Rozdział 17
- To chyba czas, żeby zawołać Annabeth - stwierdziła ponuro Diana, grzebiąc w plecaku, który miała zabrać na misję.
- Dlaczego? - spytał Connor. - Świetnie sobie radzimy. Wzięłaś gorzką czekoladę, Harper?
- No jasne! Spakowałam też trochę dla Owena.
- Ale to miały być tylko najistotniejsze rzeczy - przypomniała Diana. - Te komiksy są zbędne.
- Owen je uwielbia - Laurel stanęła po stronie Harper. - Bez nich jak bez powietrza.
- Ludzie, nie umiecie się pakować - powiedziała Diana. - To ile mamy pieniędzy?
Connor otworzył portmonetkę, którą trzymał w kieszeni szortów, po czym przeliczył pospiesznie złote monety.
- Sześćdziesiąt złotych drachm. Dla każdego z nas.
Harper zajrzała mu do ręki, zaskoczona.
- O rany. Jakim cudem wyprosiłeś tyle od Chejrona?
- Miałem prosić?
Wtedy drzwi domku numer jedenaście otworzyły się i głowę wsunął Will Solace.
- Jesteście gotowi?
Diana westchnęła. Teoretycznie, mieli wyjechać dopiero wieczorem, ale razem ustalili, że przygotują się wcześniej - na wszelki wypadek. Ostatecznie dobrze wyszło, że wzięli się za to przed czasem, bo okazało się, że w ogóle nie potrafią wybierać najważniejszych rzeczy. Bracia Hood zawsze brali identyczne bagaże, niezależnie od tego, czy jechali na tydzień, czy na jeden dzień, więc i tym razem spakowali się w zwykłe plecaki, wypełnione istotnymi przedmiotami, ale też zbędnymi rupieciami. Diana próbowała jakoś im pomóc, jednak sama nie radziła sobie z tym najlepiej. Rzadko gdzieś wyjeżdżała.
Ale gdy Will ją zapytał... Spojrzała jeszcze raz do plecaka. Nie należał do lekkich, ale bywało gorzej. Wśród niepotrzebnych rzeczy znajdowały się też te istotne. No i miała też te ubrania, które teraz nosiła: obozową koszulkę na cienkich ramiączkach, szorty moro, czarne adidasy i dżinsową kamizelkę. Oraz naszyjnik z paciorkami z pięciu lat spędzonych w Obozie Herosów. Dodając to tego wszystko, co spakowała, mogła chyba uznać, że jest gotowa na wyprawę.
Connor odsunął kolejną szafkę, po czym zaczął w niej grzebać, aż wreszcie coś wyciągnął.
- Mamy proce. Chce ktoś?
Travis nawet nie pytał i wziął mu jedną z ręki, a następnie umieścił ją w swoim plecaku.
Will zmarszczył czoło.
- Proca na gumkę i kamienie? Do walki z potworami?
Connor uśmiechnął się.
- Nigdy nie wiadomo, co się przyda. Dobra. Ja jestem gotowy.
Wstał i rzucił plecak na bok, żeby móc go później zabrać i razem z Travisem i Dianą wsunęli wszystkie śmieci pod czyiś śpiwór, ignorując propozycję zrobienia porządku Harper.
- Niedługo obiad - oświadczył Will, a zaraz po jego słowach rozległ się dźwięk konchy. - O, właśnie. Idę zaprowadzić domek.
Travis i Connor wymienili spojrzenia. Oni też musieli jak najprędzej zebrać wszystkich z jedenastki. Diana i Harper pożegnały się, dziękując przy okazji za ofertę zabrania jakiś drobiazgów z domku Hermesa, po czym pobiegły do piątki i szesnastki. Clarisse LaRue i Damien White już tam czekali.
Już chwilę później herosi zbierali się nad ogniskiem, by złożyć boskim rodzicom ofiary. Harper wlepiła wzrok w swój talerz. Kolejka przed nią szybko się posuwała. Dziewczyna odczekała, aż Percy wrzucił w ogień niebieskiego naleśnika, mówiąc: "Dla ciebie, Posejdonie", a potem sama zbliżyła się do oddania ofiary.
Kiedy podczas roku szkolnego przyjechała tutaj razem z bratem, Leonem, Dianą, Percy'm i Nikiem, nienawidziła tego zwyczaju. Nie potrafiła dostrzec w bogini zemsty swojej matki. Teraz jednak sporo się zmieniło.
Odłamała kawałek żeberka. Większość półbogów decydowała się na krótkie zwroty do olimpijskich ojców lub matek. Ale ona miała Nemezis tyle do powiedzenia! O niebezpieczeństwie, jakie ją czekało, o tej tajemniczej nimfie... Jak to zamknąć w jednym zdaniu?
Język jej się plątał, zanim cokolwiek powiedziała. A gdy już otworzyła usta, wyrzuciła z siebie po prostu:
- Przyjmij to, matko.
Proste, krótkie trzy słowa. Ostatecznie tylko na tyle się zdobyła. Po chwili dodała jednak w myślach: "Postaram się cię nie zawieść".
Wróciła do stołu i usiadła obok Damiana. Jej brat wściekle atakował swój obiad, jedząc go niemal tak szybko jak Percy Jackson.
- Dziś wieczorem wyjeżdżacie, prawda? - wymamrotał do Harper.
Potaknęła.
- Cholerny Owen McRae... Złapał najlepszy transport - burknął grupowy, po czym wsadził sobie do ust potężny kawał mięsa. - Iryfonujcie do obozu, dobra?
- Nie ma sprawy. Będę ci mówić o wszystkim, jeśli chcesz.
- Mhm. To okej.
Damien przełknął swoją porcję, a następnie spojrzał na stolik numer dziesięć. Piper McLean była w doskonałym humorze, bo Drew Tanaka usiadła na końcu ławki, najdalej od niej. Grupowa próbowała rozmawiać z Laurel, która jednak wydawała się jakaś ponura.
Czekoladowe oczy Damiena rozbłysły.
- Słyszałaś o sprawie szpiega, prawda?
Harper zlustrowała brata uważnie wzrokiem.
- Tak. A co, masz jakieś podejrzenia?
Pamiętała, jak wściekły był Damien, kiedy Sherman Yang oskarżył go o zdradę. Harper nie mogła uwierzyć tej szalonej teorii syna Aresa. Ufała bratu. A jednak... w obecnej sytuacji nikt tak naprawdę nie był niczego pewien.
Damien przeżuwał swoje udko, rozglądając się po pawilonie tak, jakby każdemu obozowiczowi rzucał wezwanie do walki.
- Nie wiem, czy mogę nazwać to podejrzeniami. Słyszałem plotkę, że szpiegiem jest...
Dyskretnie wskazał przed siebie. Harper wytrzeszczyła oczy.
- Laurel? Niemożliwe. Może ostatnio zachowuje się dziwnie, ale...
- Wiem, wiem - przerwał chłopak z zadziwiającym jak na niego spokojem. - Ale wiesz, gdyby Spencer faktycznie zdradziła... mało prawdopodobne, choć nie niemożliwe.. to nie zachowywałaby się tak podejrzanie. Chyba, że to gra w grze - uśmiechnął się trochę starasznie. - Właściwie to każdy w tej chwili może wbić nam nóż w plecy.
Odłożył sztućce na stół, przez co zabrzęczały i skrzyżował ręce za głową, rozciągając się.
- Tak naprawdę to nie podejrzewam nikogo konkretnego. Ale spodziewam się zdrady od kogoś najbardziej niepozornego, czyli albo od herosa, który dotąd nie brał udziału w żadnej podejrzanej akcji, albo wręcz przeciwnie - ktoś z Wielkiej Siódemki, opcjonalnie Nico di Angelo. Możliwe też, że jakiś obozowicz zdradził nas nie z własnej woli, ale dlatego, że był szantażowany. Patrząc z szerszej perspektywy, to może nawet nie jest półbóg. Może nawet Chejron, satyr, nimfa... Na przykład ta najada Alfejosu. Pojawiała się tu raz na jakiś czas i nie wiadomo skąd. Mogła zdobyć sporo informacji.
- Proszę, zostań detektywem.
Damien przeczesał ręką czarne, podniesione nad czołem włosy do tyłu. W jego oczach tańczyły diabelskie iskierki.
- Ha. Ale wiesz co, wracając do tej najady... Nie sądzisz, że to ona stanowi powód tej nagłej zmiany Laurel? Może to po prostu zazdrość? - spytał rozbawionym tonem.
Zanim mózg Harper zdołał zapisać informacje, ktoś podszedł do ich stolika.
- Em... przepraszam?
Odwrócili się i zobaczyli satyra o bujnych, brązowych włosach, z których wyłaniały się dwa rogi. Miał też kozią bródkę, brązowe oczy oraz zieloną koszulkę ekologa. Innymi słowy, najpopularniejszy satyr wśród Greków, który odnalazł Pana: Grover Underwood.
- Wszystkie duchy natury są bardzo przejęte tym, co się teraz dzieje... No wiecie, akcja z Chaosem i w ogóle. Udało nam się skontaktować z nimfą Alfejosu. Znamy już adres, więc nie musicie się o nic martwić.
I podsunął Harper niewielką, żółtawą kartkę z zapisanym markerem adresem, który trochę się rozmazał. Damien, a także kilkoro innych dzieci Nemezis pochyliło się nad nią.
- Brooklyn? - zapytała zdziwiona Astrid.
Harper wzięła kartkę.
- Najwyraźniej. - Podniosła wzrok. - Dzięki, Grover.
Satyr uśmiechnął się.
- Yyy, w porządku. I powodzenia.
Po czym odbiegł, nie czekając na odpowiedź.
Po obiedzie, jak tylko Harper poinformowała pozostałych uczestników misji o uzyskanej od Grovera wiadomości, Damien ją zawołał nad ognisko Hestii. Oświadczył, że chce porozmawiać. Trochę ją to zaskoczyło, ale cóż - posłuchała. Najpierw załatwiła łazienkę, a potem udała się w wyznaczone miejsce.
Damien już czekał. Trzymał pod pachą jakiś zwinięty rulon, a poza tym - jak to Damien White - siedział z jedną nogą założoną na drugą, podtrzymując kostkę i pił wodę z dużej, plastikowe butelki.
Harper podeszła do niego i usiadła.
- Jestem. Chciałeś o czymś pogadać.
Chłopak kiwnął lekko głową.
- Aha. Ważna sprawa. - Rozłożył rulon, który okazał się być mapą Obozu Herosów. - Nie jestem dzieckiem Ateny, nie potrafię planować tak dobrze jak Annabeth czy Malcolm. Ale coś zauważyłem i muszę ci o tym powiedzieć, zanim wyjedziesz. Chcesz? - pokazał swoją butelkę.
Półbogini przytaknęła, po czym odebrała od niego wodę i upiła łyka. Gazowana - stwierdziła po chwili, oddając ją bratu.
- No dobra. Na co wpadłeś, Damien?
Heros pochylił się nad mapą.
- Pamiętasz, co działo się, kiedy ostatnio tu przyjechałaś? Jeszcze przed wakacjami.
Harper momentalnie poczuła, jak coś skacze jej w żołądku. To nie były przyjemne wspomnienia.
- Ach... tak - mruknęła. - Bariera zniknęła. Atak na obóz. Domek Ateny myślał o tym razem z Chejronem, ale zaraz po bitwie ochrona wróciła. Jesteś w stanie stwierdzić przyczynę? Albo uważasz, że to niebawem stanie się znowu?
- Niewątpliwie tak. - Damien nie owijał w bawełnę. - Choć nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje. Spójrz.
Dziewczyna dopiero teraz zauważyła drobne punkciki i napisy zaznaczone słabym ołówkiem na mapie.
- Chiara i Cecil podwędzili to z szóstki - rzekł. - To jakiś plan na wypadek, gdyby atak się powtórzył, choć niezbyt dopracowany.
Harper zaczęła analizować mapę.
- Latem jest nas więcej, więc mielibyśmy większe szanse. Ale z drugiej strony, siły wroga też wzrosły. A na tym planie nikt nie chroni Wielkiego Domu.
- Racja, to poniekąd problem - Damien się wyprostował. - Musimy więc być gotowi, Harper. Atak może nastąpić w każdej chwili.
Zapadła chwila ciszy. Dziewczyna lustrowała mapę wzrokiem, zastanawiając się, jak lepiej rozłożyć oddziały półbogów, żeby ochronić cały obóz. Zanim jednak zdążyła na cokolwiek wpaść, rozległ się huk... huk gdzieś u góry.
Zaskoczona, spojrzała na niebo. Powietrze zadrżało, a następnie zaczęły się pojawiać chmary latających potworów. W tym samym czasie gromada tych biegających dostała się na wzgórze.
Przez chwilę Harper czuła się jak w transie. Nie. Po prostu... nie. To nie mogło się dziać.
Damien White zerwał się na równe nogi i dobył noża, który miał przypięty do pasa.
- W każdej chwili... A więc nawet teraz. Cholera.
Po tych słowach w Obozie Herosów rozpętała się panika.
_______
Dam, dam, dam.
Dzięki za przeczytanie! A jak ktoś chce "spoiler", to w następnym rozdziale będzie Caleo.
Ave!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top