Wyrzuty sumienia I
Powieki Xiao powoli się uniosły, a kiedy jego oczy zostały porażone jaskrawym światłem, jęknął i zakrył twarz przedramieniem. Dopiero po chwili dotarło do niego, że coś jest nie tak. Ponowił próbę uniesienia powiek, a wtedy spostrzegł naprzeciw siebie nieznajomą twarz. Na ciało wystąpił mu zimny pot, a pustka, którą miał w głowie, nie ułatwiała myślenia. Poruszył się niespokojnie, a wtedy ciemne oczy szatyna pokazały swoje piękno, natomiast na wargi chłopaka wypłynął leniwy uśmiech.
Zhan oblał się pąsem. Nieznajomy wyglądał obłędnie!
Pocałował zszokowanego Xiao, po czym ściślej zamknął jego nagie ciało w swoich ramionach.
— Dzień dobry – szepnął i złożył pocałunek na szyi chłopaka, który – pod wpływem pieszczoty – mimowolnie zadrżał.
— Kim ty jesteś? – zapytał Xiao, zaskoczony sytuacją. Odepchnął od siebie nieznajomego, czego od razu pożałował – tyłek zabolał go niemiłosiernie. Zszokowany, spojrzał na Wanga, który uśmiechał się leniwie, opierając głowę na jednej ręce. Poruszył sugestywnie brwiami, a na twarz Zhana wkradł się rumieniec, który po chwili zastąpiła bladość.
— Ranisz me serce, skarbie – powiedział Yibo i popchnął chłopaka na materac, po czym nad nim zawisnął. – W nocy krzyczałeś moje imię, a teraz udajesz, że się nie znamy... – co z tego, że to nie była prawda? Brunet nie musiał wiedzieć, że ten się nie przedstawił.
Szatyn rozkoszował się szokiem wymalowanym na pięknej twarzy i – aby podsycić atmosferę – pocałował kształtne wargi, po czym ścisnął jeden pośladek chłopaka.
— Co ty robisz? – warknął Xiao, odpychając od siebie mężczyznę. Odsunął się na drugi koniec łóżka i zakrył nagie ciało skrawkiem kołdry, udając, że wiadome miejsce wcale go nie boli. Taksujące spojrzenie nieznajomego paliło go żywym ogniem, dlatego sam przeniósł wzrok na palce swoich stóp, które wystawały spod okrycia.
— Świetnie rozpoczynam dzień – odparł i uśmiechnął się rozbrajająco, przykuwając uwagę bruneta.
— Gdzie twoja moralność?! – warknął niby zły, jednak – widząc ten figlarny uśmiech – nie potrafił się wkurzyć.
— W moim słowniku nie istnieje to słowo. Przyzwyczaj się – powiedział seksownym głosem, wprost do ucha Xiao, i przesunął dłonią po jego plecach od karku po same pośladki. – A teraz chodź pod prysznic – dodał i pociągnął nagiego chłopaka za sobą. Brunet był jak marionetka – bez oporu poszedł za młodszym.
Powoli, może pod wpływem szoku, a może dzięki chłodnej wodzie, do świadomości Xiao zaczęły docierać mniej lub bardziej zamazane fragmenty minionej nocy. Zrozumiał, że...
Zdradził Lu.
On zdradził Lu!
Z nieznajomym!
Z piekielnie atrakcyjnym nieznajomym, z którym seks był wręcz nieziemski!
Gdy poczuł na swoim brzuchu duże dłonie kochanka, a na plecach ciepłe pocałunki, wrócił do żywych i już nie oponował. Oparł się o płytki, pochylając do przodu, a kiedy męskość Yibo weszła w niego, zagryzł dolną wargę. Seks zamiast śniadania? Proszę bardzo! Nie przeszkadzały mu nawet malinki, których nie szczędził mu kochanek. Wiedział, że zbledną na czas. W sekundzie wyrzuty sumienia wyparowały, zastąpione przez kolejny głośny orgazm, który odebrał mu władzę w nogach.
~~~*~~~
Kiedy Xiao już się ubrał i był gotowy do wyjścia, Yibo przyjrzał mu się, uśmiechając się w duchu.
— Wiesz... – zaczął brunet, zawstydzony. Niezręcznym ruchem poprawił okulary, które zsunęły mu się z nosa. Nie był w stanie spojrzeć w te ciepłe, brązowe oczy, które wręcz hipnotyzowały. – Ja jestem w związku.
— I? – słuchając jąkania Xiao, Yibo świetnie się bawił. Popijał lemoniadę z wysokiej szklanki i co rusz oblizywał słodycz z warg, jednocześnie nie spuszczając z niego spojrzenia.
— I to nie powinno się było wydarzyć – powiedział z mocą, patrząc w ciemne oczy. – Więcej się nie spotkamy – nie wiedział, czy próbował przekonać bardziej siebie, czy młodszego.
Yibo wygodniej rozsiadł się na kanapie. Pociągnął łyk płynu ze szklanki, próbując ukryć krzywy uśmieszek.
Wiedział, że to nie koniec. Był tego tak pewien jak nastania jutra.
— Jeżeli – zaczął, wstając z siedzenia. Odłożył na szklany stolik naczynie, którego brzęk odbił się w uszach Xiao jak strzał z rewolweru. Mimowolnie się spiął i cofnął o krok, nie spuszczając spojrzenia z młodszego – będziesz chciał przypomnieć sobie tę noc, wiesz, gdzie mnie znaleźć – dokończył, podchodząc do Zhana. Dotknął palcem wskazującym prawej dłoni skroni chłopaka i zaczął wędrować w dół, aż zatrzymał się na jego brodzie. Spojrzał na pełne wargi jak na smakowity kąsek, jednak zmienił zamiary. – Będę niecierpliwie czekał – wyszeptał mu do ucha i przygryzł jego małżowinę, powodując drżenie ciała starszego.
Xiao zdecydowanie odsunął się. Myślenie mu nie działało, kiedy ten chłoptaś był zbyt blisko.
— Nie masz na co – warknął, po czym wyszedł z apartamentu. Dopiero, kiedy znalazł się w windzie, pozwolił sobie na wypuszczenie z płuc wstrzymywanego do tej pory powietrza. Po jego policzku potoczyła się łza żalu.
Zdjął okulary z nosa i otarł mokry ślad, nie wierząc, że to dzieje się naprawdę.
Zjebał.
Konkretnie zjebał.
~~~*~~~
Kiedy wrócił do mieszkania, nie umiał sobie znaleźć miejsca. Wciąż i wciąż rozpamiętywał wydarzenia od wejścia do klubu, aż po dzisiejszy poranek. Naprawdę nie wiedział, jak wytłumaczyć to, co się stało. Normalnie się nie upijał, nigdy nie urwał mu się film, a tym razem... coś było cholernie nie tak!
Od myślenia i szukania ewentualnych opcji rozbolała go głowa, dlatego czym prędzej zrzucił z siebie płaszcz i sięgnął do apteczki po lek przeciwbólowy. Postanowił przespać większą część niedzieli, która była jego jedynym dniem wolnym w tygodniu. Soboty z reguły miał pracujące z uwagi na to, że był dopiero na umowie próbnej i – jak mówił Jian Min – dobrze widziane będzie jego zaangażowanie, które może pomóc mu w otrzymaniu umowy na dłuższy okres, a może i na czas nieokreślony.
Xiao lubił pracę w firmie reklamowej, a kiedy spotkał tam swoją miłość, nie wyobrażał sobie pracować gdzie indziej, toteż zawsze chętnie brał nowe zlecenia i zostawał po godzinach. I to nie tak, że z reguły robił coś z Lu, nie, wcale nie tak. Od początku polubił swojego szefa i to nie w sensie romantycznym. Szanował go jako doświadczonego, opanowanego i świetnego nauczyciela. Dopiero później coś między nimi zaiskrzyło. Współpracownicy na razie nic o nich nie wiedzieli, gdyż awans przez łóżko na pewno nie przeszedłby w L.J.M. Corporation, mimo że właścicielem był nie kto inny jak jego ukochany. Jednak bycie razem nie miało znaczenia, jeśli wziąć pod uwagę zdolności i profesjonalizm, jakim odznaczał się Zhan. Skończył studia z wyróżnieniem, w tej chwili planował robić doktorat, ale najpierw – nim będzie kontynuował naukę – chciał zapaść w pamięć pracodawcy. Chociaż chyba już konkretnie zapadł, biorąc pod uwagę ich relację, która nie należała do czysto zawodowych.
Myśli o Lu, mimo że należały do przyjemnych, przyprawiały go o ból serca. Nie dość, że tak bardzo za nim tęsknił, to jeszcze przespał się z innym. I co teraz? Co jeśli Jian Min się dowie i zostawi go? Już nie chodziło o mieszkanie, które otrzymał od kochanka i w którym z reguły się spotykali, ani o pracę, którą przecież uwielbiał. Tu chodziło o samego Lu. Wiedział, jaka tragedia spotkała go dwa lata wcześniej. Wiedział wszystko. I zdawał sobie sprawę jak bardzo mężczyzna cierpiał po poniesionej stracie. Zhan nie chciał po raz kolejny sprawić mu bólu, który już był jego udziałem. Wszystko tylko nie cierpienie Jian Mina!
— Kurwa! – zaklął szpetnie i zmierzwił włosy na głowie. Zacisnął palce na kilku pasmach i pociągnął za nie, chcąc jakoś ukarać się za głupotę, którą zrobił. W tym momencie zapragnął cofnąć czas i – gdyby się dało – zawarłby pakt z diabłem, byleby nie dopuścić się zdrady.
Wraz z nieciekawymi myślami, wszedł do łazienki, gdzie wziął długą kąpiel, chcąc usunąć z siebie zapach szatyna. Gdyby tylko wystarczyło umyć głowę, by pozbyć się wspomnień minionej nocy...
Kiedy tak szorował ciało gąbką, drgnął, jakby sobie coś przypomniał. Ten koleś mu się nie przedstawił! Dopiero teraz dotarł do niego ten drobny szczegół. Chwilę trwał w bezruchu, jednak po kilku sekundach wzruszył ramionami. Przecież więcej nie zobaczy tego szatyna, więc nie musiał się martwić o tak trywialne rzeczy.
Gdyby wiedział jak bardzo się myli...
Witajcie!
Coraz bardziej zadziwiam samą siebie. Kolejny rozdział dodany, a następny w zasadzie gotowy. Jupi! Bardzo bym chciała zakończyć tę opowieść przed wakacjami (chociaż od dawna mnie nie obowiązują), żeby przejść do kolejnej. Najlepiej do Oszustów albo Kurtyzany. O! To drugie byłoby super! Ewentualnie do Amnezji, która w tej chwili wydaje mi się jeszcze lepsza. Nie no, sama nie umiem się zdecydować! Jedna historia lepsza od drugiej. A jakby tak Och, bogowie! wziąć na warsztat? Hmm... Pomyślę i zobaczę, co mnie bardziej kręci i co – moim zdaniem – powinniście najpierw przeczytać. Mam za dużo pomysłów i na serio nie wiem, od którego zacząć! Weno, przystopuj, bo przez ciebie jak zombie chodzę. Weź mi pomóż z VHope'm, a nie tylko YiZhan tu, YiZhan tam, Yizhana już wszędzie mam – na telefonie, na laptopie, na luźnych kartkach, brakuje, żebym na majtkach zaczęła pisać! (*・~・*)
Ten rozdział jest wyjątkowo krótki jak na moje możliwości, ale nie lubię pisać na siłę. Dałabym coś z następnej notki, ale tytuł epizodu mi do niej nie pasuje, so nie będę przelewać z pustego w próżne i co ma być w kolejnej części, w niej się znajdzie.
Nie uwierzycie, ale w miniony piątek dostałam propozycję przyjęcia pod swój dach rasowego pieska (czyżby znak od Boga? Przyklaskuje mojemu pomysłowi? 🤔🤔🤔) – buldoga francuskiego – jednak odmówiłam, bo raz – nie jestem jeszcze przygotowana na taką odpowiedzialność, a dwa – ta rasa totalnie nie leży w moim guście 😒😒😒 Zdecydowanie pinczer miniaturowy za mną przemawia (*˘︶˘*).。*♡ I chyba na tę rasę się zdecyduję.
Hmm... Coby tu jeszcze dodać? Cieszy mnie, że akcja powoli się rozkręca, a ja mam coraz więcej sił i chęci by kontynuować tę historię. Naprawdę chcę ją szybko zakończyć, żeby ruszyć dalej i ewentualnie odgrzać stare tytuły, bo fani VHope też czekają na coś ode mnie. Przydałoby się ich też jakoś ukontentować, co nie? 😉😉😉 Temat blogów może na razie przemilczę, bo tam nie było mnie od lat... Jednak uwielbiam swoje szablony, toteż czasem tam zerkam i nie wierzę, że jestem tak utalentowana (skromność to moje drugie imię, ok? 😝😝😝)
Jak tam mija weekendzik? Ja spędzam go na sprzątaniu, bo wreszcie trafiła się wolna sobota i pewnie do wieczora mi zejdzie xD. Lubię sprzątać z namaszczeniem, serio. Uwielbiam, gdy wszystko ma swoje miejsce, gdy każdy fragment jest wytarty z kurzu, a pościel zmieniona. Na koniec świeczka orientalna i można się zrelaksować, oglądając nowy odcinek My engineer. Uwielbiam ten tytuł! Tak jak 2gether. Piątkowy odcinek był cudny jak sam Sarawat ❤️❤️❤️ Borze szumiący! Bright jest tak smakowity, że zdecydowanie można go zjeść zamiast obiadu (☞^o^) ☞
No i to chyba tyle mojego pitolenia. Na koniec proszę o wypisanie błędów, bo betuję ten rozdział z bólem głowy, a na zegarze niemal druga w nocy.
Ściskam i całuję (●♡∀♡)
Wasza R 💙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top