13XII
Następnego dnia spotkali się ponownie. Ponownie w tym samym miejscu i z tymi samymi uśmiechami. I gdyby Baekhyun miał wybrać sobie swoją ulubioną chwilę, z pewnością wybrałby moment, w którym Chanyeol z zaskoczenia przytulał go od tyłu na przywitanie. Uwielbiał sposób w jaki zwinnie oplatał ramionami jego pas, to, jak niespodziewanie mruczał do jego ucha ciche "hej" i to, jak cudownie ważny się wtedy czuł.
Popołudnie było suche i chłodne, więc żaden nie oczekiwał śniegu, którego płatki spadły z nieba, gdy spacerowali po centrum. Śliskie chodniki były tym, przez co Baekhyun najczęściej lądował w objęciach Chanyeola. Sam nie wiedział już czy to przez swoją niezdarność, czy przez podświadomą chęć bycia obejmowanym przez te ramiona.
"Na pewno nie jest tu zbyt ślisko?" zapytał, stojąc o krok od drewnianego podestu, wybudowanego przy rzece.
"Nie, jest w porządku" uśmiechnął się Chanyeol.
"Na pewno?" Baekhyun nerwowo zagryzł wargę. "Naprawdę nie chciałbym wylądować w wodzie o tej porze roku."
Park jedynie parsknął śmiechem, po czym podszedł do niepewnego bruneta, objął silnymi ramionami jego talię i nim ten zdążył ułożyć dłonie na jego ramionach, uniósł go, po czym zwinnie postawił na podeście.
"Widzisz?" powiedział ściszonym głosem. "Nie jest bardzo ślisko."
Tego wieczoru obydwoje czuli się bardziej swobodnie niż kiedykolwiek wcześniej. Zupełnie, jakby pokonali już ostatnią, dzielącą ich barierę. Po prostu cieszyli się swoim towarzystwem, trzymając splecione dłonie razem, nawet jeżeli mróz sprawiał, że kostniały z zimna.
Tego wieczoru Chanyeol odprowadził Baekhyuna pod jego dom, gdzie długo stali w szczelnym uścisku, ukradkiem pilnując, czy na horyzoncie nie pojawiają się rodzice bruneta. Było zabawnie. Naprawdę zabawnie.
Tego wieczoru Baekhyun chciał pożegnać Chanyeola czymś wyjątkowym i nawet jeżeli niewinny pocałunek w policzek nie jest w obecnych czasach wyjątkowy, to dla nich obojga był. I był to pierwszy raz, kiedy Baek spóźnił się do domu o całe dwadzieścia minut przed wyznaczoną godziną, lecz mimo to niczego nie żałował.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top