32

Dziękuję wam za każdy komentarz <3 to one motywują do pisania ^^!

-Daj mi możliwość porozmawiania z nią, proszę - wyszeptał Mark tonem zbyt zdesperowanym, bym mogła to zignorować. - Bam jest załamany, nie wiemy co robić. Może jej się uda...

-Ale teraz nic nie wskurasz. Maja śpi, a z resztą... Ona już powiedziała, co do niego czuje. Obawiam się, że może go tylko bardziej skrzywdzić - na te słowa Hobiego przygryzłam dolną wargę, ścisnęłam ręce w pięści, aż mi knykcie pobielały i zrobiłam krok do przodu, by dwóch facetów siedzących w kuchni mogło zdać sobie sprawę z tego, że wcale nie śpię i wszystko słyszę i wiem, no... przynajmniej prawie wszystko.

-Po co tu przyszedłeś Tuan? - zapytałam starając się zachować spokój i oschły ton. - Chciałeś ze mną rozmawiać, to teraz mogę ci poświęcić trochę czasu. - Dodałam obojętnie, a chłopak wstał od stołu.

-Maja... Ty na prawdę już nic nie czujesz do Bama? - zapytał, jego wzrok był tak poważny i przenikliwy, że poczułam niepokój, czy Tuan już mnie nie rozszyfrował. Ale teraz jedynie mogłam zdać sobie sprawę, że nie będzie tolerował kłamstwa.

-J-Hope. Możesz nas zostawić na chwilę samych? - zapytałam, a chłopak po chwilowej wewnętrznej walce, wyszedł.

Wzięłam głęboki wdech i usiadłam przy stole. Opowiedziałam mu historię z udziałem ich menedżera, musiałam wspomnieć również o tym, że za kilka dni, trochę z przymusu, i tak wracam do domu. Na koniec po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.

-Mark, ja nie wiem co robić - stwierdziłam ocierając słoną kroplę z policzka.

-Nie wierzę, że nasz menedżer tak postąpił. W końcu wszystko wskazywało na to, że bardzo cie polubił - stwierdził chłopak opierając głowę na jednej z rąk.

-Ale tak było. W sumie, teraz to już bez różnicy. Za cztery dni przyjeżdżają moi rodzice i zabierają mnie z powrotem do Polski.

Mark na chwilę zamyślił się, a ja jak ta ostatnia sierotka Marysia siedziałam obok i patrzyłam bezmyślnie na jedną ze ścian nerwowo bawiąc się palcami i oczekując, że chłopak w końcu się odezwie, rozwiązując wszystkie moje problemy. Po dłuższej chwili podniosłam się z krzesła. Zdezorientowany Mark spojrzał na mnie.

-Powinieneś już wyjść. Jest druga w nocy, a ja w zasadzie nawet nie wiem, dlaczego tu jesteś. Hobi miał rację, rozmowa już nic nie da - zaczęłam gadać od rzeczy, próbując wytłumaczyć się, żeby nie patrzył na mnie z dość dziwną miną, która przyczepiła się do jego twarzy.

-Spotkajmy się za dwa dni - poprosił chłopak wstając, a ja nalałam sobie wody do szklanki i wypiłam praktycznie na raz, to był mój pierwszy cel zejścia na dół, o którym wcześniej zupełnie zapomniałam przez nerwy i rozpaczliwe wręcz próby pokazania jaką to jestem bezduszną kobietą.

-Zastanowię się - odparłam i wzrokiem odprowadziłam chłopaka do drzwi.

Gdy usłyszałam trzask drzwiami odetchnęłam z ulgą, a z mojego ciała uleciało całe napięcie jakie do tej pory trzymałam w sobie. Do kuchni wszedł J-Hope.

-A gdzie Mark? - zapytał rozglądając się po kuchni, a ostatecznie zatrzymując na mnie swój zmartwiony wzrok.

-Wyprosiłam go. Myślę, że druga nad ranem nie jest dobrym momentem na odwiedziny, nie uważasz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie po czym wyszłam z kuchni nie czekając na jego odpowiedź.

Zamknęłam za sobą drzwi do pokoju i położyłam się do łóżka. Przed zaśnięciem zerknęłam jeszcze na Weronikę, która nadal była pogrążona we śnie. Nie czekając długo dołączyłam do niej.

Drugiego dnia obudziłam się wcześniej niż zamierzałam, jednak zdecydowałam się skorzystać z okazji i zjeść z chłopakami śniadanie. Na dole panowała atmosfera tak jak zwykle, chaos w czystej postaci. Pewnie nikt nie dowiedział się o nocnym incydencie. Usiadłam obok Jina i dyskretnie spojrzałam na Hobiego, który był zupełnie pogrążony wczybnosci jaką było jedzenie. Wyciągnęłam więc wnioski, że nie ma zamiaru ze mną o tym rozmawiać, przynajmniej na razie. Zaczęłam więc jeść i pogrążyłam się w rozmowie z Jinem i Jiminem na temat ich nowej choreografii. Chłopaki mówili jaki jest dla nich najcięższy moment. Oczywiście Jimin miał w tym temacie więcej do powiedzenia, gdyż to on zazwyczaj znajduje się na przodzie. Jak to stwierdził Jin, on godnie zabezpiecza tyły.

Tym oto zabawnym akcentem zjedliśmy śniadanie, dałam Toffikowi jeść i wyszłam z nim na spacer. W tym czasie chłopcy pojechali do wytwórni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top