Rozdział 2
Po zjedzeniu obiadu musiałam sią wyciągać Rose ze stołówki gdyż ta cały czas chciała się przyglądać tym nowym. Ja natomiast chciałam z tam tąd jak najszybciej wyjść.
Gdy byłyśmy już obok drzwi wyjściowych usłyszałam głosy. Szybko się odwróciłam i rozejrzałam jednak wszyscy tylko szeptali sobie do uszu. Pomyślałam ,że musiało mi się przesłyszeć jednak znowu. Tym razem był to jeden głos. I chociaż był męski i donośny nie mogłam zrozumieć co mówi. Znowu szybko się obejrzałam za siebie jednak sytuacja się powtórzyła.
- Wszystko okej?-zapytała moja przyjaciółka.
-Tak, jasne. Tylko mi się coś wydawało.-odpowiedziałam bez większego namysłu.
Jednak w jednej chwili moje głowa sama z siebie odwróciła się w stronę nowych uczniów. Teraz już świat do dokoła nie istniał. Moje oczy wpatrywały się w oczy ciemnowłosego chłopaka. Myślałam ,że ten się zdziwi i odwróci wzrok jednak ona zaczął sprawiadź wrażenie jakby chciał dominować. Ale o co mu chodziło? W porę się opamiętałam i wychodząc z Rose ze stołówki kątem oka zobaczyłam jak ten się flirciarsko uśmiecha.
Podczas drogi na parking Rosa opowiadała mi o swoich cudownych 2 tygodniowych wakacjach nad morzem z rodzicami.
Przy aucie telefon Rose zawibrował.
-Halo?-spytała się.
Rozmawiała dobre 5 minut. Zauważyłam chmury. Będzie za niedługo padać.
-Franek.-Popatrzyła na mnie spode łba.
-O nie. O nie ,nie ,nie ,nie ,nie. Znam ten wyraz twarzy.
-No przepraszam cię.
-Ach. A idź ty już.
Ten wyraz znaczył ,że nasza droga Rose ma coś do załatwienia na mieście i muszę iść z buta. A zaraz ma zacząć padać!
Przepraszała mnie dobre parę minut. I miała już się rozpłakać aż jej nie powiedziałam ,że nic nie szkodzi. To ,że Rose jest strasznie ,ale to strasznie wrażliwa wszystko utrudniało. Musiałam jej odpuszczać bo jak się rozryczy to szybko się nie uspokoi.
Po tym jak się pożegnałyśmy wyciągnęłam z plecaka szarą ,rozpinaną bluzę i założyłam ją bo robiło się zimno. Postanowiłam jak najszybciej wrócić aby uniknąć ulewy.
Po bodajże 8 minutach mojego jakże pięknego deszcz zaczął padać coraz mocniej. Gdy do mojego domu zostało 15 minut drogi na piechotę byłam już wkurzona. W tej chwili lało jak z cebra. Wszyscy ludzie się pochowali do domów a ja musiałam iść z buta.
Przechodziłam obok typowych rodzinnych domów. Mój kok dawno się rozwalił i teraz z pod kaptura z pięknej fryzury zostały grube, brązowe włosy , mokre i skręcone od wilgoci. Po obu stronach ulicy był chodnik a co parę metrów nowe wejście w ogrodzeniu na podwórka domów. Szłam po lewym chodniku gdy zauważyłam grupkę nastolatków. Również byli przemoczeni do suchej nitki jednak wydawali się zadowoleni z tego powody. Spostrzegłam ,że jest to ta sama grupka co dzisiaj na stołówce. Postanowiłam ich zignorować jednak teraz szliśmy oddaleni od siebie o 3,5 metra po dwóch stronach ulicy. Musieli mnie zauważyć gdyż zaczęli mi się przyglądać z wielkim zaciekawieniem jednak ja nadal trzymałam się pomysłu ignorowania ich.
I znowu to samo. Znowu czuje na sobie ten sam wzrok jednak teraz nie przygląda mi się tylko jedna osoba.
Zaczęli się zbliżać w moim kierunku. Przeszli na tą samą stronę chodnika po której chodziłam. Byli 2 metry za mną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top