, przez co pociągnęłam swoją rękę do siebie. Puścił mnie niespodziewanie i sprawił, że straciłam równowagę i poleciałam na stojącą obok komodę. Chciałam się jakoś uratować, ale zamiast tego uderzyłam się w nos i wargę. Przeszedł mnie niesamowity ból, a na wargach poczułam metaliczny smak krwi.
- Zostaw mnie... - wyszeptałam i z trudem podniosłam się z ziemi.
Ojciec zawahał się przez chwilę, ale odpuścił i pozwolił mi wybiec z domu. Potykając się o kamienne schodki, wypadłam na podjazd i rozpłakałam się na dobre. Spojrzałam przed siebie i moje serce zabiło kilkanaście razy mocniej. Po drugiej stronie ulicy stało auto Damona, a chłopak stał obok i palił z kimś papierosa. Nie chciałam się wracać do domu, ale nie przejdę koło nich tak, żeby mnie nie zauważyli. Zacisnęłam jednak zęby i próbując powstrzymać płynące łzy, zaczęłam iść po chodniku. Przeszłam kilka metrów, kiedy usłyszałam jego niski głos.
- Mercy? - zatrzymał swoją rękę w powietrzu i spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
Kiwnęłam tylko głową i zaczęłam iść dalej, próbując nie zwracać na nich uwagi. Zapłakałam głośniej i zasłoniłam usta ręką, kiedy usłyszałam jego kroki za sobą.
- Hej, stój! - odwrócił mnie w swoją stronę, przez co zamknęłam oczy i pozwoliłam łzą spływać po policzkach.
Przyciągnął mnie do swojego torsu, więc schowałam twarz w materiał jego miękkiej, szarej bluzy, która zaczynała być mokra od mojego płaczu.
- Brudzę ci ubranie, przepraszam - powiedziałam ledwo, na co przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
- Nic się nie dzieje, spokojnie - pogładził mnie po plecach i odwrócił nas w drugą stronę. - Potem się spotkamy! - wykrzyknął do swojego kolegi i wciąż gładził moje drżące ciało.
- Nie odwołuj dla mnie swoich planów, proszę...
- Ty jesteś ważniejsza od nich.
Moje serce przyśpieszyło, a w środku poczułam rozlewające się ciepło. Nie mów do mnie tak, to tylko pogorszy sprawę i się niepotrzebnie przywiążę.
- Mówię serio - podniosłam wreszcie głowę, spoglądając na jego przystojną i skupioną twarz. - Poradzę sobie.
- Chodźmy do auta - zignorował moje słowa i zaczął ciągnąc za rękę w stronę swojego mustanga.
Nie wyrywałam się, bo czułam, że mogę mu ufać. Nie wykorzystał mnie ostatnio, więc teraz też tego nie zrobi. Wsiadłam do samochodu i pociągnęłam mocno nosem. Zaczęłam rozglądać się za jakimiś chusteczkami, ale nic nie znalazłam. Usiadł koło mnie za kierownicą i zaczął wpatrywać się w moją twarz.
- Co? - wydusiłam z siebie, ale nie spojrzałam w jego stronę.
- Znowu cię pobił.
- Jaki ty spostrzegawczy - parsknęłam.
Poczułam dotyk na swoim policzku, więc mimowolnie odwróciłam twarz. Gładził moją skórę i zjechał wzrokiem na rozciętą wargę. Pochylił się powoli i złożył delikatny pocałunek w kąciku moich ust. Obserwowałam go jak zahipnotyzowana, nie chcąc przerywać tego co robi. Spojrzał na kilka sekund w moje oczy, aby następnie przywrzeć do mnie swoimi ciepłymi wargami. Całował mnie bardziej pewnie niż ostatnio. Przez moment nie odwzajemniałam pocałunku, ale wreszcie poruszyłam się, przez co złapał mnie mocniej, przenosząc swoją dłoń na moją szyje. Oddawałam jego delikatne pocałunki, co jakiś czas dotykając jego ostrej żuchwy palcami. Serce biło mi z zawrotną prędkością, a mózg dopiero po czasie przetworzył to, że całuję się z obcym chłopakiem w jego aucie. Dlatego odsunęłam się delikatnie, oblizując mokre wargi.
- Przepraszam - odezwał się pierwszy i wyprostował.
Milczałam, bo co miałam mu powiedzieć? Że mi się podobało?
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie wiem. Poczułem nagłą chęć, żeby to zrobić - odparł i wyciągnął z kieszeni paczkę małych chusteczek. - Weź sobie jedną.
Odebrałam od niego wspomniany przedmiot i przez przypadek dotknęłam jego chudych palców. Przeszedł mnie dreszcz, który na pewno zauważył. Wysmarkałam nos i otarłam piekące oczy.
- Co ty robisz? - zapytałam przerażona, kiedy Damon odpalił auto i wyjechał na ulice.
- Zabieram cię gdzieś - odpowiedział zagadkowo i zmienił bieg. - Jesteś głodna?
Podjechaliśmy pod mieszkanie chłopaka, a do mojej głowy zaczęły wracać wspomnienia sprzed miesiąca. Pozwoliłam się poprowadzić za rękę do mieszkania, w którym panował półmrok. Rolety były zasunięte, a kanapa rozłożona.
- Spałeś tutaj? - zapytałam.
- Byłem trochę chory i odpoczywałem przez kilka dni. Nie zdążyłem jej jeszcze złożyć - odpowiedział i przeszedł do kuchni, nie zapalając światła.
Ściągnęłam buty i zostawiłam je na korytarzu. Brunet zaczął przygotowywać kubki na herbatę, a kiedy włączył piekarnik poczułam po kilku minutach niesamowity zapach jakiegoś makaronu.
- Sam to przygotowałeś? - spytałam i wsunęłam się między jego tors, a szafkę kuchenną. - Wygląda niesamowicie dobrze.
- Czasami lubię coś ugotować. Weź swoją herbatę, zaniosę nam talerze do stołu - powiedział i wziął naczynie żaroodporne w ręce.
Wykonałam posłusznie polecenie i postawiłam czarne kubki na dwuosobowym stoliku. Umierałam z głodu, więc nawet nie czekałam na bruneta, tylko chwyciłam za łyżkę i zaczęłam nakładać zapiekankę makaronową na dopasowane do kompletu talerze.
- Smacznego - podałam mu jego porcję i sama zabrałam się za jedzenie.
Damon uśmiechnął się w moim kierunku i również zabrał się za konsumpcję posiłku. Nie odzywaliśmy się do siebie, ale nie czułam krępującej ciszy. Było... Normalnie. Wyglądaliśmy jak para, która spożywa razem kolację. Coś, czego od zawsze brakowało w moim życiu.
- Jesteś śpiąca - zauważył, kiedy po raz kolejny ziewnęłam. - Poczekaj, przyniosę ci coś.
Wrócił po chwili z butelką wina w ręce.
- Alkohol?
- Rozluźnisz się - pogłaskał mnie po ramionach i pocałował w czubek głowy.
Przymknęłam oczy na tą pieszczotę i pozwoliłam, żeby nalał mi do kieliszka. Nie powinnam z nim pić. Powinnam wyjść z tego mieszkania, zanim kolejne butelki zniknęły ze stołu, a ja byłam już całkiem upita.
- Nie, Damon - mruknęłam, kiedy położył mnie na kanapie. - Jestem pijana - zaśmiałam się głupio.
- Możesz mi zaufać - szepnął i poczułam, jak składa pocałunki na moim dekolcie. - Ze mną jesteś bezpieczna, prawda?
- Tak, jestem bezpieczna - przytaknęłam i zacisnęłam mocniej nogi, kiedy jego ręka powędrowała do zapięcia od stanika.
- Rozluźnij się. Nie skrzywdzę cię, bo to ja uratowałem cię od ojca.
Poczułam łzy pod powiekami, kiedy moja koszulka i biustonosz wylądowały na ziemi. Ale Damon mnie uratował, prawda? Nic mi nie zrobi.
- Uwielbiam cię - usłyszałam koło ucha i poczułam, jak wciąga mnie na swoje kolana.
Siedziałam okrakiem na brunecie i czułam jego wybrzuszenie, o które co jakiś czas się obcierałam. Trzymał mocno moje biodra, a ja odchyliłam głowę do tyłu, kiedy zassał moją prawą pierś i drażnił językiem sutka. Mój oddech był urwany, myśli zagubione, a ubrania walały się po podłodze. Ledwo kontaktowałam z rzeczywistością, przez co z opóźnieniem rejestrowałam ruchy chłopaka.
- Rozluźnił się - wychrypiał i poczułam coś twardego na plecach.
Popchnął mnie i zmusił, abym wypięła się w jego stronę tyłem. Chciałam zaprotestować, ale poczułam nagle rozrywający ból w podbrzuszu i jedyne co zrobiłam, to zakryłam usta dłonią i zaszlochałam głośno. Czułam jego penisa, który poruszał się rytmicznie w mojej cipce, a ja ledwo łapałam oddech. Chciałam stąd uciec, to tak strasznie bolało.
- D-Damon - wysapałam. - To boli, przestań - jęknęłam, ale chłopak mnie nie słuchał i jeszcze bardziej przyśpieszył.
Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się mroczki, a ja w panice rozryczałam się jeszcze bardziej. Zranił mnie. Zemdlałam.
20.05.2019 r.
Skuliłam się na łóżku i przyjęłam herbatę, którą zrobiła mi Bonnie.
- Mercy - zaczęła, ale nawet na nią nie spojrzałam. - Kochanie, to był gwałt...
- Chciałam tego! - broniłam go, chociaż moje serce krwawiło. - Może nie wtedy, ale chciałam to z nim zrobić...
- Nie broń go, do jasnej cholery! To był twój pierwszy raz, a on potraktował cię jak dziwkę.
- Kocham go - powiedziałam poważnie.
- O czym ty mówisz? Nie znasz go, zgwałcił cię i jeszcze...
- Znam go! Uratował mnie przed ojcem i zapewnił mi opiekę, jakiej nigdy nie miałam. Nie obchodzi mnie, że raz go poniosło i stracił kontrolę - warknęłam i zrzuciłam z siebie koc.
- Gdzie idziesz?
- Do Damona - powiedziałam i zabierając telefon z szafki, wybiegłam z pokoju.
- Będziesz przez niego tylko cierpieć! Gwarantuję ci to!
Stanęłam cała zdyszana przed jego blokiem, rozważając ostanie szansę ucieczki. Wzięłam się jednak w garść i pokonałam schody na klatce i zadzwoniłam dzwonkiem.
- Mercy? - jego zaspany głos doprowadził mnie do dreszczy.
- Wiem, że nie chciałeś - szepnęłam. - Nie chciałeś, prawda?
- Przepraszam, Aniołku - wystawił ręce, więc wpadłam w jego ramiona i złączyłam nasze wargi razem.
28.10.2019 r.
Zamknęłam dom i wsunęłam klucz do torebki. Złapałam w dłoń złotą zawieszkę na szyi i wypuszczając powietrze z ust, zaczęłam iść w stronę Damona. Stał oparty o samochód i patrzył się na swoje buty. Był ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru koszulkę.
- Hej - powiedział w moją stronę, kiedy podeszłam wystarczająco blisko.
Uśmiechnęłam się w jego stronę i stanęłam na palcach, aby pocałować go w usta. Położył ręce na mojej talii i pogłębił pieszczotę. Uśmiechnęłam się i poczułam, że po chwili on również to robi.
- Hej - wymruczał i pocałował mnie jeszcze raz.
Poczułam dreszcz podniecenia, kiedy zjechał dłońmi na moje pośladki i ścisnął je mocno. Jęknęłam cicho w jego usta, bo tylko on potrafił doprowadzić mnie do takiego stanu.
- Odebrałam wczoraj klucze do mieszkania - uśmiechnęłam się.
Od kilku miesięcy pracuje u znajomej Damona, dzięki czemu mogłam zaoszczędzić pieniądze i wyrwać się wreszcie od ojca. Brunet zapłacił połowę najmu, więc jestem w stanie utrzymywać się samodzielnie i żyć bez strachu, że ktoś po powrocie do domu mnie pobije. Mój jedyny opiekun po moim odejściu zatracił się w hazard jeszcze bardziej i zapomniał, że ma córkę.
- Mercy - Damon przywołał mnie do rzeczywistości, kiedy od dłuższej chwili wpatrywałam się w jeden punkt. - Chodźmy obejrzeć to mieszkanie.
Kiwnęłam głową i nie mogłam wytrzymać z ekscytacji. Mój chłopak obiecał mi, że zamieszka razem ze mną i już zawsze będzie mnie chronił i otaczał ojcowską miłością. Mój własny kącik znajduje się kilka przecznic od mieszkania bruneta, ale jest trochę większe i przytulniejsze, niż jego.
- Zostaniesz na noc? - zapytałam z nadzieją, kiedy po kilku godzinach przywieźliśmy większość moich rzeczy.
- Muszę coś załatwić. Zobaczymy się rano, dobrze? - schwycił mnie za policzki i sprawił, że spojrzałam mu w oczy.
W jego ciemnych tęczówkach zobaczyłam smutek, ale pocałował mnie szybko i przeniósł dłonie na talię. Całował mnie powoli, jakby bał się mnie stracić. Odsunął się dopiero po kilku minutach i posłał mi ostatni uśmiech, zanim opuścił mieszkanie. Nad ranem wzięłam szybki prysznic i napisałam do Damona, który nie odzywał się od wczorajszego wieczoru. Zaparzyłam herbatę i usiadłam na wysokim krześle przy blacie. Muszę iść do sklepu kupić coś do jedzenia, ale chciałabym zjeść śniadanie z brunetem. Nagle mój telefon zaczął dzwonić, więc szybko odebrałam i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Gdzie jesteś? Miałeś być rano.
- Na lotnisku - odpowiedział, a moja mina zrzedła. - Uratowałem cię od ojca, więc nie jestem już więcej potrzebny. Sprawiłem ci tylko ból, ale dzięki temu jesteś silniejsza i naprawdę ciężko było mi się z tobą rozstać. Ale taka jest moja rola. Pomagam i uciekam. Poznałem kilka takich samych dziewczyn. Ty jesteś trzecia. Nie szukaj mnie, bo to nie ma sensu. Prawdopodobnie znajdę kolejną zagubioną duszę, której trzeba będzie pomóc stanąć na nogi. Jeżeli się kiedyś spotkamy, to naprawdę jesteśmy sobie przeznaczeni. Żegnaj, Aniołku.
- Damon! - wrzasnęłam i rzuciłam telefonem o ścianę, zsuwając się z krzesła. - Nienawidzę cię, słyszysz?! Nienawidzę!
Na pewno się spotkamy. Będziemy razem gnić w piekle, za nasze grzechy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top