Rozdział 5

Percy Jackson włożył rękę do jeziora. Na chwilę zamknął oczy. Twarz mu się sprężyła ze skupienia, a tafla wody zafalowała. Najady spojrzały z dna, zaskoczone.

Percy wreszcie odetchnął. Uniósł powieki.

- Nic z tego - powiedział. - Nie ma jej tu.

- Przysięgam, że tu była! - Owen bronił swego.

Laurel zmarszczyła brwi. Tafla jeziora odbijała się w jej błękitnych oczach, nadając im bardzo delikatny odcień zieleni.

- Wynurzyła się, kiedy tylko pobiegłam, tak? Dlaczego nic mi nie mówiłeś?

Owen wydawał się nieco zmieszany.

- Oj, no wiesz, ja...

- Nieważne - przerwała im Kalipso. - Niedługo ona pewnie znów się pojawi, skoro tak powiedziała.

Jej długie karmelowe włosy powiewały na wietrze. Migdałowe oczy błyszczały sprytem.

Percy westchnął i oparł dłonie o piasek. W oczach miał rzadko spotykaną u niego melancholię.

- Z jednej strony - powiedział - chciałbym iść z wami. Ale z drugiej... No, niekoniecznie. Ten rok szkolny był pełen wrażeń. Nie mogłem nawet spędzić wiele czasu z moją siostrzyczką, Estelle. Postaram się to nadrobić po wakacjach, co nie będzie łatwe. Czekają mnie studia i w ogóle.

Studia. Percy nie był najwybitniejszym uczniem, ale udało mu się dostać na oceanografię w Nowym Rzymie. Na myśl o tym Owen omal się nie uśmiechnął. Trochę go to zmotywowało, żeby pospieszyć się ze swoją misją. Percy Jackson zamierza iść na studia z Annabeth. Jeżeli on i Harper nie pokonają Chaosu, nie uda im się to.

Choć z drugiej strony, Owen poczuł zazdrość. Też chciałby móc choć przez chwilę pożyć jak normalny nastolatek, może nawet zdać to prawo jazdy - ostatnio brakowało mu czasu na takie rzeczy.

To samolubne - upomniał natychmiast Owen sam siebie w duchu. Przecież Percy przeszedł o wiele więcej od niego. Przygodę z potworami zaczął już jako dwunastolatek. W tym czasie dźwigał niebo na własnych ramionach, kąpał się w Styksie, dwa razy uratował świat i przeszedł Tartar. On i Annabeth byli chyba najpotężniejszymi półbogami stulecia, a może nawet w historii.

Laurel wydęła usta.

- Idę z wami na misję - oświadczyła nagle.

Owen spojrzał na nią, całkowicie zaskoczony. W oczach miała determinację, ale poza tym... Wydawała się jakaś zirytowana, kiedy tylko usłyszała tę przepowiednię.

- Laurel, na pewno? - spytała Kalipso.

Dziewczyna gorliwie pokiwała głową.

- Czuję to. Powinnam pójść. Zgłoszę się do Chejrona.

Owen promieniał.

- To...

- Ja też - odezwała się nagle Rachel.

Percy zmarszczył brwi.

- Że co? Przepowiednia mówi o Grekach. Ty, no, jesteś śmiertelniczką, więc niezupełnie...

- Przepowiednie często są skomplikowane - odpowiedziała dziewczyna. - Należę do greckiego obozu i jestem kapłanką greckiego boga. Poza tym, jako wyrocznia mam najlepsze wyczucie w tych sprawach. Też jestem wybrana. Nie martw się o mnie, Percy. Pójdę.

Powiedziała to z taką pewnością siebie, że wszyscy poczuli się spięci: Percy, Owen i Laurel. Jedynie Kalipso parsknęła swoim słynnym perlistym, serdecznym śmiechem.

- Próbujesz wyrównać ilość kobiet posłanych na misję? - spytała, po czym westchnęła. - Też bym chciała. Ale wydaje mi się, że powinnam zostać.

Wydawała się bardzo zawiedziona z tego powodu.

- Hej, Kalipso - odezwał się Percy. - Przecież lubisz zajmować się domowymi sprawami, spędzasz dużo czasu z dziećmi Ateny na tkaniu i Demeter na sadzeniu...

- Wiem! - wykrzyknęła była tytanka. - Właśnie dlatego chcę jechać. Ta najada mówiła coś o planach Jimmy'ego Mossa. A on kontaktował się z driadami. To by była wspaniała podróż, idealna dla mnie.

Irytująco logiczne.

- Connor, Travis, Paolo, Rachel i Laurel - wyliczył Owen. - Brakuje jeszcze czwórki.

Nie powiedział jednak na głos, że chciałby zabrać ze sobą kogoś z legendarnej siódemki herosów albo przynajmniej Nika di Angelo. W końcu oni mieli najwięcej doświadczenia. Podróżując z nimi, Owen miałby nadzieję, że mógłby zostać naprawdę wielkim bohaterem. Czuł się taki nowy w sprawach ratowania świata.

- Spróbuj jeszcze raz - zachęciła Percy'ego Laurel.

Syn Posejdona wsunął rękę do wody.

- To bez sensu - oznajmił. - Nie ma jej tutaj.

Narysował palcem zmartwioną buźkę na piasku.

- Powinniśmy już wracać - uznała Rachel. - Nic nie zdziałamy.

- Ja obiecałem Groverowi, że spędzę z nim trochę czasu - powiedział, podnosząc się, Percy. - To mój najlepszy kumpel, a tak dawno nie mieliśmy okazji na... No wiecie.

Machnął lekceważąco ręką i odszedł.

Owen odwrócił się do Laurel. Ona jednak zrobiła skwaszoną minę, powiedziała, że musi lecieć z Rachel do Chejrona, a potem ma coś ważnego do roboty. Obie dziewczyny się oddaliły.

O co mogło chodzić Spencer? Czyżby Owen powiedział coś nie tak?

Chłopak został tylko z Kalipso. Czarodziejka jednak uśmiechnęła się przepraszająco.

- Wybacz. Też się spieszę. Leo pracuje nad nową maszyną i chcę mu pomóc.

Pobiegła do Bunkra 9.

Teraz Owen został naprawdę sam. Już miał wymyślić sobie jakieś zajęcie, kiedy coś przyszło mu do głowy.

Ta najada... Ostatnio pojawiła się, kiedy Laurel pobiegła do dziesiątki i kiedy siedział tu sam. Może teraz...

Odwrócił się.

- Hej? - zawołał.

Jeśli nimfa faktycznie tu była, nie raczyła zaszczycić go swoim widokiem. Tafla wody pozostała spokojna i cicha.

Owen westchnął. Przez chwilę czuł się bardzo przygnębiony. Ale nie trwało to długo. Nagle ni stąd, ni z owąd nadbiegł Connor Hood. Jego niebieskie oczy błyszczały z podniecenia.

- Hej, McRae! - zawołał radośnie. - Co tak tutaj siedzisz? Mamy przed jedenastką niezłe widowisko!

Owen zamrugał.

- Że co?

- Chodź, to zobaczysz! - wykrzyknął Connor, po czym pociągnął chłopaka przed domek jedenaście.

***

Damien White zacisnął palce na rękojeści sztyletu.

- Nie zdradziłem - warknął.

Sherman Yang prychnął.

- Nie byłbym taki pewny. Jak tylko Clarisse powiedziała mi o wynikach dzisiejszego zebrania, zacząłem cię podejrzewać. Siły Chaosu są potężne. Ty, jako brat McRae'ów, jesteś najmniej podejrzany. W dodatku twój brat, Ethan, też wydawał się przyjacielem. Dopóki nie ciachnął Chase zatrutym sztyletem. Całkiem podobnym do twojego.

Julia i Alice, dwie dziewczyny z domku Hermesa o kręconych brązowych włosach związanych w kitki, zachichotały. Pozostali półbogowie gromadzili się wokół Shermana i Damiena. Niektórzy byli zdziwieni, inni zafascynowani, a jeszcze inni - rozbawieni. Nikt nie słyszał ich rozmowy.

Connor zaciągnął Owena do pierwszego rzędu obserwujących. Stanęli obok Travisa.

- O- o rany - wydukał Owen.

- Ciekawe, o co się kłócą - zaśmiał się Travis.

Damien i Sherman już zamierzali się na siebie rzucić, kiedy nadbiegły dwie osoby: Katie Gardner w towarzystwie jasnowłosego chłopaka, Malcolma Pace'a.

Syn Ateny stanął jak wryty. Grupowa domku Demeter spojrzała na chłopaków z wyrzutem. Przepchnęła się przez tłum i stanęła między Damienem a Shermanem.

- Co wy robicie?! - krzyknęła. - Miranda zniknęła, a wy... kłócicie się jak dzieci! I ty - odwróciła się do Travisa - oglądasz to jakby nigdy nic?

Travis wytrzeszczył oczy.

- A-ale, słonko...

- Nie mów tak do mnie! - Katie wyciągnęła miecz i wytrąciła broń z dłoni zaskoczonego Damiena. - Jesteście beznadziejni!

- Ale tu chodzi o Mirandę - zaprotestował Sherman. - Ja uważam, że zaginęła przez White'a. On może być szpiegiem.

- Że co? - krzyknęła Katie.

- Prawie zawsze mieliśmy zdrajcę - oznajmił Sherman. - Najpierw Silena, potem ta McCaffrey. Tym razem wszystko wskazuje na White'a.

- Co ty pleciesz?! - wrzasnął Damien. - Może to ty jesteś szpiegiem, skoro tak zwalasz wszystko na innych.

Katie aż się cofnęła. Obserwatorom zaparło dech z wrażenia. Półbogowie byli już gotowi zaatakować, kiedy odezwał się Malcolm: - Dość.

Wyszedł przed tłum. Jego szare oczy biegały od Shermana do Damiena. Malowało się w nich coś w rodzaju irytacji.

- Doprawdy! - parsknął. - Myślałem, że jesteście mądrzejsi. Nie czujecie tego? Tej aury między wami? Coś podsyca między wami gniew, jakby nakłaniając was do sprzeczek.

Owen nagle zdał sobie z tego sprawę. Z zaskoczenia aż krzyknął i zachwiał się na nogach.

- Moc Eris - wydukał. - Bogini kłótni.

Malcolm spojrzał teraz na niego.

- Dokładnie.

Leo westchnął.

- Rety, nienawidzę tej typiary.

- Ale... Jej moc tutaj działa? - zdziwiła się Katie. - Niby jak? Coś takiego dzieje się tylko, gdy dany bóg przebywa w tym miejscu.

- Eris jest córką Nyks - odparł w zamyśleniu Malcolm. - Ta cała sprawa z wojną... No, wrogowie pewnie wzmocnili swoje moce.

Nagle rozległ się głos: - No, to ja też pójdę na tę misję.

Tłum herosów rozstąpił się natychmiast przed Willem Solace'em, który luźno trzymał ręce w kieszeni.

Nico zrobił taką minę, jakby przed chwilą ktoś uderzył go w twarz.

- Ja też.

Paolo, Connor, Travis, Rachel i Laurel... A teraz także Nico di Angelo i Will Solace. Brakowało tylko dwójki.

A później, jak mówi przepowiednia, będą musieli podzielić się jeszcze na trzy grupy.

Sherman zacisnął pięści.

- Niech ci będzie! - krzyknął do Malcolma, a potem zerknął na Damiena. - Ale mam cię na oku, pamiętaj.

- Sherman! - krzyknęła z oburzeniem Katie.

Syn Aresa odwrócił się i odszedł, przepychając się przez tłum. Damien wywrócił oczami, po czym schował nóż.

Półbogowie zaczęli się rozchodzić z pomrukami. Katie odwróciła się jeszcze do Travisa.

- Nie wierzę w ciebie! - zawołała.

- Katie, zaczekaj! - Travis pobiegł za nią.

Connor zaklnął pod nosem.

- To się porobiło.

Owen odwrócił się do Willa Solace'a i Nica di Angelo, którzy kierowali się już w stronę Wielkiego Domu.

- Idziecie z nami? - zapytał. - Jesteście pewni?

Will uśmiechnął się słabo i poprawił przerzucony przez ramię kołczan. Nico czaił się za jego ramieniem, tak, że Owen chciał się po prostu upewnić, że syn Hadesa naprawdę został wybrany, a nie rzucił się ślepo za swoim chłopakiem.

- Jeśli nie macie z Harper nic przeciwko.

Owen zganił w duchu sam siebie. Nie chciał, żeby zabrzmiało to, jakby nie życzył sobie towarzystwa tej dwójki na misji.

- Nie, nie - odparł prędko. - Tylko pytam. W porządku, bardzo się cieszę... Harper na pewno też.

Will skinął mu głową, po czym oddalił się razem z Nikiem.

Owen dopiero wtedy się zorientował, że prawie wszyscy się rozeszli. Został tylko on i Connor Hood, nadal wpatrujący się w Travisa i Katie.

Connor odwrócił się do niego, ale jego wzrok błądził gdzieś daleko.

- Znowu - mruknął bardziej do siebie. - Znowu musieli się pokłócić.

Wydawało się jasne, że mówi o swoim bracie i jego dziewczynie.

Owen wsunął ręce do kieszeni szortów.

- Na pewno się pogodzą. To tylko drobna sprzeczka.

- Masz rację - mruknął Connor, wreszcie zaszczycając go pełnym uwagi spojrzeniem. - Ta cała sprawa z misją...

Machnął ręką i odszedł, zostawiając Owena samego.

W tym momencie chłopak poczuł zimny dreszcz przebiegający przez całe jego ciało pomimo upału. Nie potrafił powstrzymać jednej, natarczywej myśli.

Bracia Hood. Ci dwaj, z którymi ostatnio jego siostra się zaprzyjaźniła. Byli sprytni, całkowicie ze sobą zżyci.

Może na Owena działała ta aura Eris, o której mówił Malcolm Pace. Ale zaczął się zastanawiać: co, jeśli to oni są szpiegami?

______

Pam, pam, pam!

...

Jak tam u was, ogólnie? Macie internetowe nauczanie? U nas pani z matmy zrobiła nam grupę na Messengerze xd A, jako że jest naszą wychowawczynią, założyła też klasowego e-maila, gdzie inni nauczyciele przesyłają materiały. Dzisiaj np. o 13:15 będziemy sprawdzać na tej grupie pracę domową.

Trochę cringe'owo się czuję, pisząc tak przez neta z nauczycielami 😆

Ave!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top