Rozdział 1
Szyszka obudziła się wtulona w matkę. Nie powinny przebywać poza swoją norą tak długo, ktoś mógł je znaleźć. Kotka szturchnęła mamę by ta się obudziła, ta szybko otworzyła oczy i spojrzała na córkę zmęczonymi oczami. Po chwili obie kotki usłyszały jakieś nieznajome głosy.
-Klanowcy! - Krzyknęła matka Szyszki. - Uciekaj!
-Ale mamo...
-Biegnij! - Rozkazała kocica.
Szyszka zerwała się i chciała uciekać, wpadła jednak na dużego ciemnego kocura, którego złote oczy błysły złością.
-Kim jesteś kociaku? - Zapytał. - I co tu robisz?
-Ja...ja tylko. - Szyszka próbowała wydusić z siebie cokolwiek, ale nie mogła. Strach jej nie pozwalał.
Duży kocur chwycił ją za kark i podniósł delikatnie. Nagle na kocura skoczyła matka Szyszki, wbiła w niego pazury, a ten puścił koteczkę.
-Zostaw ją! - Krzyknęła. - Nie skrzywdzicie jej!
-Spokojnie. - Powiedział kocur spychając z siebie kocicę. - Nic jej nie zrobimy.
-Żabi Susie, co się dzieje? - Zza krzaków wyszła niewielka czarna kotka, której futro zdobiły różnorakie kolorowe plamki. - Samotnicy atakują?
-Nie atakujemy. - Broniła się starsza samotniczka. - On chciał zaatakować moją córkę!
-To niemożliwe, wojownicy nie atakują bez powodu. - Odpowiedziała nieznajoma
-Mama mówi prawdę. - Odezwała się przestraszona Szyszka. - On mnie chwycił za kark i chciał zabrać.
-Na pewno nie chciał ci nic zrobić malutka. - Próbowała wytłumaczyć czarna kocica. - Nie to jest teraz najważniejsze, kim jesteście i co robicie na naszym terenie?
-Jestem Lawenda, a to moja córka Szyszka. - Zaczęła samotniczka. - Mieszkamy nieopodal w opuszczonej lisiej norze, ale proszę nie wyganiajcie nas, nam też jest trudno.
-Dobrze, ja jestem Różane Ucho zastępczyni przywódcy, a to Żabi Sus, jesteśmy z klanu pioruna. - Rzekła kocica. - Rozumiem jak wam trudno, ale nie możemy tego zignorować, zaprowadzimy was to naszego przywódcy on zadecyduje co w wami zrobić.
Po tych słowach Różane Ucho podeszła do Szyszki z zamiarem podniesienia jej, powstrzymała ją jednak Lawenda, tłumacząc, że ona woli sama ponieść córkę. Zastępczyni zrozumiała to, chwilę później cała czwórka kotów była w drodze do obozu.
Wędrowali jakiś czas, w końcu doszli do niewielkiej polany otoczonej krzakami kolcolistu. Było tam wiele kotów, wszystkie rzuciły przybyszom podejrzliwe, pełne zaciekawienia spojrzenie. Żabi Sus wszedł do niewielkiej jaskini znajdującej się pod ogromną skałą. Po chwili wyszedł z niej razem z nieznajomym jasnoszarym kocurem.
-To one, znaleźliśmy je na krańcu naszego terenu, nieopodal drogi grzmotu. - Wyjaśnił młodszy wojownik.
-Jestem Patykowa Gwiazda. - Rzekł szary kocur do samotniczek. - Nie miałyście prawa wejść na nasz teren!
-Przepraszamy. - Powiedziała Lawenda. - My też musimy gdzieś żyć.
-Poznacie łaskę wy sterty pcheł! Nie zabiję was i powinnyście być mi wdzięczne! - Zdenerwował się przywódca. - Będziecie naszymi więźniami, Różane Ucho zaprowadzi was w konkretne miejsce, nie wolno wam go opuszczać! Zrozumiano!?
-Tak Patykowa Gwiazdo. - Powiedziała samotniczka, nadal trzymając w pysku córkę.
Różane Ucho zaprowadziła więźniów do niewielkiej sterty mchu niedaleko odgrodzonej części polany, zza której wyglądały kociaki. Wojowniczka po chwili odeszła, zostawiając kocice same, wszyscy oddalili się, obóz klanu wydawał się pusty. Niektórzy poszli do odgrodzonych części, widocznie wyznaczonych legowisk. Inni opuścili obóz, jedynym kotem pozostałym na polanie była ciemnoruda, pręgowana kotka, o długich łapach i wysmukłej sylwetce. Jej ciemnozielone oczy były dosyć dziwne, zwłaszcza ich źrenice. Była chyba lekko starsza od Szyszki, a przynajmniej tak wydawało się koteczce. Po chwili, nieznajoma członkini klanu podeszła do małej koteczki. Usiadła obok niej, nie okazując strachu i powiedziała:
-Cześć, jak się nazywasz?
-Cześć, jestem Szyszka. - Kotka rozluźniła się, nieznajoma wydawała się być miła. - A to moja mama Lawenda
-Ja jestem Zacienka. - Odpowiedziała ruda kotka. - Nie przejmuj się innymi, nie codziennie w obozie jest więzień, a tym bardziej dwóch. Wiesz, chciałam zapytać czy nic wam nie jest, Patykowa Gwiazda może nie będzie dla was najmilszy, ale nasza medyczka, Zabliźniona Skóra, chętnie wam pomoże.
-Mi nic nie jest, tylko dawno się nie najadłam, ale mama ma trochę kaszel. - Odrzekła Szyszka.
Zacienka bez słowa odeszła, na środku polany była mikra sterta zwierzyny, zabrała z niej dwa drozdy, po czym wróciła.
-Jeden dla ciebie i jeden dla twojej mamy. - Ruda kocica położyła ptaki, samotniczki zaczęły jeść.
-Dziękujemy. - Odezwała się Lawenda. To miłe z twojej strony kociaku.
-Nie ma za co, nie byłam pewna czy inni pozwolą wam zjeść, a to nie wasza wina, że jesteście samotniczkami.
-Mądre słowa Zacienko. - Przyznała pstrokata kotka, po czym położyła się, próbując zasnąć.
-Wiesz coś o klanach? - Zapytała Zacienka Szyszkę. - Mogę ci opowiedzieć. - Zaproponowała.
-Wiem dosyć dużo - Przyznała mała samotniczka, po czym zaczęła streszczać to, czego się dowiedziała. - Są cztery klany, które rywalizują, pokój trwa tylko podczas jakiś dziwnych zgromadzeń. W klanach są przywódcy z 9 życiami, zastępcy, wojownicy, uczniowie, starszyzna, karmicielki i kociaki. Mniej więcej tyle wiem.
-Na początek starczy. - Zaśmiała się ruda kotka. - Ile masz księżyców? Ja jutro kończę sześć.
-Ja mam około pięć i pół. Skoro masz prawie sześć księżyców, to powinnaś zostać uczennicą?
Oczy Zacienki zaszkliły się. Szyszka nie wiedziała dlaczego. Jej koleżanka po chwili jednak udzieliła odpowiedzi:
-Tak, powinnam...Może opowiem ci co gdzie jest. - Próbowała zmienić temat.
-jasne, dobry pomysł. - Zgodziła się brązowo ruda szylkretka.
-Okej, tutaj obok, jest żłobek, tam śpią kociaki. - Zacienka wskazała miejsce swoim długim jak na kociaka ogonem. - Tam jest Wysoki Głaz, a pod nią jaskinia, w której śpi przywódca. Tam jest legowisko starszyzny, to koty, które są już zbyt stare lub chore, żeby polować i walczyć. Jest też jaskinia medyka, śpi tam Zabliźniona Skóra i jej uczennica Czarna Łapa oraz chore koty. Na przeciw nas jest legowisko uczniów, a niedaleko obok legowisko wojowników.
-Rozumiem, pewnie jest tu fajnie. Opowiedz mi coś jeszcze. - Poprosiła Szyszka
-Dobrze, w sumie masz racje, dla większości jest fajnie. Wszyscy dbamy o siebie nawzajem.
-To brzmi super naprawdę... - Kotka przerwała, ponieważ w ich stronę zaczął iść smoliście czarny kocur, z wieloma bliznami, wyglądał dość strasznie, Szyszka skuliła się za nową przyjaciółką.
-Nie bój się. - Uśmiechnęła się Zacienka. - To Upiorne Serce, wygląda strasznie, ale uwierz jest miły.
-Witaj kociaku. - Powiedział wojownik. - Zacienko, ściemnia się, Wilcza Przepaść każe ci wracać do żłobka.
-Dobrze Upiorne Serce.- Odparła. - Do zobaczenia Szyszko.
-Do zobaczenia.
Po tych słowach Szyszka odprowadziła wzrokiem koleżankę. Wtulała się w swoją od dawna śpiącą matkę i zasnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top