#5 Czysta Krew, Brudne Myśli

Udało nam się dojść do pokoju. Zamknęłyśmy drzwi na klucz. Nie słyszałyśmy już więcej kroków.
-Ginny, słyszałaś to prawda?- spytałam z niepokojem.
-Tak, ale już nic nie słychać-odpowiedziała.
-Jaką mamy pierwszą lekcję?
-OPCM- powiedziała.

-Dobra.

-Idziesz jutro na imprezę?

-Jaką imprezę?

-A ty zawsze taka niepoinformowana. Ślizgoni co roku robią imprezę. W tym roku zaprosili Gryffonów, ale powiedzieli, że jest to bal maskowy.
-Znowu maska. Ja już nie wytrzymam.

-Czyli idziesz rozumiem?

-A mam przy tobie jakieś inne wyjście?- zaśmiałam się.

-No nie. Impreza zaczyna się o 20:00 i najprawdopodobniej będzie trwała do rana. Lekcje jutro kończymy o 15:00, więc będzie dużo czasu na przygotowanie.

-No to jutro znowu się wyśpie.

-Nikt nie każe ci wstawać o świcie.

-Dobra, dobra.

Lekcje mijały szybko. Z resztą tak jak zawsze. Nie mogła się doczekać jutrzejszej imprezy. Słyszałam, że mają spory barek ze sporym wyborem alkoholi. Upiję się i choć na chwilę zapomnę o Draco.

*następnego dnia, godzina 18:00*

-An, weź się rusz. Mamy tylko 2 godziny. A ty chcesz tak iść?

-A czemu nie?

-Będziesz jedyną dziewczyną w spodniach.

Może i Ginny miała rację, ale nie miałam zamiaru się przebierać. Miała na sobie niebieskie, lekko potargane jeansy, biały crop top i białe tenisówki.

-A co mam ubrać innego. Mi w tym wygodnie.

-Dobra nie będę cię do niczego zmuszać. Pamiętaj o tej masce!

-Na pewno nie zapomnę.

*19:55*

Byłyśmy w drodze do pokoju wspólnego Ślizgonów, gdzie impreza rozpoczęła się na dobre.

-Jakbyś mnie szukała to jestem przy barze- powiedziałam do Ginny.

-Tylko  nie upij się za bardzo.

-Nie powinno być tak źle.

Ginny zniknęła pośród innych osób w maskach, a ja podeszłam do baru.

-Proszę butelkę czystej.

-Ile kieliszków?- zapytał barman.

-Jedna szklankę tylko.

-Trzymaj- powiedział.

-Dzięki- odpowiedziałam.

Siadłam na jakiejś pustej kanapie i nalałam sobie pierwszą szklankę, potem drugą, trzecią, piątą. Nie czułam się jednak pijana. Nagle zobaczyłam  kartkę wystającą z mojej torebki.

-O  nie znowu on- powiedziałam do siebie.

-No trudno, zobaczmy:

"Czekam na błoniach o 23:00.

D."

No to idziemy. Zostało mi tylko 15 minut. Wstałam, ale zachwiałam się trochę. Byłam bliska upadku. Gdy już miałam mieć bliskie spotkanie z podłogą poczułam, że ktoś mnie złapał.

-Uważaj piękna. Po takiej ilości czystej nie powinnaś nigdzie iść.

-Nie wypiłam aż tak dużo- pokazałam na litrową butelkę, w której zostało jeszcze kilka mililitrów.

-A dokąd to się tak śpieszymy?

-Nie twój interes. A teraz pozwól, że podziękuję i pójdę już sobie- minęłam go i ruszyłam na błonia.

-Nikogo nie ma. Yhhh, dałam się nabrać-powiedziałam. Już miałam iść, kiedy to w świetle księżyca zobaczyłam posturę wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka w masce.

-Witaj piękna.

-To znowu ty?

-A kto mógłby inny? Już wiesz kim jestem?

-Nie, ale na pewno się dowiem.

-No to co? Chciałabyś się przejść?

-Teraz nie rzucasz się z łapami i nie całujesz mnie od razu? Hmm?
-No skoro prosisz- po tych słowach złapał mnie w tali, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował.

-Tego chciałaś?- spytał, gdy oderwał się ode mnie.

-Ja o nic nie prosiłam. Kim jesteś? Powiedz mi.

-Jak ładnie poprosisz. To może pomyślę nad tym- pocałowałam go i potem słodkimi oczyma spytałam:

-To jak powiesz?
-Całujesz nieźle. Ciekawe, czy mam szanse na coś więcej. Powiem tyle, że w całym Hogwarcie nie ma osoby z czystsza krwią ode mnie. To powinno ci wystarczyć. Przepraszam, ale muszę się pożegnać- pocałował mnie w dłoń i odszedł. Znowu.

"W całym Hogwarcie nie ma osoby z czystszą krwią ode mnie"- te słowa nie dawały mi spokoju.

-O kim tak myślisz?- spytała Ginny.

-Znowu go spotkałam i on znowu mnie pocałował.

-Malfoy?

-Nie!!! Ten tajemniczy wielbiciel. Powiedział, że w całym Hogwarcie nie ma osoby z czystszą krwią od niego.

-No to mówiłam, że Malfoy!

-Wątpie, że to on.

-Dobra choć spać, bo rano będziesz narzekać, że ci się spać chce.

*rano w Wielkiej Sali*

-Uwaga!- powiedział Dumbledor.

-Nie chcemy was oszukiwać, więc musimy wam powiedzieć, że Czarny Pan wrócił- po sali przeszedły szepty- jednak nie macie się o co martwić, ponieważ nasza szkoła jest chroniona przez aurorów. Tutaj nic nam nie grozi.

-Ta jasne nic nam nie grozi- powiedziałam z sarkazmem do Harrego, Ginny, Rona i Hermiony.

-Musimy się przygotować na wszystko- powiedział Harry.

*tydzień później*

-Musimy ogłosić ważną informajcę. Niestety wczoraj w godzinach nocnych znaleziono ciało Albusa Dumbledor'a. Dla wszystkich jest to na pewno wielki cios- oznajmiła profesor McGonagall.

-Żałoba będzie trwała tydzień. Prosimy nigdzie nie chodzić samemu, ponieważ może to być niebezpieczne. Dziękuję za uwagę.

-Ciekawe kto to był?- spytałam.

-To był Snape. Widziałem go- powiedział Har- Czarny Pan wrócił i nic, ani nikt nas przed nim nie uchroni. An ,on nas szuka i  nie spocznie póki nie skończy z nami.

-Har, ile czsu zostało?- spytałam z niepokojem.

-Stanowczo za krótko, żeby temu zapobiec. Spotkajmy się wszyscy dziś w pokoju życzeń. Musimy nauczyć się jednej rzeczy.

-Będziemy przywoływać nasze Patronusy.
......................................
Tak szybko się dzieje ta akcja xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top