Cień Blasku
Autor: Ekstrawersja0
— Zdecydowanie idziemy dzisiaj pić i nie, to nie jest pytanie.
Stanowcza deklaracja mojej jedynej przyjaciółki nawet mnie nie zaskoczyła. Eva Miller była osobą z którą zdecydowanie nie opłacało się dyskutować. Fakt, że i tak zawsze to robiłam, to już inna sprawa.
— Ty zdajesz sobie sprawę, że nie mam jeszcze współlokatora? Jeśli nie znajdę żadnego do końca tygodnia, to mogę się pożegnać z mieszkaniem.
— No i? Pieprzyć to. Musisz trochę wyluzować, bo ostatnio jesteś coraz bardziej zrzędliwa. Poza tym jestem pewna, że szybko ktoś się skusi na mieszkanie w takiej lokalizacji.
— Jakoś do tej pory nie zgłosił się nikt. Może ten komentarz Rosalie wszystkich odstraszył?
Rosalie była moją współlokatorką dopóki nie zaczęła narzekać na wizyty moich znajomych i za głośną muzykę. W sumie z jednej strony cieszyłam się z jej wyprowadzki, bo stała się niesamowicie irytująca, ale nie uśmiechało mi się opłacać z własnej kieszeni całości czynszu.
— Ten o muzyce klasycznej, którą nazwała gównem i wizyt przyjaciół przedstawionym przez nią jako twoich niezwykle głośnych kochanków? — Śmiała się.
— Nie dobijaj mnie. — Jęknęłam męczeńsko. — Gdybyś nie zostawiła mnie dla Travisa, nie miałabym takich problemów. Co on ma czego nie mogę dać ci ja?
— Kutasa. — Wzruszyła ramionami. — A teraz wstawaj i nie przedłużaj.
Eva usiadła na krześle przy moim biurku zawalonym notatkami i posyłała mi ostrzegawcze spojrzenie zza długich rzęs. Nie miała na sobie nawet grama makijażu, a wyglądała pięknie nawet z tą swoją wrogą miną.
— Nie wiem. — mruknęłam, naciągając kołdrę na swoje ramiona. — Jutro muszę jechać do rodziców na coroczny, rodzinny obiad i chciałabym czuć się na tyle dobrze, żeby dojechać tam samodzielnie swoim samochodem. Poza tym mam jeszcze do napisania zaległy esej o teorii instynktu, a nawet do tego nie usiadłam.
— Jezu, Cass! — krzyknęła oburzona. — Nic się nie stanie, jeśli wypijesz drinka albo dwa i trochę potańczysz. Wstawaj i nie zmuszaj mnie do zastosowania przemocy.
Wywróciłam oczami na jej słowa. Motto Evy brzmiało: Baw się dopóki możesz, bo jest prawdopodobieństwo, że jutro zginiesz..
— Muszę się się wykąpać i umyć włosy. — Zawyłam niezadowolona, opadając plackiem na materac. — Zabije się.
— Przyda ci się to, brudasie. — rzuciła złośliwie.
Nie zmieniając pozycji wystawiłam w jej kierunku środkowego palca, na co jedynie prychnęła.
— Dobra idę. — zakomunikowałam, jednak nie poruszyłam się nawet o milimetr.
— To idź.
— Idę.
Wciąż leżałam.
— Idź do jasnej cholery!
— No idę, nie drzyj się tak. — burknęłam, siadając niechętnie.
Westchnęłam głośno, przecierając zaspane oczy. Nie miałam w najmniejszym stopniu ochoty na imprezę, tym bardziej w jedyny dzień, w którym postanowiłam odpocząć. Mimo to dwie godziny później stałam przed lustrem w dosyć lekkim makijażu i obcisłej, czarnej sukience, którą wcisnęła mi Eva.
— Wyglądasz seksownie. — zaświergotała przy moim uchu, nakręcając moje ogniste włosy na lokówkę. — Nie patrz tak na mnie. Naprawdę wyglądasz świetnie, Cass.
— Dziękuje.
Równo o dwudziestej drugiej stanęłyśmy przed jednym z bardziej popularnych klubów. Kolejka była spora, ale miałam już całkiem niezły humor po kilku szotach w moim mieszkaniu, więc śmiałam się z niezbyt zabawnych żartów Evy, kompletnie nie przejęta długim oczekiwaniem.
Właśnie smęciłam jej o tym jak bardzo mam ochotę na mojito, gdy nagle ktoś na mnie wpadł, skutecznie pozbawiając mnie równowagi. Pełen zaskoczenia okrzyk wydostał się spomiędzy moich warg, sekundę przed bliskim spotkaniem mojego tyłka z zimnym betonem.
Podniosłam wściekle spojrzenie w pierwszym momencie mając niesamowicie dużą ochotę by znokautować nieznajomego, ale mój plan runął tak szybko jak moje oczy spoczęły na szczupłej i zarazem muskularne sylwetce mierzącej około dwóch metrów. Zmiótłby mnie z powierzchni ziemi jednym ruchem.
Przesunęłam wzrokiem na jego twarz i w tym momencie to ja zostałam znokautowana. Dobry Boże, gdzie byłam kiedy rozdawali tak nieskazitelną urodę?
Brunet wyciągnął w moją stronę dłoń, ozdobioną sygnetami, a na jego wąskie wargi wpłynął uśmiech.
— Przepraszam, nie zauważyłem cię. Nic ci nie jest?
Prychnęłam pod nosem, czując jak gniew zaczyna mrowić mnie pod skórą. Wstałam na proste nogi, ignorując jego „pomocną dłoń" i otrzepałam tyłek z małych kamyków.
— Uważaj jak chodzisz do cholery. — warknęłam nieprzyjemnie i niemal dostałam palpitacji, gdy zauważyłam ułamanego paznokcia na kciuku. — Złamałeś mi pieprzonego paznokcia za dziewięćdziesiąt dolarów!
Mimo otaczającego nas mroku widziałam jak błękitne oczy mężczyzny błysnęły, zanim zerknął przelotnie na mojego palca, którego podstawiłam mu pod nos.
— Przepraszam raz jeszcze. — Przyłożył dłoń do okrytej czarną koszulą klatki. — To coś okropnego. Wezwać karetkę czy jest pani w stanie normalnie oddychać mimo takiej straty?
Rozchyliłam wargi w osłupieniu. Nie wierzyłam, że można być aż tak bezczelnym w stosunku do osoby, którą chwile wcześniej się niemal staranowało.
— Dupek. — szepnęłam sama do siebie.
Chciałam się już obrócić do bruneta plecami, by nie dać ponieść się emocją, ale uniemożliwił mi to, zaciskając zimne palce na moim ramieniu.
— Uważaj na słowa. — syknął cicho, a po moim kręgosłupie przebiegły dreszcze. — Przeprosiłem, więc wypada zachować się jak na damę przystało i wstrzymać się od wyzwisk.
Spokojnie, myślałam, nie możesz go uderzyć tylko dlatego, że jest idiotą. W istocie mogłam, ale średnio, by to o mnie świadczyło zważając na to, że zamierzałam być w przyszłości psychologiem.
— Jak na damę przystało proszę cię uprzejmie żebyś się pierdolił — zakpiłam, wyrwałam rękę z jego uścisku i odwracając się do zszokowanej przyjaciółki, dodałam: — Dupku.
Wymieniłyśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami z Evą, zanim poczułam jak mężczyzna staje tuż za moimi plecami. Nie zareagowałam w żaden sposób, wiedząc, że zignorowanie go będzie idealną odpowiedzią na niemy atak.
— Jaki ty masz problem ze sobą, co? — zapytał, owiewając mój policzek chłodnym oddechem, a orzeźwiajacy zapach męskich perfum dotarł do moich nozdrzy. — Rodzice cie nie nauczyli kultury?
Drgnęłam nerwowo na wzmiankę o rodzicach. Nikt do cholery nie miał prawa o nich mówić jakiegoś gówna. Byli jedyną stałą rzeczą w moim życiu odkąd zabrakło Octavii i moim wsparciem w każdej sytuacji.
— Jak widać wypadło im to z głowy. Za to ojciec pamiętał, by nauczyć mnie jak wyprowadzić prawego sierpowego. Odsuń się, jeśli nie chcesz namacalnego dowodu. — odparłam wściekle, nie poruszając się nawet o milimetr.
Ręce trzęsły mi się ze złości i nie tylko. Czułam się przy nim jak dziecko, które się zapomniało i powiedziało kilka słów za dużo do dorosłej osoby. Był pieprzoną żyrafą przy moich marnych metr siedemdziesiąt trzech centymetrach wzrostu.
— W łóżku też tak głośno szczekasz? — Nachylił się do mojego ucha, muskając jego płatek zimnymi wargami.
— W łóżku też zadajesz tyle pytań? — skontrowałam.
— Chcesz sprawdzić?
Gęsią skórka pokryła moje ciało na dźwięk jego zachrypniętego głosu i nieprzyzwoitej propozycji, która miała na celu wyprowadzić mnie z równowagi. Cóż, nie tym razem.
— Nie mam w zwyczaju zajmować się drobnymi sprawami. Miłego wieczoru, Panie Dupku.
Ruszyłam do wejścia przy którym nawet nie wiem kiedy znalazła się moja przyjaciółka, depcząc po drodze ego tego sukinsyna.
Eva posłała mi zmartwione spojrzenie, przygryzając dolną wargę, jakby spodziewała się wybuchu z mojej strony.
— Wszystko w porządku? — zapytała niepewnie.
— Nie. — westchnęłam, zaciskając wargi w cienką linię. — Nadal nie mam swojego Mojito.
***
Siódmy października od dwóch lat był sam w sobie dniem mało przyjemnym, ale siódmy października plus ogromny kac okazał się piekłem.
Czułam się jak zombie, gdy walcząc z roztrzepanym kokiem i sińcami pod oczami, jechałam do domu w którym się wychowałam. Mojego paskudnego humoru nie poprawił nawet mail, którego czytałam stojąc przed szlabanem.
„Siema, Cassie. Pisze w sprawię wspólnego wynajmu mieszkania w centrum. Jeśli twoja oferta jest aktualna daj znać. Nathan."
Wystukałam szybko wiadomość.
„Dzień dobry. Oferta aktualna, jeśli jest pan zdecydowany i ma pan czas w poniedziałek, to mogę pokazać panu mieszkanie i umowę."
Odpowiedź przyszła po kilku sekundach.
„Widzę, że nie próżnujesz. Wpadnę w poniedziałek o 16 i mów mi na ty, jesteśmy w podobnym wieku."
„W porządku. Jeśli coś by uległo zmianie dzwoń na numer, który wyślę ci w następnej wiadomości." Wysłałam informacje, a następnie swój numer.
Westchnęłam ciężko, odrzucając komórkę na siedzenie obok i ruszyłam, gdy blokada się uniosła. Nathan to jedyny kandydat na mojego współlokatora, więc nie zamierzałam wybrzydzać. Byleby się mył i po sobie sprzątał.
Naprawdę chciałabym cieszyć się z mojego małego sukcesu, właściwie nawet powinnam to robić, ale nie mogłam zmusić się do żadnych pozytywnych emocji, gdy każda komórka w moim ciele promieniowała bólem. Fizycznym i psychicznym.
— Kochanie! — zawołała moja matka, gdy tylko wysiadałam z samochodu.
— Mamo. — wychrypiałam w formie przywitania.
Evelyn Miller prezentowała się jak zawsze idealnie, choć tylko głupiec nie zauważyłby smutku bijącego z jej spojrzenia. Siwe pasma na rudych włosach przypominały, że w końcu stracę i ją, a szczupła sylwetka była podobna do tej mojej.
— Dobrze, że jesteś. — westchnęła, zamykając mnie w szczelnym uścisku. — Tęskniliśmy.
Oddałam uścisk, chcąc nacieszyć się tą krótką chwilą. Uniosłam spojrzenie nad ramieniem mamy i uśmiechnęłam się delikatnie, widząc ojca. Obserwował nas z łagodnością, jakiej brakuje większości mężczyzn w tych czasach i wydawał się szczęśliwy mimo wózka inwalidzkiego na którym musiał poruszać się od niedawna.
— Jak ty pięknie wyglądasz córeczko. — zachwycała się kobieta, zapraszając mnie gestem ręki do środka. — Nie mogę uwierzyć, że z małej Octavii wyrosła tak piękna kobieta.
Posłałam w jej stronę wymuszony uśmiech, czując na języku gorzki smak zawodu.
— Dziękuje, ty też pięknie wyglądasz, mamo. — odparłam. — Jak się czujesz?
Zaśmiała się radośnie.
— Teraz już wspaniale. Tak się cieszę, że cie widzę.
Mnie czy Octavię? Krzyczała moja podświadomość.
— No dobrze, rozgość się, a ja lecę pilnować obiadu. — zaświergotała, nim zniknęła za drzwiami kuchni.
Niezrażona podeszłam do taty, a on się uśmiechnął. Policzki miał nieco zapadnięte, a jego uśmiech wydawał się mniej promienny niż zapamiętałam, ale to nadal był Peter Miller, niezastąpiony bohater mojego dzieciństwa.
— Cześć, tato. — szepnęłam.
— Cieszę się, że przyjechałaś, Cassie. — Przyłożył drżącą dłoń do mojego policzka, głaszcząc go czule. — Mimo widocznie męczących skutków spożywania alkoholu.
Zaśmiałam się cicho, bo to było tak bardzo w jego stylu. W takich chwilach zapominałam, że moja mama nadal myli mnie z moją siostrą, która popełniła samobójstwo, a tacie kończy się czas. Przez chwile byliśmy tylko my. Bez problemów i czającej się za rogiem śmierci.
***
W poniedziałek równo o czternastej wyszłam z uczelni, mając ochotę upaść twarzą na beton i tak zasnąć. Pięć godzin wykładu i nieprzespana noc to był mój gwóźdź do trumny.
Po drodze do mieszkania, zatrzymałam się przy restauracji z najlepszym sushi i zgarniając średni zestaw, starałam się nie zamknąć zmęczonych powiek.
Niecałe czterdzieści minut później wychodziłam na wpół śpiąc z windy. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzałam na ekran komórki, która zaczęła wibrować. Przytrzymałam drugą ręką obiad, który sekundę później wyleciał mi z rąk przy zderzeniu z twardą klatką piersiową. Potknęłam się, lądując na podłodze razem z przeszkodą, zbyt zszokowana, by w pierwszym momencie zrozumieć, że przygniatam kogoś swoim ciężarem.
Jęknęłam męczeńsko, uchylając zaciśnięte do tej pory powieki. Nagle zaczęło do mnie wszystko docierać, nieprzyjemne uczucie zgniatania piersi, ciepło promieniujące od ciała pode mną i ostry zapach perfum wdzierający się do moich nozdrzy jak narkotyk.
— Ja pierdole. — sapnęła ofiara mojej niezdarności.
Na dźwięk głębokiego tembru jak oparzona podparłam się z dwóch stron na rękach i uniosłam głowę. Mężczyzna pode mną miał zaciśnięte powieki, ale bez trudu poznałam jego twarz. Ostre rysy, niemal szlachetne wydawały się niemożliwe do zapomnienia.
Przez chwile wpatrywałam się w niego oniemiała, a gdy zobaczyłam, że uchyla powieki spanikowałam i wyrywając z jego płuc jęk bólu, opadłam bezwładnie swoim czołem na jego.
— Co z tobą nie tak do diabła? — warknął, łapiąc za moje policzki by unieść do góry moją głowę.
Zamarł, gdy przyjrzał mi się dokładniej, zapewne rozpoznając moją niewyparzoną gębę. Czułam się naga pod spojrzeniem jego jasnych tęczówek.
— Zabawny zbieg okoliczności.
— Raczej dosyć tragiczny. — mruknęłam niewyraźnie, przez zaciśnięte policzki.
Moje ciało odmówiło mi pieprzonego posłuszeństwa, gdy puścił mój podbródek, więc z powrotem wbiłam twarz w jego mostek. Brunet uniósł się na łokciach, jakbym nie była żadnym obciążeniem i zastygł w tej pozycji.
— Zamierzasz kiedyś wstać? — zapytał znużonym tonem. — Nie żebym narzekał, opcja leżenia sobie z tobą na twardej podłodze wydaje się wręcz nieziemsko kusząca, ale czekam na kogoś i...
— Zamknij się, błagam. — wtrąciłam zażenowana, wstając mało zgrabnie na równe nogi.
Westchnęłam, przeczesałam palcami włosy i w końcu odważyłam się na niego spojrzeć. Obserwował mnie uważnie, strzepując niewidzialny kurz z skórzanej kurtki.
— Myślałem, że dziewczynki twojego pokroju są bardziej uważne. — zakpił.
Uniosłam brwi zirytowana.
— Wiedziałam, że chłopcy twojego pokroju nie uczą się na błędach. — warknęłam, naciągając niżej czarną spódniczkę.. — Już drugi raz mnie niemal zabiłeś
— Wydaje mi się, że tym razem to ty na mnie wpadłaś.
— No to źle ci się wydaje. — Schyliłam się po pudełko sushi..
Niezmiennie czułam na sobie palący wzrok bruneta i powoli zaczęło mnie to doprowadzać do szału, ale jako niezwykle panująca nad emocjami osoba zachowałam spokój.
— Możesz przestać patrzeć na mój tyłek do cholery? — warknęłam, odwracając się w jego stronę.
Nie spodziewałam się jednak, że mógł stać tak blisko, więc lekko zachwiałam się trafiając na jego intensywne spojrzenie. Patrzyliśmy na siebie w ciszy, a ja zastanawiałam się czemu ktoś o tak czystych w swoim pięknie oczach był takim dupkiem.
— Cassandra? — znajomy głos rozbrzmiał za moimi plecami.
Zamrugałam powiekami zaskoczona, a następnie zerknęłam przez ramię na swojego przyjaciela, który ruszył do nas żwawym krokiem.
— Cześć, Jake — Uśmiechnęłam się. — Coś się stało, że przyjechałeś?
— Przywiozłem ci ubrania, które zostawiłaś u mnie gdy... — zamilkł, kiedy zobaczył bruneta stojącego tuż obok mnie, a jego oczy rozszerzyły się do rozmiarów pięciozłotówki. — Nathan? Skąd się znacie?
Zamrugałam zaskoczona, przeskakując wzrokiem między nimi. Nie miałam pojęcia o co do cholery chodzi.
— Właściwie to się nie znamy. — Przełknęłam ślinę. — Wpadliśmy na siebie przez przypadek.
Mężczyzna, który okazał się mieć równie ładne imię co oczy i był tym samym dupkiem, który staranował mnie pod klubem zwilżył dolną wargę, a jego brew wystrzeliła w górę, jakby rzucał mi wyzwanie.
— Och, rozumiem. — Skinął, a potem przybił męską piątkę z brunetem. — Co tu robisz, stary?
— Właśnie okazało się, że chyba będę oglądał mieszkanie, które mam zamiar wynajmować na pół z Cassie. — wychrypiał, a jego przenikliwe spojrzenie padło na mnie.
I dopiero wtedy zrozumiałam. Nathan, który wysłał mi maila dwa dni temu, to ten sam człowiek, który stał niecały metr ode mnie.
***
Obudził mnie mocny zapach kawy. Rozciągnęłam zdrętwiałe mięśnie i powoli podnosząc się do pozycji siedzącej, przetarłam zaspane powieki.
Przez chwile zapomniałam, że już nie mogłam paradować po mieszkaniu nago. Założyłam czarną bluzę, zakrywając skąpą bieliznę i ziewając, ruszyłam do kuchni.
— Śpiąca królewna wstała. — Brunet uniósł ciemną brew, a kącik jego ust drgnął w kpiącym uśmiechu. — Ile słodzisz?
Skrzyżowałam ręce pod piersiami, mrużąc na niego oczy. Mieszkał w moim mieszkaniu od trzech dni i ani razu nie zdażyło mu się być dla mnie miłym. Dupek.
— Pije gorzką.
— Przewidywalne. — mruknął, rozlewając napij do dwóch kubków. — Trzeba naprawić rurę pod zlewem, cieknie z niej.
— Więc to zrób.
Uniosłam brwi, obserwując jak mężczyzna stawia przede mną napój bogów i sięga po niesforny kosmyk moich włosów.
— Poproś mnie o to. — wychrypiał, przyciągając moja twarz do swojej za włosy. — Wtedy z chęcią przepchnę twoje rury.
Uchyliłam usta zdziwiona, co okazało się nieprzemyślanym ruchem, bo chwile później Nathan przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej i wcisnął pocałunek w moje wargi.
Chwile zajęło mi zrozumienie co do cholery się dzieje ale gdy brunet chciał wcisnąć mi język w usta, odzyskałam racjonalne myślenie. Odepchnęłam go od siebie, dysząc wściekle i używając całej swojej siły, uderzyłam go w policzek. Wyglądał na zdezorientowanego, gdy trzymając dłoń na czerwonym śladzie, posłał mi błyszczące spojrzenie.
Patrzyliśmy na siebie w ciszy, dopóki dźwięk dzwonka nie rozbrzmiał po mieszkaniu. Przetarłam twarz, starając się opanować szalejące emocje i ruszyłam do drzwi. Moje serce ominęło dwa uderzenia, gdy przez wizjer zauważyłam uśmiechniętą twarz mamy.
— Więcej się do mnie nie zbliżaj. — warknęłam w stronę Nathana, zanim przybierając szczęśliwą maskę, otworzyłam drzwi.
— Mamo. Nie spodziewałam się odwiedzin. — zaświergotałam, otwierając szerzej drzwi, by weszła. — Taty nie ma?
— Dobrze cie widzieć, córeczko. — Uśmiechnęła się, biorąc mnie w ramiona. — Tata gorzej się czuje, więc został w domu.
Odstawiłam torbę mamy na ziemie, kiedy kobieta ruszyła do kuchni. Bez przerwy o czym nawijała, aż w końcu gwałtownie ucichła o wiedziałam co było tego powodem. A raczej kto.
— Och, nie mówiłaś, że masz gościa. — wyrzuciła mi, gdy przekroczyłam próg kuchni.
— Nie pytałaś.
Machnęła tylko ręką i skupiła całą swoją uwagę na brunecie, który wydawał się świetnie bawić.
— Octavia zawsze była tajemnicza, wiec nic dziwnego, że o tobie nie słyszałam. — wypaliła matka, a ja zamarłam.
— Mamo...
— Octavia? — Nathan zmarszczył brwi, posyłając mi pytające spojrzenie. — Kto to?
Posłałam mu spanikowane spojrzenie, wiedząc, że zaraz wszystko się spieprzy. Niewiele myśląc przeprosiłam na chwile mamę i siłą wyciągnęłam bruneta na korytarz.
— O kim mówiła twoja matka? — zapytał, uważnie mi się przyglądając. — To twoje prawdziwe imię, które ukrywasz, czy coś?
— Nie. W sensie... To... — Przełknęłam ślinę, odwracając od niego wzrok. — Moja siostra.
Chłopak zaśmiał się cicho, układając dłonie na moich ramionach. Zapewne nie rozumiał mojej paniki. Uniosłam na niego szkliste spojrzenie, a on natychmiast spoważniał.
— Mama mnie z nią myli, a Octavia... Cóż, popełniła samobójstwo tydzień po tym, jak została zgwałcona
***
Westchnęłam rozdrażniona, patrząc na pustą stronę na której powinien znajdować się już tekst eseju, ale pieprzony chichot cycatej blondynki skutecznie utrudniał mi prace. Minęły dwa tygodnie odkąd wyznałam mu prawdę o mojej siostrze i czułam, że posunęłam się za daleko, a on spanikował na wzmiankę o gwałcie.
W każdym razie czułam, że niedługo pozbędzie się statusu mojego współlokatora.
Kiedy kolejny raz dotarł do mnie ten irytujący dźwięk, nie wytrzymałam. Przeszłam ze swojego pokoju do salonu i miałam ochotę zwymiotować widząc bruneta szepczącego coś do ucha dziewczyny, która zaśmiała się wielce, kurwa, rozbawiona.
— Nathan. — warknęłam.
Brunet podniósł na mnie błyszczące spojrzenie i unosząc pytająco brew, zarzucił rękę na ramie blondynki.
— Czas na twoją koleżankę. — Wskazałam na wyjście, a widząc, że chce się sprzeciwić, wtrąciłam cierpko: — Chyba że ty tez chcesz stad wylecieć na zbity pysk. Wybór należy do ciebie, księżniczko.
Prychnął na określenie jakiego użyłam w stosunku do niego. Z satysfakcją obserwowałam jak wyprasza dziewczynę, obiecując, że zadzwoni jutro. Pierdolenie.
Wstawiłam wodę na herbatę, kiedy chłopak dość głośno żegnał się ze swoją koleżanką. Nie żeby mnie to obchodziło, miałam to tak bardzo w poważaniu jak tylko było to możliwe.
— Lubisz to robić, co?
Wzdrygnęłam się, czując jego dłoń na swoim nagim udzie. W tym momencie zaczęłam żałować, że nie założyłam spodenek pod luźną koszulkę. Gęsią skórka pokryła moje ciało, gdy przesunął opuszkami w górę.
— Nie wiem o co ci chodzi. — wykrztusiłam i sięgnęłam po kubek, udając, że jego bliskość nie robi na mnie wrażenia.
Zaśmiał się chrapliwie, dociskając biodra do moich pośladków. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, czując jego erekcje.
— Jesteś zazdrosna, Cassie? — wychrypiał, chyląc się nad moim uchem. — Nie musisz. Mogę być cały twój.
Odchyliłam głowę, by na niego spojrzeć i zacisnęłam palce na krawędzi blatu, czując jak śledzi opuszkami linie mojej bielizny. Chciałam zaprotestować, ale widząc blask w jego oczach, nie potrafiłam. Zamiast tego obróciłam się i niewiele myśląc, rozbiłam o siebie nasze usta. Na początku wydawał się zaskoczony, ale po chwili złapał za mój kark, przejmując kontrole nad pocałunkiem.
Jęknęłam w jego wargi, gdy złapał mnie za pośladki i sprawnym ruchem podsadził na blat. Trzęsącymi palcami złapałam koniec jego koszulki i odrywając się od niego, sprawnie się jej pozbyłam. W ślad za nią ruszyła reszta naszych ubrań, zostawiajac nas nagich w swoich objęciach.
Brunet ponownie złączył nasze usta, gdy powoli zaczął we mnie wchodzić. Nie powstrzymałam jęku, kiedy znalazł się we mnie cały, ani w chwili gdy spadałam w przepaść rozkoszy.
***
Leniwy uśmiech zatańczył na moich wargach, gdy usłyszałam trzask wejściowych drzwi. Przeniosłam wzrok z laptopa na Nathana, który przeciągał przez głowę przemoczoną bluzę, a potem opadł na kanapę obok mnie.
— Co robisz? — zapytał, układając głowę na moich udach.
Spojrzałam na niego z góry, śmiejąc się cicho na widok jego cwanego uśmiechu. Zdążyłam się do niego przyzwyczaić przez ostatni miesiąc.
— Pisze esej.
Skupiłam się z powrotem na ekranie laptopa, ale nie dane było mi pisać w spokoju. Mężczyzna widocznie się nudził, bo zaczął składać pocałunki na moich udach, co chwila marudząc coś pod nosem.
— Daj mi skończyć, Nathan. — Zaśmiałam się, gdy brunet podniósł się, by zacząć męczyć moją szyję.
— Skończysz później. — mruknął.
Westchnęłam rozbawiona, gdy wsunął dłonie pod moją koszulkę, domagając się uwagi.
— Nathan.
— Cassandra. — przedrzeźnił mnie, zanim złączył nasze usta.
Mogłam udawać, że tego nie chciałam, ale cóż... Nie miałam na tyle silnej woli, wiec po prostu oddałam pocałunek.
— Chodź ze mną na randkę. — wychrypiał między pocałunkami.
— Co?
Zamrugałam zaskoczona. Nie żebym tego nie chciała. Właściwie od niedawna zaczęłam zastanawiać się nad naszą relacją. W senie dużo się zmieniło od naszego pierwszego zbliżenia, ale nigdy żadne z nas nie określało tego oficjalnie.
— Za dwa dni o osiemnastej. — Spojrzał na mnie z blaskiem w oku, który zdążyłam pokochać.
— Okej. — wydyszałam.
— Okej.
Pokazał mi najpiękniejszy uśmiech jaki widziałam, a potem śmiejąc się połączyliśmy nasze usta.
***
— O mój Boże! Kocham tę piosenkę! — krzyknęłam, zwiększajac głośność radia. — Show me moreee... — zaśpiewałam, widząc rozbawione spojrzenie mężczyzny. — No dawaj Nat! Wiem, że to znasz!
Zaśmiał się melodyjnie, gdy skupiony prowadził auto. Byłam podekscytowana na myśl o naszej randce. Ostatnie dwa dni ledwo mogłam usiedzieć z czego Nathan miał niezły ubaw.
— Jesteś nudny. — prychnęłam zaczepnie.
— Ciekawe. — Zwilżył wargi. — W łóżku tak nie mówisz.
Uchyliłam usta niedowierzając w jego bezczelność, a on spojrzał na mnie i pochylił się by złożyć na moich ustach krótki pocałunek. Moje serce zaczęło bić jak popieprzone, gdy kątem oka zobaczyłam hamujące przed nami audi. Chciałam krzyknąć do Nathana, by uważał, ale było już za późno. Poczułam mocne szarpnięcie, gdy wjechaliśmy w samochód przed nami, a po nim pochłonęła mnie ciemność.
Ból. Jedyne co czułam, gdy udało mi się uchylić powieki. Wszystko tak strasznie bolało. Całe ciało protestowało, gdy nabierałam łapczywie powietrza. Mrugałam, próbując zrozumieć gdzie jestem i co się do cholery dzieje.
Ból. Przy każdym ruchu. Przeniosłam spojrzenie w lewo i to był mój największy błąd. Wszystkie wspomnienia z wypadku zalewały mój umysł, gdy ledwo panując nad ogarniającą mnie paniką patrzyłam na przebitą długim prętem szybę, który kończył się z drugiej strony gardła Nathana.
Ból. Rwał moje ciało kiedy wyrwałam się w jego stronę, krzycząc jego imię. Błagałam go, by wstał. Musiał wstać. Żyć.
Ból. Rozrywający moje serce. Kręciłam głową nie potrafiąc zrozumieć o co chodzi. Czemu nie odpowiada? Potrząsnęła jego ciałem, patrząc w jego oczy.
Ból. Gdy w końcu zrozumiałam. Zrozumiałam co oznacza cień blasku w jasnych tęczówkach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top