Rozdział 6 Bullet


Następnego dnia nie obeszło się oczywiście bez pytań w pracy dotyczących wyglądu mojej twarzy, ale jak powiedziałem wczoraj Max'owi na klubie, nie zamierzałem nikogo informować o wczorajszych wydarzeniach.
Przed pracą podwiozłem jeszcze Anne-Marie pod jej samochód, który zostawiła na parkingu pod restauracją i wziąłem przy okazji od niej numer telefonu. Początkowo nie chętnie chciała mi go zdradzić, ale koniec końców zadział impuls i wręczyła mi go. Zaznaczyłem jednak, by nie próbowała podawać fałszywego, bo inaczej sam go sobie sprawdzę. Do czwartku jeszcze kilka dni pozostało, więc wolę mieć rękę na pulsie. W końcu wszystkim zależy nam na powstrzymaniu jej artykułu.

Przed rozpoczęciem służby zostałem wezwany do biura komisarza. Doskonale wiedziałem, w jakiej sprawie i na wstępie zaznaczyłem mu, że nie mam czasu na pierdoły i lepiej, żeby się streszczał, bo mam grupkę ćpunów do rozwiązania.

-Wyjaśnisz mi do cholery, jak doszło do tego wszystkiego?! - spytał podniesionym głosem. 

-Do niczego się nie przyznaje - wzruszyłem ramionami.

-Oczywiście - parsknął lekceważąco. -Jak zawsze, zdążyłem przywyknąć - wstał z krzesła, opierając się rękoma o blat biurka, wołając mnie przy okazji bliżej do siebie. -Masz szczęście, że robisz dobrą robotę - westchnął, spuszczając głowę i kręcąc nią na boki z bezradności. -Raul nie interesuje mnie, kto obił Ci mordę, interesuje mnie, to co widać na tym filmie - westchnął, podsuwając mi telefon bliżej pod nos.

-Filmie? - spojrzałem z obawą na ekran smartfona.

Jak podejrzewałem, któryś z gapiów, prawdopodobnie z tamtejszego baru, nagrał nasze małe starcie i wrzucił do sieci. Co prawda nigdzie nie było wspomniane o mojej profesji. Film został podpisany motocyklista vs latino gang. Do tej drugiej części też bym się doczepił, bo zostało, to pewnie napisane prześmiewczo, chyba że wrzucił to któryś z nich jednak, a narobi kolejnych problemów. Gdy ktoś, kto mnie zna, rozpozna mnie na tym filmie. Wtedy wyjdzie na jaw, że nie tylko jestem członkiem The Night Soldiers, ale również mam zatargi z meksykańskim gangiem, co jest sprzeczne z prawdą. Jednak góra nie będzie weryfikowała, ile w tym prawdy, natychmiast dobiorą mi się do tyłka. 

-Teraz też zaprzeczysz, że to nie Ty? - spytał z wyczuwalną złośliwością.

-To ja - odpowiedziałem niewzruszony zgodnie z prawdą. -Mam rozumieć, że nie nadstawisz za mnie karku, jak zawsze? - zażartował.

-Raul! - wrzasnął na całe gardło, aż przyciągnął spojrzenia funkcjonariuszy przechadzających się po korytarzu. Przeszklony gabinet ma jednak swoje plusy i minusy. -Pewnie nie będę miał wyjścia - westchnął z bezsilności. 

-To w czym problem? - rozłożyłem ręce w geście bezradności, posyłając mu złośliwy uśmieszek. 

-Raul? - spytał ze spokojem, spoglądając na mnie. -Wynoś się! - krzyknął. -Precz mi z oczu, zanim sam Cię wykopię na zbity pysk! - zrobiłem krok w tył, gdy automatycznie złapał za swój dziennik, w którym zapisywał najważniejsze do zapamiętania daty. Przy okazji zerknąłem za siebie przez ramię, nagle wszyscy policjanci musieli coś zrobić koło biura, byle od czasu do czasu zerknąć na odbywające się w nim przedstawienie. -Nawet nie próbuj - uniósł ciężki notes w skórzanej oprawie, wskazując nim na mnie, gdy chciałem zaprotestować i się odezwać. -Won na patrol Ty meksykański dupku! - wrzasnął, rzucając we mnie swoją własnością, lecz zdążyłem odskoczyć w bok. 

-Miłego szefie - powiedziałem z uśmiechem, podnosząc dziennik z ziemi i odkładając go na stolik obok drzwi i jeszcze szybciej prysnąłem z tego pomieszczenia, gdy mężczyzna chwycił za kolejny przedmiot z biurka. 

Na korytarzu nikt się nie odważył odezwać coś na temat mojej rozmowy z przełożonym, bo zwyczajnie byli już do tego przyzwyczajeni. Już sami się śmieli, że kiedy z biura dochodzą wrzaski, to zapewne Wolf jest na dywaniku i w większości przypadków ich żarty nie odbiegały daleko od prawdy.
Wróciłem do szatni zabrać niezbędny sprzęt na patrol, zabrać wkłady do plate carrier, choć to zgarnąłem dla świętego spokoju z polecenia komisarza, a w rzeczywistości wrzucę, to do radiolki i niech leży, przy okazji zgarnąłem Colina po drodze na parking, przerywając mu poranne pogaduszki przy kawie z automatu. 
Dziś na patrol wyjedziemy moim nieoznakowanym dogdem, bo tak wypada według naszych ustaleń. Wymyśliliśmy sobie z Colinem, żeby będziemy zmieniać się co dwa dni z kierowaniem pojazdu, żeby jeden nie musiał robić większej roboty za drugiego, tak zwany sprawiedliwy podział. 

-Wolf, to sprawka tego meksykańca? - przytaknąłem, kiedy spytał, wsiadając do radiowozu. -O klubie też już wiedzą? - ponownie skinąłem. -Nie będzie chyba powtórki sprzed dwóch lat? Wtedy też się zaczęło, niewinnie od napaści, a eskalowało do niewyobrażalnych rozmiarów - skwitował, spoglądając na mnie z wyrzutem, na co wzruszyłem jedynie ramionami, bo sam nie wiem, jak przyszłość będzie wyglądać.

Wtedy źle oceniłem sytuację. Nie należałem do klubu, można powiedzieć, że dopiero zaczynałem moją policyjną karierę. Niedoświadczony, zbyt pewny siebie i zbyt szybko chcący odnieść sukces. Zgubiło mnie, to w pewnym momencie. Zbyt duża pewność siebie też nie jest dobra. Nie kryłem się z pewnymi rzeczami, a powinienem. Miałem w tamtym czasie duże wsparcie od rodziny i pewnego łobuza metr sześćdziesiąt u swojego boku, który w pewnym momencie okazał się kluczem do mojej zguby. Nie mieliśmy pojęcia, że jesteśmy na świeczniku przez moich przełożonych. Wszystko za sprawą wdania się w bójkę z potencjalnie aresztowanym. Zgarnęliśmy wtedy gościa z Colinem, który handlował na swojej dzielnicy - Austin. Nie miałem w tym czasie wypracowanego potrzebnego wtedy rozgraniczenia dzielnic.  Wszelkie ulice były dla mnie, jak wszystkie inne. Nie wyróżniały się niczym. Jedynie z raportów i wiadomości mogłem się dowiedzieć, co dziejących tam zbrodniach, ale jak już wspominałem, to był początek mojej kariery, więc miałem prawo na bycie niedoświadczonym. Awansowałem, co prawda dość szybko na sierżanta, ale przebyłem niełatwą drogę, aby zasłużyć na ten stopień, gdyż nie uważam chodzenia na skróty. Jednak wracając do sytuacji. Mieliśmy go już pod radiowozem, kiedy zza rogu wypadła na nas grupka jego przyjaciół, wyposażona w broń białą. Przyznaję bez bicia, spanikowaliśmy z Colinem, który swoją drogą policyjną karierę zaczął jedynie miesiąc wcześniej ode mnie. Dwóch świeżaków, banda uzbrojonych gości, coś musiało pójść nie tak. I poszło, rzucili się na nas, przez co zatrzymany zbiegł, wykorzystując zamieszanie. Po powrocie na stację dostaliśmy naszą pierwszą naganę, ale z czasem nie ostatnią, zwłaszcza ja. Hm, zabawne, Colin siedzi, w tym zemną i razem popełniamy te same błędy, a cały opieprz zgarniam ja i to jest ta sprawiedliwość? Ale mi, to nie przeszkadza. Mogą mnie uważać za loco, ale dopóki robię swoje, a mojemu przyjacielowi nic nie grozi, mnie odpowiada taki układ.
Później były sytuacje, gdzie dwukrotnie zostałem napadnięty przez tych samych mężczyzn. Za pierwszym razem byłem sam, wracałem akurat pieszo z pracy do domu, bo auto pożyczyłem madre. Za drugim razem wracałem z kina z moim carino, kiedy zatrzymały się obok nas srebrny sedan, z którego wypadło czterech mężczyzn. Zaatakowali naszą dwójkę, próbowali nawet wciągnąć moją wybrankę do samochodu, ale jak mówiłem, ta dziewczyna w kaszę dmuchać sobie nie da. Niestety, kiedy jeden z tych pseudo gangsterów, którzy policją przecież się brzydzą, przyszedł złożyć zażalenie, że dziewczyna policjanta, bo oczywiście musiał podkreślić ten fakt, rozbiła mu butelkę na głowie, ponieważ chciał ją porwać. Jednak to już nie było istotne, bo w końcu dziewczyna policjanta odpowiadała za uszkodzenie ciała, zainteresowano się nią bardziej. Chociażby z tego też względu, że w tamtym czasie były przełożony bardzo za mną nie przepadał i łapał się każdego możliwego powodu, by wyrzucić mnie z szeregów policji Chicago. Mam też pewne podejrzenia względem niego o rasizm, ponieważ często leciały nieodpowiednie teksty w moim kierunku od niego. 
Powiedzmy sobie szczerze, moje carino, jeśli chodzi o nieskazitelną przeszłość, nie jest wzorem do naśladowania, ale nie jest złą osobą. Jak każdy ma swoje za uszami, lecz nie ma osób idealnych. Niestety te powody stały się wystarczające, aby mocniej zainteresować się nią i dotrzeć do tego, że w sumie, to wspólnie dzielimy nasze życia. Między innymi, to był jeden z powodów, dlaczego zmuszeni byliśmy się rozstać. Wyjechała, zostawiając mi obrączkę na znak powrotu i nie powiedziała, dokąd, bo nie chciałem tego wiedzieć, by w razie przesłuchań, przypadkiem nie wydać miejsca jej pobytu. Mam, co prawda pewne podejrzenia, nie wiem, gdzie przebywała wcześniej, lecz wiem, gdzie może pomieszkiwać obecnie.

-Oo, a kto to Anne-Marie? - spytał niespodziewanie Colin, grzebiąc w moim telefonie, który wcześniej niepotrzebnie wsunąłem do przymocowanego na desce rozdzielczej samochodu. -W końcu zapomniałeś o żonie? - zadrwił, czytając przychodzący SMS-a.

Powinienem w końcu zmienić stary kod do telefonu na nowy, którego nie zna, bo w jego obecności niczyja prywatność nie jest bezpieczna.

-Nikt istotny - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. -A o żonie pamiętam, nie martw się o to - dopowiedziałem lekko podirytowany.

-Ciekawe, tylko czy ona pamięta o Tobie, w końcu nie odezwała się przez ostatnie dwa lata - podsumował. -Za to ta pisze, że chce się spotkać wieczorem, porozmawiać o czymś - wyrecytował mi treść wiadomości na głos.

-Nie odezwała się, bo nie mogła - wyjaśniłem. -To, jak już jesteś tak zaoferowany moim życiem po służbie, to spytaj, o której kończy pracę, to ją odbiorę - westchnąłem kręcąc głową.

-I co dalej nie może się odezwać? - zadał trafne pytanie, wystukując na ekranie wiadomość do Anne-Marie. -Odpisane - odrzekł z uśmiechem po chwili.

-Nie wiem Colin, równie dobrze mogło się coś stać i nie żyje od roku, a nikt mnie nie poinformował, bo nikt nie wie kogo - pokręciłem pośpiesznie głową na boki, wyrzucając negatywne myśli z głowy.

-Odpisała, że o 19:30 p.m - przytaknąłem. -A ona przypadkiem nie nosi Twojego nazwiska? - spytał po chwili zastanowienia. -Przecież prędzej, czy później doszliby chyba do tego, że jest jakieś powiązanie między wami? - zamyśliłem się.

-A kto powiedział, że władze muszą o tym wiedzieć? - Colin spojrzał na mnie z zakłopotaniem.

-Ta dziewczyna Cię zgubi - powiedział z powagą w głosie.

Gdyby nie ta dziewczyna, już dawno bym się poddał, ale o takich rzeczach nie mówi się głośno. Obiecałem nie szukać, ale może warto się zainteresować i sprawdzić, czy chociaż wciąż żyje. Ponieważ z jej trybem życia, niewyparzonym językiem i nad zbyt dużą pewnością siebie, mam powody do zmartwień. Chyba że rzeczywiście ułożyła sobie życie z kimś innym u boku, ale ciężko mi w to uwierzyć. Wiem, że może zabrzmi, to nieco banalnie, ale łączyła nas zbyt wyjątkowa więź, by została tak po prostu zapomniana. Zawsze powtarzała, że byłem jej suerte, na które nie zasługiwała i nigdy nie planowała, a gdy stanąłem na jej drodze, wszystko się zmieniło i już wiedziała, że nie chcę iść przez życie sama.

Odwiedziłem na służbie, kilka potencjalnych miejsc z Colinem, w których mogłaby przebywać odważna banda z wczoraj, ale zapadli się pod ziemię. Zatem zakończyłem służbę bez nowych przełomów w sprawie, za to zjeżdżając na stację, otrzymałem informację, że na dniach szykuję się akcja związana ze S.W.A.T. i mam być cały czas w gotowości, ponieważ nikt nie zna dokładniej daty oraz godziny. Tego zresztą też nie powinniśmy wiedzieć, ale FBI chyba samo nie jest świadome, jakie ma przecieki u siebie w biurze.
Po zakończonej służbie podjechałem motocyklem po Anne-Marie pod jej redakcję, gdzie nie obyło się bez ciekawskich spojrzeń i wymiany zdań między pracownikami, gdy zobaczyli swoją współpracownicę wsiadającą na motocykl do jakieś obcego gościa w jupie z barwami klubu, nad którym pracuje w swoim artykule.
Zabrałem dziennikarkę do baru Yummy Yummy mieszczącego się w chińskiej dzielnicy. Im dalej od centrum, tym lepiej w moim przypadku, jak widać. Choć wcale nie zamierzam się ukrywać, jednak nie zamierzam ryzykować życiem postronnych osób. W końcu jestem od tego żeby służyć i chronić.

-Kobieto, zacznę podejrzewać, że jesteś z nimi w zmowie - spojrzałem ciemnego SUV-a, który zatrzymał się po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko baru. -Wczoraj to mógł być zbieg okoliczności, ale kolejny dziś? - spojrzałem na nią podejrzliwie, parkując motocykl przed barem.

-Mam z tym nic wspólnego - zaczęła się natychmiast tłumaczyć w drodze do budynku. -Nie o tym chciałam rozmawiać - przytaknąłem i wszedłem za nią do środka. -Nie zrobisz z tym nic? - spytała, zerkając kątem oka w stronę samochodu, ale zaprzeczyłem. -Raul! - zwróciła się bezpośrednio do mnie.

-Dobra, zadzwonię do Colina - westchnąłem, wyciągając telefon z kieszeni.

-Może trochę przesadziłam z artykułem - zaczęła rozmowę, kiedy usiedliśmy i złożyliśmy zamówienia. -Nie znaczy jednak, że go nie wypuszczę - uśmiechnęła się podstępnie. -Zmienię jedynie, co nieco - zlustrowałem ją wzrokiem z wymalowaną na twarzy powagą. -Dopiszę, że klub ma jeszcze zatargi z latynoskim gangiem - wziąłem głęboki wdech i wydech.

-Chica - rozejrzałem się dookoła siebie. -Pamiętasz, jak mówiłem Ci wczoraj, że nie wszyscy policjanci są w porządku? - przytaknęła niepewnie, kiedy ściszyłem głos. -Chcesz się dowiedzieć, z jaką łatwością zamiatamy niewygodne rzeczy pod dywan? - spojrzałem na nią pytająco.

-Grozisz mi? Wiesz, że... - zaczęła przerażona, ale uciąłem jej w połowie zdania.

-Nie pieprz mi tutaj, bo doskonale oboje wiemy, że ciągnie Cię do mojej osoby - puściłem jej oczko. -Po prostu Cię, to kręci - przyglądała mi się z zaintrygowaniem. -Zawsze Ty dominowałaś, teraz rolę się odwróciły - speszona odwróciła wzrok, a to było sygnałem dla mnie, że jednak mam nad nią przewagę.

-Padnij! - krzyknąłem, łapiąc Anne-Marie za nadgarstek i pociągając ją w dół za sobą.

Kelner właśnie przyniósł zamówienie, kiedy rozległy się strzały. Nie miałem wątpliwości, kto za nie odpowiadał, czarny SUV, który nas wcześniej obserwował, podjechał w okolice baru i to z niego oddano strzały. Samochód odjechał, wszystko ucichło, krzyki, hałasy, piski, nastała niepokojąca cisza, w której każdy z obecnych bał się poruszyć, by jej nie przerwać. Dosłownie kilka minut trwało, nim gdzieś z oddali do naszych uszu dobiegły dźwięki policyjnych syren i by ocucić nas z tego stanu bezwładności. Nie wiemy jeszcze, czy ktoś został ranny i nie wiem, jak się wytłumaczę. 


*Bullet - Kula (tłum. z hiszpańskiego)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top