Rozdział 9 Viaje


Kiedy nadszedł dzień wyjazdu, na klubie zawrzało. Od samego rana słychać było  głośne rozmowy, śmiechy i spory naszych braci ze swoimi kobietami o to, co zabrać i w jakich ilościach, to zabrać.
Ku mojemu zdziwieniu Anne-Marie zjawiła się punktualnie, z niewielkim skórzanym plecaczkiem w kolorze beżu, przewieszonym przez ramię, jasnych obcisłych rzecz jasna jeasny'ach i dopasowanej do kremowej bluzy, opinającej białej bluzce, która znów współgrała z jasnym obuwiem sportowym. Nietypowy widok, ujrzeć w takim wykonaniu, naszą potencjalnie konspirująca z latynoskim gangiem dziennikarkę.
Poinformowałem francuskę, że mam jeszcze coś do załatwienia przed wyjazdem i wskazałem jej palcem miejsce przed wejściem do Clubhouse'u, gdzie zaparkowany był mój motocykl, gdyby zechciała schować swój bagaż podróżny do wolnej juki.
Natomiast ja w tym czasie podszedłem pewnym krokiem do zaparkowanego po drugiej stronie ulicy niebieskiego muscle car'a.  Początkowo myślałem, że facet odjedzie widząc, jak się do niego zbliżam, ale nic takiego się nie wydarzyło. Siedział ze stoickim spokojem, przyglądając się z zainteresowaniem moim poczynaniom względem niego. Zapukałem delikatnie palcem w uchyloną szybę, dając do zrozumienia, aby opuścił ją bardziej, po czym nachyliłem się, kładąc lewą ręką na dachu pojazdu i tym samym opierając się o niego.

-Podejrzewam, że i tak byś się tego dowiedział - wyjąłem z wewnętrznej kieszeni jupy małą karteczkę. -Ułatwię Ci nieco, to zadanie hermano - podałem ją mężczyźnie, który uśmiechnął się dość wymownie, odbierając ją ode mnie. 

-Ale tak z francuską? - uniósł brew, wskazując głową w kierunku klubu. Mimowolnie odwróciłem się i również spojrzałem w tym kierunku. -Compadre - zaakcentował aluzyjnie.

-Nie musi się martwić - parsknął śmiechem, a jego dobitny uśmieszek, ani na chwilę nie zniknął z jego twarzy. -Ta kobieta jest mi jedynie potrzebna w celach służbowych -wyjaśniłem, przenoszą wzrok na niego. 

-A więc Naperville - spojrzał na kartkę, odczytując jej zawartość i tym samym zmieniając temat. -Gracias - uniósł świstek lekko do góry, skinął do mnie głową na znak wdzięczności. 

-Teraz nie mam wątpliwości - wyprostowałem się, klepiąc w dach na pożegnanie, ale zanim odszedłem, przystanąłem jeszcze na chwilę, odwracając się do niego. -Nie rozumiem tylko, co tutaj robisz - wzruszył ramionami, podnosząc nieco szybę.

-Ej panie perro! - zadrwił, posyłając mi złośliwy uśmieszek. -Czasami lepiej nie analizować niektórych spraw zbyt mocno i pozwolić im się rozwinąć - uśmiechnął się, ukazując górny rząd białych zębów. -Pamiętaj, że to nie Meksyk - spojrzałem na niego, przytakując mu nie pewnie. -Tu nic Ci nie grozi -puścił mi oczko, po czym poprawił okulary przeciwsłoneczne i zamknął szybę. 

Ma rację, nie on mi wrogiem. Zdrajcę mam na wyciągnięcie ręki i ode mnie zależy, jak to rozegram. Spłoszę ją, czy zdobędę, to czego potrzebuję, by poznać dręczącą prawdę.
Wróciłem do braci, którzy szykowali się już do wyjazdu. Odszukałem towarzyszki mojej dzisiejszej podróży i również dosiadłem rumaka, by ruszyć w drogę do Naperville miasta, gdzie mieści się nasz drugi chapter, a niebieski muscle car podążył za nami w późniejszym czasie w  bezpiecznej odległości.

Naperville, to urokliwe małe miasteczko z udogodnieniami dużego miasta, czym chętnie się chwalą. Nie dość, że jest jedynie rok starsze od Chicago, to jest również trzecim pod względem najlepszego miejsca do życia. Ponieważ tutaj chętnie rozwiązywane są trudne problemy. Ich nie zamiata się pod dywan, o nich się rozmawia i rozwiązuje, co potem skutkuje dobrymi szkołami, czy mnóstwem dostępnych miejsc pracy. Można śmiało rzecz, że oddalone o jedyne 36 mil od Chicago miasto, jest dla ludzi. Nie ludzie dla miasta, jak w większości przypadków, a odwrotnie. Może, to tłumaczy, dlaczego Naperville ma tak silne poparcie w swoich mieszkańcach. Zawsze mnie, to zastanawiało podczas naszych wizyt u stacjonujących tutaj braci. 
Z pozoru ulice z nowymi, białymi domami, nie zachęcają do odwiedzin, ale kiedy zaryzykujesz i zrozumiesz cały fenomen tego miejsca i zagłębisz się dalej, zobaczy budynki z lat 20, dynamiczne centrum, nie ma też tutaj zbytniego zróżnicowania rasowego, jak w przypadku naszego wietrznego miasta. Bo sekret tego miasteczka jest prosty - Im dłużej tutaj przebywasz, z roku na rok robi się piękniejsze i zachwyca Cię swoim urokiem, aż pragniesz tutaj zostać. 
A przynajmniej tak zawsze mówi nam John, kiedy przyjeżdżamy w odwiedziny i gdy stara się nam uświadomić, że Chicago, to ta gorsza strona Illinois. Z czym absolutnie się  nie zgadzam. Atrakcyjne jest, lecz miejscami niebezpieczne. Choć w porównaniu do Ciupad de Mexico, to raj na ziemi, mimo mojej ryzykownej pracy. 

-Raul! - blondynka  nachyliła się nad moim uchem. -Kim właściwie był mężczyzna, z którym rozmawiałeś pod klubem? - zaskoczyło mnie jej pytanie.

-Widziałaś? - przytaknęła. -Miałaś czekać przy motocyklu - westchnąłem. -Chica, wiesz, że jesteś bardzo curioso? To Cię zgubi kiedyś - poczułem, jak jej uścisk na moim brzuchu słabnie, a to znaczy, że wróciła na swoje miejsce i już mi nie wisi nad uchem. 

-Co to znaczy?! - krzyknęła. 

-Że jesteś wścibska - odpowiedziałem od niechcenia. 

-Ej! - zawołała, klepiąc mnie delikatnie w kask. -Mogłabym powiedzieć o Tobie, to samo - dodała oburzonym tonem.

-Czy Ty szperałaś w mojej przeszłości?! - spytałem, nie kryjąc zdenerwowania w głosie. -Chica pogniewamy się, a wtedy nie będzie przyjemnie - syknąłem przez zęby.

-Co się stało z Twoją żoną? - zignorowałem pytanie kobiety. -Gdzie ona jest teraz? Żyje? - dopytywała. -I dlaczego planowano usunąć Cię z policji? - wciąż milczałem, ale ona nie zamierzała odpuścić. -Raul! - ponaglała mnie, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi. -Dlaczego byłeś podejrzany o... - przerwała wypowiedź, kiedy kiwnąłem ręką do Road Capitana, wskazując na stację benzynową po przeciwnej stronie, w odpowiedzi otrzymałem pozytywny odzew, więc odłączyłem się z formacji, odbijając w prawo. -Musimy zatankować? - spytała zaskoczona.

-Nie - odpowiedziałem chłodno. -Musimy sobie coś wyjaśnić - wtrąciłem się jej w słowo, gdy chciała się odezwać.

Zaparkowałem na jednym z parkingowych miejsc z boku budynku stacji, po czym wyłączyłem silnik i zsiadłem z maszyny, wprawiając tym samym Anne-Marie w zakłopotanie. Mam wrażenie, że domyśliła się, iż popełniła błąd w momencie kiedy odłączyliśmy się od pozostałych, a teraz utwierdziła się w tym fakcie. Odruchowo rozejrzałem się dookoła siebie, czy nie będzie potencjalnych świadków naszej rozmowy. Dostrzegłem jedynie parę aut w oddali przy dystrybutorach i jakąś parkę wewnątrz budynku przez witrynę sklepową przy automacie do kawy.

-Posłuchaj teraz uważnie, bo dwa razy powtarzał nie będę - nachyliłem się nad nią. -Nie masz prawa grzebać w mojej przeszłość, a tym bardziej dociekać prawdy i oczekiwać ode mnie jakichkolwiek odpowiedzi! - mówiłem podniesionym głosem. -To, co działo się w przeszłości, tam ma pozostać, rozumiesz? - skinęła przytakująco, zsiadając z motocykla i stając przede mną ze skruszoną miną.

-Nie wiedziałam, że dla Ciebie, to takie ważne - spuściła wzrok. -To chodzi o tę żonę? - spytała nieśmiało, nie patrząc mi w oczy.

-Widzisz dalej, to robisz - powiedziałem z nerwami. -Miał być, to miły wyjazd, ale nie będzie, gdy będziesz usilnie dokopywać się mojej przeszłości - zmierzyłem ją wzrokiem. -A jeśli chcesz się bawić w odkrywanie kart, to się pobawimy - nachyliłem się nad nią. -Ale oboje! Powiem Ci, dlaczego zostałem posądzony o wynoszenie i kontakty z ... - szybko zamilknąłem, gdy dostrzegłem, że przygląda nam się parka, która wcześniej przebywała wewnątrz stacji benzynowej.

-Co tu się dzieje? - spytała niska szatynka, podchodząc nieco bliżej, wraz ze swoim partnerem. -Mamy powiadomić służby o awanturze - parsknąłem śmiechem.

-Nie trzeba, policja na miejscu! - warknąłem, po czym wsiadłem na motocykl. -Wsiadaj, nie będziemy tutaj rozmawiać - zwróciłem się do Anne-Marie, obrzucając parę nieprzychylnym spojrzeniem. Francuska natomiast bez słowa, posłusznie zajęła miejsce plecaczka.

-Przepraszam - wyszeptała, gdy odjechaliśmy już ze stacji.

Nadrobiliśmy dzielącą nas odległość od moich braci i dołączyłem z powrotem do formacji. Natomiast, jeśli chodzi o mnie i Anne-Marie, to aż do samego Naperville nie zamieniliśmy ze sobą, ani jednego słowa. Zresztą, gdy dojechaliśmy do Clubhouse'u naszego drugiego chapteru, również za dużo nie rozmawialiśmy. Przedstawiłem jedynie kobietę, jako moją towarzyszkę, ta się przywitała i zaraz została zabrana przez resztę dziewczyn do ich grona. Także do wieczora jej nie widziałem.
Ponownie spotkaliśmy się, dopiero kiedy mieliśmy jechać do domu John'a obecnie pełniącego w klubie funkcję Enforcera*. Według naszych braci byliśmy ich gości i nie wypada, aby motocyklowa rodzina tułała się po motelach, szukając wolnego miejsca. Dlatego części klubowiczów zaproponowano nocleg na ich Clubhouse'ie, a pozostałych, głównie tych ze swoimi plecaczkami zaproszono do swoich domów.
Miły gest z ich strony, choć podejrzewam, że nieco podszyty naszym ostatnim zachowaniem, gdy kategorycznie zabroniliśmy im noclegów w mieście i zaprosiliśmy do swoich domów.
Tamtym razem z Kirą gościliśmy właśnie u siebie John'a ze swoją małżonką, z którą moje suerte dość szybko załapało dobry kontakt. Choć z drugiej strony, czy był ktoś w klubie, kto nie lubił Kiry? Ta dziewczyna nie dała się nie lubić. Jej beztroskie podejście do życia, innowacyjne pomysły, czy zwyczajna pogoń za wolność dawała jej wrażenie lekkoducha, a w rzeczywistości na wszystko sama pracowała, nawet na szacunek moich braci. Uważała, że nie chcę wymuszonego szacunku z racji tego, że jest żoną membera, a takowej szacunek się należy od pozostałych klubowiczów. Powiedziała im, że mają zapomnieć o tej informacji i traktować ją tak, jak każdego traktują na początku znajomości. I wydaję mi się, że właśnie tym ich ujęła, ponieważ nie wymagała, jak niektóre partnerki moich braci. Nie żądała kurtki, a naszywkę Property of Wolf otrzymała dopiero po roku. Ona cierpliwie czekała, działając na rzecz klubu, jak tylko mogła i tym sposobem wypracowała sobie u braci jakiegoś rodzaju pozycję, o której pozostałe kobiety mogą pomarzyć. Kira po prostu rozumie nasz motocyklowy świat. Być może, dlatego cieszyła się, jak dziecko gdy otrzymała swoją kurtkę, mimo że starała się tego nie okazywać.

-Nawet nie wiesz, jak mi Ciebie brakuje - wyjąłem z wewnętrznej kieszeni jupi obrączkę, obracając ją w palcach i spoglądając na nią z sentymentem. -Czy wrócisz, kiedyś do mnie? -spojrzałem na nią ostatni raz, po czym pośpiesznie schowałem do kieszeni, słysząc, jak ktoś wchodzi do pokoju.

Kobieta zamknęła drzwi, niepewnie do mnie podchodząc i mierząc wzrokiem dwuosobowe łóżko, a następnie przenosząc na mnie zmieszane spojrzenie.

-Ciekawi Cię świat, o którym nie powinnaś wiedzieć - zwróciłem się do Anne-Marie. -Udzielę Ci odpowiedzi na nurtujące pytania, ale jak powiedziałem wcześniej, oboje zagramy w Twoją grę - otworzyła szerzej oczy, nie odrywając spojrzenie ode mnie, przysiadając na brzegu łóżka. -Ty pierwsza -skinęła przytakująco głową.-Artykuł o naszym klubie nie był przypadkiem, prawda? - ponownie skinęła ledwie zauważalnie. -Kto Ci go zlecił i dlaczego akurat jedynym wymienionym funkcjonariuszem policji, miałem być akurat ja? - stanąłem przed nią, krzyżując ręce na klatce piersiowej i dumnie się prostując.

-Artykuł zlecił mi naczelny, wcześniej nawet o Was nie słyszałam - wzruszyła ramionami. -Jego pomysłem było też uwzględnienie dystrybucji narkotyków przez wasz klub. Najwidoczniej w jakiś sposób zaszliście mu za skórę - spuściła głowę. -Jednak, jeśli chodzi o Twoją osobę Raul - spojrzała na mnie nieśmiało. -O Tobie wspomniał mi mój informator - wydukała z trudem. -I od razu zaznaczam, nie zdradzę Ci jego danych - wycelowała we mnie wskazujący palec, wstając z łóżka i podchodząc do mnie. -Tamtego dnia w restauracji nie miałam pojęcia, że Ty przyjedziesz na spotkanie - uniosłem brew. -Nie miałam pojęcia - kobieta wyminęła mnie, po czym podeszła do leżącego na ziemi, obok fotela plecaka. Ukucnęła przy nim, wyjmując coś ze środka i chowając, to w dłoni. -Ja nie chciałam Raul - wstała i ponownie do mnie podeszła. -Przepraszam - wyszeptała, wyciągając przed siebie dłoń, powoli otwierając. -Twoja żona ma dużo szczęścia -spojrzałem na nią skołowany. -Ale Ty też bez powodu się ze mną nie spotykasz, prawda? - spytała, robiąc krok w tył.

-Prawda - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. -Ale doskonale oboje wiemy, że żadne z nas nie robi nie intencjonalnie - posłała mi szeroki wymowny uśmiech, po czym opadła bezwładnie na łóżko, a z jej dłoni wypadła malutka pomarańczowa fiolka, która spadła z łóżka i potoczyła się po podłodze wprost pod komodę naprzeciwko.

W pierwszym momencie byłem w szoku, dopiero po chwili dotarło do mnie, co zrobiła Anne-Marie. W czasie, gdy ja myślałem, że poszła wziąć prysznic, ona miała inne plany. Plany, o których jeśli ktoś się dowie, będę skończony w momencie, gdy blondynce coś się stanie. Dlatego nie czekając minuty dłużej, ruszyłem z pomocą. Jednak z tyłu głowy miałem ciągle jedną myśl - Z jakiego powodu podjęła się takiego kroku oraz czemu akurat tu i teraz?
Mam pewne podejrzenia, że to wszystko, co się ostatnio działo dookoła mnie, niestety może łączyć się w jedną całość, lecz kto chciałby mi zaszkodzić?


*Enforcer - W skrócie, tak zwany ochroniarz Presidenta


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top