Rozdział 4

Już z jeziora dziewczyna
Ciąg zagadek zaczyna
Greków cała dziewiątka
Z jedną Rzymianką się spotka
I towarzyszyć będą
Dwójce tych, co klucz zdobędą
Lecz ruszyć jedynie mają
Ci, co w sercu znak otrzymają
By, dzieląc się na grupy trzy
Powstrzymali zguby dni

Po wypowiedzeniu tych słów Rachel, jak zwykle, osunęła się na ziemię. Paolo i Damien pobiegli jej szybko na pomoc.

Chejron zwrócił się do herosów. W jego rozumnych, ciemnych oczach błyszczało coś na wzór niezadowolenia. No tak - centaur był przekonany, że po ostatnich sukcesach jego wychowanków zapanuje spokój, przynajmniej na dłuższy czas. Oczywiście, mylił się.

- Nie panikujmy - zwrócił się z typowym dla siebie spokojem. - Możemy na spokojnie zacząć analizować...

Owen nie potrafił się powstrzymać.

- Wiedziałem! - zawołał. - To ta najada! Znasz ją, Percy?

Percy spiął ramiona.

- Zdarzało się... że potrzebowałem wsparcia, w różnych sytuacjach. Na przykład, w oczyszczaniu czyiś stajni...

Owen natychmiast sobie przypomniał. Jeszcze w roku szkolnym słyszał od syna Posejdona tę opowieść: o jego podróży do Labiryntu i o tym, jak musiał tam uporać się z zawalonymi gnojem stajniami Geroina. I... tak, wspominał o nimfie, która mu pomogła.

- I ta najada mówiła o Jimmy'm, prawda? - odezwała się Harper. - To znaczy, że on... Miał jakiś plan. Będziemy się musieli z nią skontaktować.

Kiedy tylko wypowiedziała imię syna Hebe, zaczęła wydawać się jakby przybita. I nikt się temu nie dziwił. Owena także ścisnęło w żołądku poczucie winy - jak zwykle.

- Ale według przepowiedni, później pojawi się jeszcze więcej zagadek - rzekła Annabeth. - No i, oprócz ciebie i Owena, potrzebujemy całej dziewiątki - skrzywiła się. - Rzadko wysyłamy tyle herosów na misję.

Clarisse obracała sztylet w dłoni. Jej oczy błyszczały skupieniem i determinacją.

- Dziewięcioro Greków - przypomniała. - Potrzebujemy też jednej Rzymianki. Trzeba się skontaktować z Obozem Jupiter.

Ogółem wszyscy wiedzieli, że po ostatnim rozejmie Clarisse ledwo zaakceptowała rzymskich przyjaciół. Jeśli więc sama oznajmiała, iż trzeba do nich zairyfonować... Cóż, nikt nie miał wątpliwości, że coś było na rzeczy.

- I towarzyszyć będą / Dwójce tych, co klucz zdobędą - zacytował Connor. - Mówiłem! Chodzi o klucz do skrzynki Nakamury.

- Ale ruszyć mają tylko wybrani - dodała Piper.

Leo rozejrzał się.

- No to... czuje ktoś znak w sercu?

Przez chwilę nikt nie śmiał się odezwać. To, że Harper i Owen powinni jechać, było oczywiste. W końcu to oni zostali wybrani. Ale co do ich towarzyszy, mogły pojawić się wątpliwości.

I nagle podniósł się Travis Hood.

- Ja - oświadczył głośno.

Katie wytrzeszczyła oczy.

- Że co? To ja... - zawiesiła głos, jakby coś utknęło jej w gardle. - To ja też!

- Zaraz! - zawołała Piper. - Jesteście pewni, że czujecie to coś w sobie? Wiecie, przepowiednie są ważne. Jeśli pójdzie ktoś, kto nie został wybrany... No, niekoniecznie dobrze się skończy. Nie macie żadnych wahań?

Czaromowę zabarwiła ciekawością w głosie.

Travis pokiwał energicznie głową. Katie jednak spuściła wzrok.

- No... Nie, nie czuję tego - przyznała. - Ale Travis na pewno wpakuje się w coś... I... I...

Leo parsknął śmiechem.

- Hm, jak się o niego martwisz!

Katie zaczerwieniła się dwa razy bardziej niż wtedy, kiedy syn Hermesa objął ją ramieniem. Półbogowie zaczęli chichotać; nawet Chejron nie był w stanie pohamować lekkiego uśmiechu.

Annabeth splotła ręce na piersi.

- Ale Katie ma rację. Jak on pójdzie, to już nie wróci.

Connor porwał kilka krakersów ze stolika i wepchnął sobie do buzi, a potem podszedł do brata i objął go ramieniem.

- A ja też czuję takie ten-tego. I pójdę z Travisem.

Percy machnął ręką.

- We dwóch tym bardziej nie wrócą.

- Ej! - zaprotestowali razem bracia Hood.

- Niech z nami idą - powiedziała Harper z uśmiechem. - Są bystrzy, przydadzą się.

- Słyszeliście? - Connor wypiął pierś. - Jesteśmy bystrzy.

Owen wyjątkowo zgadzał się z siostrą. Nie chciał nadto podbijać Hood'om ego, aczkolwiek fakt, byliby użyteczni.

- No dobra - powiedział Owen. - Ktoś jeszcze!

Za jego plecami rozległa się mieszanka portugalskich słów. Chłopak odwrócił się, stając twarzą w twarz z Paolem, grupowym domku Hebe. Mówił coś do niego, ale Owen niczego nie zrozumiał.

Aczkolwiek... To miało sens. W oczach Paola malowała się piorunująca pewność siebie. Bądź co bądź, Jimmy był jego bratem, choć ta myśl wydawała się McRae'owi trochę dziwna. W ogóle nie przypominał Mossa. Zamiast niskiego wzrostu, drobnej postury i bladej cery Montes odznaczał się muskularną sylwetką i ciemną skórą. Zamiast gęstych, brązowawych loków miał krótko ścięte ciemne włosy, a zamiast roziskrzonych zielonych oczu - brązowe tęczówki.

Choć właściwie, Owen się z tego cieszył. Nie mógłby spojrzeć Paolowi prosto w twarz, dostrzegając podobieństwa do chłopaka, który zginął przez niego...

Nico zmarszczył brwi.

- Paolo? Na pewno?

Grupowy domku Hebe skinął mu głową.

- A więc mamy już trójkę - oświadczył Chejron.

- Co z resztą? - spytał Will.

- Może otrzymają znaki później - zasugerowała Harper.

Percy strzelił palcami.

- No właśnie. I tak przepowiednia nie mówi, dokąd mamy się udać. Będę musiał skontaktować się jakoś z tą nimfą.

Annabeth zerknęła nieufnie na swojego chłopaka.

- Dasz radę to zrobić?

Percy uśmiechnął się promiennie i zaczesał czarne włosy do tyłu palcami.

- A miałbym nie dać?

I pocałował Annabeth w policzek.

Piper bawiła się koralikiem wczepionym w swój cienki warkoczyk po lewej stronie twarzy.

- Uroczo - powiedziała naprawdę szczerze, zerkając na dwójkę swoich przyjaciół. - No to jak, możemy się chyba rozejść.

Nikt jej nie zaprzeczył.


***

W Nowym Jorku, gdzie wraz z nadejściem lata wszyscy zaczęli chodzić w podkoszulkach i krótkich spodenkach, wysoka, choć smukła postać w długiej pelerynie z kapturem powinna zwracać uwagę przechodniów.

Ale tak nie było. Bogowie utkali Mgłę naprawdę gęsto.

Peleryna, choć lśniąco czarna, nie przyciągała słonecznego ciepła. Toteż gdy Eris weszła do swojego ulubionego klubu i zdjęła okrycie, nie spociła się ani trochę. Miała na sobie czarną suknię z głębokim dekoltem ciągnącą się aż do ziemi. Czekoladowe włosy opadały jej na ramiona. Spojrzenie ciemnych oczu, otoczonych mocnym i wyrazistym makijażem, było naprawdę groźne.

Bogini nawet nie potrudziła się, by zawiesić pelerynę na wieszaku czy krześle. Cisnęła ją na ziemię i podeptała nogą.

- Nie wierzę! - wrzasnęła ze złością. - Ja nadal w to nie wierzę!

Żaden ze śmiertelników nie zwrócił na nią uwagi.

Podeszła jeszcze wyższa kobieta, osnuta czernią.

- Nie powinnaś tak tego przeżywać, córko - oznajmiła.

- Nie powinnam! - prychnęła Eris. - On nas zdradził, matko! Nasz najbliższy sojusznik! I jeszcze zginął! Odebrał panu moc, razem z tym żałosnym półbogiem!

- Jeśli będziemy pracować, pan w końcu odzyska siły - powiedziała powoli Nyks. - Usiądź. Napijesz się czegoś?

Eris nadal była wściekła, ale zajęła miejsce. Nyks pstryknąła palcami i już po chwili nadeszła kelnerka, niosąc mrożoną kawę.

Bogini kłótni chwyciła w obie ręce kubek z ulubionym napojem, po czym zaczęła powoli go sączyć.

- Leo Valdez żyje - dodała żałośnie. - Tak się starałam, żeby złamać tej czarodziejce serce... I nic!

- Będziesz miała jeszcze mnóstwo okazji, żeby zabić herosów - przypomniała jej matka.

- Oni ponoć dostali już przepowiednię - poskarżyła się Eris.

- To nic. Zapomniałaś? Mamy szpiega, który na pewno spisze się doskonale. W dodatku nasza wysłanniczka niedługo zacznie działać.

Eris westchnęła.

- Masz rację, matko. Ale kiedy to się zacznie?

Nyks uśmiechnęła się upiornie.

- Już niedługo. Uwierz mi, już niedługo.

____

Czas na burzę mózgów: kto jest szpiegiem? 😆

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top