I Księżyc

Wiadomość od Autorki!


Łał! To już druga część, jeszcze raz łał. Chciałam bardzo serdecznie podziękować każdemu kto czytał, komentował i polubił pierwszą część o Rose ( Jakby ktoś nie czytał, znajduje się ona na moim profilu) Na czas obecny to ponad 800 wyświetleń i 67 gwiazdek! Po raz kolejny raz łał! Naprawdę bardo wam z całego serca dziękuję.

A co do kolejnych rozdziałów-mogą się pojawiać nieregularnie i będą krótsze niż poprzednie, a przynajmniej taki jest zamiar. Planuje zmieścić się w 17 rozdziałach, ale to się jeszcze zobaczy.




I Księżyc

Weszłam do pokoju i uśmiechnęłam się sama do siebie. Nic się tu nie zmieniło. Z nostalgią przemknęłam ręką po wyblakłej pomarańczowej ścinanie, która nosiła ślady kilku większych lub mniejszych kolorowych plam i rozejrzałam się dokładnie - tyle wspomnień. Siostrzane przepychanki z Karen, jej pierwsze eksperymenty artystyczne, po których mama załamywała ręce widząc jej „dzieła" na świeżo malowanych ścianach. Zabawy w chowanego z ojcem. Kłótnie rodziców, które było słychać z ich sypialni aż tutaj, pamiętam że zawsze wtedy brałam swoją maskotkę - pluszowego tygryska Finna, poduszkę i chowałam się do dużej starej szafy w kącie pokoju i tam zostawałam aż do rana. Skrzywiłam się, nie każde wspomnienie musi być koniecznie szczęśliwe, prawda?

Moją uwagę zwróciło zdjęcie, które stało oparte o toaletkę naprzeciw łózka, nie pamiętam żeby ono kiedykolwiek tu stało - pomyślałam biorąc fotografię do ręki, prawa jej część była poszarpana. Dlaczego ktoś miałby niszczyć zdjęcie? Zdziwiłam się i przyjrzałam się fotografii, przedstawiła ona moich rodziców jakieś dobre 10 lat temu, mama stała i opierała się bokiem o ojca, który trzymał na ręce malutkie dziecko wtulające twarz w zgięciu jego szyi, a sama trzymała za rękę dziecko o burzy kasztanowych włosów. Zdjęcie było zrobione przed domkiem nad jeziorem do którego kiedyś jeździliśmy każdego lata aż nie przeprowadziłam się do Beacon Hills. To pierwsze dziecko to pewnie Karen więc drugie musi być mną, tylko dlaczego nie pamiętam by kiedykolwiek było robione? Obróciłam zdjęcie z nadzieją na jakakolwiek poszlakę, instynkt nie zawiódł, na odwrocie była data:

Lipiec 14:

Dom letniskowy nad jeziorem ...

Okej, to jest dziwne, nawet bardzo, musiałam mieć przynajmniej sześć lat, więc powinnam TO pamiętać a jednak w mojej głowie wieje pustka. I dlaczego czuję że powinnam to pamiętać ? Że omija mnie coś ważnego?

Z pewnym wahaniem odkładam zdjęcie na swoje miejsce.



-A tobie co? - zmęczona unoszę wzrok znad parującego kubka z kawą i spoglądam na Petera, który ze swoją własną kawą w żółtym kubku z napisem „Szef już tu jest" siada koło mnie zajmując swoje miejsce przy stole.

-Ciebie też miło widzieć Pete, świetnie jak widać - dzięki że pytasz. Przez mikrosekundę wydawało mi się że się o mnie martwisz ale już mi wróciło jasne myślenie - prychnęłam, podpierając ręką głowę, która jakoś nie chciała być prosto.

-Mniej sarkazmu bo jeszcze się udławisz - powiedział Peter i przyjrzał mi się dokładnie po czym ciężko westchnął.

-Znowu nie spałaś dobrze tej nocy ? I nawet nie próbuj kłamać - dokończył widząc, że już otwierałam usta z zamiarem okłamania go... cóż nie powiedzenia całej prawdy - brzmi lepiej. Bo co? Mam się skarżyć że nie mogę w nocy spać? Dajże spokój. Mieszkamy w Beacon Hills, tu co tydzień się coś dzieje, jak nie wiedźmy to harpie, jak nie harpie to kartkówki i tak w kółko. Przy tym moje nocne problemy to pikuś.

-I co będziesz tak milczeć?-

-Miałam nie kłamać więc milczę - biorę kubek do rąk i pociągam spory łyk kawy, przyjemne ciepło rozlewa mi się po żołądku. Mam nadzieję że kawa pobudzi mnie do życia, bo jak tak dalej pójdzie słabo coś widzę tą dzisiejszą kartkówkę z matematyki.

-Nastolatkowie - prychnął pod nosem mężczyzna przewracając oczyma przy okazji zapinając górne guziki swojej białej koszuli. Wcale a wcale nie śledziłam jego ruchów kątem oka, na ale co ja na to poradzę, że to czasami jest silniejsze ode mnie?

-Dzieci, ryby i zombie głosu nie mają - burczę pod nosem niezadowolona, tym razem otwarcie przyglądając się Peterowi, kto by pomyślał że minęło już pół roku? Na pewno nie ja. Na początku wszyscy podchodzili sceptycznie do naszej relacji, no prawie wszyscy nie licząc Stiles - cieszył się jak dziecko, a Derek marudził że długo nam zeszło.

Zajęło trochę czasu aż reszta się przyzwyczaiła do sytuacji, a w tym ja - Peter nie jest łatwy w obsłudze. Zmienił się, dalej kręci i mataczy ale zmienił się, nawet znalazł pracę - nikt nie wie jaką, co samo w sobie powinno martwić ale obiecał że to nic „nielegalnego i niebezpiecznego" więc zobaczymy co z tego wyniknie. Życie z Peterem nauczyło mnie jednego - bądź cierpliwa i nie bierz wszystkiego do siebie... to w sumie dwie rzeczy. Jak sam twierdzi przed przyszłymi teściami trzeba się odpowiednio prezentować i zrobić dobre drugie wrażenie.

I wszystko było by dobrze, gdyby nie te sny, które mnie dręczą już od tygodnia. Nie są to koszmary ale jednak kiedy się budzę czuję dziwny uścisk w klatce piersiowej. Pewnie każdy miał kiedyś takie uczucie, że czegoś zapomniał a potem niezależnie jak by się nie starał, nie mógł sobie przypomnieć o co chodziło.

Ja mam ostatnio tak cały czas.

Śni mi się mój pokój w rodzinnym domu. Ale nie wygląda tak jak go zostawiłam, przypomina jeszcze mój stary pokój kiedy miałam jakieś siedem-osiem lat, przechadzam się po pokoju i wspominam rzeczy które jeszcze się nie zdarzyły a jednak je pamiętam, a potem znajduje to zdjęcie... I koniec... to tyle i tak noc w noc.

-Rose-

-Co?- pytam się zamyślona. Niebieskie oczy spoglądają na mnie zmartwione.

-Nie wyglądasz najlepiej i mówię teraz całkowicie poważnie, Rose może lepiej zostań w domu i odpocznij? Jeden dzień wolny od nauki cię nie zbawi - stwierdził i pogłaskał mnie po policzku wierzchem dłoni, przymknęłam oczy a w mojej klatce piersiowej zabrzmiało ciche mruczenie. Dobra, jeszcze chwila a złamie moją silną wolę. Wstaje i odkładam kubek do zlewu, po zajęciach go umyję. Doskonale słyszę pełne zirytowania sapnięcie Petera za moimi plecami, jeśli myśli że tak łatwo sobie odpuszczę to jest w błędzie. Obracam się przodem do niego, opierając się biodrem o blat kuchenny.

-Rozmawialiśmy o tym. Wiesz jaka jest moja matka, dlatego chcę jej dać jak NAJMNIEJ powodów żeby nie wydrapała ci oczu zaraz po przejściu przez drzwi. Tutaj mamy runy które maskują twój mały futrzany problem-

-Kocie, przesadzasz, twoja matka nie może być aż taka zła, w końcu jesteś jej córką a uwierz mi działa to na jej korzyść.-

-Nie słodź Peter, nie słodź - skwitowałam krótko uśmiechając się pod nosem. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni swoich spodni i spojrzałam na godzinę. 7:40 szlag! Jak się nie pośpieszę to naprawdę się spóźnię. Pobiegłam do przedpokoju szybko ubierając buty, nawet nie kłopotałam się tym żeby je zasznurować, zarzuciłam cienką jesienną kurtkę a na ramię swoją nieśmiertelną torbę. Wróciłam do kuchni i złożyłam na jego policzku soczystego i głośnego całusa. Nienawidził tego. Puściłam mu oczko, widząc jego pełną dezaprobaty minę i wybiegłam z domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top