╬ ROZDZIAŁ I ╬


Obcy w warsztacie


Stalowe drzwi warsztatu Ethan'a zaskrzypiały głośno, przeciągle, jakby ostrzegając przed wejściem w ten surowy, zapomniany przez czas świat. Warsztat, umiejscowiony na obrzeżach Nowego Jorku, w miejscu, gdzie szare budynki łączyły się ze stalowymi filarami podziemnej linii metra, wypełniał ciężki zapach oleju, smaru i gorącego metalu. To miejsce dla Ethan'a było czymś więcej niż tylko miejscem pracy. Był to jego azyl, świat zamknięty przed miastem, które nigdy nie zwalniało tempa i przed ludźmi, którzy zbyt szybko przechodzili obok siebie.

Tego wieczoru Ethan, pochylony nad silnikiem starej Hondy CB750, znów oddawał się pracy z precyzją zegarmistrza. Każdy dźwięk narzędzi odbijający się od ścian zdawał się pogłębiać ciszę, otulając go w rytmie, który znał i rozumiał lepiej niż rytm miasta. Wciągnął głęboko powietrze, wdychając intensywny aromat warsztatu, pozwalając, aby myśli płynęły wolno, bez pośpiechu. W warsztacie czas miał inny wymiar. Wszystko miało swój cykl, swoje miejsce.

Nagle drzwi znowu zaskrzypiały, wyrywając go z zamyślenia. W progu stanął mężczyzna, który na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby pomylił adresy. Ethan przyglądał mu się z niechętnym zaciekawieniem. Wysoki mężczyzna o ciemnych włosach i intensywnym spojrzeniu. Miał na sobie skórzaną kurtkę i rękawiczki, które wyglądały bardziej na dodatek stylowy niż roboczy. Mężczyzna przesuwał wzrokiem po warsztacie, jakby chłonął każdy detal, badał aurę miejsca, które dla Ethan'a było jego światem.

Ethan prostował się powoli, odkładając klucz na blat i skrzyżował ręce na piersi, mierząc przybysza spojrzeniem spod zmrużonych powiek. Nie lubił nieproszonych gości, zwłaszcza takich, którzy wyglądali, jakby przyszli tu z czystej ciekawości.

— W czym mogę pomóc? — zapytał tonem, który bardziej przypominał ostrzeżenie, niż zaproszenie do rozmowy.

— Szukam miejsca, gdzie mógłbym popracować nad projektem. — odpowiedział mężczyzna z pewnością siebie, która nie pasowała do jego wyglądu. Mówił spokojnym głosem, ale jego oczy błyszczały, jakby kryły jakąś tajemnicę. — Czegoś spokojnego, ale... z charakterem.

Ethan uniósł brwi, nie odrywając od niego wzroku. „Projekt?" — pomyślał z irytacją. „To warsztat, a nie galeria sztuki." Nie pierwszy raz widział takich ludzi: miłośników motoryzacji, którzy wyobrażali sobie, że potrafią zrozumieć maszyny tylko dlatego, że umieją je prowadzić.

— Ethan Caldera, właściciel. — powiedział szorstko, lecz wyciągnął do niego dłoń. — Ale nie przyjmujemy tu turystów.

— Jihoon Kim. — odpowiedział mężczyzna, ignorując brak uprzejmości i uścisnął mu dłoń. Jego uścisk był mocny, pewny, zupełnie niepasujący do stylu, jaki reprezentował. — Nie jestem tu przypadkiem. Zajmuję się projektowaniem motocykli. Szukałem miejsca, gdzie znajdę kogoś, kto naprawdę rozumie maszyny.

Ethan przyglądał mu się przez chwilę, szukając oznak blefu, ale w oczach Jihoona dostrzegł coś więcej niż pustą pasję. To było autentyczne zrozumienie i co najważniejsze, szacunek. Mimo to, nie mógł tak łatwo mu zaufać. Od lat chronił swój warsztat przed przypadkowymi osobami, ludźmi, którzy szukali przygód, ale nie rozumieli, czym jest poświęcenie. Jihoon jednak... miał w sobie coś, co skłoniło Ethan'a do podjęcia wyzwania.

— Skoro już tu jesteś... — Ethan wskazał na stojący pod ścianą stary motocykl. — Honda CB750, rocznik 1992. Jeśli naprawdę rozumiesz maszyny, sprawdźmy, co potrafisz zrobić z jej gaźnikiem.

Jihoon podszedł do motocykla i przesunął dłonią po zniszczonym lakierze. Z szacunkiem i skupieniem badał każdy detal maszyny, którą Ethan uważał za jedną z najcenniejszych w swojej kolekcji. Dla większości ludzi była to po prostu stara Honda, ale Ethan widział w niej coś więcej. Symbol czasów, kiedy maszyny miały duszę i kiedy każdy śrubokręt użyty do naprawy miał znaczenie.

— Honda CB750, klasyka. — powiedział Jihoon, przerywając ciszę. Jego głos był cichy, jakby mówił sam do siebie. — To prawdziwa perełka. Silnik z czterema cylindrami w rzędzie, jeszcze oryginalna rama. Widać, że długo tu stoi. To cud, że jeszcze działa.

Ethan poczuł przypływ dumy. Każde słowo Jihoona brzmiało, jakby rzeczywiście rozumiał tę maszynę. Było coś niespotykanego w tym, jak mężczyzna dotykał motocykla, jakby prowadził rozmowę z jego metalowym sercem, a nie tylko analizował jego konstrukcję.

— Zobaczymy, czy potrafisz zrobić więcej, niż tylko ją rozpoznać. — mruknął Ethan, podając mu narzędzia i wskazując na gaźnik. — To serce tej maszyny. Zobaczmy, jak poradzisz sobie z regulacją.

Jihoon wziął klucz i śrubokręt, a potem nachylił się nad motocyklem, całkowicie skupiony na zadaniu. Ethan odsunął się o krok, ale obserwował każdy jego ruch, gotów wychwycić najdrobniejszy błąd. Przez chwilę w warsztacie zapanowała cisza przerywana tylko odgłosami pracy, stukaniem metalu o metal, cichym brzękiem narzędzi. Ethan nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak... skoncentrowany na kimś innym.

Jego myśli wędrowały do przeszłości, do czasów, kiedy pracował tutaj razem z ojcem. To właśnie ojciec nauczył go, że maszyny to coś więcej niż tylko zespół części. Ethan wiedział, że brzmiało to naiwnie, ale naprawdę wierzył, że motocykl ma własną duszę. Nawet jeśli jego jedynym życiem był dźwięk pracującego silnika. Praca z maszyną była dla niego rodzajem modlitwy, formą oddania i hołdu, czymś, co pozwalało zapomnieć o całym świecie.

Jednakże patrząc na Jihoon'a, Ethan poczuł coś dziwnego. Niespodziewaną myśl, że może ktoś inny mógłby zrozumieć to, co czuł, że ktoś mógłby dzielić tę samą pasję i szacunek do maszyn. Jihoon pracował z precyzją i zaangażowaniem, którą nie widział od dawna. Było w tym coś uspokajającego, a jednocześnie... niepokojącego.

„Nie pozwól, żeby cię to zwiodło," upomniał się w myślach. „Nie potrzebujesz nikogo, zwłaszcza nieznajomego." Ale w głębi duszy czuł, że nie jest to takie proste. Było w Jihoon'ie coś, co sprawiało, że nie mógł oderwać od niego wzroku.

Kiedy Jihoon skończył, podniósł głowę i spojrzał na Ethan'a z lekkim uśmiechem, pełnym pewności siebie.

— Gotowe. Gaźnik jest wyregulowany. Myślę, że można go odpalić.

Ethan nie odpowiedział i przesuwał ręką po motocyklu, sprawdzając wszystkie detale, każde połączenie czy śruby. Chciał upewnić się, że Jihoon nie przeoczył niczego. Cokolwiek, co mogłoby pokazać mu, że ten pewny siebie przybysz wcale nie jest tak dobry, jak się wydaje, ale nie znalazł żadnego błędu. Kompletnie żadnego błędu, który pokazałby jego niekompetencję i próbę oszustwa. Gaźnik był zamontowany z precyzją, którą Ethan sam by pochwalił. W końcu, po długiej chwili, włożył kluczyk do stacyjki i przekręcił. Silnik zaryczał głośno, a potem zaczął pracować równomiernie, z głębokim, stabilnym pomrukiem, który niósł ze sobą spokój i siłę. Ethan poczuł znajome ciepło rosnące w żołądku; to było to. Motocykl, który tyle przeszedł, działał jak nowy.

Przez chwilę, stojąc wśród odgłosu pracującego silnika, Ethan poczuł coś na kształt dumy, ale był też zdumiony, choć sam się do tego nie przyznawał. Jihoon nie tylko rozumiał maszyny. Zdawał się znać ich język równie dobrze jak on. Znalazł się ktoś, kto pracował z taką samą pasją, taką samą precyzją, jakiej on sam wymagał od siebie. To było... dziwne uczucie, towarzyszyła mu mieszanina niepokoju i zainteresowania. Przez lata warsztat był jego prywatnym światem, czymś, co należało tylko do niego. A teraz, patrząc na Jihoon'a, czuł, jakby jego terytorium zostało w jakiś sposób naruszone.

Jihoon wyłączył silnik i spojrzał na Ethan'a z lekkim, niemal nieśmiałym uśmiechem, jakby w geście porozumienia.

— Chyba cię nie zawiodłem, prawda? — rzucił, ocierając ręce o szmatkę, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

Ethan przyjrzał mu się, nie kryjąc zdziwienia, które kryło się za jego maską obojętności.

— Dobrze ci poszło, Kim. Może znajdzie się dla ciebie miejsce w warsztacie. — przyznał niechętnie, starając się zachować chłód. — Ale wiedz jedno. Tu liczy się precyzja. Każdy błąd, każda chwila nieuwagi może cię drogo kosztować.

Jihoon skinął głową, ale jego spojrzenie było spokojne, bez choćby śladu lęku.

— Rozumiem. — odparł z powagą. — To znaczy dla mnie więcej niż myślisz.

W tej chwili Ethan poczuł się zdezorientowany. Coś w tonie Jihoon'a wskazywało, że to miejsce miało dla niego głębsze znaczenie. Było w jego głosie coś nieuchwytnego, coś, co przypomniało mu jego własną przeszłość, stare rozmowy z ojcem i jego opowieści o motocyklach, o wolności, jaką dawały maszyny. Ethan nie lubił przyznawać się przed sobą, że coś mogłoby go poruszyć, ale w tej chwili zrozumiał, że Jihoon nie jest zwykłym turystą, ani przypadkowym gościem.

Przez chwilę stali w ciszy, przerywanej jedynie odległym dźwiękiem przejeżdżającego metra. Ethan miał wrażenie, że ta chwila w jakiś sposób ich łączy, tworzy niewidzialną nić porozumienia, ale szybko odegnał to uczucie. Nie chciał przywiązywać się do ludzi, do nikogo.

Jihoon nagle wyciągnął rękę, odwracając się do drzwi.

— Dzięki za szansę. Naprawdę to doceniam.

Ethan spojrzał na niego, chcąc odpowiedzieć coś chłodnego, coś, co przypomniałoby Jihoon'owi, że nie przyjmuje tu nikogo na dłużej. Ale zamiast tego poczuł, że słowa grzęzną mu w gardle.

— Przyjdź jutro, skoro już zaczęliśmy. — rzucił, nim zdążył się zastanowić. Zaskoczył sam siebie, ale nie żałował. Jihoon był dobry, a on wiedział, że może się czegoś od niego nauczyć. Może to była ta chwila, kiedy los postanowił rzucić mu nowe wyzwanie.



෴⁠ ・⁠~⁠・ ⁠෴



Ethan stał w ciszy warsztatu, obserwując zamykające się za Jihoonem drzwi. Został sam, otoczony brzękiem narzędzi, zapachem oleju i wszechogarniającą pustką, która na nowo wypełniła jego azyl. Ta chwila, choć krótka, zostawiła w nim niepokój, jakby ktoś przestawił tryby jego życia o kilka milimetrów w bok. Przez całe lata unikał przywiązań, relacji, które mogłyby w jakikolwiek sposób zakłócić jego rutynę. Wystarczały mu maszyny i prędkość, a ludzie byli zaledwie dodatkiem do tego, co uważał za własny, zamknięty świat.

„Kim ty właściwie jesteś, Jihoon?" — myślał, przecierając dłonią czoło. Powoli, nieświadomie przesunął się w stronę Hondy CB750, nad którą pracował wspólnie z Jihoonem. Przejechał dłonią po chłodnym metalu, jakby oczekując, że maszyna podpowie mu coś o tajemniczym gościu. Ethan nie potrafił zrozumieć, dlaczego ten Koreańczyk tak go zaintrygował. Był to dziwny rodzaj fascynacji, która przypominała mieszankę podziwu i irytacji. Jihoon nie tylko potrafił doskonale pracować z maszynami; jego sposób bycia — spokojny, ale z jakąś nieuchwytną, wewnętrzną siłą — rozbijał ochronny mur, który Ethan budował przez lata.

Kiedy w końcu przestał myśleć o Jihoonie, zdjął zabrudzone rękawice i rozejrzał się po warsztacie. Wszystko było na swoim miejscu, ale świat wydawał się lekko przekrzywiony, jakby patrzył na niego z nowej perspektywy. Sięgnął po butelkę wody, stojącą na szafce narzędziowej, i upił kilka łyków. Przez chwilę stał nieruchomo, a jego myśli dryfowały w stronę nadchodzącej nocy.



෴⁠ ・⁠~⁠・ ⁠෴⁠ 



Tej nocy, podobnie jak każdej innej, miały się odbyć wyścigi pod mostem na obrzeżach miasta. Dla Ethana to było coś więcej niż tylko rozrywka. W wyścigach czuł prawdziwe życie — chwilowe oderwanie, gdy dźwięk ryczącego silnika zagłuszał myśli. To był rytuał, sposób, by uciec od przeszłości, której nie potrafił zapomnieć, od widm, które czasem nawiedzały go, kiedy zostawał sam. Uliczne wyścigi dawały mu szansę na zapomnienie, a każda wygrana była jak cios, który zadawał przeszłości.

Gdy tylko zapadł zmierzch, Ethan zamknął warsztat i skierował się na miejsce zbiórki. Wsiadł na swój motocykl, poczuł znajomy wibracje pod dłonią i od razu odprężył się, tak jakby metal i prędkość były jedynymi towarzyszami, jakich potrzebował. W drodze na parking pod mostem mijane światła ulic i migotanie neonów nadawały miastu mroczny, niemal magiczny klimat. W nocy Nowy Jork zdawał się zamieniać w niekończącą się przestrzeń pełną tajemnic, którą mógł odkrywać tylko ten, kto znał jej ukryte zakamarki.

Kiedy zbliżył się do miejsca, gdzie zaczynały się wyścigi, usłyszał warkot silników i śmiech zgromadzonych tam ludzi. Stali w grupach, niektórzy przy swoich maszynach, inni pogrążeni w rozmowach. Światła reflektorów oświetlały kilka postaci w skórzanych kurtkach, a wszędzie unosił się dym papierosów i zapach benzyny.

Jednak już z daleka dostrzegł sylwetkę, która wyłamywała się z tłumu - Jihoona. Stał z boku, ubrany w tę samą skórzaną kurtkę, z dłońmi schowanymi w kieszeniach. Jego spojrzenie było skupione, a na twarzy malował się ten sam półuśmiech, który Ethan zauważył wcześniej. „Co on tutaj robi?" — pomyślał z irytacją i odrobiną niepokoju. To miejsce, te wyścigi, były jego odskocznią, a Jihoon był ostatnią osobą, którą chciał tu spotkać.

Ethan zsiadł z motocykla i rzucił mu szybkie spojrzenie. Jihoon wyciągnął rękę w geście powitania, jednak Ethan jedynie skinął głową, odwracając wzrok. Czuł, że ta nowa obecność wprowadza zamieszanie w jego świat, że pojawienie się Jihoona tu, w tym konkretnym miejscu, zaczyna burzyć jego prywatną strefę, której nie zamierzał z nikim dzielić. Ale nie zamierzał pozwolić, żeby to go rozproszyło.

— Spóźniłeś się, Ethan! — zawołał Cole, jeden z jego znajomych, przerywając ciszę.

Ethan przywołał się do porządku i uśmiechnął się szorstko. Skinął Cole'owi i wsiadł z powrotem na motocykl, przygotowując się do startu. Było to jego terytorium, jego pasja, a wszystko inne przestało mieć znaczenie. Silniki ryknęły, a adrenalina zaczęła krążyć w jego żyłach jak narkotyk. Ethan spojrzał na wytyczoną trasę, każdy jej zakręt, każdy cień. Wiedział, że tej nocy znowu poczuje tę jedyną w swoim rodzaju wolność.

Kiedy Cole podniósł rękę, wszyscy skupili się na wyznaczonej linii startu. W tej chwili liczyła się tylko prędkość. Ręka opadła, opony zapiszczały, a Ethan poczuł, jak motocykl wyrywa się do przodu, jakby sam chciał go unieść ku ostatecznej wolności. Ulica przekształciła się w tunel rozmytych świateł, a wiatr dudnił mu w uszach. Każdy zakręt, każdy manewr stawał się grą między życiem a cienką granicą, która mogła go od niego oddzielić.

Jednakże kiedy mijał pierwszy zakręt, w tłumie kątem oka dostrzegł Jihoon'a, który stał, nie spuszczając z niego wzroku. To spojrzenie, zimne i przenikliwe, przeszyło go jak lodowaty strzał. Przez ułamek sekundy poczuł, jak jego koncentracja słabnie, a myśli wracają do warsztatu, do tamtej wspólnej naprawy, do niezręcznych, niejasnych myśli, które Jihoon wywołał.

Miał jednak tylko tę chwilę zawahania, po czym wrócił do pełnego skupienia. Wyścig trwał, a dźwięk silnika jego motocykla znów zagłuszył wszystkie myśli. Zatopił się w prędkości, pędząc ulicami Nowego Jorku, gdzie nic nie było stałe, gdzie liczył się tylko ruch, szum powietrza i uczucie, jakby świat na chwilę mógł się zatrzymać.



෴⁠ ・⁠~⁠・ ⁠෴⁠ 



Kiedy wyścig dobiegł końca i motocykl zatrzymał się z lekkim zgrzytem, Ethan poczuł przyjemne zmęczenie i adrenalinę pulsującą w żyłach. Jego wzrok znowu padł na Jihoon'a, który wciąż tam był, obserwując go z tym samym spokojnym wyrazem twarzy. Ethan wiedział, że jego życie już nigdy nie będzie takie samo, a ten wieczór był dopiero początkiem.

Ethan zeskoczył z motocykla, czując ciężar zmęczenia po wyścigu, lecz jednocześnie dziwną lekkość. Adrenalina wciąż buzowała mu w żyłach, pulsując w uszach i rozgrzewając każdy mięsień. To uczucie jakim jest bycie na krawędzi, balansowanie między kontrolą, a szaleństwem było jedynym, co naprawdę potrafiło zagłuszyć wspomnienia i nieustanny szum myśli, który nigdy nie dawał mu spokoju.

Wokół panowała ekscytacja. Ludzie krążyli między sobą, wymieniali uśmiechy i klepali się po plecach. Cole i kilku innych podeszło do Ethan'a, rzucając mu komplementy o szybkim starcie i pewnych manewrach, ale jego myśli już były gdzie indziej. Po drugiej stronie parkingu, w cieniu reflektorów, stał Jihoon, nieruchomo, z rękoma schowanymi w kieszeniach. Wciąż miał na twarzy ten sam wyraz twar, który mówił, że widział coś, czego inni mogli nie dostrzec.

— Świetnie jeździsz, Ethan. — odezwał się Jihoon, gdy Ethan w końcu do niego podszedł. Jego głos był spokojny, bez ekscytacji, której spodziewałby się po kimś nowym w tym świecie. — Wyścigi muszą być dla ciebie czymś więcej niż tylko rozrywką.

Ethan zmrużył oczy, próbując rozszyfrować jego spojrzenie. Nie podobało mu się, że Jihoon tak łatwo wyłapał coś, co inni, nawet jego najbliżsi znajomi, przeoczyli.

— Dlaczego mnie śledzisz? — zapytał ostro, unikając odpowiedzi na pytanie. — Nie pasujesz do tego świata, Jihoon.

Jihoon tylko wzruszył ramionami, nie dając się sprowokować.

— Może nie pasuję, ale chcę zrozumieć. Chcę wiedzieć, co takiego jest w tych maszynach, co sprawia, że ludzie ryzykują dla nich wszystko. — odparł, a jego głos był łagodny, ale zdecydowany. — Wyścigi... to dla ciebie sposób na ucieczkę, prawda?

Ethan poczuł, jak coś w nim wzbiera, jakby fala gniewu i wstydu jednocześnie. Nikt nigdy nie wyraził tego wprost, nikt nie odważył się zajrzeć w te rejony jego życia. „Ucieczka?" — myślał z irytacją. Nie szukał ucieczki. To była wolność, adrenalina, czysta esencja życia. Ale gdy słowa Jihoon'a odbiły się echem w jego myślach, coś w nim pękło. W głębi duszy wiedział, że Jihoon trafił w sedno.

— Nie wiesz nic o mnie, Jihoon. — wycedził przez zaciśnięte zęby. — I wcale nie musisz wiedzieć.

Przez chwilę stali naprzeciw siebie, w napiętej ciszy, jakby każdy z nich czekał, aż drugi odpuści. Jednak Jihoon nie odwrócił wzroku, nie odpuścił. Przeciwnie, jego spojrzenie stawało się bardziej dociekliwe, jakby chciał dotrzeć głębiej, zobaczyć coś, co Ethan ukrywał nawet przed samym sobą.

— Może masz rację. Może nie muszę wiedzieć. — odparł Jihoon spokojnie. — Ale jeśli maszyna jest dla ciebie wszystkim, nie zamierzam stać obok i tylko się przyglądać. Też kocham motocykle. Może nawet zrozumiałbym to lepiej, gdybym spróbował.

Ethan zmrużył oczy, wpatrując się w niego, jakby chciał ocenić, na ile Jihoon mówi serio. Coś w jego słowach było prawdziwe, a może nawet ryzykowne. Ten facet dopiero co wszedł w jego życie, a teraz miał zamiar wejść również do świata wyścigów, jakby to wszystko było zwykłą ciekawostką.

— Wyścigi to nie jest zabawa, Jihoon. Tutaj każdy błąd, każda chwila nieuwagi... — Ethan urwał, zastanawiając się, jak ująć w słowa, że te wyścigi mogą oznaczać życie i śmierć. - Tu nie chodzi tylko o prędkość.

Jihoon spojrzał na niego uważnie.

— Właśnie dlatego chcę spróbować. — powiedział, a jego głos zabrzmiał pewnie, choć w jego oczach czaił się cień lęku, może świadomości ryzyka.

Ethan nie odpowiedział. Zamiast tego ruszył w stronę swojego motocykla, nie odrywając wzroku od Jihoon'a. Czuł, że coś zaczyna się zmieniać, że ten człowiek, którego ledwie znał, krok po kroku rozbijał jego świat na kawałki. Być może to był impuls, być może jego własna przekora, ale zanim zdążył się zastanowić, odwrócił się i rzucił mu krótkie spojrzenie.

— Dobrze, ale zaczniesz od podstaw. Jeśli chcesz się tu ścigać, musisz najpierw zrozumieć maszyny. — powiedział, a w jego głosie pojawił się cień wyzwania. — Pokażę ci, ale tylko raz. Potem... radź sobie sam.

Jihoon uśmiechnął się lekko, jakby właśnie czekał na te słowa. Podszedł bliżej, przyglądając się motocyklowi Ethan'a, jego linii, konstrukcji. Miał w oczach ten specyficzny błysk, który Ethan rozpoznał jako fascynację i coś więcej, może determinację.

Noc była już głęboka, a większość ludzi zaczęła się rozchodzić, ale Ethan i Jihoon pozostali na opustoszałym parkingu. Ethan sięgnął po narzędzia i niczym nauczyciel przy uczniu, zaczął spokojnie tłumaczyć Jihoon'owi podstawy wyścigowej mechaniki, jakiej sam uczył się latami.

Kiedy w końcu skończyli, słońce zaczynało nieśmiało pojawiać się nad horyzontem, oblewając miasto chłodnym, szarym światłem poranka. Ethan rzucił szybkie spojrzenie na Jihoon'a, zmęczonego, lecz wciąż pełnego determinacji.

— Jeśli wrócisz jutro, możemy zacząć pracę nad tym, co naprawdę jest ważne. — powiedział Ethan, czując, że wypowiada słowa, które zaskoczyły nawet jego samego.

Jihoon skinął głową, a w jego spojrzeniu Ethan dostrzegł coś, czego nie spodziewał się zobaczyć czym było uznanie i... zrozumienie.






——————————————

Witajcie :)

Zatem mamy już za sobą pierwszy rozdział. Co o nim myślicie? Jak sądzicie czy Ethan dogada się z nowym przybyszem, który nawiedził jego warsztat? A może jednak dalej będzie zachowywać maskę oziębłego mechanika?

Kew Lihnag 🌹

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top