2

HoSeok znów przestał pisać. W zakończenie roku poszłam z moją niekoniecznie kulturalną paczką do naszego ulubionego miejsca w lesie. Mieliśmy tam specjalną skrytkę, gdzie mieliśmy wodę i zawsze schłodzony alkohol. Ja i moja najbliższa przyjaciółka - Weronika, zawsze miałyśmy w skrytce również słodycze.

Siedzieliśmy tak dosyć długo. Tak jak zwykle, tylko po to żeby dzień później znów spotkać się tutaj, pić alkohol i dobrze się bawić. 

Wróciłam do domu, w którym znowu było pusto. W progu przywitał mnie tylko Toffi.
W pewnym momencie pomyślałam, czy przypadkiem nie ma nic w skrzynce. Był jeden list i to do mnie. Otworzyłam go i zobaczyłam bilet na koncert i karteczkę.

"masz utaj 'super' bilet, to jedyne miejsce w Warszawie, które ogarniam i do którego trafię, haha. Spotkamy się koło 14. Napisz do mnie od razu"

Tak jak poprosił od razu włączyłam Facebooka i napisałam do niego.

Ja:
"co to za bilet?"

Jung HoSeok:
"bilety do naszego spotkania :*"

Ja:
"ale ja nic nie wiem..."

Jung HoSeok:
"tam wszystko pisze: kiedy, gdzie. Spotkamy się w tamtym miejscu ok 14. Nie zapomnij pieska"

Ja:
"możesz wstawić jakieś swoje zdjęcie?"

Jung HoSeok:
"nie zapomnij pieska. Bardzo chce się z tobą spotkać"

Całkowicie olał moje pytanie. Najgorsze jest to, że do naszego spotkania aż tydzień, a ja nie mogę się doczekać, by w końcu go zobaczyć. 

Jung HoSeok:
"muszę kończyć. Papa :xx'

Chłopak wylogował się. A ja patrzyłam na główną stronę facebooka, jakby czegoś mi brakowało. 

Chwyciłam bilet. Większość informacji była po koreańsku i po angielsku. Koncert zaczynał się o 18, dlaczego miałam być cztery godziny wcześniej? I to z psem?! Ale Hose poprosił mnie o to, więc go wezmę. Z resztą, z moim kochanym futrzakiem będę czuła się nieco lepiej.

Przez cały tydzień nie umiałam się doczekać tego popołudnia, gdy w końcu miałam zobaczyć mojego przyjaciela. Rodzice pojawili się raz w domu. Cały dzień 'spędzili' ze mną. Po prostu siedzieli w salonie i patrzyli na telewizję, a ja miałam siedzieć z nimi. Kochana, aktywna rodzina. Ale nie chciałam ich winić, sami zostali wychowani podobnie. Z dziadkami nie mieliśmy kontaktu prawie w ogóle. 

W końcu przyszedł upragniony piątek. Nie szykowałam się jakoś specjalnie. Zrobiłam makijaż tak jak zwykle i ubrałam się 'w moim stylu'. Toffikowi założyłam kolczatkę na szyję i przyczepiłam do niej czarną skórzaną smycz. Dużo ludzi czepiało się mnie, że kolczatka i w ogóle, ale ona była dość lekka, a pies wyglądał groźnej dzięki czemu ja czułam się dużo bezpieczniej. Zwłaszcza, że kolczatka inteligentnie wykorzystywana, nigdy nie zrobi psu krzywdy.

Pojawiłam się w umówionym miejscu chwile przed 14. Na miejscu stało może z 30 dziewczyn i czekały na coś. Pierwszy raz załapał mnie stres. A co jeżeli mnie nie pozna? Albo okaże się, że jest jakiś gruby? Albo wyjdę na idiotkę? Co jeżeli jest z kolegami, a oni mnie nie zaakceptują? Albo będą się ze mnie śmiać? Zaczęłam się stresować coraz bardziej.

Nie zauważyłam, że podszedł do mnie dość sporawy mężczyzna. Wyglądał na ochroniarza. Chwyciłam mocniej smycz.

-Ty jesteś Maja? - zapytał, a w mojej głowie pojawiło się jedno pytanie: to jest Hose?!

-Tak... - powiedziałam cicho gotowa do ucieczki. Może on jest w gangu albo nie wiem. Dziwnie wyglądał. A jak sprzeda mnie do burdelu a psa do jakiejś strasznej pseudo hodowli, w której psy walczą na ringu?!

-Masz bilet? - zapytał. Przez jakiś czas dziwnie mi się przyglądał. Kurczowo trzymałam smycz mojego psa, jednak po chwili otrząsnęłam się z pierwszego szoku i rozluzowałam uścisk.

-Tak, tak. Już daję - powiedziałam i zaczęłam grzebać w torebce. Po chwili pokazałam mężczyźnie bilet. Przez chwilę przeglądał go, a potem kiwnął głową i zwrócił z powrotem w moje ręce.

-Chodź ze mną - powiedział i poszedł w stronę wyjścia do budynku.

Po momencie wahania poszłam ze facetem. Nie bój się. Masz psa pomyślałam, ale dziwiło mnie, ze on jest taki oschły, w rozmowie online był inny. Myślałam, że będzie bardziej... Kontaktowy?

Po jakimś czasie otworzył mi drzwi i pokazał, żebym weszła do środka. Posłusznie weszłam do, jak się później okazało, korytarza prowadzącego do wielu garderób. Odwróciłam się, ale mężczyzny nie było.

-Maja! - usłyszałam, a gdy odwróciłam się zobaczyłam chłopaka. Na oko miał 20-21 lat i był wyższy ode mnie. Chłopak podszedł do mnie i po prostu przytulił - bałem się, że nie przyjdziesz.

-HoSeok... - powiedziałam cicho i odwzajemniłam uścisk.

-Ale ładny ten pies - powiedział i kucnął przy Toffiku.

-Toffik - powiedziałam, a chłopak zaśmiał się - co w tym śmiesznego? - zapytałam nie pewnie.

-Wabi się tak słodko - Hose cały czas głaskał owczarka, a ja stałam z otwartymi ustami i nie dowierzałam. 

-Dlaczego jesteś taki tajemniczy? - zapytałam niepewnie. Wewnątrz cały czas się denerwowałam - powiedz mi coś o sobie.

-Hmmm... Może ty jednak zaczniesz?

-No dobrze - westchnęłam i pomyślałam chwile - lubię pizze, moją szczęśliwą liczbą jest 8, lubię tańczyć, kocham psy, moi rodzice bardzo często wyjeżdżają, przez co sama jestem w domu, uczę się w liceum oraz koreańskiego. No nie wiem co jeszcze powiedzieć. Teraz Ty!

-umiesz koreański? Super. A więc ja też lubię pizze, moją ulubioną liczbą jest 7, jestem singlem i również lubię tańczyć, jestem raperem, lubię zwierzęta. I to chyba tyle. Masz jakieś pytania?

-Jesteś raperem? W sensie takim sławnym? - zapytałam z zakłopotaniem, a chłopak westchnął i usiadł na kanapie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top