#25
Leżałam na plaży, tuż obok Phoebe i Maxa. Bliźniaki kłócili się o coś, a ja spokojnie wsłuchiwałam się w szum fal.
Na plaży było pełno ludzi, ale na szczęście, o moim na skałach nie wiedział nikt.
Wciągnęłam świeże powietrze i powoli wypuściłam ustami. Szczęście, jakie w tej chwili mnie ogarniało, było wręcz nie do opisania.
W sumie, nie wiedziałam skąd to szczęście. Nagle zerwałam się na równe nogi, przez co Max i Pheobe spojrzeli na mnie zaskoczeni.
Bez słowa popędziłam do morza, a oni za mną. Max chyba zrozumiał, bo zaraz zaczął się śmiać. Wskoczyłam do wody a aktualnie fioletowowłosy po chwili do mnie dołączył.
— Widzę, że już umiesz pływać — Roześmiał się Max.
— Tak — Odpowiedziałam śmiejąc się.
Chlapaliśmy się wodą jak dzieci. Kochałam czasami poprostu oderwać się od doroślejszego życia, i pobawić się beztrosko.
— Wiecie, że jeszcze tylko sześć dni — Mruknęła w końcu Phoebe, nagle stając w miejscu.
— Dlatego musimy je wykorzystać jak najlepiej — Oświadczyłam z perlistym uśmiechem.
— Zgadzam się z tą panią — Potwierdził Max, obejmując mnie ramieniem.
Zarumieniłam się i zachichotałam. Bawiliśmy się dość długo, aż w końcu wyszliśmy.
— Idziemy gdzieś? — Zapytał Max, kiedy ja powycierałam twarz.
— Najpierw do hotelu — Oświadczyłam równocześnie z Phoebe, na co się zaśmiałyśmy. — Muszę zmienić ubrania.
Teraz to już kompletnie wybuchłyśmy śmiechem. Nie wiedziałam, dlaczego to dla nas takie śmieszne, ale przez te parę dni poczułam, że Phoebe jest dla mnie jak siostra z innej matki.
— Więc do hotelu! — Oświadczył trochę zdezorientowany Max, i zaczęliśmy iść do hotelu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top