29

Przez chwile między nami zapadła kompletna cisza. Wpatrywałam się w niego z napięciem, wyczekując, aż w końcu coś powie.

-W zasadzie nic. Musiałaś mieć jakiś powód, żeby go okłamać, prawda? - zapytał, a ja przytaknęłam i spojrzałam gdzieś w bok. W końcu westchnęłam i wróciłam wzrokiem do niego.

-Po prostu nie chcę, żeby do mnie coś poczuł, w końcu i tak wrócę do Polski - skomentowałam siląc się na spokojny ton. Jin pokiwał głową oznajmiając, że rozumie zaistniałą sytuację, ale jak dla mnie nie rozumiał nic.

-Myślę, że dobrze zrobiłaś. - te słowa wypowiedziane z jego ust w jakiś magiczny sposób dodały mi otuchy.

Mimo iż wiedziałam, że po prostu triumfuje jak reszta BTS, ponieważ wybrałam ich, to jakaś część mnie potrzebowała wiadomości, że ktoś podziela moje zdanie, a Jin wydawał się być do tego idealny. Chciałam mu zaufać. Chciałam zaufać komukolwiek w moim otoczeniu.

-Możemy już skończyć tę rozmowę? Chcę wrócić do reszty - powiedziałam, a chłopak przytaknął głową, więc wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni, gdzie siedzieli Wera, J-Hope i Suga.

Gdy tylko spostrzegli, że jestem w kuchni zamilkli i spojrzeli na mnie, praktycznie w jednym momencie.

-Co się tak patrzcie? - zapytałam, a oni wymienili między sobą dość dziwne spojrzenia. - Mam coś na twarzy? - zapytałam przecierając policzek wierzchem dłoni.

-Zastanawialiśmy się tylko, jak byś wyglądała w długiej czerwonej sukni balowej - stwierdził Suga przyglądając się mojej sylwetce.

-Na pewno nie za ciekawie. Niezbyt dobrze czuje się w sukniach - stwierdziłam siadając na jednym z wolnych krzeseł.

-A co byś powiedziała, gdybym zakomunikował ci, że biorę cię ze sobą na bal dobroczynny? - zapytał YoonGi przybliżając się do mnie nieznacznie.

Wygięłam jedną z brwi w łuk i przyjrzałam się jego twarzy. Przez dłuższą chwilę analizowałam, co tak w zasadzie powiedział do mnie chłopak, aż w końcu wypaliłam:

-Jaja sobie ze mnie robisz?

Wszyscy w kuchni wpadli w śmiech, a ja tępo się w nich wpatrywałam oczekując, że za chwilę skończą i powiedzą, że to tylko żart. Jednak gdy salwy śmiechu przedłużały się zdecydowanie za długo, uderzyłam ręką o stół.

-I co w tym śmiesznego? Po prostu zapytałam - powiedziałam zbulwersowana, a Wera zakryła usta.

-Wiesz, przed tym pytaniem każdy był poważny... - zaczął Suga chichocząc jeszcze w miedzy czasie za co oderwał ode mnie w ramię. Wywróciłam oczyma i spojrzałam na każdego przy stole.

-Nigdzie nie idę - powiedziałam i wstałam z zamiarem wyjścia z kuchni, jednak powstrzymał mnie Suga, który złapał mnie za nadgarstek.

-No proszę, zrób to dla mnie - powiedział, a ja spojrzałam na niego lekceważąco.

-Nigdy z życiu. - powiedziałam starając się być zdecydowaną.

-Ale dlaczego Maju? - zapytała Wera, tym razem po polsku, żeby chłopcy nie zrozumieli.

-Nie chce go spotkać, choćby przez przypadek - odpowiedziałam jej, również w naszym ojczystym języku. - Po prostu chce, żeby myślał, że wyjechałam - dodałam spuszczając wzrok, jednak moim oczom nie umknęło to, że Wera przekrzywia głowę trochę na prawo i przygląda mi się podejrzliwie. To nie może wyjść na powierzchnię. Te emocje miały zostać zakopane, zapomniane, a wróciły niczym bumerang. Ze zdwojoną siłą.

-Ostatnio zachowujesz się strasznie niedojrzale. Coś się stało? - zapytała, a chłopcy patrzyli na nas coraz bardziej rozkojarzeni sytuacją.

-Tak, wiem. Zachowuje się jak jakiś dzieciak, jednak nie chce spotkać JEGO... I dobrze o tym wiesz!

Naszą rozmowę w języku polskim przerwał Suga, który niepewnie zapytał, czy w końcu możemy przejść na język bardziej dla nich zrozumiały, jednak po poczuciu na sobie mojego morderczego wzroku zamilkł, a ja mogłam wrócić do rozmowy z Werą.

-Ta sytuacja... Po prostu pewien człowiek wytłumaczył mi, że to nie był mój świat. Z resztą... Nasza rzeczywistość jest zupełnie inna. Nie powinnam zgadzać się na wyjazd z chłopakami. Dopiero teraz zrozumiałam jakie to było lekkomyślne z mojej strony. Koniec! - wykrzyczałam i wyszłam z kuchni. Zatrzasnęłam się w pokoju i rzuciłam na łóżko, po czym z moich oczu poleciały łzy.

Załamał mnie fakt, iż jest to tak głupia sprawa, a ja dramatyzuje jakby to był niewiadomo jak ciężki problem.

Tego wieczoru nie wyszłam już z pokoju, zignorowałam też pukanie do drzwi i prośby o wypuszczenie do środka. Tym razem to Wera będzie musiała sobie poradzić, śpiąc gdziekolwiek. Chcę uciec od pytań, podejrzeń i kolejnych niedomówień, które za każdym razem działają na moją niekorzyść.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top