pierwszy pocałunek
temat: pierwszy pocałunek
---
pop:
— Tak! TAK! — Krzyczałaś, ciągle wykonując ostatnie ruchy waszego tanecznego układu. Twój krzyk zlewał się jednak jedynie z tysiącem innych, równie szczęśliwych, podekscytowanych; emocjonalnych.
W końcu zeskoczyłaś z ramion swojej wyczerpanej koleżanki i nie przejmując się już niczym, zaczęłaś kręcić się dookoła z radości. Wasza drużyna wygrała puchar!
Również i radośni zawodnicy skakali oraz krzyczeli z powodu swojego zwycięstwa. Po chwili wszyscy chłopcy zaczęli podrzucać Aidena, jako kapitana drużyny. Zaczęłaś klaskać energicznie i gratulować z chaotyczny sposób w eter, nie zważając na to, że jesteś niezauważona.
Wasza szkoła wiele lat czekała na zwycięstwo. Kto go dokonał? Oczywiście Aiden! Nie mogłaś być już z niego chyba bardziej dumna. Wiedziałaś, że niemalże wszystko w życiu mu wychodzi. Jednak wiedziałaś też, jak ciężko na ten sukces ze swoimi przyjaciółmi pracował, i to napełniało cię największa dumą.
Gdy drużyna was mijała, wciąż z Aidenem na ramionach, podbiegłaś do nich razem z resztą cheerleaderek . Natychmiast wbiłaś się w tłum, a gracze szybko cię rozpoznali i opuścili swojego blondwłosego kolegę.
Gdy ten, lekko zdezorientowany zamieszaniem, ale wciąż podekscytowany stanął na ziemi od razu rzuciłaś mu się w ramiona. Chłopak instynktownie podtrzymał twoje ciało, byście nie przewrócili się w tłoku twoich koleżanek i innych piłkarzy.
Oboje byliście spoceni; wasze oddechy były nierówne i łapczywe w wyniku ciągłego ruchu. Gdy w końcu zeszłaś z jego ramion, spojrzeliście sobie głęboko w oczy, które wam obojgu świeciły się od podekscytowania.
— [Imię]...
Nawet nie byłaś w stanie dokładnie zauważyć, co się stało. Tknięta na nowo przedziwną radością, znowu skoczyłaś na niego; tym razem jednak nie po to, by ponownie go odtulić.
Szybko wasze usta zetknęły się ze sobą, ponieważ chłopak w tej samej sekundzie również zamierzał rozpocząć pocałunek. Byliście stosunkowo opanowani, ale wciąż namiętni. Każde z was lekko się uśmiechało. Po chwili pogłębiliście znacznie pocałunek, nie mogąc się sobą nasycić i nie przejmując się niczym pod wpływem natłoku emocji.
Nagle dookoła was zrobiło się delikatnie luźniej, więc stanęliście wygodniej i w pełni oddaliście się doznaniom. Mimo, iż tłum wiwatował dalej, a trenerka krzyczała o swoich zasługach i wołała zespoły, dla was to wszystko było niesłyszalne. Przeżywaliście swoje własne, trochę mniejsze, zwycięstwo.
Po chwili oderwaliście się od siebie - nagle cała grupa cheerleaderek i piłkarzy znowu zaczęła się poruszać jak w amoku. Szybko unieśli Aidena ponownie na swoje ramiona, na co zachichotałaś, zamierzając zmierzać tuż obok nich. Nie było ci to jednak dane.
Po jakiś czasie sama również zostałaś uniesiona i podrzucali cię z podobnym entuzjazmem. Zmieszana, ale roześmiana, zgodziłaś się na to i z piskiem wiwatowałaś nazwę szkoły razem ze wszystkimi.
Co za dzień, doprawdy.
rock:
Muzyka dudniła ci w uszach, gdy ze śmiechem na ustach odkładałaś na stół szklankę po swoim napoju. W talii ściskała cię ręka lekko podchmielonego Oliviera, który opowiadał właśnie tobie i kilku znajomym anegdotę.
— No nie wierzę — zachichotałaś.
Znajdowaliście się właśnie na domówce u jednego z kumpli brązowowłosego. Chłopak zabrał cię ze sobą, byś poznała przynajmniej część jego paczki, oraz potańczyła razem z nim. Bawiłaś się z resztą wspaniale - praktycznie wszyscy okazali się wspaniałymi, nawet jeśli niektórzy lekko porywczymi, ludźmi. Dużo tańczyliście i rozmawialiście z gośćmi aż w pewnym momencie zajęliście tycią kanapę, przytuleni do siebie rozmawiając z przechodniami.
Gdy już miałaś usiąść z powrotem na swoje miejsce, ręka Oliviera szybko przesunęła cię tak, że wylądowałaś na jego kolanach. Nim jednak zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, jego usta znalazły się przy twoim uchu.
— Zaoszczędzimy trochę miejsca — zarumieniłaś się przez niski i zmysłowy głos chłopaka, jednak rozsiadłaś się wygodniej na jego nogach. Po chwili nawet nie zwracałaś na nic uwagi, opleciona ramionami szarookiego. Czułaś się w tej pozycji wyjątkowo komfortowo i bezpiecznie.
***
Wasz relaks nie trwał już jednak długo. W pewnym momencie spojrzałaś na zegarek i z żalem stwierdziłaś, że niestety nadeszła pora twojego pożegnania. Przygryzłaś wargę i założyłaś kosmyk swoich [kolor] włosów za ucho.
— Muszę już niestety iść — odrzekłaś z żalem, spoglądając na Olivera. Ten przytaknął z uśmiechem.
— Też będę się zbierać. Odprowadzę cię — zgodziłaś się na tę propozycję z wdzięcznością po czym wstałaś i skierowałaś się pożegnać z gospodarzem imprezy.
Gdy wszystkie powinności zostały zakończone, zostałaś na nowo otoczona opiekuńczym ramieniem chłopaka, który stał w przedpokoju i przyglądał ci się przez ostatnia minutę. Powoli otworzyliście drzwi i wyślizgnęliście się z mieszkania, wchodząc na klatkę schodową. Zostawiliście za sobą głośna muzykę, która przez ściany była już trochę przygłuszona. Nie zniknęła jednak gorąca atmosfera - ta wyjątkowo utrzymywała się między wami.
Zaczęliście schodzić powoli stopniami w dół. On masował dłonią twoje ramię, ty natomiast spoglądałaś ukradkiem na jego twarz. A zwłaszcza na jego usta...
Na półpiętrze, jak na zawołanie, oboje przystanęliście. Spojrzeliście sobie w oczy; nagle chłopak przybliżył się do ciebie, powodując twoje cofnięcie, aż nie zetknęłaś się plecami ze ścianą. Stanęliście na przeciwko siebie.
Mieliście rozgorączkowane spojrzenia, rozbiegane pomiędzy oczami a ustami drugiej połówki. W końcu uniosłaś dłonie, jedną wplątując w jego brązowe kosmyki, a drugą kładąc na policzku brązowowłosego.
Jego natomiast wylądowały na twojej talii, ściskając ją. Czułaś w tamtym miejscu przyjemne mrowienie, które tylko czyniły twoje bicie serca jeszcze bardziej szaleńczym niż było do tej pory.
W końcu, niemalże jak w ułamku sekundy, wasze usta zetknęły się w wygłodniałym, pełnym uczuć pocałunku. Przymknęłaś delikatnie oczy, pochłonięta gwałtownością aktu. Całowaliście się długo i namiętnie, całkowicie zdominowani przez uczucie i wygłodniali siebie nawzajem.
W końcu, przez brak powietrza, oderwaliście się od siebie. Przerwa była jednak okraszona krótkimi, pojedynczymi i gwałtownymi całusami. Dopiero po tym odsunęliście się od siebie bardziej.
Twój kciuk zahaczył o kącik jego ust, który drgnął pod wpływem twojego dotyku.
Zagłębiłaś się w jego stalowe tęczówki, które teraz lśniły, gdy on oddychał ciężko, łapiąc powietrze.
— Geronimo — chłopak szepnął, gdy przez umysł zaćmiony pod wpływem wrażeń błysnęła mu ta fraza. Nie spotkał się jednak z twoja odpowiedzią.
***
— Dobranoc kochany — mruknęłaś, przyciągając go za kołnierz do ostatniego pocałunku. Był on krótki, ponieważ postanowiłaś nie zatapiać się na nowo na kolejne dziesiątki sekund, a nawet minuty. Wystarczająco dużo razy zdarzyło się to już podczas spaceru.
Oliver widocznie nie chciał dać ci tak łatwo odejść - przez dłuższy czas jego głowa podążała za tobą, nim oderwał się w końcu, dając pocałunkowi dobiec końca.
Nim zdążył wymyślić jakiekolwiek pożegnanie, rozplotłaś wasze dłonie i zniknęłaś w drzwiach od mieszkania.
Pozostał sam ze smakiem waszych namiętnych pocałunków i wspomnieniem twoich miękkich ust na jego.
metal:
— Było wspaniale — uśmiechnęłaś się, biorąc łyka wody ze swojej butelki. Siedziałaś wygodnie na stołku stojącym na scenie, z której Otto zbierał sprzed po koncercie. Reszta zespołu wyszła na chwile zgarnąć po piwie dla każdego, jednak sądząc po wesołych głosach, zagadali się ze sobą nawzajem.
Poza barmanem i kapelą, byłaś jedyna. Wszyscy słuchacie i sympatycy ciężkich brzmień ulotnili się już, w mniej lub bardziej trzeźwym stanie. Przez dłuższy czas pomagałaś brązowowłosemu zbierać kable i mikrofony, w końcu jednak przysiadłaś porozmawiać i chwilkę odpocząć.
— Znowu skakałaś w pierwszym rzędzie — brązowooki mruknął rozbawiony, zamykając z trzaskiem metalową skrzynkę. Ty założyłaś nogę na nogę.
— Cóż mogę powiedzieć, jestem prawdziwą fanką — przyglądałaś się, jak brązowowłosy wstaje i podchodzi do ciebie. Podałaś mu butelkę wody, którą z wdzięcznością przyjął i zaraz zwilżył gardło. W końcu odstawił ją obok ciebie.
— Fanką numer jeden? — Udałaś, że się zastanawiasz, słysząc to pytanie. Po chwili pochyliłaś swój tors delikatnie w jego stronę, wysyłając znaczące spojrzenie.
— Dokładnie, taką, której wręcz należą się specjalne względy — twój sugestywny ton zwrócił uwagę ciemnych oczu Otto, który zaraz stanął na przeciw ciebie i opierając ręce po bokach twojego krzesła, nachylił się nad tobą. Niemalże wstrzymałaś oddech, gdy jego twarz znajdowała się delikatnie wyżej od twojej. Przygryzłaś wargę.
— Mam nawet pomysł, co by ci się należało — niski, głęboki głos brązowookiego wywołał u ciebie przyjemne dreszcze.
W pewnym momencie jego głowa pochyliła się, celując w twoją szyję. Westchnęłaś, gdy jego zarost musnął twoją skórę równocześnie z szorstkimi ustami. Po chwili jednak mężczyzna odsunął się i zrównał z tobą wysokością na jakiej znajdowała się twoja twarz.
Nie wiesz kto pierwszy zainicjował pocałunek. Miałaś wrażenie, że to ty wpiłaś się w niego bez opamiętania, ale z drugiej strony czułaś, że jego usta już były na twoich wcześniej, smakując ich zmysłowości.
Nie byliście prędcy, czy gwałtowni. Był w tym pocałunku jednak jakiś element dominacji, ukrytej, pewnej siebie agresywności, jaką z radością przyjęłaś, uzależniając się od całej tej mieszanki w ciągu niemalże sekundy.
Gdy w końcu się od siebie oderwaliście, odetchnęłaś, zaczerpując tlenu; w przeciwieństwie do Otto, który w ogóle nie miał problemów z brakiem powietrza w płucach. Szybko domyśliłaś się, że powodem tego jest jego rutyna jako wokalisty.
Może złączylibyście ponownie usta, ale dobiegły was ciężkie kroki i śmiechy, ewidentnie zmierzające w waszą stronę. Odsunęliście się więc od siebie nieznacznie. Nie było mowy o pomyłce - po kilkunastu sekundach na scene weszli zagubieni do tej pory chłopcy z zespołu, ewidentnie śmiejąc się i niosąc po dodatkowym kuflach z piwem dla ciebie i brązowowłosego. Przywitali się z wami rozbawieni, po czym podali wam po trunku.
Po chwili pochłonęła was wspólna rozmowa. Czasami tylko krzyżowałaś spojrzenia z Otto, były one jednak znikome.
Dopiero po powrocie do domu zauważyłaś, że na twojej twarzy znajduje się odrobina białej farby, pewnie z resztek makijażu scenicznego, którego mężczyzna nie dał rady dokładnie zetrzeć. Przyglądałaś im się dłuższa chwilę w lustrze, nieświadomie wydymając usta i wracając do wrażeń z ostatnich godzin. Zdecydowanie te wspomnienia na długo pozostaną zakorzenione w twoim umyśle.
jazz:
— Samuelu, tak nie wolno! — Zachichotałaś, wtulając się w ramię swojego towarzysza. Ten, widząc twój ruch, przybliżył się do twojej osoby, tak, byście stykali się ciałami.
— Naprawdę? Czy może po prostu nie wypada? — Zrobił zabawną minę, jeszcze bardziej rozśmieszając cię. Czułaś, że jeszcze trochę, a policzki zaczną boleć cię od ciągłego uśmiechania się. A jednak; przy nim nie dało nie czuć się błogiego szczęścia i radości.
Wracaliście właśnie z randki w restauracji. Miło czułaś się, pierwszy raz od dawna mogąc założyć ładną sukienkę w swoim ulubionym kolorze, umalować się i siąść po drugiej stronie, czyli przy stoliku dla gości. Rumieniłaś się na wspomnienie, gdy czarnowłosy zaprosił cię do tańca na małą, pustą i nieużywana scenę. Nie żałujesz jednak, że dałaś się namówić; bynajmniej, zwłaszcza, że w wasz ślad poszło jeszcze kilku gości, sprytnie wykorzystując przygrywający zespół. Nic sobie nie robiliście z zaskoczenia obsługi i wymieniliście tylko porozumiewawcze spojrzenia z pianista, który odpowiedział na nie z uśmiechem i zaraz ze swoimi współpracownikami zaczął przygrywać bardziej pasującą muzykę.
Teraz jednak byliście już kilka zakrętów od tego miłego rozwoju zdarzeń. W końcu przyszedł na was czas i pozostawiliście żywą, taneczną zabawę tuż za sobą. Chwilę jeszcze słyszeliście coraz to bardziej przygłuszone nuty, ale w końcu one zanikły. Spokojnie przechadzaliście się deptakiem, oświetlonym zewsząd przez fantazyjne latarnie. Również szyldy zamkniętych już sklepów i biznesów lśniły delikatnie pod wpływem tych żółtych iluminacji. Noc była ciepła - nawet delikatny wiatr nie wywoływał dreszczy. A może to obecność twojego ukochanego, który rozgrzewał cię od środka? Nie miałaś nawet czasu zastanawiać się.
Zajęta rozmową z mężczyzną, nie zauważyłaś, że na jakiś metr przed tobą znajduje się kałuża. Nie umknęło to jednak brązowowłosemu - w połowie twojej wypowiedzi nagle złapał cię i wymusi na tobie delikatny podwójny krok, podobny do, tak przecież przez ciebie uwielbianego, tańca. Spojrzał się na niego po fakcie zaskoczona.
— Mało ci tańca? — Mruknęłaś drwiąco, ale z czułością. Na usta mężczyzny wkroczył uśmiech, ukazujący jego zęby. Odwrócił się tak, by stanąć ci na przeciw, wciąż dość blisko. Odruchowo zarzuciłaś swoje ręce na jego ramiona, tworząc coś na wzór delikatnego uścisku. Jego ręce natomiast wylądowały na twoim biodrach; czułaś od nich przyjemne mrowienie, rozchodzące się po skórze. Przygryzłaś dolną wargę.
— Z tobą nigdy za wiele — jego kuszący, ciepły głos powodował, że czułaś motyle w brzuchu.
— Żeby ci się nie zaczęło tylko kręcić w głowie — mruknęłaś, spoglądając nieśmiało na jego usta. Po chwili delikatnie przybliżyłaś się do jego twarzy, zostawiając między wami niewielką przestrzeń, może dwóch centymetrów. Uniosłaś wzrok na jego brązowe oczy, teraz same skupione na twoich pomalowanych szminką wargach.
Nagle poczułaś, jak wasze usta się spotykają. Jego, dość mimo miłości nieśmiałe, ale czułe. Twoje, początkowo zaskoczone, jednak już po chwili energiczne, namiętne. Zatopiliście się w swoim uczuciu, raz zwalniając, raz przyspieszając. Wasz pocałunek nie był długi na tyle, byś uczuła kłucie w płucach przez brak powietrza, nie pozostawił cie jednak zawiedzionej. Był w idealnym balansie, dlatego, gdy przerwaliście go, twoje oczy błyszczały z powodu kotłujących się w tobie emocji.
— To była kałuża — spojrzałaś na niego zdezorientowana. — Gdy cię złapałem, to po to, by uratować cię przed kałużą.
Wskazał głową na małe zagłębienie w kostce wypełnione wodą. Zaczerpnęłaś powietrza, nagle zdając sobie sprawę, ze wcześniej się nie zorientowałaś, błędnie odczytując jego ruchy. Słysząc jego chichot, uderzyłaś go delikatnie w ramię z otwartej dłoni; sama jednak nie mogłaś się powstrzymać od uśmiechu.
Nim jednak mężczyzna mógł kontynuować żarty, rzuciłaś radośnie, jakby od niechcenia.
— To kiedy mnie znowu pocałujesz? — Oczy czarnowłosego rozszerzyły się w wyrazie niemego zaskoczenia. Wywróciłaś oczami.
— Co masz na... — Nie dane mu jednak było dokończyć. Zaraz wpiłaś się w niego żywo, zdecydowana, czego w życiu potrzebujesz. Nie postało mi nic innego, jak poddać się tej wspaniałej czynności z szaleńczo bijącym sercem, rozpływając się wewnętrznie.
blues:
Westchnęłaś, spoglądając za okno. Krople deszczu jednostajnie, rytmicznie uderzały w jego powierzchnię, zamazując delikatnie widok na świat zewnętrzny. Wciąż jednak z łatwością byłaś w stanie dostrzec kałuże, przechodniów z parasolami, oraz strugi brudnej wody rozpryskiwane na ulicy przez przejeżdżające samochody. Ty również byłaś delikatnie jeszcze zmoknięta - dopiero przed chwilą weszłaś do budynku, swoją parasolkę odstawiając na niskim, eleganckim stojaku. Ściągnęłaś z siebie swój ciężki płaszcz, który niemalże ociekał wodą i rozgościłaś się przy stoliku. Dookoła było pusto - nic dziwnego, ludzie chodzący o poranku do pracy już dawno sfinalizowali swój zakup, a południowi goście jeszcze nie przyszli.
Miałaś okazje wyciszyć się na chwilę w samotności, nim przyszedł Muddy. Mężczyzna usiadł na przeciwko, po drugiej stronie stolika. Czując zapach mocnych, męskich perfum, które były ci dobrze znane, odwróciłaś wzrok od szyby. Zmierzyłaś wzrokiem ukochanego - swoje włosy spiął dzisiaj nisko, a jego zarost zaczął powoli wykraczać w definicji trzydniowego. Grubsza koszula jednak była idealnie wyprasowana, co nie zawsze miało miejsce.
— Cześć — uśmiechnęłaś się delikatnie. — Jak poranek?
— Męczący — odpowiedział mulat mrukliwie, po czym niby przypadkowo i bez powodu ułożył jedna z rąk na stole, swoją dłoń wystawiając w twoją stronę. — Ale mam chwilę odpoczynku.
Ułożyłaś swoją odpowiedniczkę na jego dłoni, ściskając w wyrazie wsparcia i miłości. Od skóry szarookiego biło przyjemne ciepło, ogrzewające cię delikatnie. W końcu przestałaś zwracać uwagę na angielską pogodę dookoła, mogąc chłonąć przyjemny klimat miejsca.
— Pamiętaj dać trochę pracy Tony'emu — mruknęłaś. — Nie bierz wszystkiego na siebie.
— On przychodzi dopiero na dwunastą — spojrzałaś szybko na zegarek naścienny na zegarek. Wskazywał on jedenastą czterdzieści — Jak przyjedzie, na pewno znajdę mu coś do roboty. To pracowity dzieciak.
Wywróciłaś oczami, ale nie próbowałaś spierać się z mężczyzną. Wolałaś nasycić się jego obecnością, nim będziesz musiała ruszyć w swój dzień i zapomnieć o nim do późnego wieczora.
Miałaś wrażenie, jakby te sekundy, które mijały wam w milczeniu, były szalenie kojące. Nie tylko dla ciebie, ale również twojego partnera. Bez słów byliście w stanie chłonąć trochę spokoju i miłości, płynącej z tych dyskretnych gestów. W pewnym momencie jednak w twoim umyśle zaczęła dryfować myśl, nie dająca ci spokoju. Dlatego też uśmiechnęłaś się delikatnie sama do siebie, postanawiając ją zrealizować.
Uniosłaś się delikatnie z krzesła i pochyliłaś nad stolikiem, łącząc usta z do tej pory wpatrującym się w ciebie w milczeniu czarnowłosym. Czułaś, jak z początku Muddy jest zaskoczony. Nie trwało to jednak długo, nim przyłączył się do pocałunku.
Wszystko to było spokojne; nie byliście gwałtowni czy prędcy. Smakowaliście się z namysłem, cierpliwie. Może nawet w niektórych momentach leniwie, ale zaraz potem wszystko znowu nabierało uczucia.
Po chwili oderwałaś się, czując jednak, jak niewygodna jest twoja pozycja. Gdy usiadłaś z powrotem na krześle, mężczyzna zaczął swoim kciukiem masować twoją dłoń. Ty odpowiedziałaś mu znaczącym spojrzeniem. Nagle do całej spokojnej atmosfery dodane zostało jeszcze wrażenie lekkiej intymności.
Wasz moment prywatności przerwał dzwoneczek w drzwiach, oznajmiający gościa. Spojrzałaś w tamtą stronę - to brązowowłosy nastolatek, pomocnik twojego partnera. Zaraz młodzieniec zauważył cię i podszedł się przywitać. Muddy wstał natomiast i po kiwnięciu głową na przywitanie uciekł na zaplecze.
Uśmiechnęłaś się pod nosem, po czym w milczeniu zaczęłaś zbierać się do wyjścia.
reggae:
Odetchnęłaś głęboko, spoglądając w niebo. Świeciło na nim wiele gwiazd, to większych, to mniejszych. Również księżyc był dzisiaj widoczny, wyraźnie jaśniejąc nad lasem.
Byłaś z José na wieczorze tanecznym w barze. W pewnym momencie jednak, gdy brązowowłosy zagadał się z sąsiadem przy barku, postanowiłaś na chwilę wymknąć się przed obiekt. Nie wiedziałaś, czy to tłum, czy zmęczenie, czy może piękny granat nieboskłonu skusiły cię do ucieczki.
Za twoimi plecami, świeciły się lamki na tarasie tanecznym, więc gdy spojrzałaś w dół, zauważyłaś, że rzucasz długi cień, pełznący ku pustce nocy. Znowu obserwowałaś las; potem jednak spojrzałaś ponownie ku ziemi. Ku twojemu zaskoczeniu zjawił się obok drugi cień.
Nie zdążyłaś się nawet zastanowić, czy kojarzysz tę obecnie zniekształcona sylwetkę, bo usłyszałaś znajomy głos.
— Uciekasz ode mnie? — Uśmiechnęłaś się pod nosem na żartobliwy głos twojego ukochanego. Po chwili jego ramiona oplotły od tyłu twoją talię, a ciebie uderzył nasilony zapach słonej wody, męskich perfum i rumu. Ciepły oddech mężczyzny połaskotał cię, gdy ten musnął ustami twoją szyję.
— Od ciebie? Nigdy — ciepły wiatr zerwał się z północy. Poczułaś, jak przeczesuje on twoje włosy i otrzeźwia cię z dotychczasowego gorąca. — Ale musisz przyznać, że ta noc jest wyjątkowo piękna.
— Cóż, wyjątkowa — mruknął od niechcenia, na to wywróciłaś oczami. — Wiesz przecież, kochana, co ja uważam dzisiaj za wyjątkowo piękne.
— Wiem? — Udałaś zdziwienie, po czym wyplątałaś się z opiekuńczych ramion brązowookiego, by móc obrócić się do niego przodem. Twoje dłonie wylądowały na jego policzkach, delikatnie obejmując w ten sposób jego twarz. Zbliżyłaś się, aż prawie stykaliście się klatkami piersiowymi. — Chyba jednak musisz mi przypomnieć...
José z radością przyjął akt twojej czułości. Swoje ręce ulokował na twoich biodrach, ściskając je delikatnie.
— Moja [Imię] jest najpiękniejsza — mruknął. — Od słońca i księżyca, i wszystkich gwiazd. I dni i nocy, i wszystkich ludzi.
Wypuściłaś głośno powietrze, czując wewnętrznie, jak się rumienisz pod wpływem tego nieskrępowanego, pełnego miłości komplementu.
Gdy skupiłaś na nowo wzrok na twarzy mężczyzny, by po chwili z jej całej skupić się na ustach; jakby instynktownie zaczęłaś przymykać oczy i przybliżać się do jego odpowiedniczek.
W końcu wasze usta zetknęły się. Smak alkoholu zawładnął twoimi zmysłami; wyczuwałaś lekki uśmiech, od którego nieudolnie powstrzymywał się brązowooki, wiernie oddający ruchy warg. Wszystko było powolne, leniwe. W dziwny sposób i radosne - a na pewno przepełnione pewną niewymówioną szczerością, niemym wyznaniem między wami.
Gdy oderwaliście się od siebie, nie mogłaś powstrzymać się od polizania swoich ust. Odsunęłaś się trochę od ukochanego, rozglądając się na boki.
— Co ty na to, byśmy wrócili zatańczyć? — Mruknęłaś, zdając sobie nagle sprawę, że przez cały czas wybrzmiewała nad wami muzyka, wylewająca się wręcz z tarasu knajpy. Ruszyłaś w stronę schodów prowadzących do źródła dźwięków i zabawy. W połowie drogi dogonił cię mężczyzna, do tej pory pozostający w tyle. Złapał twoją dłoń i ścisnął mocno, towarzysząc ci w drodze. Nim coraz bliższa muzyka w dużym stopniu zagłuszyła wszystko, zdążyłaś tylko usłyszeć nad uchem.
— Ale mam nadzieję, że jeszcze tu wrócimy. Niebo jest prawdziwie piękne dzisiejszej nocy.
classic music:
W końcu ciepła wiosna zawitała do waszego miasta. Mogłaś bez żalu porzucić swój gruby płaszcz i rękawiczki, i wymienić to na swoje zwyczajowe ubrania, w których czułaś się w pełni komfortowo.
Gdy więc Adam zaproponował spotkanie w ogrodach, bez wahania przystałaś na tę propozycję. Znalazłaś w szafie delikatnie, zwiewne ubrania w swoim ulubionym kolorze. Przywodziły one jednak swoim wzorem i delikatnością pewną świeżość, którą tak uwielbiałaś. Zwłaszcza ten delikatny, podkreślający twoje ramiona i szyję dekolt oraz romantyczne wręcz koronki, dalej jednak zgrywające się z twoim wyglądem z interesujący sposób.
Gdy w końcu dobrałaś do tego pasującą biżuterię, zebrałaś swoją torebkę i ruszyłaś na spotkanie.
***
Dotarłaś na miejsce pierwsza, ewidentnie zjawiając się trochę przed czasem. Postanowiłaś więc przespacerować się chwilę po okolicznych alejkach by zabić trochę czasu. Z pewnym zachwytem przypatrywałaś się wszystkim kwiatom, które wspomagane przez pracowników ogrodów, wyrastały do imponujących rozmiarów. Choć początkowo w zasięgu wzroku widywałaś jedynie charakterystyczne dla wiosny, drobne, rozsiane krokusy, żonkile, czy powoli kształtujące się tulipany, w końcu, ku swojemu zaskoczeniu, natrafiłaś również na w pełni rozwinięte krzewy różane, zwykle zaczynające swoje rozkwity w ciągu czerwca. Zdziwiona więc przystanęłaś, by podziwiać ściany i ławki okraszone starannie przystrzyżonymi gałęziami róży, która pięknie prezentowała swoje soczyste, pełne i obfite w płatki o mięsistej strukturze i bordowym kolorze.
W tym również miejscu znalazł cię Adam, rozglądający się za tobą po ogrodzie. Od razu gdy tylko cię ujrzał, jego serce zabiło szybciej. Właśnie zerwał się przyjemny, ciepły wiatr, który przeczesał twoje włosy w delikatny sposób, oraz załopotał ubraniami. Kilka płatków róż spadło u twoich stóp, a ty spojrzałaś w stronę nieba.
Dopiero po kilkunastu sekundach zauważyłaś, że muzyk znajduje się w twojej obecności. Miał na sobie białą koszulę z górnymi guzikami rozpiętymi, oraz eleganckie spodnie, dzisiaj noszone na lekko codzienną manierę. Uśmiechnęłaś się, z lekka leniwie i wyciągnęłaś do niego dłoń.
— Witaj Adamie — twój ton był czuły. Zarumieniłaś się lekko, gdy mężczyzna zamiast złapać twoją dłoń, wpierw ścisnął ją i uniósł do ust, by złożyć na jej grzbiecie delikatny pocałunek. Dopiero po tym ciepłym geście zaczął trzymać ją w normalny sposób, byście mogli bez rozłączania się spacerować po ścieżkach.
***
Po kilku okrążeniach i skręcaniu spontanicznie w coraz to nowsze ścieżki, natrafiliście na labirynt z żywopłotu, który sięgał ponad wasze głowy. Wśizgnęliście się więc do niego, klucząc między nieprzeprwanymi, zielonymi ścianami. W [ewnym momencie dotarliście chyba do jego serca, a przynajmniej tak sądziłaś, ponieważ na małym placyku otoczonym roślinnościa stała porośnięta różami altanka. Westchnęłaś z radosnym błyskiem w oku, że ponownie widzisz tak nietypowy o tej porze kwiat, i ciągnąc za rękę Adama, weszłaś na drewnianą budowlę.
— Jak tu piękne — mruknęłaś, przystając w końcu i puszczając dłoń partnera. Odwróciłaś się twarzą do niego, jednak nim spojrzałaś mu w oczy, z uśmiechem rozejrzałaś się dookoła. — Nie uważasz?
Gdy w końcu skupiłaś się na jego postaci, zauważyłaś, jak jego policzki wydają się najdelikatniej zaróżowione, a usta ściśnięte. Swoje ciemne brwi zmarszczył lekko; dostrzegłaś, że jego niebieskie tęczówki przeskakiwały pomiędzy twoimi oczami, a... ustami.
Po chwili milczenia szatyn złapał cię za dłonie, które uniósł i przycisnął do swojej klatki piersiowej. Poczułaś jego szybsze bicie serca; w głebi wiedziałaś, że twoje jest podobne. Zbliżyliście się do siebie. Wiedziałaś, jak jego twarz wędruje tak, by być jak najbliżej twojej, jednak wciąż bardzo niepewnie, jakby czekając na przyzwolenie. Postanowiłaś mu je więc niezwłocznie dać i w ostatecznym rozrachunku to ty złączyłaś wasze usta.
Pocałunek był namiętny. To przyspieszaliście, to zwalnialiście, jakby nie mogąc się zdecydować, w której formie możecie się sobą bardziej nasycić. Wasze dłonie, wciśnięte pomiędzy wasze klatki piersiowe, splotły się instynktownie.
W końcu oderwałaś się od ukochanego z powodu braku powietrza. Odchyliłaś głowę lekko do tyłu. On, jakby jeszcze pod wpływem impulsu, ucałował twoją linię szczęki, łaskocząc kosmykami, po czym ostatnie muśnięcie złożył na boku szyi. Wtedy on również odsunął się; zaczerwieniony, z lekko przyspieszonym oddechem i lekko drżącą dolną wargą. Wasze ręce w końcu się rozstały, jakby same również zakończyły pełne żaru wyznanie.
Uśmiechnęłaś się promiennie pod wpływem radości, na co mężczyzna jakby zaróżowił się jeszcze bardziej. A jednak, jego oczy dalej były zamglone, jakby rozmarzone. Zaśmiałaś się czule.
— Kocham cię, Adamie.
hip-hop/rap:
Uśmiechnęłaś się, wypuszczając niewielki obłok dymu papierosowego w stronę nocnego, pozbawionego widocznych gwiazd nieba, kontrastującego z latarniami i innymi światłami miasta. Zaraz po tym rzuciłaś pet na ziemię i wbiłaś go w chodnik. Twoje kolczyki zalśniły w jaskrawym świetle lampy; byłaś lekko zmęczona po nocnej wizycie na mieście z mężczyzną, ale nie na tyle, by już kończyć spotkanie. Zresztą, gdy jest sie razem to zmęczenie liczy się zupełnie inaczej; w końcu w swoim towarzystwie można nawet odpoczywać.
— Idziesz na chwilę do mnie? — Spytałaś się Jamesa, który właśnie zamykał za tobą drzwi do swojego samochodu. Na jego twarzy pojawił się znaczący uśmieszek, lekko drapieżny, ukazujący zęby.
— Zawsze, słodka — wywróciłaś oczami, jednak przejechałaś językiem delikatnie po swoich ustach, w milczeniu wyciągając w torebki klucze. — Zwłaszcza patrząc, jak pięknie się dziś ubrałaś. Nowe szpilki?
Po chwili razem z mężczyzną wspięliście się pod drzwi twojego mieszkania, które błyskawicznie otworzyłaś, dość trzeźwo trafiając w zamek bez większych problemów. Uśmiechnęłaś się lekko pod nosem, zadowolona z siebie. Weszliście prędko przez próg, a ty mogłaś już ujrzeć znajome mieszkanie. Odłożyłaś torebkę na komodę tuż obok; nim jednak zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, poczułaś ciepłe dłonie na swojej talii i usłyszałaś zatrzaśnięcie drzwi. Zostałaś delikatnie pociągnięta w kierunku sofy.
Brązowooki opadł na kanapę, cały czas cię obserwując. Jego uśmiech teraz zmniejszył się delikatnie, a oczy zabłysły tajemniczym ogniem. Atmosfera między wami zgęstniała, gdy siadłaś mu na kolanach, niemalże jak podczas wyznania uczuć. Wiedział, co masz na myśli.
Jego ręce na powrót znalazły miejsce na twoim ciele, na zmianę masując biodra i sunąc co jakiś czas po udach. Przyjemny dreszcz, rozpalający twoje zmysły wzdrygał twoim ciałem za każdym takim starciem.
— James... — szepnęłaś, kładąc swoje dłonie na jego klatce piersiowej, pod ubraniami wyczuwając lekko przyspieszone bicie serca swojego partnera.
Po chwili przybliżyłaś swoją twarz do jego, przymykając oczy w oczekiwaniu na pocałunek. Twoje usta nie pozostały zbyt długo samotne. Zaraz znalazły wsparcie w szorstkich i bezlitosnych odpowiedniczkach twojego partnera. Nie musieliście niczego sobie przekazywać - to po prostu się stało, płynnie i naturalnie.
Wasz pocałunek był namiętny, agresywny, pełen walki o dominację ale też i smakowania siebie nawzajem. W pewnym momencie po prostu poddałaś się i dałaś prowadzić się jego doświadczonym ustom, które smakowały papierosami i słodkim napojem. Tonęłaś z każdym najmniejszych ruchem, i pewnie byłabyś w stanie to kontynuować wieczność, gdyby nie braki w powietrza. Oderwałaś się więc, ostatni raz przygryzając dolną wargę czarnowłosego.
Oddychałaś ciężko, próbując wyrównań braki w powietrzu, gdy mężczyzna na nowo błądził delikatnie i dyskretnie po twoim ciele. Po chwili złapaliście kontakt wzrokowy. Z chęcią zatopiłaś się na kilka długich sekund w jego ciemnych oczach, wyrażających prostolinijną miłość.
Już miałaś powiedzieć coś innego, ale w ostatniej chwili zdałaś sobie sprawę z jednej rzeczy. Owinęłaś sobie jego złoty łańcuch dookoła dłoni, zostawiając mu jednak pewną przestrzeń na oddech, ponieważ był dość długi.
— To był nasz pierwszy pocałunek — zaśmiałaś się cicho, po czym spojrzałaś na niego z czułością, nie mogąc sie powstrzymać od zmrużenia oczu. Czarnowłosy tymczasem, słysząc twoje stwierdzenie, zrobił zszokowaną minę, zaprzestając na chwile pieszczenia twojego ciała.
— Serio? — Kiwnęłaś szybko głową. — Cholera, aż tyle zwlekałem? Jakim cudem?
Zaśmiałaś się cicho, wskazując, że widocznie nie było okazji. On jednak uniósł niedowierzająco brew, co nadało mu komicznego wyglądu.
— Muszę to w takim razie nadrobić mała, za te wszystkie dotychczasowe dni — znowu jednak nie zdążyłaś jakkolwiek zareagować na jego słowa lub czyny, zaatakowana ustami swojego faceta. Cóż, przynajmniej względem takich niespodzianek nie miałaś nic przeciwko.
Zwłaszcza, że chciał nadrobić za te wszystkie dni. A to sporo zajmie... nie, żebyś narzekała.
electronic/new:
Ziewnęłaś, obracając się tak, by wylądować na plecach. Spotkało się to z zaskoczonym pomrukiem twojego chłopaka, do którego ramienia do tej pory się przytulałaś w trakcie wspólnego oglądania filmu.
— Co tam? — Spytał się ciebie zaskoczony czerwonowłosy, pauzując produkcję na jakiejś rozmazanej klatce. — Coś się stało?
— Muszę się rozciągnąć — odpowiedziałaś uspokajająco, po czym jakby w ramach potwierdzenia przymknęłas swoje [kolor] oczy i wygięłaś plecy w łuk, dając swoim zastanym kościom trochę litości i ruchu. Dopiero teraz poczułaś, jak bardzo twoje ramiona były zdrętwiałe. Leniwie poprawiłaś koszulkę, która lekko ci sie podwinęła, wpuszczając łaskoczące, chłodniejsze powietrze.
Po krótkiej serii przeciągania się opadłaś na łóżko, spoglądając w sufit. Za chwilę jednak zasłoniła ci go twarz twojego partnera, obdarzona miną ewidentnie wyrażającą połączenie zastanowienia i desperacji. Uniosłaś brew.
— Coś się stało? — Zaczęłaś, unosząc dłoń i układając ją na klatce piersiowej wiszącego nad tobą chłopaka. — Wątpię, bym przez ostatnie pięć sekund niebotycznie się zmieniła.
Zszokowany wyraz twarzy chłopaka, który jakby obudził się na twoje słowa, rozbawił cię. Zaczęłas chichotać, odrzucając lekko do tyłu głowę.
— Bez przesady, po prostu chcę cię pocałować.
Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przestałaś się śmiać. Teraz to ty byłaś tutaj w rozsypce, przepełniona szczerą dezorientacją. Spojrzałaś na swojego ukochanego, będąc pod wrażeniem bezpośredniości, która zazwyczaj uciekała w jego przypadku przez nieśmiałość.
Arata natomiast, jakby nagle łapiąc się na swoich słowach, zaczerwienił się niebotycznie, zlewając się niemalże odcieniem ze swoimi włosami. Nie miałas tego usłyszeć! On to miał powiedzieć tylko w myślach!
Zmrożony swoją własną wpadką chłopak, nie zarejestrował nawet, jak zaróżowiona przybliżasz się do jego twarzy. Zorientował się dopiero, jak byłas kilka centymetrów od jego ust, do których wyraźnie zmierzałaś. Jego zielone oczy rozszerzyły się w szoku, co stanowiło kontrast dla twoich, zmrużonych i wyrażających pochłonięcie działaniem twojego ciała.
Żadne z was nie wiedziało, jak to się stało i kiedy w końcu starliście swoje usta ze sobą. Po prostu w pewnym momencie się całowaliście. Niepewnie, zwłaszcza ze strony Araty, który zamiast umysłu miał jeden wielki kłębek chaosu, który dopiero w ostatniej chwili postanowił, na szczęście, oddać się instynktom i odwzajemnić czuła pieszczotę.
Wasz pocałunek był krótki; nie planowałaś w końcu się nasycić do reszty, a i twój ukochany nie podążył za twoimi ustami, gdy spróbowałaś się oderwać. To był pierwszy pocałunek - spontaniczny, chaotyczny i na próbę, a to, że wyszedł, stanowiło tutaj miły dodatek.
Zaśmiałaś sie perliście, zauważając, że czerwonowłosy w ogóle nie kontaktuje z rzeczywistością, mając błyszczące oczy i zaciskając nieświadomie swoje długie palce na pościeli.
— Jak na pierwszy raz, może być — odparłaś lekko i wesoło, przyciągając zesztywniałego biedaka do uścisku.
Nie mogłaś powstrzymać się od cichego westchnięcia, jakby na wyrzucenie całego tego nadmiaru emocji.
Jeju, jak ty go kochałaś.
======
koniec! dawno mnie tu nie było... jest tu jeszcze ktoś, kto by to czytał?
Mam nadzieję, że tak :D
kto podobał się wam najbardziej? kto najmniej? jakieś szczególne przeżycia? opinie?
jaki rozdział checie następny?
pierwszy pocałunek! ah, nie macie nawet pojęcia, jak cięzko było mi to oddzielić od wyznania uczuc; ale, koniec końców uznaję to chyba za dobrą decyzję. oczywiście, że wszystkie postacie wyszły tutaj jak marzyłam, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
zauważyłam, że wielu z nich wychodzi z imprezy/potańcówki/czegoś takiego. z jednej strony czuję, że możecie być na mnie nieco źli, ale zdałam sobie sprawę, jak wiele jest rodzajów imprez i jaką muzyke na nich można puszczać. każdy miał swoją własną, prywatną, w charakterystycznym dla siebie klimacie. może więc mi wybaczycie to pozorne powtarzanie się motywu? czy nie? piszcie. tymczasem żegnam się z wami kochani.
bye bye!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top