Rozdział 17

Szyszka obudziła się, gdy słońce już świtało. Umyła szybko swoje futro, po czym chciała wstać i zabrać jakąś przekąskę ze sterty zwierzyny, tego dnia wyjątkowo małej. Zmartwiła się, w jej głowie pojawiła się myśl, że może nie wystarczyć dla członków klanu, jeśli ona się poczęstuje. Postanowiła poczekać jednak, aż ktoś sam da jej jedzenie i pozwoli się najeść. Na polanie siedziała Różane Ucho, wyglądała na zmartwioną, samotniczka postanowiła z nią porozmawiać.

-Witaj Różane Ucho. Powiedziała siadając obok kotki. Coś się stało?

-Witaj Szyszko. Wojowniczka odwzajemniła pozdrowienie, chociaż z jej pyska nadal nie schodziło zmartwienie. Nic się nie dzieję, po prostu mimo tego, że pora nagich drzew się kończy zwierzyny jest coraz mniej. Boję się, że nie wystarczy dla wszystkich.

Pstrokata kotka spojrzała na zastępczynię i spostrzegła, że jest ona mocno wychudzona.

-Skoro macie taki problem ze zwierzyną, cieszę się, że nie wzięłam nic ze sterty. Przyznała samotniczka. Może mogłabym jakoś pomóc? Kiedyś widziałam jak moja mama polowała.

-Naprawdę mogłabyś to zrobić? Zdziwiła się czarna kocica z troską w głosie. Patykowa Gwiazda wrócił już do zdrowia, ale raczej nie będzie zły. Możesz iść i spróbować zapolować, ale uważaj na siebie i wróć przed zachodem słońca.

-Dobrze Różane Ucho. Zgodziła się kotka. W takim razie wyruszę od razu, czy Miodowa Łapa, albo ktokolwiek może iść ze mną?

-Uczniów już nie ma w obozie, wszyscy trenują. Oznajmiła Różane Ucho. Najwyżej pójdziesz sama. Zjedz coś zanim zaczniesz polować, musisz mieć siłę.

-Nie jestem głodna. Rzecz jasna, nie była to prawda, jednak samotniczka nie chciała zjadać zwierzyny, podczas gdy klan głosował.

-Na pewno? Dopytała zastępczyni.

-Tak

Szyszka wyszła z obozu, czuła się swobodnie i bezpiecznie, chociaż w jej głowie została świadomość o zdradzie Ostrego Zęba. Jej matka prosiła ją, by dbała o ten klan i zamierzała teraz o niego zadbać. Kotkę dręczyły wyrzuty sumienia, miała świadomość, że zjadała zwierzynę kotów z klanu, przez co tym bardziej chciała dla nich polować. Co prawda nie była najlepszą łowczynią, w zasadzie nigdy tego nie robiła, ponieważ pierwsza i jedyna lekcja polowania od jej matki została przerwana. Mimo to, szła z myślą, że lepsza marna pomoc niż żadna, W końcu dotarła do miejsca pełnego wysokich iglasty drzew, to musiały być wysokie sosny, o których wspominali jej przyjaciele. Otworzyła pysk, aby lepiej wyczuć zapachy, w końcu wywęszyła mysz. Zobaczyła zdobycz między krzewami, zwierzę było niewielkie i żylaste, co najwyżej kociak mógłby się tym najeść. Kotka opadła do ziemi, zaczęła skradać się do myszy, jednak  chodziła zbyt głośno, mysz usłyszała ją, a samotniczka rzuciła się za nią w niezdarną pogoń. Zdobycz uciekła. Szyszka jednak nie zamierzała się poddawać, wędrowała dalej, aż znalazła kolejną zdobycz, to była nornica. Przycupnęła do niemi, starając się poruszać jak najciszej. Po chwili znalazła się tak blisko zwierzyny, aby móc ją zaatakować. Może nie idealnie, ale skoczyła i końcowa złapała nornicę, jednym szybkim ruchem zagryzła stworzenie, po czym je zakopała, by później po nie wrócić. Dalej poszukiwała jakiejś zdobyczy, gdy usłyszała znajomy jej głoś. To była Wężowa Łapa, najwyraźniej nie tam mocno ranna, skoro już wróciła do treningów. Szyszka wolała uniknąć konfrontacji z nielubianą szarą kotką, więc schowała się za niewielkim krzewem, puki z oddalających się głosów wywnioskowała, że uczennica i kot, który z nią przebywał odeszli. Polowała dalej, mimo jej braku zdolności zanim słońce doszło do najwyższego miejsca zdążyła złapać kolejną mysz i nornicę. Samotniczka była okropnie głodna, chciała coś zjeść, ale nadal miała poczucie winy, że przez pół księżyca klan karmił ją, podczas gdy ona nic nie robiła. W końcu naszła ją myśl, że kodeks wojownika, chyba i tak jej nie obowiązuję, a nawet jeśli jedna mysz nie zrobi różnicy. Następną złapaną zdobycz zostawiła dla siebie, zjadła ją, po czym dalej szukała zwierzyny. Nagle od tyłu wskoczyła na nią wielka kula miodoworudego futra. Miodowa Łapa!

-Co tu robisz Miodowa Łapo?  Wystraszyłeś mnie!

-Moglibyśmy zadać to samo pytanie. Zza krzaków wyłoniła się jasnoruda kotka w ciemniejsze pręgi, to była Żółte Futro, mentorka rudego ucznia. Co tutaj robisz?

-W obozie nie było zwierzyny, więc za zgodą Różanego Ucha przyszłam polować. Wytłumaczyła Szyszka. Udało mi się nawet coś złapać.

-To świetnie, razem z Miodową Łapą chcielibyśmy ci pomóc, ale jesteśmy na patrolu granicznym. Mówiła wojowniczka, po czym ruchem ogona zasygnalizowała uczniowi, by poszedł za nią.

Szyszka polowała, aż słońce zaczęło się mocno zniżać, w końcu odkopała wszystkie swoje zdobycze i skierowała się do obozu, była z siebie dumna, w końcu jakoś pomogła klanowi swoich przyjaciół. Mimo zmęczenia szła dość szybko, a w świetle zachodzącego słońca jej rude plamy błyszczały jakby były zrobione z płomieni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top