Zdrada I
Zhan patrzył w lustro i wiedział, że coś jest nie tak. Zaczęło mu się robić niesamowicie gorąco, więc rozpiął trzy górne guziki koszuli i poluzował krawat, po czym - po zdjęciu okularów z nosa - spryskał twarz zimną wodą i położył chłodne palce na karku. Jego serce biło z zawrotną prędkością, oddech zaczął być płytki, a w oczach mu się dwoiło. Czuł, że jeśli nie opuści pubu, będzie z nim źle.
Bardzo źle.
Poszukał w kieszeni spodni klucza od szatni, a kiedy breloczek zawisnął na jego palcu, wyszedł z łazienki, lekko chwiejnym krokiem. Przeciskał się przez kolorowy tłum, czując się jeszcze gorzej i widząc teraz poczwórnie. Wpadł do szatni i bez słowa podał kluczyk recepcjoniście.
- Wszystko w porządku? - spytał mężczyzna stojący za ladą, bacznie przyglądając się chłopakowi. Xiao tylko skinął głową, ledwo rzucając na niego okiem. Pot zrosił mu czoło, więc otarł je wierzchem dłoni i bardziej rozsunął poły koszuli. Wiązanie krawata znalazło się niebezpiecznie blisko jego końca, co zwiastowało, że kunsztowny węzeł może być za chwilę wspomnieniem. - Może zamówię panu taksówkę? - zaproponował, podając mu płaszcz.
- Dobry pomysł - odpowiedział, byle jak narzucając na siebie podane odzienie. I tak go nie potrzebował - płonął i bez niego. - Dziękuję. - I ruszył chwiejnie do wyjścia. Przecież, do cholery, nie wypił tak dużo! Aż takiej słabej głowy nie miał.
- Proszę zaczekać! - mężczyzna wyraźnie chciał go zatrzymać. Widział go przecież przed wejściem na salę, a przy barze spędził może godzinę, więc nie powinien być w takim stanie. Jednak jego poszerzone źrenice, podpowiedziały mężczyźnie najbardziej możliwy scenariusz. Bardzo chciał wiedzieć, kto go tak urządził.
- Zaczekam na zewnątrz - skomentował Zhan i zerknął na portiera, trzymając dłoń na klamce. - Dobranoc - niby mówił wyraźnie, ale przychodziło mu to z niesamowitą trudnością, jednak nie zapomniał, co znaczy być dobrze wychowanym, dlatego grzecznie się pożegnał.
Wypadł przed budynek i oparł się plecami o mur tuż przy wejściu, przymykając powieki. Odchylił głowę i głęboko odetchnął. Powietrze na zewnątrz było chłodne i trochę go otrzeźwiło, mimo to ciężko łapał oddech i miał wrażenie, że serce zaraz opuści mu klatkę piersiową, a nogi miał jak z waty.
Rześkie, wczesnowiosenne powietrze, było zbawienne dla obecnego stanu bruneta. Mimo że nastała połowa marca, temperatura w ciągu dnia miała przyjemne piętnaście stopni, jednak rankiem, wieczorem i nocą, odchodząca zima jeszcze dawała o sobie znać spadkiem słupka rtęci w okolice pięciu stopni powyżej zera.
Zacisnął powieki bardziej, starając się zachować równowagę, jednak marnie mu szło. Czuł, że przechyla się w bok. Kiedy już myślał, że spłynie po ścianie i zaliczy bliskie oraz - co to kryć? - niebyt przyjemne spotkanie z chodnikiem, poczuł obejmujące go silne ramię. Spojrzał w górę, z trudem unosząc powieki. Zobaczył piękne ciemne oczy, kształtem przypominające migdały, i utonął w nich. Serce załomotało mu w piersi.
W stojącym obok chłopaku, poznał tego, który się do niego zalecał przy barze.
- Ale popłynąłeś - powiedział Yibo i uśmiechnął się obłędnie, wzmacniając chwyt na biodrze starszego i dociskając go do siebie. Przełożył jedną rękę chłopaka przez swoje ramię, pozwalając mu zachować równowagę. - Może odwieźć cię do domu? - spytał, poprawiając niesforny kosmyk, który opadł na czoło bruneta. Skóra na czole Xiao zapłonęła pod wpływem dotyku opuszków szatyna.
- Nie trzeba... - odmówił tak szybko, jak pozwalał mu splątany język. Przebywanie obok tego chłopaka było niebezpieczne - groziło zdradą. - Zaraz będzie taxi... - mówienie było jeszcze trudniejsze, a potrzeba położenia się do łóżka i przeczekania tego dziwnego wrażenia, stała się nagła i nieposkromiona. Przeczesał jedną dłonią włosy, na powrót je burząc, i klepnął się w policzek, chcąc się obudzić. - Dawno nie piłem - usprawiedliwił się i poczuł się naprawdę głupio. Przecież ten chłopak był mu obcy. Widział go tylko przez chwilę i to przy ladzie baru, a ten nie odstępował go na krok. Mimo to, czując ciepło jego ciała tuż obok, zapragnął rozpaczliwie wtulić się w jego szeroką klatkę piersiową.
- Domyśliłem się - odparł Wang, po czym roześmiał się. Położył dłoń na policzku Xiao i pogładził śniadą cerę. Spojrzał w jego zamglone oczy, ukryte za szkłami okularów korekcyjnych. - Jesteś słodki w tym stanie - dodał i zerknął na pełne wargi. Ciężko przełknął. Przesunął po nich kciukiem, wzbudzając w starszym dreszcz i aż sam się wzdrygnął. Ta jedna chwila sprawiła, że szaleńczo zapragnął tego chłopaka! I już nie dlatego, by zrobić komuś na złość. Pragnął go tak po prostu, bo nie dość, że był totalnie uroczy, to jeszcze związał się z nieodpowiednim mężczyzną, który wcale na niego nie zasługiwał. Yibo byłby głupcem, gdyby nie wykorzystał nadarzającej się okazji i nie skosztował tego, co samo podaje mu się na tacy. No, prawie samo, wszak był w tym jego palec.
Zerknął na ulicę w chwili, kiedy na miejsce postojowe wjechała taksówka firmy, której był stałym klientem. Kierowca auta miał wziąć ze sobą osobę, która wypowie odpowiednie hasło, znane tylko jemu i pasażerowi.
Poprawił rękę Xiao na swoim ramieniu i mocniej chwycił go w talii.
- Chodźmy. Nasz transport przyjechał - rzekł, a Xiao bez słowa sprzeciwu pozwolił się podprowadzić do auta i umieścić na tylnym siedzeniu. Jego głowa i kończyny były totalnie bezwładne, jakby pozbawione życia.
Kiedy Yibo zajął miejsce obok niego, podał ustalone hasło, a następnie adres, po czym rozsiadł się wygodnie i objął jedną ręką Xiao, który położył mu głowę na ramieniu. Brunet oddychał coraz płycej, a policzki miał rumiane, zupełnie jak oblane wrzątkiem. Rozchylił poły koszuli, czując, że materiał klei mu się do pleców. Byle jak zarzucony na ramiona płaszcz, zsunął się z nich, a jego kołnierz sięgał mu teraz trochę nad nerki, mimo to, wewnętrzny ogień trawił mu ciało, jak pożoga łąki wiosną.
- Kolega przesadził? - spytał ze śmiechem taksówkarz, patrząc na swoich pasażerów w lusterku wstecznym.
Miał na oko pięćdziesiąt lat, czarne jak niebo nocą, podkręcone wąsy i bystre, ciemne oczy, w kącikach których, widoczne były drobne zmarszczki. Mały nos, śniada cera i poprzetykane siwizną włosy, które świadczyły o jego doświadczeniu, wymagały od młodszych szacunku wobec jego osoby. Yibo po raz pierwszy z nim jechał, ale od wejścia wzbudził on sympatię chłopaka, toteż skinął i uśmiechnął się. Lekko uchylił okno po swojej stronie, na co Xiao mruknął z zadowoleniem, mocniej się w niego wtulając. Wang natychmiast pomyślał o nim jak o wielkim kocurze. Spojrzał nań, rozkoszując się widokiem jego odkrytej skóry i aż ciężko przełknął. Niemal zapomniał, o co pytał taksówkarz.
- Abstynenci już tak mają - odparł szybko, na co kierowca wybuchnął głośnym, zaraźliwym śmiechem. Przez resztę trasy na jego ustach gościł lekki uśmiech, ale już o nic nie pytał, pogrążony we własnych myślach. Yibo było to na rękę.
W tym czasie Zhan słyszał wszystko tak, jakby znajdował się pod wodą, a widział jakby siedem kadrów nałożyło się na siebie. Światła uliczne raziły go w nadwrażliwe oczy, dlatego zamknął powieki, a kiedy poczuł dziwne mrowienie w brzuchu, jęknął i mocniej przylgnął do torsu szatyna.
- Zaraz będziemy na miejscu - szepnął Yibo, gładząc jego policzek. - Wytrzymaj - poprosił, patrząc na lekko zmarszczone czoło bruneta.
Jego dotyk sprawił, że Zhan zadrżał jak w malignie. Bardzo chciał, by młodszy ją ugasił. Kropelki potu spływały mu po ciele, a oddech wciąż był płytki i gorący jak wulkaniczna lawa. Tę temperaturę Yibo wyraźnie czuł na swoim torsie, dlatego uchylił okno bardziej dla siebie niż starszego. Wolał nie zrobić nic niemoralnego w taksówce. By uspokoić rewolucję w spodniach, liczył w myślach już nie do stu, ale do tysiąca. Na niewiele się to zdawało, ale czymś zajmował myśli. Czymś innym, niż tulący się do niego, napalony Xiao.
Pięć minut później, gdy samochód wreszcie zatrzymał się pod jednym z wielkich apartamentowców na obrzeżach miasta, Wang odetchnął z ulgą i pociągnął za klamkę, otwierając drzwi. Kierowca rzucił mu się do pomocy, jednak ten zaprotestował i sam wytargał niemal bezwładne ciało bruneta z tylnego siedzenia. Ponownie przerzucił sobie jego rękę przez ramię i objął go w pasie.
- Reszty nie trzeba - powiedział, wręczając duży nominał uśmiechniętemu taksówkarzowi. Ten zasalutował, wrócił za kierownicę i odjechał, życząc im obu dobrej nocy. Yibo odprowadził go wzrokiem, a kiedy samochód zniknął między parkowymi drzewami, spojrzał na Xiao i poprawił dłoń, która spoczywała na talii chłopaka, po czym razem ruszyli do drzwi wejściowych. Nadmienić trzeba, że nogi bruneta plątały się, jakby miał ich co najmniej sto i bardziej był włóczony niż szedł, ale nie czepiajmy się szczegółów.
Strażnik - siedzący w kanciapie przy wejściu - spał w najlepsze, z głową opuszczoną na klatkę piersiową, co było dla Yibo wygodne - nie lubił, kiedy ktoś interesował się tym, czym nie powinien, a bagaż podręczny, który miał ze sobą, na pewno był dość ciekawą formą.
Czym prędzej wpisał siedmiocyfrowy kod, a kiedy usłyszał charakterystyczne rzężenie, otworzył szklane drzwi nogą, po czym - przeszedłszy przez krótki korytarz - wszedł ze swoim bagażem do windy i wcisnął numer z najwyższym piętrem, na którym mieściło się jego mieszkanie.
Kiedy już znaleźli się w apartamencie szatyna, Xiao wylądował na kanapie w salonie, a Yibo bez pośpiechu zamknął drzwi na klucz, zzuł buty, zdjął swoją kurtkę i cienką marynarkę, po czym usiadł obok bruneta i chwilę mu się przyglądał, ciężko łapiąc oddech - Zhan swoje ważył, a Wang był tylko nieco umięśnionym nastolatkiem.
Mocno zarysowane kości policzkowe i szczęka, ładny, kształtny nos, pełne, burgundowe wargi, wysokie czoło, ciemne włosy i dość grube brwi oraz gęste czarne rzęsy. Chłopak był przystojny i wyglądał młodziej, niż wskazywała metryka, a przy lekko przytłumionym świetle, o które postarał się szatyn, zdawał się być nie z tego świata. Teraz wiercił się niespokojnie, chcąc zrzucić z siebie nadmiar ubrań. Yibo pomógł mu pozbyć się płaszcza - który wcześniej siłą na niego ubrał - rozkoszując się dźwiękami, opuszczającymi wargi starszego, kiedy jego palce spotykały się - z ukrytą pod materiałem koszuli - rozpaloną skórą. Cieszyła go władza, jaką miał nad nieprzytomnym chłopakiem.
Twarz ozdobił mu krzywy uśmiech, a oczy zapłonęły. Zdjął okulary z nosa starszego i położył je na szklanym stoliku, stojącym naprzeciwko kanapy, na której się znajdowali.
Kiedy spostrzegł spływającą po szyi bruneta kroplę potu, wstrzymał oddech, po czym nachylił się i zlizał ją, na co ten jęknął i uchylił powieki, pokazując zamglone, bursztynowe tęczówki. Obrócił głowę w stronę pochylonego nad nim Yibo, a ten uśmiechnął się seksownie. Dotknął klatki piersiowej starszego jedną dłonią i przesunął nią w dół, powodując u niego drżenie, a wtedy pełne wargi zaatakowały te jego.
Xiao przejął inicjatywę.
Wang nie mógł być bardziej szczęśliwy.
Zassał się na dolnej wardze Zhana, powodując stłumiony jęk przyszłego kochanka. Objął jego twarz dłońmi i nieśpiesznie smakował pełne usta. Lekko rozchylił je, pociągając w dół jego brodę, i dostał pozwolenie na wejście, toteż ich języki zaczęły walczyć o dominację, a palce Yibo w tym czasie zsunęły się z twarzy chłopaka na jego szyję, następnie przeszły na obojczyki, a kiedy dotarły do klatki piersiowej, zaczęły bawić się nabrzmiałymi sutkami bruneta. Na tę pieszczotę, dłonie Xiao zacisnęły się na przodzie koszuli Wanga i tam przez dłuższą chwilę przebywały.
Yibo wstał nieśpiesznie z kanapy, zrywając połączenie ich warg, co zostało okupione niezadowolonym jękiem ze strony bruneta. By skrócić tortury chłopaka, chwycił go za niemal rozwiązany krawat i pociągnął w górę, po czym skierował się do sypialni, prowadząc go za sobą. Gdy tylko znaleźli się we wspomnianym pomieszczeniu, obrócił się w stronę bruneta i przyciągnął go do pocałunku, jednocześnie zrzucając mu z ramion marynarkę, która z cichym szelestem wylądowała na podłodze.
Usta Yibo zsunęły się na szczękę kochanka, wraz z językiem znacząc jego skórę mokrymi śladami, a gdy zassały się tuż nad obojczykiem, brunet krzyknął gardłowo i zanurzył palce w jasnych włosach.
Krew w żyłach Xiao wrzała, pożądanie przejęło władzę nad umysłem i liczyły się teraz tylko wargi młodszego oraz erekcja, którą czuł w spodniach. Gdzieś pofrunęła jego koszula i dżinsy oraz skarpetki, a kiedy rozgrzana skóra spotkała się z zimną pościelą, ciało pokryła mu gęsia skórka. Westchnął, jednak nie miał czasu na przerwę. Szatyn zawisnął nad nim, przypominając o swojej obecności i o tym, co za chwilę się wydarzy.
Dłonie Yibo były wszędzie, usta i język tworzyły mapę odwiedzonych miejsc na całym ciele bruneta, a kiedy zamknęły się na jego nabrzmiałej męskości, ten mógł tylko skomleć, prosząc o więcej i targając długie, jasne włosy przyszłego kochanka. Przeżył jeden z lepszych orgazmów w swoim życiu, zdzierając sobie gardło, a kiedy młodszy zażądał rewanżu, bez wahania wziął między wargi jego penis.
Chłopak sam nadawał tempo, uderzając w tył gardła Zhana, a kiedy wytrysnęła w nie sperma - okupiona głośnym jękiem Yibo - łzy wypłynęły spomiędzy powiek Xiao. Zaczął się krztusić, brakowało mu powietrza, jednak Wang przedłużał torturę, patrząc na niego z góry i uśmiechając się krzywo. Podobała mu się władza, jaką miał nad tym pięknym mężczyzną, dlatego - wiedząc, że czas mu sprzyja - postanowił jeszcze kiedyś się z nim zabawić.
Wycofał się powoli, ze smutkiem opuszczając wilgotne, ciepłe wnętrze ust kochanka, a wtedy Xiao zaczął spazmatycznie łapać powietrze, kaszląc do wtóru. Yibo z czułością otarł wilgotne ślady z jego twarzy.
- Jesteś najlepszy - szepnął głębokim głosem wprost w jego prawe ucho. Twarz bruneta ozdobił szeroki uśmiech, a kiedy wargi mężczyzn znowu się spotkały, zapomniał o chwilowym dyskomforcie, który odczuwał kilka sekund wcześniej. Delikatne pieszczoty młodszego sprawiły, że łaknął więcej, bardziej, chciał intensywniej, widział wyraźniej, a gdy ich ciała stały się jednością, krzyknął, ponownie zdzierając sobie gardło. Objął kochanka za szyję, dysząc mu wprost w wargi, o które lekko ocierał się swoimi. Czując mocne pchnięcia, które od początku docierały do jego najwrażliwszego miejsca, wiedział, że trafił do nieba.
Gdzieś z tyłu głowy wciąż pamiętał noce spędzone w ramionach Lu. Z Jian Minem było inaczej. Nigdy tak spontanicznie, szaleńczo, niebezpiecznie, ale uwielbiał seks z nim. Pełen czułości, pięknych słów, wyrafinowanych pieszczot i bliskości serc.
Jednak teraz - trudno było zaprzeczyć - czuł się jeszcze lepiej.
Gdy Yibo zwiększył tempo, zostało mu tylko dotrzeć na wyżyny przyjemności i oddać się obezwładniającemu orgazmowi. Chwilę później, ciężar na jego ciele, poinformował go o szczytowaniu Wanga, a gdy usłyszał jego urywany oddech w prawym uchu, przymknął oczy i przyciągnął go bardziej do siebie, obejmując za szyję.
- To było... wspaniałe... - Wang już rozumiał partnera bruneta. Gdyby tylko spotkał Zhana pierwszy, nie oddałby go nikomu innemu za nic w świecie.
Objął chłopaka jak najcenniejszy skarb, a kiedy ich oddechy się uspokoiły, impreza zaczęła się na nowo. Zasnęli dopiero, gdy zaczęło świtać, objęci, zmęczeni, pośrodku zapachu potu, ognistego seksu i ich ciał oraz perfum, które mieszały się w powietrzu.
Nienawiść Yibo wyparowała, jakby nigdy nie istniała, a on śnił z uśmiechem na ustach.
Yay!
W końcu druga część! ᕙ(@°▽°@)ᕗ Od dawna nie miałam czasu, weny, ani sił, by dopracować ją, ale nareszcie się udało. Jupi! Jestem przeszczęśliwa! (☆▽☆) (✷‿✷) (人 •͈ᴗ•͈)
Mam nadzieję, że notka przypadła Wam do gustu i będziecie (nie)cierpliwie czekać na ciąg dalszy ༼ つ ◕‿◕ ༽つ Jak wiecie, jest on gotowy, ale wymaga nieco betowania, dopisania to tego, to owego, a, że jestem perfekcjonistką, na pewno trochę wody upłynie... Przepraszam! ಥ‿ಥ
Co więcej? Wszyscy zdrowi? Ja na razie tak, ale nie wiem, czy korona, zamiast na głowie, nie wyląduje gdzie indziej. Oby nie! (◠‿◕)
Jak sobie radzicie bez pracy/szkoły/rozrywek wszelkiej maści? Ja nie mam czasu zwariować, bo pracuję w aptece i nie miałam ani dnia wolnego. Na dodatek, mój urlop poszedł w pizdu, a miałam mieć fajne wakacje, więc nie będzie kiedy odpocząć... .·'¯'(>▂<)'¯'·. ( ⚈̥̥̥̥̥́⌢⚈̥̥̥̥̥̀) 。:゚(;'∩';)゚:。 Wziąć urlop i siedzieć w domu to bardzo bez sensu, so chyba totalnie zrezygnuję... A jak Wasze plany wypoczynkowe? Jak przygotowania do matur/egzaminów gimnazjalnych? Jak e-lekcje? Ogarniacie nowe tematy?
Ostatnio bardzo intensywnie myślę o kupieniu sobie psiaka (◠ᴥ◕ʋ). Pragnę mieć kogoś, kto będzie czekał na mnie w domu, towarzyszył, nie oceniał i kochał bezgranicznie, a ja obiecuję zrewanżować się tym samym (。♡‿♡。). Jednak jest to niezwykle odpowiedzialna decyzja, a dla osoby pracującej dosyć długo, może być trudne do pogodzenia. Już teraz rozważam wszystkie "za" i "przeciw". Myślałam też o tym, że może moja kochana szefowa pozwoliłaby mi na zabieranie ze sobą pupila do pracy, przynajmniej na początku, żebyśmy się lepiej poznali. Może macie jakieś rady? Może sami macie ten sam problem, co ja, albo posiadacie czworonożnego przyjaciela? Od razu zaznaczę, nie polecajcie mi kota zamiast psa! Po pierwsze, jestem uczulona na nie. Po drugie, średnio lubię te leniwe, chodzące swoimi drogami zwierzęta. Psy to co innego V●ᴥ●V U^ェ^U ▼・ᴥ・▼
I na tym pitoleniu chyba zakończę. Czekam na Wasze opinie w komentarzach, bo gwiazdki widzę, ale smutno mi jak o mojej pracy wypowiada się mało osób... (˘・_・˘) No, nie wstydźcie się (◕ᴗ◕✿). Ja nie gryzę (✿^‿^). Co najwyżej, połykam w całości, ale tylko wtedy, gdy jestem głodna i gdy jesteście borówkami amerykańskimi (。•̀ᴗ-)✧.
Ściskam!
Wasza R 💙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top