2. Niepewność #Regulus Black (THBP)




„Weź ze sobą skrzata". Te słowa, pozornie zwyczajne, nadal dźwięczały mu w uszach i niepokoiły go. Po co Czarnemu Panu miałby być potrzebny zwykły skrzat domowy? Przecież nie do gotowania obiadu. Coś ewidentnie było nie tak. Chociaż Regulus Black był śmierciożercą – z czego jego rodzice byli niezwykle dumni, a jego brat Syriusz, co nie było nowością, nie – już jakiś czas, ten rozkaz sprawił, że po raz pierwszy spoglądał na mroczny znak wytatuowany na swoim lewym przedramieniu z czymś innym niż dumą.

Lubił Stworka i nie chciał, żeby coś mu się stało. Po raz pierwszy pomyślał o wszystkich osobach, których bliskim odebrał życia. O tym, jak musieli przeżywać swoje małe tragedie, podczas gdy on chełpił się ilością zabitych mugoli czy mugolaków. Szybko jednak wyrzucił te myśli ze swojej głowy. W końcu praca śmierciożercy też nie była taka prosta. Poza tym nie zabijał nikogo ze swojego gatunku. W hierarchii Regulusa mugole, mugolaki i zdrajcy krwi stali niżej niż takie skrzaty domowe jak Stworek.

„Przecież Czarny Pan ma rację. Poprzez złe środki do dobrego celu. Stworkowi nic nie może się stać. Zresztą czym ja się przejmuję, to zaszczyt", pomyślał, po czym westchnął.

– Stworku, pozwól no tu na chwilę – powiedział i rozsiadł się wygodniej w swoim zielonym fotelu.

Było już późno, kiedy do jego sypialni wpadł ociekający wodą i dygotający – Black nie potrafił stwierdzić, czy to z zimna, czy ze strachu – skrzat domowy.

– Czarny Pan... przekazuje... podziękowania – wyjąkał słabym głosem, po czym zemdlał.

Regulus patrzył na to z rosnącym przerażeniem. Co się stało? Do czego Voldemort go wykorzystał? Dopiero po paru sekundach, które potem miał zapamiętać jako co najmniej pięć minut wpatrywania się w ciało leżące na podłodze, przyszło mu do głowy, żeby przywrócić stworzeniu przytomność. Jak na złość do głowy przychodziły mu jedynie te typu Cruciatus lub Avada Kedavra. Zaklął głośno.

Chwilę zajęło mu przypomnienie sobie formuły. Jeszcze dłuższą, uspokojenie skrzata, z którego wyłupiastych oczu ciągle wylewały się łzy, a już zupełnie długą dowiedzenie się, co tak naprawdę się wydarzyło. Chociaż nigdy nie był w miejscu, które opisywał Stworek, potrafił je sobie wyobrazić. Na samą myśl o ciemnej jaskini, oświetlanej przez niebieskawe światło, zimnej wodzie pełnej żywych trupów i wysepce wypełnionej straszliwym eliksirem przechodziły go ciarki.

W pewnym momencie do głowy przyszedł mu pewien pomysł. „To szaleństwo", pomyślał. Nie mógł jednak wyrzucić go z głowy, tak jak nie można do końca pozbyć się chwastów, kiedy już się zakorzenią. W końcu stwierdził, że musi to przemyśleć. Odesłał nadal roztrzęsionego Stworka i kazał mu odpocząć.

Usiadł przed biurkiem i zaczął myśleć.

Minęło parę godzin, a on już wiedział, co zrobi. Otworzył szufladę i znalazł stary medalion, podarowany mu przez kuzynkę Bellatrix, której ten się nie podobał, ale stwierdziła, że będzie pasował do jego ślizgońskiego do szpiku kości pokoju. Wyjął kartkę papieru, zamoczył pióro w atramencie i nabazgrał notatkę do Czarnego Pana. Jego zmysły niemal krzyczały: „to głupota, to szaleństwo". Pomyślał o swoim bracie, który w pokoju obok zapewne spał. Albo robił coś, co mogło rozwścieczyć rodziców. Po raz pierwszy w życiu pomyślał, że rozumie wieczny bunt Syriusza i jego sprzeciwianie się wszystkim ideom, które powinien wyssać wraz z mlekiem matki.

Przywołał do siebie skrzata. Stworek wyglądał o wiele lepiej niż wtedy, kiedy ostatnio go widział. Chociaż nadal miał zaczerwienione białka, nie wyglądał na tak zmaltretowanego.

– Stworku, chcę cię o coś prosić. – Oczy stworzenia patrzyły na niego z uwielbieniem, jak zawsze. Regulus przełknął ślinę. – Zaprowadzisz mnie do tej jaskini. – Widząc, jak Stworek się przestraszył, dodał: – Nie będziesz musiał pić tego eliksiru. Chodzi mi tylko o to, żebyś poszedł ze mną, zaprowadził do tego miejsca.

– Stworek nie chce, Stworek nie...

– Stworku! Nic ci się nie stanie.

– Stworek nie chce, żeby coś się stało panu Regulusowi!

Chłopak westchnął i zacząć mówić skrzatowi, co ten ma zrobić. Parokrotnie podkreślił, jak ważne jest zniszczenie medalionu. Wyłupiaste oczy wpatrywały się w niego ze zrozumieniem i strachem, a on zaczynał powoli żałować swojej decyzji. Nie miał jednak zamiaru jej zmieniać. W końcu był Blackiem, a oni nie dają za wygraną.

Jaskinia wyglądała dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażał. Wezwali łódkę.

Regulus przełknął ślinę ze zdenerwowaniem. Pomyślał o swojej rodzinie, wyznającej ideę czystej krwi. Mógłby im powiedzieć. Mógłby, ale tego nie zrobił. Popieranie Voldemorta było równocześnie bezpieczną i najniebezpieczniejszą rzeczą na świecie. Przymknął powieki. Przed jego oczami pojawił się obraz ostatniej rodziny, na którą rzucił zaklęcie uśmiercające. Gdy w myślach podszedł do ich bezwładnych ciał, okazało się, że twarze są mu bardzo znajome. Matka, ojciec, kuzynki, nawet nieszczęsny Syriusz... Zamrugał gwałtownie. Nie mógłby dopuścić, żeby coś takiego się stało. „Będą bezpieczni, kiedy nie będą świadomi tego, kim tak naprawdę jest Czarny Pan. Nie, nie Czarny Pan. Voldemort. Czarny Pan to określenie dla jego popleczników, a już nim nie jestem, chociaż nikt o tym nie wie".

Płynęli w maleńkiej łódce po ciemnej wodzie, która skrywała tak wiele. Strach siedzącego obok niego Stworka był niemal namacalny. Regulus też nie czuł się najlepiej.

– Posłuchaj – zaczął mówić. – Nikt nie może się dowiedzieć, co się tu naprawdę stało. Ani słowa mojej rodzinie. – Zauważył, że głos mu drży, wziął głęboki oddech. – Teraz ja wypiję eliksir, a ty zamienisz te medaliony. Pomożesz go wypić, rozumiesz? Muszę przełknąć wszystko. Nawet jeśli będę krzyczał, pomożesz mi to zrobić. A potem wrócisz do domu. – Widząc, że Stworek już otwiera usta, żeby protestować, dodał: – Bez dyskusji. Wszystko będzie dobrze.

Chciałby w to wierzyć.

Pierwszy łyk nie był taki zły. Dopiero przy drugim poczuł falę ognia, ból, który powoli rozchodził się po całym jego ciele. Trzeci łyk. Kolejna fala. Eliksir zaczął atakować jego umysł. W przebłysku świadomości widział przerażoną twarz Stworka, która chwilę później zmieniła się w krzyczące z bólu twarze jego bliskich. Zaczął krzyczeć. Widział kuzynkę Andromedę, odchodzącą od ich rodziny. Widział po kolei twarze każdej swojej ofiary. Widział gniew Voldemorta, gdy coś poszło nie po jego myśli. Nie chciał pić dalej tego eliksiru, chciał zakończyć swoje cierpienia, wrócić do domu i zanurzyć się w swojej zielonej pościeli.

Delirium. Był w delirium i nie zanosiło się na to, żeby miał z niego prędko wyjść.

W końcu nad bólem zapanowało inne uczucie – pragnienie. Nie miał siły na wydawanie z siebie dźwięków, ale chciał krzyczeć „wody". Potrzebował wody jak nigdy wcześniej. Chociaż nigdy nie był na pustyni, w pewnej chwili, gdy poczuł się na tyle dobrze, żeby myśleć, stwierdził, że właśnie tak musi czuć się człowiek umierający z pragnienia, gdy wszędzie jest palący skórę, gorący piasek.

Potrzebował wody. Woda. Woda.

Ale przecież tutaj jest woda! Tak blisko... tak...

Zimne, blade dłonie wychyliły się z ciemnej otchłani. Przywitał je z radością, wiedział, że już nie musi pić tej straszliwej, wypalającej zmysły mikstury. Wydawało mu się, że usłyszał krzyk. Ale kto mógł krzyczeć? Przecież był w tej jaskini sam, tak mu się przynajmniej wydawało, tak mówiły jego zmysły, które zdążyły już ulec stępieniu.

Ulga szybko minęła, kiedy spróbował zaczerpnąć oddechu, a do jego płuc wlała się woda – ta sama, której przed chwilą tak pragnął, teraz paliła jego płuca równie mocno jak eliksir jego umysł. Po paru sekundach, które dla niego samego wydawały się nie być krótsze od mrugnięcia okiem, a dla przyglądającego się wszystkiemu Stworka zdawały się ciągnąć niczym długie godziny, ciało opadło na dno.

Regulus Black był martwy.

Autorstwa THBPSBOW (shathrenth).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top