Choice
Autor: Zosia
Miałam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Nie byłam idealna i nie zamierzałam być idealna. Nawet dla swojego narzeczonego, który uważał, że ustawi mnie jak zegarek, będę chodzić tak, jak mi zagra. Nic z tych rzeczy.
Pokłóciliśmy się po raz kolejny. Derick Velius przypierdolił się do mnie o byle gówno. „Rivena, nie zachowuj się tak przy moich rodzicach", „Miałaś powiedzieć to, a nie to...", „Ile razy mam ci powtarzać, byś zachowywała się tak, jak ci mówię? Nic do ciebie nie dociera?".
Wszystko zapowiadało się w porządku. Ubrałam się elegancko, ale nieprowokująco, jakby nazwali to rodzice Dericka. Pojechaliśmy do restauracji, zamówiłam s w o j e ulubione jedzenie, za co zostałam obdarzona grymasem, bo „przecież takich rzeczy się nie jada, powinnaś skosztować tego, co jemy my". Przełknęłam dumę; nie skomentowałam tego, oczekując na jedzenie. Prowadziliśmy rozmowy. Zapowiadało się dobrze, dopóki nie wypowiedziałam swojego zdania na jakiś temat. Wyszła z tego jedna wielka afera, a wina spadła na mnie.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Gdy tylko sobie o tym przypominałam, krew wrzała w moim ciele. Miałam ochotę coś rozwalić, a czasami szczególnie jego buźkę.
Nie chciałam być traktowana jak ścierwo, kupa gówna, ale... Derick był pierwszym mężczyzną, do którego coś poczułam po moim byłym i który odważył się na dalszy krok, widział ze mną przyszłość. Jednak czasami zastanawiałam się, czy właściwie widział ją ze mną, czy z wymyślonym w jego głowie ideałem.
Prześledziłam wzrokiem tekst wiadomości od mojej przyjaciółki, mojej ostoi. Znałyśmy się od zawsze, przyjaźniłyśmy od podstawówki, a nasza relacja nigdy nie uległa zmianie.
Od: Hailey
22:00 IDZIEMY SIĘ WYLUZOWAĆ!
WIEM, ŻE ZALEŻY CI NA VELUSIE, ALE WYRAŻANIE SWOJEJ OPINII NA JAKIŚ TEMAT NIE JEST CZYMŚ ZŁYM!
Może wyjście to dobry pomysł?
Westchnęłam. Podniosłam ciało z materaca, usiadłam na łóżku i wlepiłam wzrok w treść wiadomości. Powtórzywszy słowa kilka razy w głowie, zdałam sobie sprawę, że moja przyjaciółka miała rację.
Do: Hailey
Gdzie się wybieramy?
Uniosłam wzrok znad ekranu komórki. Spojrzałam na rozciągający się za oknem widok. Niebo stało się ciemniejsze, fragmenty drzew mniej widoczne, a drzewa poruszały się przez lekki wiatr. Na zegarze, na który po chwili zerknęłam, widniała dziewiętnasta trzydzieści osiem.
Dźwięk przychodzącej wiadomości rozbrzmiał we wnętrzu sypialni.
Od: Hailey
DO KLUBU!
Przyjadę po ciebie taksówką.
Przygryzłam wargę. Czy klub to dobre miejsce na wyjście?
Pieprzyć to.
Do: Hailey
Będę czekać.
Choć odczuwałam małą nutkę niepewności, ukryłam ją w głębi siebie. Umówiłam się już z Hailey, nie zamierzałam jej wystawić. Poza tym taka chwila rozluźnienia, odpoczynku i spędzenia czasu z przyjaciółką nie była niczym złym.
Derick przywiózł mnie po obiedzie z jego rodzicami do domu i ulotnił się gdzieś. Chciałam wiedzieć, gdzie się podziewał, bo mimo wszystko był moim partnerem, to z nim zamierzałam dzielić przyszłość, ale czułam się jak ścierwo i nie miałam zamiaru do niego pisać. Choć takich sytuacji było więcej, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Derick był porządnym facetem, z przyszłością, celami, a ja nie chciałam znów wpaść w fazę z... Cóż, niewidzącymi dla siebie przyszłości, seksownymi i pozwalającymi na zagubienie facetami. Miewałam wątpliwości, ale chyba żadne związki nie są idealne. Racja?
Podniosłam się z łóżka z męczeńskim jękiem, odłożyłam komórkę na szafkę nocną i ruszyłam na przygotowania do wyjścia.
W przeciągu dwóch godzin zjadłam szybką kolację, wykąpałam się, pomalowałam się — ciepły, brązowy cień nałożyłam na powiekę, wytuszowałam rzęsy, poprawiłam brwi żelem i nałożyłam pomadkę w odcieniu nude. Wyprostowałam swoje kruczoczarne włosy, nałożyłam czerwoną sukienkę z dekoltem w literę ,,V". Góra kiecki była luźna, a dół przylegający. Od połowy biodra prawie do kolan znajdowało się w niej wcięcie, ukazując moją oliwkową skórę.
Nie miałam szansy, by przemyśleć swój strój, bo usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Derick.
Przeczesałam włosy palcami. Była ogromna możliwość, że zrobiłam to ze stresu.
Narzuciłam na ramiona płaszcz. Włożyłam stopy w szpilki i nucąc pod nosem piosenkę, by zagłuszyć mamrotanie Dericka na parterze, zeszłam na dół.
Stukot obcasów od razu przywołał do mnie spojrzenie narzeczonego. Zmierzył mnie wzrokiem, wykrzywiając wargi w niezadowolonym grymasie na mój strój.
— Gdzie idziesz? — spytał, opierając dłoń o blat aneksu kuchennego.
Obdarzyłam Dericka obojętnym spojrzeniem, by zdawał sobie sprawę, że nie zapomniałam o wcześniejszej aferze.
Kasztanowe włosy mężczyzny były ułożone w atrakcyjny sposób. Umięśnione ciało opinały garniturowe spodnie i koszula, których nie przebrał po wyjściu z rodzicami. Derick był mężczyzną z przyjaznymi rysami twarzy, choć czasem dawał mi w kość.
— A ty, gdzie byłeś, że... — zerknęłam na zegarek — wróciłeś kilka minut przed dwudziestą drugą?
Zatrzymałam się koło niego w kuchni i znów zmierzył mnie tym wzrokiem. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię albo rzucę w niego czymś. Tak bardzo nie chciałam, by patrzył na mnie w ten sposób.
— Musiałem ochłonąć — odparł. Poruszył ramionami, przybrał łagodniejszy wyraz twarzy i dodał: — Przepraszam. Trochę przesadziłem przy kolacji. Kocham cię, Rivena.
Przez moment pragnęłam rzucić mu się w ramiona, wybaczyć całe to gówno i znów żyć jak wcześniej, ale... wewnątrz mnie zapaliła się lampka, która mówiła, bym przez moment dała się ponieść emocjom, nie pozwoliła, aby ktoś traktował mnie w ten sposób. I nie wiem, czy to ta myśl, czy wybieranie fatalnych facetów w przeszłości, ale wybrałam tlące się w moim wnętrzu światło.
Derick ruszył w moją stronę, wyciągając ręce, by mnie objąć, ale ja się odsunęłam. Zrobiłam mały krok w tył, jednak mój narzeczony to zauważył. Zatrzymawszy się, zmierzył mnie znów wzrokiem.
— Coś się stało? — W jego głosie rozbrzmiała pewna stanowczość. Przechylił głowę w bok. — Dlaczego się cofnęłaś?
Gdy zrobił krok w moją stronę, pokręciłam głową, chcąc dać mu znak, by się nie ruszał. Przełknęłam ślinę.
— Powinniśmy od siebie odpocząć, Derick. Ja potrzebuję odpoczynku od ciebie — zauważyłam. — Ty powinieneś przemyśleć swoje zachowanie w stosunku do mnie, a ja powinnam zastanowić się nad tym, czy nasz związek ma sens. — Pociągnęłam nosem, gdy do mojej głowy wróciły wspomnienia z ostatniego zerwania. Cholernie bolesnego zerwania. — Nie chcę mieć zakazu mówienia o tym, co myślę. To niezdrowe i... toksyczne. Jeżeli mnie kochasz, rzeczywiście to przemyślisz i zdasz sobie sprawę, że nie powinieneś traktować mnie w ten sposób. Nie jestem psem, którego wychowasz pod siebie. Jestem człowiekiem z uczuciami.
Twarz narzeczonego przybrała ostrzejszy wyraz. Zacisnął szczękę, a dłoń zwinął w pięść.
— Cholera, Rivena! — warknął. — Nie uważam, że jesteś psem. Ja... ja chcę po prostu, byś zachowywała się odpowiednio przy moich rodzicach! Masz zostać moją żoną, a oni cię nie znoszą!
Przymknęłam powieki, próbując zapanować nad wściekłością, która zawrzała w moim ciele. Otuliłam się mocniej płaszczem i zmierzając w stronę drzwi, wykrzyknęłam pod wpływem emocji:
— Może byłoby lepiej, gdybym nią nie została!
Słyszałam jego nawoływania, przekleństw i przezwiska, które kierował w moją stronę. Wyciszyłam umysł, by nie przejmować się wychodzącymi z jego ust słowami.
Opuściłam dom i ruszyłam w stronę taksówki, która już stała na podjeździe. Zerknęłam przez ramię na budynek, w którym mieszkałam wraz z Derickiem od półtorej roku i przeszła mi przez głowę myśl, czy nie był to mój ostatni raz.
***
Hailey była nieziemską blondynką. Jej jasne, kręcone włosy wyglądały pięknie tego wieczoru, zresztą jak zawsze. Ubrana w srebrną, błyskotliwą sukienkę prezentowała się wyśmienicie. Koturny wydłużały jej szczupłe nogi, przez co była jeszcze wyższa.
Okazało się, że klub, do którego zmierzałyśmy, miał dzisiaj otwarcie i należał do jakiegoś znajomego Hailey, więc dziewczyna załatwiła dla nas lożę. To było nasze zbawienie, bo w środku kręciło się cholernie dużo ludzi.
Neonowe kolory zmieniały się tak szybko, że widziałam tylko zarysy miejsc. Bardziej na uboczu i na górze znajdowały się loże, na środku był parkiet, na którym tańczyło wiele osób, a bar stał przy ścianie, naprzeciw wejścia.
Skierowałyśmy się bardziej na ubocze.
Muzyka zagłuszana była przez krzyki ludzi, a gwar mógł przyprawić o ból głowy.
Nasza loża była najbliżej parkietu, ale została zbudowana w taki sposób, że niewiele można było z niej zobaczyć. Czerwone kanapy, stojące dookoła prostokątnego stołu, układały się w literę ,,U".
Ściągnęłam z ramion płaszcz, odrzuciłam go na bok i usiadłam na kanapie. Hailey, rozejrzawszy się dookoła, obdarzyła mnie zadowolonym uśmiechem.
— Poczekaj tu! — próbowała przekrzyczeć muzykę. — Pójdę po drinki dla nas! Dużo drinków!
W mgnieniu oka zniknęła mi z zasięgu wzroku, a ja, wyciągnąwszy z kieszeni płaszcza komórkę, dostrzegłam kilka nieodebranych połączeń i wiadomości od Dericka, więc schowałam znów telefon, skupiając się na otaczającym mnie świecie.
Gdy minęło kilka minut, które spędziłam na przyglądaniu się ludziom, zaczęłam szukać w tłumie Hailey, która nie wróciła od dłuższego czasu. Siedziałam znudzona w loży, tupiąc nogą w rytm do rozbrzmiewającej dookoła piosenki. Poruszałam ustami, śpiewając bezgłośnie tekst, by zająć czymś głowę.
Z tego miejsca niewiele mogłam zobaczyć.
Stwierdziłam więc, że pójdę rozejrzeć się głębiej. Podniosłam się z kanapy, zostawiając płaszcz w środku z nadzieją, że nikt go nie zabierze. Ruszyłam w stronę parkietu, z którego miałam dobry widok na bar. Gdy dostrzegłam siedzącą tam Hailey, odetchnęłam z ulgą.
Już ruszałam w jej stronę, gdy ktoś wpadł na mnie, szturchając ramieniem. Mężczyzna, co rozpoznałam po szerszych i umięśnionych barkach, odsunął się, więc rozmasowałam bolące miejsce. Chcąc wygłosić jakąś uwagę, odwróciłam głowę w stronę faceta, ale słowa zamarły w moim gardle. Cała zesztywniałam. Miałam problem z złapaniem oddechu. Czułam, że się duszę.
Mężczyzna rozchylił wargi na mój widok.
Te przeklęte, błękitne oczy, w których utonęłam niejeden raz. Czarne, nieułożone włosy, w których zaciskałam palce i ciągnęłam za końce. Idealnie skrojone usta, które całowałam i które całowały każdy fragment mojej skóry. Prosty nos, który sunął po mojej szyi niezliczoną ilość razy. Białe zęby, które przygryzały różne części mojego ciała. Tatuaże, które dotykałam i śledziłam palcami. Umięśniona, szczupła postura, która napierała na mnie, gdy łaknęłam więcej i więcej.
Trey Gehlar. Mój były. Mężczyzna, który miał i nadal ma największą część mojego serca. Mężczyzna, który ostatecznie je złamał.
Doskoczył do mnie niemal od razu. Wytatuowane dłonie objęły moją twarz, gdy spojrzał prosto w moje oczy, jakby nadal umiał z nich czytać, jakbym nadal do niego należała. I może miałam narzeczonego, ale, cholera, chyba nadal do niego należałam.
Głaskał palcami moje policzki, a ja nie mogłam złapać oddechu. Dosłownie.
Stałam pośród tłumu, czułam, jak się duszę, ale potrafiłam skupić się tylko na Trey'u. Na tych kurewsko przeklętych oczach, w których pojawiło się zmartwienie.
— Rivena — wyszeptał. Jego głos wcale się nie zmienił. Ten ochrypły, niski głos, którym wypowiadał czułe słówka, mówił, że mnie kocha, i kierował najgorsze i najbardziej bolesne słowa, które rozbrzmiewały w mojej głowie do teraz, jakby był tuż obok... A teraz właśnie był, stał przede mną. — Oddychaj. Oddychaj. Jestem przy tobie. Błagam cię, oddychaj — szepnął z desperacją.
Przymknęłam powieki.
Jak miałam oddychać, czując ciepło jego ciała, jakby rozpalał moje wnętrze samym dotykiem?
Zupełnie niespodziewanie poczułam na ustach jego ciepłe wargi. Otworzyłam gwałtownie oczy, nie spodziewając się tego z jego strony. Jęknęłam wprost w jego usta, jakbym kompletnie zapomniała o każdym, nieprzyjemnym wspomnieniu.
Oderwałam się od Trey'a i zaczerpnęłam powietrza. Jego palce wciąż znajdowały się na moich policzkach, przesuwając się po nich czule.
Może to głupota, chęć zapomnienia o traktowaniu przez Dericka, a może fakt, że nigdy nie zapomniałam o Trey'u, ale wsunęłam dłonie w jego miękkie włosy, zachowując się jak dziwka. Przyciągnęłam go bliżej siebie, zbadałam wzrokiem tą nieziemsko przystojną twarz i kąciki moich ust zadrżały.
Źle. Bardzo źle, krzyczała każda komórka w moim ciele.
— Trey — wyszeptałam. — Trey. — Złączyłam nasze usta, ciągnąc za końcówki jego włosów.
Nasze oddechy zmieszały się ze sobą, a w moim podbrzuszu pojawiło się napięcie. Napięcie, które odczuwałam tylko przy nim. Sapnęłam z aprobatą, gdy przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Rozchyliłam usta, pozwalając pogłębić mu pocałunek.
Po moim kręgosłupie przeszedł dreszcz, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Jedną z dłoni przeniósł na moją talię i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Nie mogłam zapanować nad ciepłem, które poczułam wewnątrz siebie, gdy palcem musnął nagą skórę, rozpalając mnie jeszcze bardziej.
Język Trey'a spotkał się z moim. Brunet eksplorował moje podniebienie, mrucząc z zadowoleniem.
Mocniej do niego przylgnęłam, ocierając się o dobrze znane mi ciało. Trey oderwał się ode mnie, zacisnął palce na talii i spojrzał mi prosto w oczy.
— Nie rób tak, Rivena — polecił ostro.
Zamarłam na słyszalną w jego głosie surowość i odsunęłam się o krok w tył. To było cholerne wyzwanie, bo każda komórka w moim ciele zapomniała o negatywach, delektując się tym obezwładniającym gorącem, które czułam przy Trey'u.
Odetchnęłam.
— Czemu?
Trey przeczesał włosy dłonią, robiąc z nich jeszcze większy nieład. Wyglądał przez to jeszcze bardziej seksownie, chociaż trudno było mi uwierzyć, że to było możliwe.
— Bo się nie powstrzymam — odparł. — Pragnę cię równie mocno jak kiedyś... I po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie powinienem zaczynać od tego. — Machnął ręką na przestrzeń między nami. — Najlepiej byłoby zacząć od rozmowy.
Wiedziałam, że miał rację. Miał cholerną rację, ale pożądanie przysłoniło mi rozważne myślenie. Boże, tak dawno go nie dotykałam, nie czułam jego ciepła, że konsekwencje w tamtej chwili się dla mnie nie liczyły. Widziałam tylko jego. Pragnęłam tylko jego.
— Nie powstrzymuj się, Trey — zarządziłam, choć resztki rozsądku podpowiadały mi coś zupełnie innego. — Ja nigdy nie przestałam cię pragnąć...
Spojrzenie Gehlara pociemniało.
Napięte ramiona, ciemniejszy wzrok, gładzące nerwowo moją skórę palce mówiły mi, że Trey walczył sam ze sobą. Chciał tego... Widziałam to. Pragnął tego równie mocno jak ja.
Przetarł twarz dłonią. Jego oczy spotkały się z moimi, gdy skinął głową. Złożył krótki, słodki pocałunek na moim czole i złapał mnie za rękę. Przeszedł mnie dreszcz, jakby taka czułość wyprawiała z moim ciałem dziwne rzeczy.
— Zabiorę cię do siebie — powiedział. — Nie będziemy uprawiać seksu w toalecie w klubie. Nie zasługujesz, nie zasługiwałaś i nigdy nie będzie zasługiwać na takie traktowanie.
Ruszyłam za Trey'em, znów czując się jak księżniczka, którą byłam w jego oczach. Nie mogłam powstrzymać drgania kącików moich ust, więc przygryzłam wargę.
Wiedziałam, że dzisiaj się nie zawaham. Trey trzymał moje serce w dłoni, a ja szłam za nim jak za panem. Jednak on nigdy nie traktował mnie jak psa. Chciał znać moje zdanie, interesował się moimi perspektywami i nie pozwalał innym umniejszać mojej wartości.
Wydawał się być ideałem, ale żaden człowiek nim nie jest. Kiedyś musi ukazać swoje mroczne, złe oblicze.
***
Apartament Trey'a znajdował się na ostatnim piętrze w jednym z największych budynków w Vancouver. Znałam to miejsce aż za dobrze. Wielkie okna, które zajmowały prawie całe ściany, wpuszczały do środka blask księżyca. Wnętrze było urządzone elegancko, ale nie panował w nim przepych. Lubiłam spędzać tu czas, bo nie odczuwałam nadmiaru bogactwa w wystroju.
Weszłam do środka, śledziłam dłonią strukturę ściany, a wzrokiem przejeżdżałam po meblach, które niczym się nie zmieniły. Odnalazłam fortepian, na którym często grał Trey. Uwielbiałam, gdy to robił.
Mężczyzna chrząknął, gdy przyglądałam się za długo instrumentowi. Oderwałam od niego wzrok, by zerknąć na Gehlara wpatrzonego w fortepian.
— Nigdy go nie wymieniłem, sprzedałem ani wyrzuciłem — odezwał się. Zrobił kilka kroków do przodu, by musnąć palcami instrument. Mimowolnie wyobraziłam sobie delikatny dotyk Trey'a na własnej skórze. — Lubiłaś mnie rozpraszać, przeszkadzać mi lub wspierać w dość... seksualny sposób — mruknął, przez co zarumieniłam się lekko.
— Nigdy nie miałam ciebie dosyć — przyznałam. Podeszłam bliżej fortepianu, po którym przebiegłam palcami. — I tego, co na nim robiliśmy — dodałam ściszonym głosem.
Trey od razu podłapał, co miałam na myśli.
Mój oddech przyśpieszył, gdy Trey naparł na mnie swoim ciałem. Czułam bijący od niego gorąc, który kontrastował z chłodnym fortepianem, o który opierałam się plecami. Twardy instrument wbijał się w moje plecy, ale nie myślałam o tym, mając przed sobą Gehlara.
Dłonie mężczyzny ulokowały się na moich pośladkach, gdy unióśł mnie tak, bym usiadła na klapie. Podciągnął sukienkę w górę, by ścisnąć rękami nagą skórę mojej pupy.
Po chwili oboje nie mieliśmy ciuchów, zostając w samej bieliźnie. Podziwiałam każdy fragment nagiej skóry Trey'a, zapamiętując ją, jakby to miał być nasz ostatni raz.
Musnął wargami pewne miejsce na mojej szyi, przez co wygięłam plecy w łuk. Jęknęłam, gdy przygryzł skórę, ocierając się o mnie bezczelnie.
— Lubisz to, mam rację? — wyszeptał. Objechał językiem ugryzienie, a następnie zassał miękką skórę, przez co przywarłam biodrami jeszcze mocniej do niego.
Przymknąwszy powieki, zatraciłam się w tej chwili. Trybiki w mojej głowie pracowały z większą mocą, przez co każde doznanie odczuwałam dwa razy mocniej.
Wiedziałam, że to źle, że znów mu się oddawałam, ale to, co on wyprawiał z moim ciałem, było tak cholernie dobre, jak nie z tej ziemi.
Trey zsunął się trochę niżej i jego gorący oddech owiał moje piersi. Sutki miałam już stwardniałe, gdy rozchylił wargi i wziął jedną brodawkę do ust. Objechał ją językiem, przez co westchnęłam z rozkoszy, otwierając oczy.
Moje ręce leżały koło ciała, jakby zdrętwiały. Nie mogłam się ruszyć. Cała ta sytuacja była tak cudowna, że dosłownie próbowałam się nie ruszać, by nie była tylko snem.
Umościł się między moimi rozchylonymi udami. Wbiłam mu pięty w pośladki, chcąc mieć go możliwie jak najbliżej siebie.
Poczułam, jak podniecenie kumulowało się między moimi nogami. Mięśnie ścisnęły się w oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji. Cholera.
— Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo pragnę cię wziąć tu i teraz. Na tym fortepianie— wyszeptał, odsuwając się od mojej piersi, by spojrzeć mi prosto w twarz. — Chcę, żeby całe Vancouver słyszało twoje jęki, gdy będziesz wykrzykiwać moje imię.
Gorąc z powodu jego bliskości mącił mi w głowie. Policzki miałam zaczerwienione od pożądania, a wargi rozchylone.
— Rivena. — Moje imię w jego ustach było jak najsłodszy grzech, który pragnęłam popełnić.
Musnął jedną z dłoni wewnętrzną stronę mojego uda. Moje nogi zadrżały, gdy rozerwał moje majtki jednym, nagłym ruchem.
— Nadal jesteś tak cholernie niecierpliwy — wymruczałam.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Sapnął, gdy jego palce otarły się o wilgoć między moimi nogami. Spojrzał mi prosto w oczy.
— Jesteś kurewsko mokra, Rivena — wychrypiał, przymykając powieki. Jęknęłam na zgodę, gdy wsunął we mnie dwa palce, zginając je w taki sposób, by ocierać się o miejsce, które zapewniało wiele przyjemności. Składał pocałunki na mojej szczęce, poruszając we mnie palcami.
Delektowałam się jego ruchami, które nie były cholernie szybkie, a mocne i idealne. Idealne dla mnie. Nerwy w moim ciele drżały. Poruszałam biodrami, dopasowując się do tempa jego palców. Trey, docisnąwszy kciuk do mojej łechtaczki, wykonywał okrężne ruchy.
Jęknęłam przeciągle, poruszając się na twardym fortepianie.
Moje nogi drżały, kończyny zamieniły się w pieprzoną galarętkę, a umysł w papkę.
Trey pochylił się nade mną, a kosmyki włosów opadły wokół jego twarzy, muskając mój dekolt. Westchnął, gdy mi się przyglądał. Zlustrował moją twarz, później nagie ciało, a na końcu spojrzał na wchodzące we mnie palce. Jego palce.
— Wyglądasz idealnie — mruknął, wodząc po mnie wzrokiem.
Mężczyzna wysunął niespodziewanie palce, omiatając ostatnim okrążeniem podniecenie z mojej kobiecości. Jęknęłam z niezadowoleniem, gdy zabrał ze mnie dłoń, ale zamarłam z rozchylonymi wargami, gdy przysunął ją do ust. Zazdrżałam, patrząc na to, jak oblizuje palce, nie odrywając ode mnie wzroku.
Moja cipka zacisnęła się na mruknięcie, które z siebie wydał, manewrując językiem po palcach. Boże! To było tak cholernie dobre, że myślałam, że nie dam rady tego wytrzymać, ale ciągle pragnęłam więcej.
Wsunęłam palce za gumkę bokserek Trey'a, korzystając z jego skupienia na mojej twarzy. Ująwszy w dłoń twardego już, dużego penisa, przejechałam po nim dłonią, wywołując w mężczyźnie rozkoszne sapnięcie.
Odchylił głowę w tył, zaciskając palce na moich biodrach. Poruszywszy się, otarł się męskością ponownie o moją dłoń.
Zsunęłam bokserki z jego bioder, a penis Trey'a wyskoczył pomiędzy moimi udami, muskając wejście główką. Pragnęłam się z nim pobawić, chciałam go podręczyć, ale nie wytrzymałabym tego. Otarłam się więc o niego i rozchyliłam nogi jeszcze bardziej, zachęcająco.
Nie czekając na nic więcej, Trey wszedł we mnie gwałtownie. Wypełnił mnie po brzegi, a ja opadłam na fortepian, jęcząc. Złapałam palcami instrument, by z niego nie spaść, gdy Gehlar wykonał pierwsze pchnięcie biodrami.
— Nadal tak cudowna, jak wcześniej — sapnął.
Za każdym razem wbijał się we mnie do końca, jęcząc. Uwielbiałam wychodzące z jego ust dźwięki, które sprawiały mi jeszcze więcej przyjemności.
Jego ręka wylądowała w moich włosach, gdy oplótł je wokół nadgarstka, a później szarpnął za kosmyki, ciągnąc moją głowę w tył. Zachłysnęłam się powietrzem, gdy jeszcze mocniej pchnął biodrami, wchodząc po samą nasadę.
Nasze spragnione, stęsknione ciała obijały się o siebie w seksownym akcie. Warczał, jakbym była jego własnością, a ja się tym delektowałam. Bo, cóż, ale właściwie tak było.
— O Mój Boże! — jęczałam co chwilę, pozwalając mu pieprzyć mnie tak, jak tego chciał. — Trey!
Pchnięcia stały się mocniejsze, szybsze i ostre, przyjemniejsze. Czułam wszędzie jego skórę, przylegającą do mojej, jego biodra obijające się o moje biodra, jego wargi rozchylające się w przyjemności.
Trey nie przestawał, poruszał się niesamowicie, doprowadzając nas coraz bliżej na szczyt. Ciągnął mnie za włosy, wykorzystując ból do podwojenia mojej przyjemności. Ukrył twarz w zagłębieniu mojej szyi, szepcząc mi do ucha brudne słówka, dla których mogłabym zabić.
Moje mięśnie zacisnęły się wokół jego penisa. Miałam mroczki przed oczami, gdy wykonywał ostatnie pchnięcia, prowadzące go do końca. Delektowałam się w falach orgazmu. Jego męskość drżała w moim wnętrzu, gdy doszedł z moim imieniem na ustach.
— To było... — wymamrotałam, próbując złapać oddech.
— Idealne.
Przytaknęłam, bo rzeczywiście tak było. Było tak, jak to zapamiętałam. Emocjonalnie, wspaniale i cholernie przyjemnie.
***
Od jakiegoś miesiąca spotykałam się codziennie z Trey'em. Nigdy nie poruszaliśmy tematu przeszłości, ale poznawałam go na nowo jako dojrzałego, starszego mężczyznę. Nie chciałam tego przyznawać, ale powoli znów się w nim zakochiwałam. Właściwie kochałam go cały czas, ale zakochiwałam się w jego aktualnym sposobie bycia.
Właśnie wyszedł ze swojego mieszkania, gdy coś przewróciło się w moim żołądku. Poleciałam do łazienki, klęknęłam przed toaletą i zwymiotowałam...
Kurwa!
Od razu ze stresu zabolał mnie brzuch. Nie byłam na tyle głupia, by wmawiać sobie zatrucie pokarmowe. Potajemnie miałam nadzieję, że tak było, ale spodziewałam się najgorszego, gdy po godzinie wróciłam do mieszkania z trzema testami ciążowymi.
Trey musiał załatwić jakieś biznesowe sprawy, więc miało go nie być kilka godzin. Chyba miałam szczęście, bo nie chciałam niepotrzebnie go stresować.
Nasiusiałam na testy, zostawiłam je w łazience i zajęłam głowę przeglądaniem wiadomości, które dostałam od Hailey. Życzyła mi szczęścia z Trey'em, ale napisała również, że jeżeli mnie skrzywdzi, typ straci głowę. Parsknęłam nerwowo pod nosem, stresując się wynikiem testów.
Gdy minął odpowiedni czas, ruszyłam do łazienki i zamarłam.
***
Trey założył mi kosmyk włosów za ucho, muskając palcami policzek. Spojrzał czule w moje oczy, uśmiechając się delikatnie, a błękitne oczy rozświetliły się.
— Czemu tak na mnie patrzysz? — spytałam cicho.
Mężczyzna nie odrywał ode mnie wzroku, trzymając moje policzki w swoich dłoniach, gdy przyznał:
— Bo jesteś kobietą mojego życia...
Moje wnętrzności zacisnęły się na jego słowa. Bałam się. Tak cholernie się bałam, że gdy powiem mu prawdę, nie będzie już tak sądził, a tego nie chciałam. Nie chciałam, by Trey znowu mnie zostawił... Boże!
Ale skoro to powiedział, chyba powinien zdawać sobie sprawę z wagi tych słów. Nie mogłam dłużej utrzymywać go w niewiedzy, musiał znać prawdę.
— Bo... — Nabrałam w płuca powietrza, oddychając spokojnie. — Jestem... — Uśmiechnął się, przez co dodał mi pewności. Złożył słodki pocałunek na moich wargach. — Jestem w ciąży. — Jego usta zamarły na mojej skórze.
Trey nie poruszył się przez kilka minut, a ja pozwoliłam mu na tę ciszę. Wyglądał jak wyrzeźbiony, piękny mężczyzna, ale gdy uniósł na mnie wzrok, przestał nim być. W jego spojrzeniu dostrzegłam surowość. Nie. Nie. Surowość taką jak u Dericka. Nie.
— To moje dziecko? Jesteś tego pewna?
Odsunęłam się od niego gwałtownie, jakby strzelił mi w twarz. Czy on właśnie...?
— Trey! — Zerwałam się na równe nogi. — A czyje ma być to dziecko?! To z tobą sypiam od ponad miesiąca. Jestem w trzecim tygodniu ciąży, więc chyba odpowiedź jest prosta!
Spojrzał na mnie pusto, wzruszywszy ramionami. Zachowywał się zupełnie inaczej. Nie był moim Trey'em. Był Trey'em z młodości.
— Rivena, ja nie chcę dziecka! Nawet nie rozmawialiśmy o tym, czy jesteśmy razem, a ty wyskakujesz mi z tekstem, że jesteś w ciąży! — Pokręcił głową, wskazując dłonią drzwi. — Nie jestem gotowy być ojcem! Nie chcę być ojcem. Wyjdź...
— Ale...
— Wyjdź! — zagrzmiał ostro.
Moje oczy się zaszkliły, gdy spojrzałam na niego ostatni raz przed wyjściem. Mierzył mnie obrzydzonym spojrzeniem, jakbym nic nigdy dla niego nie znaczyła. Jakby tego miesiąca wcale nie było. Trzasnął za mną drzwiami, a w mojej głowie pojawiły się wspomnienia z ostatniego zerwania.
Trey zaprosił mnie do siebie na kolację, więc biegłam cała w skowronkach do jego mieszkania. Ubrałam się elegancko, a nawet przygotowałam jego ulubione ciasto, które trzymałam w jednej z dłoni.
Winda zatrzymała się na ostatnim piętrze, więc wysiadłam z niej z uśmiechem na ustach, który natychmiast zniknął, gdy zobaczyłam Trey'a całującego żarliwie jakąś rudą ździrę. Zesztywniałam, stojąc w przejściu i patrząc, jak miłość mojego życia całuje jakąś kobietę. Kobietę, którą nie byłam ja.
Dłonie, które błądziły po moim ciele, trzymał na jej biodrach. Usta, którymi pieścił każdy fragment mojej skóry, dotykały ust innej. A włosy, w które ja wkładałam palce, by ciągnąć za końcówki, były roztrzepane przez palce innej.
Z mojego gardła wydostał się szloch. Tak wszechogarniający, bolesny szloch, że Trey i ruda ździra oderwali się od siebie, patrząc na mnie. Spojrzenie rudej było obojętne, a Gehlara wahające się. Ale między czym? Wahał się między wybraniem jej, a mnie?
Ciasto wypadło mi z dłoni, gdy próbowałam nim rzucić w Trey'a, który próbował się do mnie zbliżyć. Nie chciałam, by mnie dotykał, nie chciałam, by się tłumaczył.
Zdradził mnie. Zostawił mnie.
Zostawił mnie po raz drugi, a ja mu na to pozwoliłam.
— Rivena? — Uniosłam głowę, gdy usłyszałam znajomy głos. Kurwa. Derick. — Wszystko w porządku? Dlaczego płaczesz? — Zbliżył się do mnie, muskając palcami policzek. Ten sam policzek, który wcześniej dotykał Trey.
Machnęłam lekceważąco ręką, a drugą mimowolnie złapałam się za brzuch. Chciałam uchronić moje maleństwo przed całym światem, przed bólem, który w tamtym momencie odczuwałam. Przez chwilę chciałam rzucić wszystkim w cholerę, zniknąć z tego świata i nigdy do niego nie wrócić, ale potem przypomniałam sobie, że przecież już przez to przechodziłam.
— To nic ważnego, Derick — odpowiedziałam.
Jego wzrok powędrował za moją dłonią, którą trzymałam się za brzuch. Przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, potem uradowanego i szczęśliwego jak nigdy.
— Jesteś w ciąży? — zapytał. — Będziemy mieli dziecko?
— Jestem w ciąży, ale...
— To dziecko będzie naszym zbawieniem, Rivena — stwierdził. — Będę lepszym facetem, nauczę się jak być ojcem i zrobię wszystko, by nasza rodzina była prawdziwą rodziną.
Pokręciłam głową, próbując powstrzymać go od słowotoku, ale nie przestawał pierdolić, więc przyznałam głośno, by go przekrzyczeć:
— To nie twoje dziecko!
Spojrzenie Dericka od razu stało się ostrzejsze, zacisnął szczękę i wiedziałam, że kłamał. On nigdy by się nie zmienił, a ja nie potrafiłam oszukiwać się już z tym, że był moją największą miłością.
Dałabym sobie radę sama.
Derick zacisnął dłoń wokół mojego nadgarstka, gdy z syknięciem zbliżył twarz do mojej. Pociągnął mnie za sobą w stronę stojącego niedaleko auta.
— Ty dziwko pierdolona — warknął, próbując nie robić afery na środku miasta. — Wrócisz ze mną do domu i będziesz słuchać tego, co mówię, bo inaczej... — spojrzał na mnie ostro przez ramię — całe miasto będzie wiedzieć o twoim dziecku, bękarcie i o tym, jak puszczasz się na lewo i prawo.
— Moje dziecko nie jest bękartem! Nie jesteśmy małżeństwem!
Prychnął z politowaniem, wrzucając mnie do samochodu.
— Ale nim będziemy, bo... pewnie prawdziwy ojciec dziecka go nie chce. Dlatego płakałaś, racja? Byłaś tylko cipką do pieprzenia, a ja... będę twoim mężem i ojcem tego dziecka — rzucił z obrzydzeniem.
Zacisnęłam usta. Nie chciałam przyznawać tego nawet przed samą sobą, ale Derick miał rację. Trey wywalił mnie, gdy tylko pojawił się problem...
***
Od dwóch tygodni byłam narzeczoną idealną. Słuchałam Dericka, wykonywałam jego polecenia i nie kłóciłam się. Stałam się idealną kandydatką na jego żonę.
Nie pytał o prawdziwego ojca rosnącego w moim łonie dziecka, ale wiedziałam, że go nienawidził. Za każdym razem, gdy patrzył na mój brzuch, wykrzywiał wargi w obrzydzeniu.
Pocałował mnie w policzek jak prawdziwie kochający partner. Wziąwszy teczkę do rąk, ruszył w stronę wyjścia, rzucając przez ramię:
— Zrób idealną kolację! Dzisiaj wpadną moi rodzice.
I zniknął.
Odetchnęłam, bo spędzanie z nim czasu było katorgą. Cały czas zastanawiałam się, czy najlepszą opcją nie byłoby zostawienie Dericka i wyjechanie gdzieś tylko z dzieckiem. Chyba dałabym sobie sama radę.
— Rivena!
Zamarłam, gdy dwie godziny później usłyszałam znajomy głos, wykrzykujący moje imię przed domem. Nie mogłam się powstrzymać i bez zastanowienia wyszłam na dwór, napotykając Trey'a.
Był przystojnym, seksownym mężczyzną, ale w tamtym momencie wyglądał jak najgorsza wersja siebie. Wory pod oczami widziałam z odległości kilku metrów, a ubranie wcale nie prezentowało się lepiej.
— Przepraszam! Jestem takim wielkim dupkiem i nie będę zdziwiony, gdy wywalisz mnie z domu. — Podszedł bliżej, a ja się cofnęłam, opierając plecami o drzwi. Zatrzymał się, gdy dostrzegł mój ruch i męczeńsko przetarł twarz dłonią. — Nigdy nie byłem idealnym facetem. Kilka lat temu całowałem się z jakąś laską, bo bałem się odpowiedzialności, która wynikała z naszego związku. Przeraziłem się, bo naprawdę cię pokochałem i ta świadomość tak bardzo mnie wystraszyła, że wynająłem jakąś laskę do bzykania. Nie byłem w stanie uprawiać seksu z kimś innym niż ty. Czułem się brudnie i ohydnie nawet podczas całowania jej. — Ukrył twarz w dłoniach, a ja stałam tam, zesztywniała i niezdolna do powiedzenia czegokolwiek. — Wybaczyłaś mi, nawet nie wiedząc, jak to wcześniej wyglądało. Widziałem miłość i uwielbienie w twoich oczach, gdy powiedziałaś o dziecku, a ja tak bardzo to zjebałem. Psułem wszystko, co z tobą miałem. Wiem, nie musisz mi wybaczać. Potraktowałem cię najgorzej, jak tylko mogłem. Już tego samego dnia chciałem cię przeprosić, ale zniknęłaś, nie wiedziałem, gdzie mieszkasz.
W moich oczach wezbrały łzy, gdy zbliżył się do mnie, ujmując twarz w dłonie.
— Tak bardzo cię przepraszam, Rivena. Nie spałem z nikim od trzech lat, od naszego zerwania, bo ciągle cię kochałem. Ciągle cię kocham. Byłem nieodpowiedzialnym, niegotowym do dorosłego życia chłopakiem. Ostatnio też tak się zachowałem, ale... boję się, że cię zranię, gdy ze mną będziesz. To brzmi tak niedorzecznie, bo i tak cię zraniłem. Ale obiecuję ci, już nigdy więcej cię nie odepchnę, nie zachowam się jak dzieciak i wraz z tobą wychowam nasze dziecko. Będę lepszym człowiekiem. Dla ciebie. — Spojrzał czułym, zdesperowanym wzrokiem na mój brzuch. — Dla was.
Czy byłam debilką? Zapewne tak. Ale miłość przysłoniła mi zdrowy rozsądek.
— Kocham cię, Trey.
***
Minęły dwa lata, odkąd wróciłam do Trey'a. Wyjechaliśmy z miasta, by znaleźć się jak najdalej od Dericka. Gehlar zmienił się, był najcudowniejszą wersją siebie, którą pokochałam.
Dokonałam w życiu wielu wyborów, ale danie Trey'owi trzeciej szansy było najlepszą z nich, bo miałam przy sobie miłość życia, a mój syn ojca.
I będąc żoną Trey'a, zrozumiałam, że Derick, który na pierwszy rzut oka wydawał się porządnym facetem, nie okazał się tym właściwym, dobrym i szanującym mnie i moje zdanie. Trey od początku był właściwym facetem, ale o złym czasie. Cieszę się, że spotkałam go później.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top