Rozdział 2

Było jeszcze ciemno, padał śnieg więc wszystko poza wnętrzami legowisk pokryło się białym puchem. Niestety legowisko przeznaczone dla więźniów nie było osłonięte. Szyszka obudziła się z zimna, jej futerko pokryte było śniegiem. Mama dalej spała. Nagle usłyszała miły głos dochodzący z legowiska wojowników.

-Hej kociaku, nie zimno ci? - To był Upiorne Serce, jego delikatny, spokojny głos wydawał się zupełnie do niego nie pasować. - Obudź swoją mamę ogrzejecie się w legowisku wojowników, bo zaraz zamarzniecie.

-Dobrze! - Odpowiedziała Szyszka cieszyła się, że ktoś, oprócz Zacieki jest dla niej miły. - Mamo obudź się, pozwolili nam wejść do legowiska wojowników i się ogrzać!

Starsza kocica obudziła się, wyglądała jeszcze słabiej niż wcześniej. Mała koteczka wyczuła na swej głowie szorstki język matki, która kilka razy czule ją liznęła, po czym obie poszły do legowiska wojowników. Było tam o wiele cieplej, po chwili obie zasnęły.

Szyszka ponownie tego dnia obudziła się, słońce wschodziło. Po chwili oczy otworzyła również jej matka. Po wymienieniu uprzejmości z Upiornym Sercem oraz Różanym Uchem. Samotniczki wróciły do swojego legowiska, na szczęście już nie padało. Siedziały tam chwilę, w końcu Szyszka zobaczyła 4 koty wychodzące ze żłobka. Pierwsza kotka była dorosła, to musiała być Wilcza Przepaść, matka jej przyjaciółki. Za nią szły 3 kociaki, jeden był rudy, a jego ogon był bardzo, bardzo puchaty. Drugi był biały, w czarne łaty z charakterystyczną pręgą na grzbiecie, przypominał borsuka. Trzecia szła Zacienka. W przeciwieństwie do pozostałych kociaków, widocznie jej rodzeństwa nie wydawała się być podekscytowana, wręcz przeciwnie, jej oczy były przeszklone, jeśli można było w nich coś dostrzec, był to smutek. Szyszka chciała zawołać koleżankę jednak nie zdążyła. Na Wysoki Głaz wszedł znany jej kocur, po chwili wszyscy usłyszeli jego słowa:

-Niech wszystkie koty zdolne łowić zwierzynę, zbiorą się pod wysoką skałą na zebranie klanu! -Jego głoś brzmiał zaskakująco miło, widocznie nie był taki zły, puki nie przychodziło mu zatrzymać w klanie samotników, po chwili kocur mówił dalej. -  Dzisiaj zebraliśmy się by nadać dwóm kociakom uczniowskie imiona, Lisku i Borsuczku, podejdźcie. - Dwa kociaki podeszły bliżej wysokiej skały, czekając na dalsze słowa przywódcy. - Jesteście z nami już sześć księżyców. - W tym momencie Patykowa Gwiazda, zwrócił się bezpośrednio do rudego kociaka. - Od tego dnia do momentu gdy otrzymasz imię wojownika będziesz nosił imię Lisia Łapa

-Jestem uczniem!  - Zawołał podekscytowany kociak. - Mam najlepsze imię na świecie!

- Lodowa Różo, już od dawna jesteś wojowniczką, czas być otrzymała ucznia, zostaniesz mentorką Lisiej Łapy. Jesteś odważna i mądra, mam nadzieję, że przekażesz te cechy swojemu uczniowi, a także, że ocenisz jego zdolności sprawiedliwie, mimo twojego bliskiego pokrewieństwa z nim. - Po tych słowach Patykowa Gwiazda zwrócił się do łaciatego kocurka. - Od tego momentu, do dnia gdy otrzymasz imię wojownika, zwać się będziesz Borsucza Łapa. Sójcze Skrzydło, mimo tego, jak długo nam służysz nie miałeś jeszcze ucznia. Mimo to na pewno zostaniesz dobrym mentorem dla Borsuczej Łapy, mam nadzieję że przekażesz mu swą zwinność i energiczność.

Po tych słowach wojownicy podeszli do uczniów i zetknęli się z nimi nosami, do Lisiej Łapy i Borsuczej Łapy, podbiegła także ich matka. Była pełna dumy. Z boku na całą ceremonię patrzyła przyjaciółka Szyszki, wciąż była smutna. "Dlaczego nie została uczennicą, jak jej rodzeństwo?" pomyślała pstrokata kotka, po czym czekała, aż Zacienka przyjdzie porozmawiać. Ta jednak praktycznie od razu skierowała się do żłobka.

-Zacienko! Chodź. - Zawołała Szyszka, przyjaciółka podeszła do niej. - Cześć.

-Cześć. -  Odpowiedziała pręgowana kotka, nie tylko widać, ale i słychać było jej smutek.

-Dlaczego nie zostałaś uczennicą?

-Nie zauważyłaś? - Zdziwiła się ruda koteczka. - Na prawdę nie widziałaś że jestem ślepa!?

-Nie, zachowywałaś się normalnie, więc nie wiedziałam. Myślałam, że po prostu masz dziwne oczy. - Wyznała Szyszka, na prawdę wiadomość o ślepocie przyjaciółki, była dla niej szokiem, zwłaszcza, że nie spodziewała się, że to ma być powód, dla którego nie może zostać uczennicą. - Przykro mi Zacienko, jestem pewna że byłabyś najlepszą wojowniczką o jakiej słyszał las.

-mhm...Muszę już wracać do żłobka. - Odpowiedziała smutna kotka, po czym się oddaliła.

Nagle matka Szyszki znów zaczęła kaszleć, jej kaszel był jeszcze mocniejszy niż wcześniej, kotka nie mogła złapać oddechu. Ktoś pobiegł do legowiska medyczki, po chwili kaszel osłabił się na tyle by samotniczka mogła coś powiedzieć:

-Szyszko, klan gwiazdy... Wzywają mnie. - Jej głos był niezwykle cichy i słaby.

-Mamo, nie zostawiaj mnie! -  Szyszka rozpaczała, z jej oczu leciały łzy, medyczka już biegła w ich stronę.

-Nigdy cię nie zostawię córeczko. Wiem, że nie czujesz lojalności wobec tego miejsca, ale dbaj o nie, proszę. 

Po tych słowach kocicę znów złapał atak kaszlu, medyczka podbiegła do niej z ziołami, ta jednak nie zdążyła ich zjeść. Jej kaszel ustał, tak samo oddech i bicie serca. Lawenda umarła, zostawiając swą córkę samą w wrogim klanie.  



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top