21

-Ja już pójdę... - powiedział Baekhyun i poszedł jedną ze ścieżek nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.

Łzy znów chciały uciec spod moich powiek. BamBam przytulił mnie i na razie nie pytał o nic. Przez tę chwilę byłam mu za to wdzięczna. Po kilku minutach uspokoiłam się, a przynajmniej ustabilizowałam oddech.

-Chcesz tam wracać? - zapytał głaszcząc moje plecy. W najbliższym czasie chyba nie miał zamiaru puszczać mnie ze swojego uścisku.

-Nie... Ale - zaczęłam i chciałam dodać 'muszę', niestety lub stety, BamBam przerwał mi łącząc nasze usta w nieśmiałym pocałunku.

-Jeżeli nie chcesz, to nie ma żadnego 'ale', po prostu tam nie idź - powiedział chłopak odsuwając się ode mnie.

-Ale... Jak to? - zapytałam, nieco zakłopotana jego stwierdzeniem. Nie spodziewałam się, że Kunpimook odważy się na taki krok i to w takim momencie.

-Nie chce żebyś cierpiała. Chodź ze mną - powiedział i złapał mnie za dłoń, by w następnej chwili pociągnąć mnie za sobą w stronę wyjścia z parku.

Stanęliśmy przy wejściu do dosyć dużego domu. BamBam otworzył drzwi i wpuścił mnie przodem. Co ciekawe, w środku panował przyjemny spokój. Było słychać tylko głos telewizora. Inaczej niż w domu BTS.

-Wróciłem! - zawołał chłopak w przestrzeń, ale zamiast 'cześć' czy 'dobrze' usłyszeliśmy głośne 'ciii!!!' z salonu. BamBam gestem ręki zaprosił mnie do tego pomieszczenia.

-Dlaczego tutaj jest tak cicho? - zapytam pół szeptem.

-Chłopaki poszli po zakupy. Tylko temu hyungowi się nie chciało - wytłumaczył i wskazał na Marka, który w tym momencie leżał na kanapie i jedząc żelki patrzył na program, który leciał w telewizji.

Chłopak spojrzał na nas i gdy tylko zauważył mnie od razu podniósł się i podszedł do mnie.

-Oho... Cóż to za gościa mamy - powiedział, widocznie szczęśliwy z tego, że mnie widzi.

-Maja zostanie tu na jakiś czas - powiedział młodszy, a ja posłałam mu zdziwione spojrzenie.

-Co? - zapytałam, ale zostałam zignorowana. Po raz kolejny, moje zdanie niewiele się różniło, jednak tym razem było nieco inaczej GOT7 wydawali się dobrze rozumieć, że mam zły humor.

-Jak dla mnie, świetnie! - powiedział uradowany Mark i wrócił na kanapę, w ostatniej chwili łapiąc mnie za rękę, tak, że  też siedziałam na wygodnym meblu niemal stukajac się z nim kolanem.

-Ale ja nie chcę robić problemu - powiedziałam zdecydowanie i podniosłam się, żeby podejść do BamBama, ale Mark skutecznie mi to uniemożliwił ciągnąc moje ramię z powrotem w dół.

-Myślisz, że robisz nam problem? Nie bądź śmieszna - powiedział i na moich kolanach położył jeszcze pełne opakowanie żelek. Westchnęłam i złapałam żelki w dłoń.

-Mój ulubiony - wyszeptałam i uległam pokusie otworzenia paczki z kwaśnymi żelkami jabłkowymi.

-Tak myślałem - powiedział zadowolony z siebie Mark, po czym wyszedł z pokoju zostawiając tym samym mnie i żelki samych. Oj... To chyba był jego błąd. Zaczęłam zajadać się słodki narkotykiem. Jednak nie nacieszyłam się nimi zbyt długo, ponieważ Mark wrócił i porwał kilka z nich z paczki.

-Spodziewasz się, że najpierw zapytam resztę, co o tym sądzi? Nie chce, żeby ktoś, jak by to ująć... Czuł się dziwnie w moim towarzystwie? - zapytałam wpychając do buzi kolejnego żelka.

-A ty wiesz, kto w tym dormie ma władzę? - zapytał Mark ze złośliwym uśmiechem.

-No chyba nie ty - stwierdziłam, na co ten tylko się zaśmiał.

-Pudło! Jestem najstarszy w tym zespole - powiedział z wyższością, a ja stwierdziłam, że skończyły się żelki w opakowaniu. Zdecydowanie zbyt szybko, jednak mając koło siebie tego chłopaka, o innej sytuacji po prostu nie było mowy.

-Nie wyglądasz... - stwierdziłam przyglądając się jego twarzy. W tym samym momencie go domu weszła reszta GOT7, od razu miałam zamiar wstać i z nimi porozmawiać, jednak na moim nadgarstku po raz kolejny zacisnęła się dłoń Marka, jednak tym razem wylądowałam wprost ma jego kolanach.

-Pora... - zaczęłam chcąc wydrzeć się na cały głos, jednak chłopak zakrył mi usta dłonią.

-Cii! Zaskoczymy ich - wyszeptał mi do ucha. - Więc teraz słuchaj. Gdy tylko chłopaki będą w kuchni zakradnieny się tam i ich wystraszymy. Tylko musisz być cicho, rozumiesz? - jego usta znajdowały się tak blisko mojego ucha... Aż mi ciary po plecach przeszły. Pokiwałam głową, że rozumiem, a chłopak znów się do mnie przybliżył.

-To teraz chwile poczekaj i nasłuchuj - jak rozkazał tak zaczęłam nasłuchiwać olewając fakt, że Mark nadal przy wydechu wpuszcza powietrze do mojego ucha, a jego ręka spoczywała na moim udzie.

-Co wy robicie? - usłyszałam nagle. Pisnęłam i podskoczyłam wbijając przy tym kolano w brzuch chłopaka. W wejściu stali JB i Jackson. Mark zaczął się śmiać, z resztą nowo przybyłych nie lepiej.

-Miało być inaczej! - zawołałam i walnęłam osobnika znajdącego się najbliżej w ramię.

-Gdybyś widziała swoją reakcje - powiedział Jackson praktycznie leżąc ze śmiechu na podłodze.

-Ugh - zrobiłam złą minę i nadymałam policzki niczym rasowy chomik. - Jesteście okropni! - zawołałam próbując uspokoić chłopaków, ale to wywołało u nich tylko większe salwy śmiechu.

W końcu zdecydowałam się wyjść z pokoju, ale w ostaniej chwili ktoś złapał mnie za nadgarstek. Tym kimś był BamBam, który pociągnął mnie w głąb mieszkania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top