Przypadki

Muszę się wam do czegoś przyznać.

Ja, jako już prawie uczeń trzeciej klasy liceum (od nowego roku szkolnego), kompletnie nie znam się na gramatyce polskiej + jestem na humanie.

Serio, teraz kiedy przez te wakacje uczę się łaciny (bo w szkole mnie tego nie nauczą, a potrzebuje tego do jednego z egzaminów maturalnych) i w pierwszej lekcji było odmienianie przez przypadki, to dla mnie naprawdę bardzo trudne. Nie dość, że nie umiem tego po Polsku i nie pamiętam tych cholernych pytań do przypadków, to jeszcze muszę to robić po łacinie.

Ale nie jestem tu po to, by mówić, że uczę się łaciny, każdy z was może to robić, wystarczy kupić sobie podręcznik dla początkujących...

Jestem tu po to, aby powiedzieć, że polski w liceum jest fajny, bo nie mamy gramatyki i tym podobnych cholerstw. Tylko czytanko, jakieś wiersze, powieści, książki, lektury.

[Ale nie nastawiajcie się dobrze, druga klasa to jeśli chodzi o lektury, żadne fajerwerki, tak samo zresztą pierwsza].

No i to, że nie mamy gramatyki jest dobre, bo już się nie stresuję, że pójdę do tablicy robić jakieś rozkładanie na części pierwsze zdania, albo jakieś durne wykresy – kapelusze (które w gimnazjum poprawiałam kilka razy, bo pani powiedziała, że poprawiamy aż nie zdobędziemy minimum czwórki). Ale teraz są te durne wiersze, ballady, dramaty i nie tylko liryka, ale też proza, gdzie występują metafory i tym podobne nie fajne rzeczy.

Znaczy, jeśli to widzicie i wiecie o co chodzi, to dla was fajne, ale ja tego albo nie widzę, albo biorę to zbyt na serio. Przykład: czy wiedzieliście, że czerwona róża to symbol życia?, a nie zagrożenie, tak jak jest to w świecie zwierząt?, no bo jak jakiś zwierzak lub roślinka ma jaskrawe kolory, to przekaz jest jasny: „Nie dotykaj mnie, jestem trujący".

Zgadnijcie, które wytłumaczenie metafory jest to moje.

Tak, jeśli postawiliście na drugie, to zgadliście. Biorę takie coś za bardzo na serio + dodaję tam coś z wiedzy przyrodniczej. Bo nie jestem takim typowym okazem humana, który lubi tylko polski, nie, nie, ja wolę historię (starożytność co prawda najbardziej) i lubię przyrodę / biologię, lubię nawet chemię, ale nie taką, która jest w szkole, bo tej nie umiem kompletnie (po prostu chemia jest ciekawa i nie potrzebuję do tego jakiś durnych obliczeń).

Zresztą, jeśli chodzi o liczby, to też mam z tym problemy. Jestem nie najlepsza z matmy, powiedzmy to bardzo delikatnie + nigdy nie pamiętam jak nazywają się liczby w innych językach (angielski, niemiecki, hiszpański). Serio, mam z tym wielki problem i dlatego na angielskim zawsze mam nadzieję, że ten fragment tekstu, gdzie jest jakaś liczba, albo rok przydanie nie mnie. Muszę pisać sobie nad tym jak to się czyta, bo inaczej nie dam rady. To serio problematyczne, bo na przykład mam powiedzieć na głos napisaną godzinę i przez kilkanaście sekund muszę szukać jak te liczby się nazywają. I chociaż to wiem, to nie mogę tego powiedzieć szybko, bo jednocześnie tego tak jakby nie wiem i muszę szukać w umyśle, jak jest piętnaście po angielsku. To naprawdę problematyczne.

No, ale z tematu polskiego przeskoczyłam na matmę, a później na języki, zupełnie bezwiednie, tak czasami mam podczas pisania, czy myślenia, że bezwiednie zmieniam temat, kiedy coś sobie przypominam. Nie robię tak podczas rozmawiania, bo zazwyczaj się nie odzywam. Jakoś tak nie umiem powiedzieć tego co myślę, lub tego co piszę. Pisanie jest dla mnie łatwiejsze i przyjemniejsze. Czasami również zdarza się tak, że chcę coś powiedzieć, ale to co chcę powiedzieć różni się od tego co ludzie zazwyczaj myślą / sądzą i dla własnego spokoju i bezpieczeństwa siedzę cicho, albo staram się naśladować innych, chociaż wolałabym coś powiedzieć, to jakoś tak nie mogę.

Podobnie jest z tymi nieszczęsnymi metaforami. Czasami mam ochotę coś powiedzieć na lekcji, ale jestem zbyt wolna i okazuje się, że nie o to chodziło, co ja miałam na myśli. Albo coś powiem, a nikt i tak i tak tego nie zrozumie. Dlaczego? Bo moja logika jest pokrętna i zawiła. Jasne, wszystko analizuje, ale mam wrażenie, że robię to inaczej niż normalny człowiek i mam również wrażenie, że czasami za bardzo analizuje to co chcę powiedzieć, a czasami za mało.

Czasami potrafię się bezwiednie wyłączyć na kilka minut i trudno mi się połapać o co chodzi w lekcji, nawet nie muszę przy tym o czymś myśleć, po prostu jakoś tak się dzieje. Albo widzę coś zupełnie inaczej, ale o tym nie wiem i kiedy mówię to co myślę na głos, inni również tego nie rozumieją, przez co muszę wszystko tłumaczyć i nakreślać. Na przykład wtedy, kiedy pojawia się temat lubianych książek i bardzo dużo osób pewnie wskaże na Potera, a ja go nie lubię, nie wiem nawet dlaczego, nie czytałam żadnej części, oglądałam tylko jedną cześć filmu, bo musiałam i tyle, a mimo to jak widzę coś z tej serii, albo o niej słyszę, to przejmuje mnie takie obrzydzenie. Albo jakaś inna znana i bardzo popularna wśród młodzieży książka, która mnie nie interesuje, albo jest dla mnie nudna. Czasami nie odzywam się specjalnie, bo wiem, że zostanę zlinczowana tylko za to, że mam inne zdanie.

Dobra kończę już to pisanie o sobie, bo zrobiło mi się dziwnie. Anonimowość anonimowością, ale ja nie lubię o sobie gadać, chyba z tego wyrosłam.

[Chociaż czasami lubię, czemu nie, na przykład kiedy piszę te rozdziały, często mówię o sobie, albo o tym co mi się przytrafiło, czasami to lubię, a czasami nie].





[888 słów bez tego, wow!]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top