8
Późnym wieczorem pięciu z siedmiu chłopaków wróciło do hotelu, a my we czwórkę przenieśliśmy imprezę do kuchni. Do północy siedzieliśmy i gadaliśmy o wszystkim. Każdy z nas miał jakąś inną ciekawą historię. Właśnie o godzinie zerowej stwierdziłam, że jestem już zbyt zmęczona i poszłam spać, reszta posiedziała jeszcze trochę, jednak po jakimś czasie do mojego pokoju wślizgnęła się Wera.
Rano obudziły mnie szmery z korytarza. Zaspana podeszłam do drzwi z zamiarem ich otworzenia i okrzyczenia tego kto śmiał mnie obudzić, ale usłyszałam głos Kooka, który najwyraźniej rozmawiał przez telefon.
-Sam słyszałem. Suga hyung też podejrzewa, że... Ah... No dobrze. Spróbuję... - chłopak zaczął coś mówić pod nosem, a potem usłyszałam jak schodzi na dół.
-Co za! Ugh! O czym on rozmawiał?! - byłam zła na niego, chociaż nawet nie wiem, o co tak dokładnie chodzi. W mojej głowie pojawiło się tysiące różnych scenariuszy. Podeszłam do garderoby i przebrałam się z piżamy w jakieś wygodniejsze ubrania.
Gdy zeszłam na dół do kuchni, zobaczyłam Kooka, który w tym momencie, niby niewinnie popijał sobie sok pomarańczowy, albo po prostu uznałam, że chłopak coś knuje i teraz zaczynam być przewrażliwiona.
Gdy tylko mnie zobaczył, posłał mi słodki uśmiech i powiedział 'cześć'. Odpowiedziałam, niby też radośnie, ale w głowie układały mi się setki scenariuszy, co może myśleć Jungkook. Właśnie straciłam do niego zaufanie. Palant jeden!
Gdy już wszyscy pojawili się w kuchni, Suga zarządził pakowanie, gdyż na 13 mieliśmy być przy hotelu, gdzie była reszta z BTS. Wera poszła do swojego domu, a ja wróciłam do swojego pokoju i przygotowałam się do wyjazdu. Nagle do mojego pokoju wpadł Suga.
-Gdzie masz rzeczy dla pieska. Ja chcę go spakować! - zawołał w entuzjazmem, a ja podniosłam się i zaprowadziłam do przedpokoju, gdzie w szafie wisiały jego obroże, smycze, szczotka do czesania i inne pierdółki, które nakupowałam mu w ostatnim czasie. Rozmawialiśmy o głupotach, pakowaliśmy miski i inne przydatne psu rzeczy.
-On nie ma żadnych dziwnych ubranek? - zapytał podczas gdy ja zapinałam torbę.
-To jest owczarek niemiecki. Aż tak dziwna nie jestem, żeby kupować takie głupoty - zaśmiałam się, a w mojej głowie pojawił się obraz Toffika ubranego w jakiś różowy materiał, nazywany 'sweterkiem'.
-Uff... Jak dobrze - chłopakowi widocznie ułożyło. - U się bałem, że będziesz jak jedna z takich śmiesznych dziewczyn, co ubierają psy w ubranka i noszą je w torebkach...
-Owczarek Niemiecki w torebce? - zakpiłam. Po chwili oboje zaczęliśmy się z tego śmiać.
Przed 13 byliśmy przed hotelem. Reszta zespołu już powoli zbierała się do wyjścia. Oczywiście Suga cały czas ich pospieszał i straszył psem, którego trzymał na smyczy, jednak Toffik nie miał ochoty gryźć nikogo w tyłek. Wolał raczej leżeć i gryźć jedną z licznych zabawek.
Kilka minut po 13 weszliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę Okęcia, z którego mieliśmy lot. Tam, ja wraz z Werą kupiłyśmy bilety. Trochę poczekaliśmy na odprawę, w tym czasie Suga tak wpłynął na Jimina, że ten w końcu zamienił się ze mną biletami lotniczymi, chociaż nie trzeba było go długo namawiać.
Okazało się, że ma pokładzie samolotu byliśmy sami. Nikt prócz BTS, ich menedżera i naszej dwójki nie leciał dziś do Korei. Korzystając z tego faktu wzięliśmy mojego psa na pokład i zaczęliśmy szaleć jak głupi... Chłopaki uczyli nas ich piosenek, a my zaczęłyśmy uczyć ich polskich piosenek.
Po długim locie, który minął nam bardzo przyjemnie, wylądowaliśmy na lotnisku w Korei. Tam wzięliśmy nasze bagaże i pojechaliśmy do domu chłopaków, nazwali to dormem. Był to dość dużych rozmiarów dom, naprzeciw którego był park.
Jin wpuścił nas do środka, a następnie poprowadził mnie i Werę do jednego z pokoi. Po chwili przyszedł do nas J-Hope i oznajmił, że zamówili już pizze i, gdy już nasze zamówienie dotrze, to nas zawoła. Zostałyśmy same w pokoju i zaczęłyśmy się śmiać.
Pół godziny później byliśmy już wszyscy na dole i wcinaliśmy kolejne kawałki pizzy. Do wieczora rozmawialiśmy na wiele tematów, chłopaki opowiadali o Korei, ich kulturze, aż w końcu większą część BTS zmogło i poszli spać. Wera i Jimin gdzieś zniknęli, a ja postanowiłam, że wezmę mojego kochanego Toffika na spacer.
Na dworze było już ciemno. Gdy weszłam do oświetlonego latarniami parku, spuściłam psa ze smyczy. Toffik biegał sobie wokół mnie, a gdy tylko go zawołałam pies podbiegał do mnie. Zrobiło mi się trochę zimno i właśnie zaczęłam żałować, że nie wzięłam bluzy. W związku z tym zawołałam Toffika, ale owczarek nie przybiegał. Zmartwiona zaczęłam iść przed siebie i rozglądać się za psem. Nagle usłyszałam męski głos.
-Hej! Patrz jak fajnie się bawią! - poszłam w tamtą stronę i zobaczyłam trzech mężczyzn, czy też chłopaków, trudno powiedzieć, którzy patrzyli na Toffika i dwa inne psy trochę mniejsze od niego, które zaczęły się bawić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top