Rozdział 32

Wyglądali zaskakująco dobrze jak na herosów, którzy właśnie wrócili z misji.

Może poza tym, że Travis wyglądał, jakby nie obudził się jeszcze z głębokiego snu, a Billie ściskała jakiś rulon i miała minę sugerującą jasno, że, jeśli ktoś podejdzie zbyt blisko, może go nim zabić.

Jakoże Connor próbował jakoś uświadomić bratu, że już wrócili i wypadałoby wszystko podsumować, jedyną osobą zdolną do opowiadania była Lavinia. Streściła wizytę u Łowczyń Artemidy, a na koniec opisała próbę dotarcia do Obozu Herosów. Powód zmartwień Travisa natychmiast stał się jasny.

- To niemożliwe, że obozowiczów tam nie ma - wymamrotał Nico. - Czuję, że nie są nawet jakoś specjalnie blisko śmierci.

Owen wbił wzrok czekoladowych oczu w mapę, którą zdecydowali się położyć na stole, by później na spokojnie ją odwinąć.

- To, że ich nie ma, nie znaczy, że nie żyją - stwierdził. - Mogli się gdzieś przenieść.

Laurel spojrzała na niego spode łba. Nic nie powiedziała, a kosmyki długich, jasnych włosów nasuwały się jej na twarz.

Paolo wygłosił jakiś komentarz w swoim języku. Znów nikt go nie zrozumiał. Chłopak najwyraźniej nie wymagał jednak odpowiedzi, bo zaraz po wypowiedzeniu tego odwrócił wzrok i westchnął. Zapewne mówił: Beznadziejne to wszystko... Albo coś mocniejszego.

Diana zmarszczyła brwi.

- Przenieść?

- No, tylko sugeruję - odparł szybko Owen.

- To w sumie możliwe - przyznał Will. - Ale na razie mamy za mało informacji.

Lavinia wystukiwała nogą pod stołem jakiś rytm - widocznie jej ADHD dawało o sobie znać.

- Możemy już obejrzeć mapę? - zadała pytanie, które nękało wszystkich.

Najada Alfejosu skinęła szybko głową i już wyciągnęła rękę, żeby zobaczyć podarunek od Łowczyń Artemidy, gdy Rachel ją powstrzymała. Złapała mapę i przysunęła ją do siebie.

- Zaczekaj.

Zielone oczy dziewczyny błyszczały. Nie potrzebowała w tej chwili słów, by dać wszystkim do zrozumienia, że ma jakąś informację.

- Nie zauważyliście, że, bo ja wiem, kogoś brakuje? - spytała z przekąsem, lustrując wzrokiem każdego po kolei.

Travis nagle oprzytomniał. Wyprostował się i zwichrzył ręką włosy.

- Że ci nowi? Z misji specjalnej?

- Brawo, Sherlocku - mruknął Nico, który nadal nie wiedział, co o tym sądzić, ale nie mógł pohamować się od komentarza.

Travis spojrzał na niego ponuro. Błękitne tęczówki zdawały się ciemnieć wraz z jego nastrojem.

- Nie o to chodzi. Dostałem iryfon od tego chłopaka. Luis, czy jak mu tam. Powiedział, że mają oboje ważną sprawę w swoich domach i nie będzie ich jakiś czas.

Aloes zmarszczyła brwi, smarując ramiona specjalną mazią i poprawiając łokciem zielone włosy.

- Tak, ja też dostałam iryfon.

Rachel zrobiła taką minę, jakby zaraz miała eksplodować od środka, wysadzając wszystko w promieniu dwustu kilometrów.

- Nie rozumiecie? Oni mogą nas szpiegować! Pewnie już nigdy nie wrócą, albo wrócą, żeby nas zabić, albo...

Will wywrócił oczami. Harper przechyliła głowę.

- Jesteś pewna, Rachel?

- Jasne, że tak! Przecież oni od początku byli podejrzani. A my byliśmy głupi, bo nie zwróciliśmy na to uwagi. Zdobyli już tyle informacji, że mają nas praktycznie w garści.

Will w końcu nie wytrzymał. Wiedział, że sytuacja była poważna. A jednak parsknął śmiechem.

- Wybacz, nie potrafię sobie wyobrazić tego chłopaka w roli czarnego charakteru. - Rachel już miała odpowiedzieć, ale on podniósł rękę. - Tak, tak. Zdaję sobie sprawę, że to może być gra. Jednak nie powinniśmy ich osądzać, dopóki nie zdobędziemy wystarczającej ilości dowodów, nie sądzicie?

Zapadła na chwilę cisza.

Owen przypomniał sobie, jak spotkał Luisa Warda po raz pierwszy. Zobaczył go na wzgórzu, pochłoniętego rozmową przez telefon. Przyszedł pod koniec, więc nie usłyszał wiele z rozmowy - zwłaszcza, że z takiej odległości nie mógł rozpoznać słów rozmówcy. A jednak, gdy podszedł bliżej, syn Chione strasznie się zdenerwował. Panika w jego fiołkowych oczach, nerwowe przeczesywanie blond włosów i to spojrzenie... Faktycznie. Owen miał problem z wyobrażeniem go sobie jako geniusza zła.

A jednak pozory mylą. Jako półbóg miał już wiele okazji, by się o tym przekonać.

Przez chwilę chłopak nie wiedział za bardzo, co o tym sądzić. Nagle... Lavinia Asimov podniosła rękę.

To było tak niespotykane zjawisko, że aż śmieszne. Córka Terpsychory słynęła z ruchliwości. A teraz siedziała spokojnie. I unosiła rękę - jak na lekcji.

- Ja... też ich podejrzewam.

Zwróciła się do jednej z nimf - drobnej, niewysokiej, którą z trudem dało się dobrze zobaczyć.

- Prawda, Echo? - spytała, a gdy Echo jej potaknęła, przystąpiła do opowieści.

Jak twierdziła, jeszcze tego ranka Luis wymknął się do jakiejś kawiarni, a tam spotkał jej znajomego z Obozu Jupiter, Tylera Clarke'a, potomka Akwilona. Nimfy poszły za nimi, ale nie zdołały usłyszeć rozmowy. Gdy chłopcy wychodzili, zjawiły się tam karpoi. Później duchy natury nie zdołały już śledzić poczyna chłopaków, ale potwory nie wróciły.

Po streszczeniu całej opowieści najada Alfejosu zamyśliła się.

- Ym, faktycznie. Luis i Lea spóźnili się na pożegnanie.

- Zaraz, zaraz - wtrącił Connor. - Mówisz o jakimś Tylerze. Jak dużo osób jest w to wmieszane?

- Wydaje mi się, że więcej, niż myślimy - westchnęła Diana. - Słuchajcie, miałam ostatnio taką wizję.

Opowiedziała o swoim śnie z dwoma bogami, Morosem i Ikelosem. Gdy skończyła, Harper podniosła na nią pełen zaskoczenia wzrok.

- Dlaczego wcześniej nie wspomniałaś?

- Lavinia, może trzeba się skontaktować z Obozem Jupiter... - zaczął mówić Will, zanim Diana odpowiedziała.

- Dobrze więc - Rachel wstała. - Mamy już więcej dowodów. Jesteśmy śledzeni!

Oczy wszystkich zwróciły się na kapłankę Apollina i ponownie zapadła głucha cisza.

Minęło jakieś dziesięć sekund. Dziesiątki nimf, gromadka herosów - nikt nie wygłosił komentarza. Nawet Paolo nie wysilił się, by podnieść atmosferę jakimś portugalskim tekstem, którego nikt by nie zrozumiał.

I w tym najbardziej nieoczekiwanym momencie odezwała się Laurel Spencer. Zagarnęła miodowe loki za uszy, po czym podniosła oczy koloru bezchmurnego nieba.

- Prawdopodobnie tak - oznajmiła. - Ale najlepiej będzie, jeśli nic z tym nie zrobimy.

Wzrok wszystkich przeniósł się teraz na nią. Owen wytrzeszczył oczy.

- Laurel...

- Oni chyba nie mają nas za skończonych idiotów, prawda? Każdy na naszym miejscu, jak tylko by się zorientował, że jest śledzony, wyniósłby się jak najdalej. Dlatego możemy zrobić dokładnie odwrotnie. A poza tym, to nie mamy się za bardzo gdzie wynieść.

- A jeśli wczepili nadajniki? - zapytał z powątpieniem Nico.

- Przeszukamy się później - odparła Laurel. - Po prostu nie spuszczajcie gardy, zrozumiano? Pokażcie teraz mapę.

Billie nie czekała na pozwolenie ze strony reszty. Wreszcie mogła rozwinąć rulon. Wychyliła się do przodu i rozłożyła mapę.

To, co się ukazało, zszokowało chyba wszystkich. Nimfy siedzące dalej zaczęły się przepychać, by dojrzeć, co takiego zadziwiło herosów.

Spodziewali się tradycyjnej mapy z zaznaczonym szlakiem drogi i narysowamymi miejscami. Tymczasem na bladożółtym pergaminie ukazał im się tekst zapisany wierszem.

Herosów zgubionych gromada
Co ciężka czeka ich zdrada
Wyzwanie trudne podejmie
Po wymuszonym rozejmie
Znak zaś w miejscu się pojawi
W którym jeno pozostawi
Wróg ich drzewo Runem okryte
Tajemnice zostaną odkryte
Gdy tylko końca już dobiegnie
To starcie, w którym wielu polegnie

- To brzmi jak... no, przepowiednia - powiedział Will.

I natychmiast przeniósł wzrok na Rachel Dare.

Twarz dziewczyny zrobiła się tak czerwona jak jej włosy.

- Nie wiem... Nigdy nie mówiłam niczego takiego.

- A może wypowiedziałaś przepowiednię, kiedy byłaś sama? - zasugerował Owen.

Ale Rachel pokręciła głową.

- Nie. Apollo mi to kiedyś objaśnił. Przepowiednie są ważne i nie mogą się zmarnować. Dlatego duch Delf zawsze przemawia w odpowiednich momentach.

Nico wpatrywał się w linijki przepowiedni, usiłując je zapamiętać. Diana wyciągnęła miecz i zaczęła przerzucać go z ręki do ręki.

- Wszystko świetnie, ale spodziewałam się tu cholernej mapy. Dlaczego dostaliśmy zamiast niej cholerny wierszyk?

Odłożyła broń na stół, wstała i podniosła mapę, zanim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać. Obróciła na drugą stronę. I tam...

- Jest! - zawołała z satysfakcją, kładąc pergamin na stole, żeby wszyscy mogli go zobaczyć.

Natychmiast zebrani zaczęli się przepychać. Nimfy deptały sobie nawzajem sukienki, żeby podejść bliżej. Paolo i Travis omal nie zrzucili siebie nawzajem z ławki. Diana zmarszczyła brwi, patrząc na ten chaos.

- Spokój!!! - krzyknęła równocześnie z Opi, po czym zapadło milczenie.

Opuncja pochyliła się nad mapą i zaczęła wszystko głośno opisywać, tak, żeby każdy dokładnie usłyszał.

- Tu jest rysunek jakiegoś skrzyżowania - poinformowała, wodząc palcem po pergaminie. - A tutaj płynie rzeka. Jest zaznaczony punkt tuż przy skrzyżowaniu...

Nagle wytrzeszczyła oczy.

- Chwileczkę...

Nico wychylił się zza jej pleców.

- To mapa Podziemia - wydedukował, choć sam był trochę zaskoczony.

- Więc mamy wyprawić się do Hadesu? - Will automatycznie się skrzywił.

Owen przysunął się nieco do Opi, by móc obejrzeć mapę bliżej. Omiótł ją pospiesznie wzrokiem, po czym zwrócił się do Willa.

- Stresujesz się spotkaniem z teściem?

Nimfy zachichotały. Diana i Harper się uśmiechnęły, a nawet braciom Hood wrócił nieco humor. Nico odwrócił wzrok.

Will już dawno się tak publicznie nie zaczerwienił.

- Cicho bądź. Kto niby powiedział, że to ja jadę?

- Tutaj jest napisane - Owen wskazał na róg kartki. - Drobnym druczkiem, widzisz?

Will pochylił się. Dopiero teraz zauważył, że niewielką, niedbałą czcionką widnieje tam napis: "Uczestnicy". A pod nim wypisano cztery nazwiska.

- I Nico jedzie z tobą - dodał Owen. - Ja też. Diana też.

Córka Aresa wcisnęła się między dwóch chłopaków i objęła ich ramionami.

- No to co, jedziemy? - zerknęła na syna Hadesa. - Nico?

Di Angelo zmarszczył brwi.

- Ale że teraz?

- A na co mamy czekać? - Diana zwinęła mapę. - Możemy to chyba zabrać, choć nie wiem, kiedy spełni się zapisana tutaj przepowiednia. Musimy znaleźć klucz do tej głupiej skrzynki.

- Jedna uwaga - odezwała się Opi. - W pierwszej przepowiedni jest mowa o Dwójce tych, co klucz zdobędą, prawda? I chodzi o Owena i Harper. A teraz...

- Przepowiednie często są niejasne - wtrąciła Harper. - Najchętniej pojechałabym z wami, ale może lepiej, jeśli będziemy się trzymać zapisku na mapie. Gdy dotrzecie na miejsce, wszystko stanie się jasne.

- I zapewne bardziej popaprane, niż jest - westchnęła Diana, całując ją w policzek. - Ja w to wchodzę.

Spojrzała na chłopaków. Owen i Nico kiwnęli głowami. Will wziął głęboki wdech, ale zrobił to samo.

- W porządku - rzekł.

Diana uśmiechnęła się.

- Znakomicie! A więc, Nico...

- Ale zaczekaj - poprosił Will. - Pójdę po podręczną apteczkę.

I pobiegł.

Aloes uśmiechnęła się do herosów.

- Cieszę się, że zabieracie ze sobą lekarza - oznajmiła. - Mogę wam dać trochę swoich lekarstw. Uważajcie na siebie, dobrze?

I zaczęła dzielić się swoimi radami na temat ewentualnych obrażeń po walce. Półbogowie słuchali jej z szacunkiem.

I chyba nikt nie zauważył, że Laurel Spencer przygląda się swojemu chłopakowi dużymi, smutnymi oczami. Nawet on sam.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top