Rozdział 37
Zaraz po dotarciu do nimfiego obozu Will oznajmił, że zabiera Nica do jego pokoju. Nie uległ nawet wtedy, gdy przyjaciele przypominali mu o kluczu do tajemniczej skrzynki.
Aloes zaraz zabrała się za wypytywanie herodów, czy wszystko w porządku. Gdy tylko upewniła się, że tak, poszła do Willa, by ewentualnie pomóc mu w leczeniu.
Nimfy były również ciekawe przygód, jakie spotkały półbogów. W pewnym momencie Owenowi mignęła przed oczami ta drobna driada, Echo, jednak zaraz zniknęła. A później przybiegł Travis z Laurel i najadą Alfejosu.
Córka Afrodyty nie czekała na oklaski. Od razu padła mu w ramiona.
- Owen! - zawołała, po czym najwyraźniej podniosła z tyłu głowę na Dianę. - Wszystko w porządku u was? Co się stało Nicowi? Travis mówi, że zemdlał.
Owen zdziwił się, gdy wyczuł autentyczną troskę w głosie swojej dziewczyny. Dystans między nimi się zmniejszył. Jej obecność była dokładnym przeciwieństwem Tartaru.
- Jasne, skarbie - odetchnął. - Wszystko w porządku... poza Nikiem, ale to tylko wyczerpanie.
Laurel odsunęła się, a zza jej pleców wyszła zaraz najada Alfejosu.
- Wróciliście! - zawołała. - Całe szczęście!
Na głowie miała byle jak założony wianek, ale i tak wyglądała bardzo ładnie.
Owen popatrzył na nią - może o chwilę dłużej, niż powinien. Nie zauważył, jak Laurel nagle zmarszczyła brwi.
Tłum herosów i duchów natury zagęścił się wokół niego. Owen oprzytomniał dopiero wtedy, kiedy poczuł, że ktoś ściska jego dłoń. Harper.
- To wszystko robi się coraz bardziej pomylone - westchnęła, po czym pocałowała go w policzek. - Ale dobrze cię widzieć.
- Ta - westchnął, wzywając ręce do kieszeni. - Ciebie też. - Wyciągnął klucz. - Zobacz, co mam.
Harper wytrzeszczyła oczy i już zamierzała coś powiedzieć, ale w tym momencie rozległ się krzyk Opi:
- Cisza!
Jak już wszyscy zdołali się zorientować, Opuncja była kimś w rodzaju liderki wśród duchów natury wybranej przez metodę "Rządzi ten, kto krzyczy najgłośniej". Momentalnie wszyscy umilkli.
- Usiądźmy! - zawołała Opi. - Herosi muszą nam wszystko opowiedzieć. No i... niech ktoś przyniesie skrzynkę.
Już po chwili cała ekipa zebrała się wokół długiego, prostokątnego stołu z drewna. Paolo najwyraźniej zrozumiał przekaz, bo przyniósł pudełko Ethana. Owena już świerzbiły palce, żeby ją otworzyć, ale najpierw pozwolił Dianie opowiedzieć całą historię. Sam podjął się precyzowania różnych spraw, gdy ze strony słuchaczy padały jakieś pytania. Chłopak był trochę zaniepokojony, że Will i Ali nadal nie wracają od Nica, ale tłumaczył sobie, że pewnie zaczęli o czymś rozmawiać i stracili rachubę czasu.
Na koniec zapadła głucha cisza. Laurel i Harper wytrzeszczyły oczy nieco bardziej niż inni.
- Tartar... - Connor wzdrygnął się. - Czy wy naprawdę...
- Tak - odparł krótko Owen. - Tak, no, możemy już otwierać?
Billie zmarszczyła brwi, ale przysunęła mu skrzynkę.
Syn Nemezis poczuł mocny przypływ adrenaliny. Zagadka, nad którą jego siostra wraz z braćmi Hood główkowała tyle czasu, miała zostać rozwiązana. Właśnie teraz on sam przekona się, co jest w skrzynce.
- Mogę potrząsnąć, no nie? - zapytał.
Ale nie czekał na zgodę. Przyłożył ucho i próbował usłyszeć jakieś dźwięki ze środka.
Coś gruchotało. Coś się trzęsło. Tylko co?
- No, szybciej - poprosił Travis z nutką niecierpliwości w głosie.
- Jasne, jasne - mruknął Owen.
Włożył klucz w dziurkę. I przekręcił.
A przynajmniej próbował.
Chłopak wytrzeszczył oczy i zaczerwienił się, gdy tylko poczuł, że klucz ani drgnie. Targał się tak przez chwilę, aż prawie oderwał sobie rękę, gdy wreszcie Connor mu to zabrał.
- Bogowie, pokaż - mruknął, po czym sam zabrał się za przekręcanie klucza i wytrzeszczył oczy, gdy zorientował się, że cały jego wysiłek idzie na marne.
Travis zmarszczył brwi i wziął od brata skrzynkę. Usiłował ją otworzyć, jednak poszło mu tak samo beznadziejnie jak jego poprzednikiem.
Diana zmarszczyła brwi, wychyliła się i wyciągnęła rękę. Ten gest nieprzyjemnie skojarzył się Owenowi z akcją z Podziemia.
- Mogę zobaczyć?
Travis niechętnie oddał jej skrzynkę. Dziewczyna wyciągnęła klucz, wcisnęła go z powrotem i próbowała przekręcić w bok. Nie udało się. Pociągnęła więc w drugą stronę, ale nadal bez efektu.
- Bogowie, di immortales - mruczała pod nosem. - Co jest nie tak z tym pudełkiem?
Harper westchnęła.
- Daj.
Diana nie wyglądała na zachwyconą. Spojrzała na swoje buty, a potem w górę, jakby rozważała już naprawdę szalone opcje. Ale ostatecznie wręczyła swojej dziewczynie skrzynkę.
Harper obejrzała uważnie klucz, jakby spodziewała się jakiegoś szyfru zapisanego na nim, po czym bez problemu przekręciła go w bok. Wieko uchyliło się.
W tym momencie herosi i duchy natury nachyliły się do niej, wytrzeszczając oczy w szoku. Tylko Owen odwrócił się, skrzyżował ręce na piersi i mruknął pod nosem:
- To niesprawiedliwe.
W tym jednak momencie odpowiedział mu czyjś głos.
- Niezupełnie.
Owen spojrzał za siebie. Tuż za jego plecami, o pobliskie drzewo, opierał się Will Solace.
McRae nie był pewien, co powinno go najbardziej zdziwić: nagłe pojawienie się Willa, jego słowa czy to, że na korze owego drzewa zaczął coś dostrzegać - jakby zarys twarzy dziewczyny o nimfich rysach i krótkich, drobnych lokach.
Harper omal nie upuściła skrzynki.
- Will? Co z Nikiem? I Aloes?
Syn Apollina machnął ręką.
- Są tam. U Nica wszystko w porządku. Niedługo się całkowicie ocknie. Ale to - wskazał na skrzynkę w rękach dziewczyny - może mieć związek z przepowiednią.
Najada Alfejosu zauważyła, że Owen wpatruje się pustym wzrokiem w drzewo. Szturchnęła go ukradkiem.
- Owen?
Chłopak zamrugał i otrząsnął się.
- Co? A, ta, mhm.
Tymczasem Travis spojrzał na Willa pytająco.
- Co masz na myśli?
- Przepowiednia mówiła, że Harper i Owen zdobędą klucz - sprecyzował Solace. - Koniec końców to głównie zasługa Owena, ale Harper jakby... no, domknęła sprawę. Słowa wyroczni są często niejasne.
- To ma sens - przyznała Rachel. - Ale... zajrzyjmy już do pudełka, okej?
Harper potaknęła. I zrobiła coś, na co wszyscy czekali.
Bardzo, bardzo ostrożnie - jakby z obawą, że ze środka wyskoczy jadowity wąż - uniosła wieko.
Ten krótki ruch wbrew pozorom pełnił znacząco rolę w całej sprawie. W ciągu jednej sekundy wszyscy wychylili się do przodu, chcąc na własne oczy zobaczyć zawartość tajemniczej skrzynki, która niegdyś należała do Ethana Nakamury.
Los chciał, by oni wszyscy się zawiedli.
Tym razem Harper nie wytrzymała i z zaskoczenia sama upuściła skrzynkę. Tę skrzynkę, do której nikt przez długi czas nie mógł zajrzeć. Tę skrzynkę, która intrygowała wszystkich obozowiczów. Tę skrzynkę, co miała odegrać znaczącą rolę w przygotowania do bitwy.
Tę skrzynkę, która była pusta.
***
Tej nocy Laurel nie mogła spokojnie zasnąć. Emocje targały jej umysłem. Adrenalina buzowała. Od otwarcia szkatułki dziewczyna nasłuchała się mnóstwa teorii. Dźwięki, jakie słyszał Owen, były tylko iluzją. W rzeczywistości zawartość pudełka została... no, skradziona. Przynajmniej tak wydedukowała Rachel Dare ze swoją intuicją wyroczni delfickiej.
Noc była chłodna, jednak kołdra wykonana z kwiatów okazała się naprawdę ciepła - jakikolwiek śmieszne to brzmiało. Laurel odkryła się nią aż po szyję. Długie blond włosy rozsypywały się na poduszce.
Nie zasnę... Nie zasnę już - pomyślała.
Nie wiedziała, która jest godzina. Wolała nie ryzykować wyciąganiem komórki, szczególnie po zdradzie ze strony Lei i Luisa. Leżała więc po prostu z otwartymi oczami, pogrążona w zadumie. Jej ADHD nieoczekiwanie ustąpiło miejsca spokojowi i melancholii.
Czuła się jak w transie. Być może dlatego jej mózg dopiero po chwili zarejestrował postać, która dosłownie wyłoniła się z niczego. Ale nie przez podróż cieniem. To było jakby... Zdjęcie Mgły?
Laurel zerwała się na różne nogi.
- Harper?!
Córka Nemezis położyła palec na ustach.
- Ciiii!
Po chwili za jej plecami pojawili się Rachel i Paolo.
Laurel zmarszczyła brwi.
- Przepraszam. Co się dzieje?
- Miałam wizję - odparła Rachel. - Nasza czwórka musi jechać. Nie ma czasu na wyjaśnienia. Ubieraj się!
Laurel nie uważała zostawiania Owena z najadą Alfejosu. Ale nie miała wyjścia. Kiwnęła tylko głową, po czym zaczęła narzucać na siebie kolejne warstwy ubrań. Na dworze zbierało się na burzę.
- Dokąd jedziemy? - zapytała.
Paolo odparł coś po portugalsku.
- Na Manhattan - wyjaśniła Harper. - Wyjaśnienia będą po drodze.
- Nie mówimy reszcie?
- Nie ma czasu.
Tak oto pewnej lipcowej nocy troje półbogów i jedna śmiertelniczka wyruszyli na misję - ostatnią niezbędne do ukończenia pierwszego etapu. Oczywiście, czekało ich jeszcze wiele niespodzianek. Jednak na razie nie mogło marnować czasu na rozmyślania.
Zbiegali ze wzgórza w nadziei, że nie natkną się na żadną z driad. Harper zostawiła liścik na łóżku i to powinno wystarczyć.
Kolejna przygoda czekała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top