Rozdział 2

Nico di Angelo w pełni zdawał sobie sprawę, że słońce o wiele bardziej łapie czarny kolor. Nie był to jednak wystarczająco mocny argument, by przekonać go do założenia choćby odrobinę jaśniejszych ubrań. Nawet, jeśli musiał przez to cierpieć na słońcu, bo Will zaciągnął go na dwór.

- No i co, Kumplu Śmierci? - uśmiechnął się szeroko Solace, po czym zarzucił mu na głowę czapkę z daszkiem.

- No i źle! - krzyknął Nico, zrzucając czapkę. - Poza tym, nie chcę tego nosić.

- Dostaniesz udaru - upierał się Will. - Słońce mocno dziś grzeje.

- No to nie będę wychodził na słońce!

- Ależ ty jesteś beznadziejny.

- Też cię kocham.

Nico złapał Willa za rękę. Podniósł na niego zirytowane spojrzenie czarnych oczu.

- Chodźmy do trzynastki. Usmażę się tu jak jajko na patelni.

Syn Apollina roześmiał się.

- Nie ma mowy! Idziemy. Przejdziemy się, gdziekolwiek chcesz. Nie myśl sobie, di Angelo: pamiętam cię młodszego. Miałeś kiedyś ciemniejszą skórę.

- Ale już jej takiej nie mam!

- Ale mógłbyś mieć, gdybyś zechciał..

- Nie chcę zechcieć móc.

Kłóciliby się dalej, gdyby nie przerwała im Kayla Knowles. Nadbiegła, ściskając mocno swój łuk. No tak - w końcu niedawno skończył się trening. Krótkie włosy miała świeżo ufarbowane, bo z bujnej zielonej grzywy nie wynurzały się żadne odrosty - niemniej końcówki były w kolorze imbiru. Niebieskie oczy połyskiwały z niepokojem.

- Hej, chłopcy! Will! - Kayla wbiegła na schody domku numer siedem. - Julia Feingold źle się czuje. Wpadniesz do niej? Jestem trochę zajęta.

Nie czekając na odpowiedź, wbiegła do swojego domku, zatrzaskując mocno drzwi.

Will westchnął.

- Jasne. Chodź ze mną, Nico.

Syn Hadesa protestował, ale Solace złapał go za rękę i finalnie udali się oboje do jedenastki. Po drodze minęli Dianę i Harper. Dziewczyny dosłownie przed chwilą wyszły z domku Nemezis i szły właśnie szukać obozowej wyroczni, Rachel Elizabeth Dare.

- Jesteś tego pewna? - spytała Diana.

Harper kiwnęła głową.

- Na sto procent, uwierz. W tej skrzynce jest coś niezwykłego. Muszę tylko odkryć, co.

Diana zacisnęła usta. Jej orzechowobrązowe oczy przykrył lekki cień.

- Ale jak dotąd nie działo się nic złego. Nie mieliśmy ataków na obóz. Pamiętasz, przed ostatnim starciem...

- Wiem - przerwała jej córka Nemezis. - Ale minął już miesiąc. Może Chaos postanowi zaatakować teraz znienacka. Pójdziemy do Rachel, może jej trafi się jakaś ciekawa wizja.

- Racja. Jednak mimo wszystko...

Dianie nie było dane nawet dokończyć. W tym bowiem momencie rozległ się krzyk: - Heeeej!

Obie dziewczyny się odwróciły i ujrzały biegnącego w ich stronę chłopaka w spodniach na szelkach, z kręconymi hebanowymi włosami i dużymi brązowymi oczami, skrzącymi się radośnie.

- Nie uwierzycie, co się stało! - zawołał, zanim Diana i Harper zdążyły się przywitać. Jego ręce nieustannie były w ruchu, to zagarniając włosy za uszy, to poprawiając szelki, to macając pas na narzędzia, ciasno zawiązany. - Cecil znalazł przypałowe fotki Drew! Będzie niezły ubaw, chodźcie!

Harper zacisnęła usta. Tak dyskretnie, jak tylko potrafiła, chwyciła swoją towarzyszkę za rękę.

- Idziemy do Rachel, Leo - powiedziała. - Nie możemy.

A tego, co powiedziała, niezmiernie żałowała. Drew Tanaka, była grupowa domku Afrodyty... No, delikatnie mówiąc, nie należała do najsympatyczniejszych osób. Oglądanie jej upokorzenia sprawiałoby chyba każdemu wiele radości. Ale... Nie mogły.

Trzeba jak najszybciej zacząć działać - pomyślała Harper. - Może Chejron wyśle nas na misję. To musi się stać jak najszybciej.

Leo był wyraźnie zawiedziony. Zwykły, wesoły blask w jego oku przygasł. Ramiona mu opadły.

- No nie! - jęknął. - Jak możecie przegapiać coś takiego? To będzie w dziesiątce, wszyscy idą!

Leo machnął ręką. Harper się rozejrzała. Dopiero teraz spostrzegła, że mnóstwo półbogów zmierza w kierunku domku Afrodyty. Wśród nich dostrzegła nawet Owena i Laurel, trzymających się za ręce i roześmianych.

Przez chwilę dziewczyna poczuła przyjemny dreszczyk emocji. Widowisko, jakie się szykowało, naprawdę ją kusiło. Uległaby zachętom Leona, gdyby nie Diana - która nagle zmieniła zdanie i chciała jak najszybciej biec do Rachel.

- Dzięki, ale nie - powiedziała stanowczo córka Aresa. - Opowiesz nam wszystko później, zgoda?

Nie czekała nawet na odpowiedź. Złapała Harper za rękę i wyminęła Valdeza.

McRae spojrzała na nią ze zdumieniem.

- Co to za zmiana nastawienia?

Diana uśmiechnęła się półgębkiem.

- Pomyślałam sobie, że może masz rację. Chodź.

Udały się do obozowej groty, gdzie, naturalnie, zastały Rachel Elizabeth Dare. Wyrocznia delficka nie zmierzała razem z większością półbogów do domku numer dziesięć. Pewnie nawet informacje o incydencie Markowitza do niej nie dotarły. Nie oznaczało to, że Rachel słynęła z zacofania. Była po prostu bardzo nieprzewidywalna, a poza tym zdarzało jej się zaszyć w swojej jaskini.

Mieszkanie w grocie wielu ludziom mogłoby wydawać się nieprzyjemne i nudne, jednak ta konkretna kapłanka Apollina potrafiła nadać temu miejscu kolorów. Dosłownie. Kiedy Diana i Harper weszły do środka, na małym trójnożnym stoliku leżała książka starannie owinięta folią. Powód zabezpieczenia był oczywisty: Rachel malowała i nie chciała ubrudzić czystych, białych kartek. Miała na sobie krótkie dżinsowe spodenki z dziurami, a poza tym koszulkę z jakimś artystą i cienką flanelową koszulę - pomimo upałów w jaskini panował lekki chłód. Długie ciemnorude włosy zwinięte w mocne sprężynki opadały na ramiona, podpięte na bok dużą spinką. Cały strój Rachel, a także jej nogi, dłonie i loki pokrywały plamy farby. Dziewczyna ozdabiała ściany w tych nielicznych pustych jeszcze miejscach. Umieszczała tam ulubione cytaty oraz własne malowidła. Jej zielone oczy wpatrywały się w ścianę, w którą malowała, z ogromnym skupieniem. Nie zauważyła gości.

Diana i Harper wymieniły spojrzenia i jedna skinęła na drugą. Córka Nemezis odchrząknęła.

- Em, Rachel?

Dziewczyna podskoczyła, aż pędzelek wypadł jej z dłoni. Odwróciła się. Jej policzki wydawały się jeszcze bardziej usiane piegami niż zwykle. 

- Ojć... Nie zauważyłam was! Cześć!

Uśmiechnęła się szeroko.

- Rachel, chciałyśmy porozmawiać - oznajmiła Diana. - To dość ważne. 

- Jasne! - Rachel odłożyła owiniętą w folię książkę i przysunęła dwa krzesła, starając się nie ubrudzić oparć. Było to dość trudne ze względu na jej poplamione farbami palce. 

Harper i Diana usiadły, po czym córka Nemezis streściła wszystko przyjaciółce - o tym, co powiedzieli jej Hoodowie. Nie starała się opowiadać krótko i zwięźle. Opisała wszystko ze szczegółami. Rachel słuchała, co chwilę kręcąc na palcach kosmyki włosów. Kiedy Harper skończyła opowiadać, miała już ciemnozielone pasemka wokół twarzy. 

- Hmmm - wymamrotała, kiwając powoli głową. - To jest ciekawe. Ja... nie miałam żadnych wizji, ale kiedyś, jeszcze dawniej, podczas bitwy o Manhattan, udało mi się dojrzeć Ethana Nakamurę w tłumie. Otaczała go wtedy taka dziwaczna aura. 

Diana zmarszczyła brwi. 

- Nie chodzi ci o to, że po prostu wyczuwałaś jego śmierć? 

Rachel wywróciła oczami. 

- O rany, jasne, że nie. Nie jestem głupia. To było coś innego. Nie potrafię sobie dokładnie przypomnieć tego uczucia, aczkolwiek, hmmm, zastanówmy się. 

W tym momencie do groty wpłynęła smuga zielonej mgły, która natychmiast otoczyła Rachel i zaczęła wirować wokół niej. Dziewczyna szeroko otworzyła oczy. Diana i Harper wymieniły zaniepokojone spojrzenia. 

Trwało to jednak tylko chwilę. Po chwili zielone obłoki wyparowały. Rachel odetchnęła. 

- Duch Delf nie chce przemówić - oświadczyła. - Jeszcze nie teraz. Ale czuję, że niedługo się odezwie. Powiadomię cię wtedy. 

Otarła zieloną farbę z włosów i wróciła do malowania na ścianie. 

- I tyle? - zdziwiła się Harper. 

- Przykro mi, że nie mogę ci jakoś bardziej pomóc - westchnęła Rachel. - Ale spokojnie, nie przez takie rzeczy już przechodziliśmy. Damy radę, z tą całą akcją z Chaosem i w ogóle. Zostaniecie jeszcze trochę? W tej szafce w kącie powinny być miętówki. 

Nagle do groty wpadł zdyszany Percy Jackson. Na twarzy miał promienny uśmiech. Ręce opierał na kolanach; najwyraźniej biegł tu całą drogę, pewnie przez tę całą akcję z Drew. 

- O rety, dziewczyny! - zawołał. - Żałujcie, że tego nie widziałyście! Ale jest jeszcze szansa! Idziecie? 

Rachel wsadziła sobie pędzel za ucho. 

- Wybacz, Percy. Nie mogę teraz, mam wenę. 

Jackson zmrużył oczy, patrząc na nią, a szeroki uśmiech nie schodził z jego twarzy. 

- No dobra. Ale wy musicie! 

To ostatnie zdanie skierował do Harper i Diany. Córka Nemezis zagryzła wargę. 

- No dobra - powiedziała. - Nie możemy przegapić takiej okazji. 

Diana kiwnęła jej zgodnie głową. Pożegnały się jeszcze z Rachel, po czym pobiegły do domku Afrodyty za Percy'm. 





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top