pierwsze spotkanie
temat: pierwsze spotkanie
--
pop:
Spałaś naprawdę głębokim snem, z którego nagle wybudził cię dzwonek kończący lekcję geografii.
Byłaś w amerykańskim liceum już prawie dwa miesiące i ciągle nie mogłaś przyzwyczaić się do statyczności ich lekcji. Przyzwyczajona do swoich dawnych nauczycieli, którzy byli energiczni i zdeterminowani do przykucia uwagi ucznia, zasypiałaś na powolnym podawaniu dat i ciekawostek przez kobietę w podeszłym wieku z manią wyznaczania granic między terytoriami morskimi. Doprawdy, ciągle z tego odpytywała.
Kierując się przez długi korytarz zastawiony charakterystycznymi metalowymi szafkami, usłyszałaś śmiechy i głośne rozmowy. Zmęczonym, jeszcze lekko zaspanym wzrokiem spojrzałaś na grupkę - najpopularniejsza elita twojego rocznika zebrana w jednym miejscu i na jednej przerwie. Jej damską część znałaś jako nowa cheerleaderka w szkolnej drużynie. Sprawowałaś się całkiem dobrze, nie robiłaś z siebie popychadła, choć przyjęłaś raczej dość leniwą postawę co do zawierania znajomości - nie zaprzeczałaś spotkaniom, ale też nie garnęłaś.
Gdy już udało ci się wywalczyć otworzenie szafki po podręczniki z podrdzewiałym zamkiem, usłyszałaś za sobą kroki. Zatrzasnęłaś więc drzwiczki i odwróciłaś się z uśmiechem, w końcu czując się trochę lepiej, ponieważ gwar na korytarzu rozbudził cię już do reszty.
Okazało się, że osobą, która cię "odwiedziła" był Aiden, chłopak w szkole dość popularny, z równoległej klasy. Kojarzyłaś go z widzenia, siedzącego w kręgu swoich przyjaciół, no i z różnych wydarzeń sportowych. Zdziwił cię więc delikatnie fakt, że blondyn od tak do ciebie podszedł. Nie traciłaś jednak swojego spokoju.
– Hej, pomóc ci w czymś? – zwróciłaś się do niego, na co spojrzał na ciebie delikatnie zaskoczony.
– Zazwyczaj to ja się pierwszy witam... Ale tak, byłbym wdzięczny za małą informację - chłopak podrapał się po karku, po czym niepewnie spojrzał się dookoła, jakby obawiając się, że ktoś to usłyszy. – Kiedy macie trening?
Spojrzałaś na niego pytająco. Czyżby coś cię ominęło?
– Nasz trening cheerleaderek? – wolałaś się upewnić. Gdy blondyn pokiwał twierdząco głową z niesamowitym wręcz zapałem; zastanowiłaś się chwilę nad odpowiedzią. – Od szesnastej. Ale - pomachałaś mu palcem przed twarzą – jeśli zasadzasz się na którąś z nas, to mam przykrą wiadomość. Pani Summoney nie dopuszcza wizyt podczas ćwiczeń.
Przez chwilę chłopak patrzył na ciebie zdezorientowany, a ty myślałaś, czy powiedziałaś nieumyślnie coś złego. Jego niebieskie oczy lekko się rozszerzyły, a usta straciły na chwilę uśmiech. Potem jednak odzyskał trochę dawnej werwy, przysuwając się o krok i nachylając w twoja stronę.
– To ty nic nie wiesz? Od dzisiaj mamy treningi razem. Trener poszedł na zdrowotny - wydusił z siebie. - A żadna z was mnie nie interesuje. No chyba, że na ten moment ty. – Puścił ci oczko i poszedł.
Nie wiedziałaś, co ten popularny przystojniak miał w głowie, ale jeśli on myślał, że po czymś takim będziesz normalnie ćwiczyć w jego obecności, to był w błędzie. Właśnie straciłaś całą pewności siebie jaką mogłaś mieć w jego pobliżu. Zwłaszcza w powodu pomyłki.
Ale oczy miał cudne...
rock:
Popołudniowe, prawie wieczorne, słońce rzucało nasycone ciepłem promienie światła, już ledwie wychylając się zza budynków. Nie rażąc w oczy, mieniło świat pomarańczą i czerwienią, choć potężne cienie i tak zajmowały już większy obszar.
Wsiadałaś właśnie do pociągu, przygotowana na długą podróż. Jechałaś z powrotem do rodzinnego miasta, po miesięcznych wakacjach u ciotki. Wizja odległości do przebycia lekko cię przerażała. Czekała cię długa podróż, a jeśli trafisz na złe osoby w przedziale, to również podróż przez mękę.
Szybko odnalazłam przypisany ci przedział na bilecie i weszłaś do niego. Siedział w nim już jakiś chłopak - na oko niewiele starszy od ciebie. Grzecznie zapytałaś, czy możesz się dosiąść.
– Cóż, chyba nie widzę problemu. – Chłopak cicho oznajmił i przesunął się jeszcze bliżej okna, przyciskając się do ścianki, jakbyś miała zająć całe dostępne miejsce i jeszcze wepchać się na niego.
Zauważyłaś, że na koszulce miał nadruk z logiem jednego z twoich ulubionych zespołów. Postanowiłaś zagadać, wiedziona przerażającą myślą niezręcznej ciszy przez wiele godzin drogi.
– Też lubisz [rockowy zespół]? – Twój głos lekko drżał, ale starałaś się brzmieć pewnie. Nie byłaś najlepsza w nawiązywaniu znajomości, to inni zazwyczaj podchodzili do ciebie.
Chłopak spojrzał na ciebie niezrozumiale, ale kiwnął głową na potwierdzenie. Wtedy wskazałaś na jego koszulkę.
– Też mam taką, tylko w innym rozmiarze – uśmiechnęłaś się trochę krzywo, ale postanowiłaś brnąć dalej. – Który ich album lubisz najbardziej? Ja [nazwa albumu1].
Szarooki ożywił się chyba nieznacznie, ponieważ wyprostował się i ułożył w fotelu.
– Ja wolę [nazwa albumu2]. Mają tam lepsze pomysły. No i starego gitarzystę... – tu wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia, a jego szare oczy pociemniały. – Ten nowy kompletnie nie czuje ducha.
Tu zrobiłaś zdziwioną minę. Przecież [nazwisko gitarzysty] jest genialny! Kompletnie się z nim nie zgadzałaś!
– Nie masz racji! Poprzedni nie czuł rytmu, zespół tylko się z nim męczył! Zwłaszcza na koncertach!
Tutaj znowu rozmówca pokręcił głową na znak niezgody. I choć całkowicie nie miał racji co do gitary, to wydał ci się przyjazny.
Nawet nie dostrzegliście, gdy już dyskusja na temat [rockowy zespół] się skończyła, a zaczęła rozmowa na temat zainteresowań i rodzin. Po chwili on wiedział wszystko o manii twojej mamy na temat sprzątania po zwierzętach, a ty potrafiłaś z pamięci wymienić wszystkie ciekawostki o jego młodszym bracie. No i poznałaś imię chłopaka - Oliver. Wydało ci się naprawdę ładne i pasujące do niego.
Rozmawialiście, aż nie znużył cię sen i zmęczenie, a także monotonny dźwięk deszczu, który z pewnym momencie zaczął uderzać w szyby wagonu...
metal:
Byłaś właśnie z koleżanką w centrum handlowym. Przez oszklone ściany ogromnego gmachu wdzierało się rażące, letnie słońce - całe szczęście nie łączyło się to w żaden sposób z podwyższoną w budynku temperaturą. Chwała klimatyzacji.
Dopijałaś właśnie colę z kubka z logiem znanego fast-fooda, gdy przypomniałaś sobie o sklepie muzycznym i prośbie twojego ojca, byś kupiła mu kostkę. Doprawdy, już parę lat nie mieszkasz z rodzicami, ale masz wrażenie, jakbyś ciągle była nastolatką... zirytowana westchnęłaś i wymamrotałaś kilka przekleństw sama do siebie. Po chwili wpadłaś jednak na pewien pomysł -kupisz mu taką kostkę, że mu w pięty pójdzie...
Dosiorbałaś więc resztkę słodkiego napoju, po czym pożegnałaś się z koleżanką idącą na autobus i poszłaś w stronę sklepu muzycznego.
Gdy weszłaś do pomieszczenia, minęłaś paru zafascynowanych sprzętem klientów i stoisko z gitarami. Skierowałaś się ku ekspedientowi, za którym był regał z najróżniejszymi drobiazgami. Gdy podeszłaś zauważyłaś, że mężczyzna stojący za ladą był bardzo wysoki. Jego długie włosy byłe związane w koczek, a ciemnobrązowe oczy o groźnym wyrazie uważnie rozglądały się, patrolując uważnie sklep.
Niepewnie podeszłaś do niego. Jedną z dłoni w wyniku stresu mocno zacisnęłaś na telefonie.
– Dzień dobry – powiedziałaś powoli, obserwując jego reakcję. Gdy kiwnął głową na powitanie, szybko wydusiłaś z siebie co musiałaś. – Poproszę kostkę.
– Do gry?
– Do gry! I to na gitarze! – Poczułaś nagły przypływ pewności siebie, więc robiąc zaaferowaną minę, zaczęłaś machać rękoma. – I to najgorszą, a przy tym najtańszą jaką macie!
Po twoich słowach nastąpiła chwila milczenia. Nieznajomy zmarszczył brwi i po chwili ponownie usłyszałaś jego niski głos.
– A nie najlepszą? – Patrzył na ciebie wyczekująco, jednak ty pokręciłaś głową, stawiając na swoim.
– Najgorszą. I najtańszą. To w końcu nie dla mnie!
Kasjer bez słowa, choć z ewidentną konsternacją podał ci rozlatujące się pudełko z nazwą jakiejś firmy (której logo było tak kiczowate, że aż strach) i podyktował sumę. Gdy zapłaciłaś, a następnie schowałaś produkt do torebki, usłyszałaś.
– Żal mi tego, komu ją wręczysz. Mściwa kobieta.
– Nie mściwa, a praktyczna. Dla świętego spokoju człowiek zrobi wiele, panie... – spojrzałaś na plakietkę, zaczepioną na klips o jego czarną koszulkę. – Panie Otto.
– Jak pani uważa, pani nieznajoma. – Rozbawiło go to, co łatwo wyczułaś w zmianie tonu jego głosu. Nagle dobiegł was krzyk z zaplecza sklepu, nawołujący mężczyznę do przyjścia. Nim zdążył się z tobą pożegnać, wyszeptałaś tylko.
– [Imię]. Do zobaczenia – nim się obejrzał, odeszłaś, stukając obcasami.
Ściskałaś pasek od torebki. Często zdarzało się, byś rozmawiała z obsługą, na ogół zresztą byłaś towarzyska. Pierwszy raz jednak trafiłaś na kogoś z tak hipnotyzującym spojrzeniem. I ta broda... był w twoim typie.
Parę słów między nieznajomymi, a wręcz żal było ci potem wręczać ojcu kostkę, która ci o nim przypominała.
jazz:
Byłaś przeszczęśliwa, a chyba pogoda razem z tobą. Dostałaś pracę w małej kawiarence i teraz zadowolona wracałaś do domu, by przygotować się na jutrzejszy dzień w pracy. Co chwila popijałaś wodę z butelki, próbując orzeźwić się w tak upalny jak dzisiejszy dzień.
Przechodziłaś właśnie obok uczelni gdy mimowolnie zauważyłaś niewiele wyższego od siebie chłopaka rozdającego u wyjścia różyczki studentkom wychodzącym z budynku. Zdziwiona przypatrywałaś się minom kobiet - niektóre zdawały się wręcz przyzwyczajone do takich upominków.
Złośliwie pomyślałaś, że akurat te brzydsze, więc wątpiłaś, by dostawały je często.
Przyjrzałaś się jednak mężczyźnie. Miał ciemną skórę, krótkie, przycięte na stojąco włosy, a strój elegancki, w odcieniu ecrú. Wydawał się sympatyczny i... rześki? Czy człowiek w ogóle może być rześki? Nie zastanawiałaś się zbytnio nad tym, zwłaszcza, że nieznajomy zmierzał już w twoją stronę wyciągając z ogromnego bukietu jedną, ciemnoczerwoną różyczkę.
– Witaj, moja droga. Jak umknęłaś mi w tym tłumie? Powinienem był zauważyć tak śliczną studentkę – przywitał się nieznajomy wesoło, a ty tylko zachichotałaś. Widząc jego minę zrozumiałaś, że odebrał to prześmiewczo, dlatego szybko zaczęłaś wyjaśniać nieporozumienie. W końcu podszedł do ciebie z taką pozytywną energią, że śmianie się z czegokolwiek byłoby wręcz idiotyczne.
– Witam cię. Przepraszam za chichot, nie odbieraj tego źle. Po prostu... nie jestem studentką. Chociaż powinnam – uśmiechnęłaś się szerzej. On również uśmiechnął się i podał ci kwiatka. Podczas przekazywania tego podarunku musnęliście się wzajemnie, a ty poczułaś jak ciepłe miał dłonie.
– W takim razie - piękny prezent dla pięknej nie-studentki, choć być nią powinna – mrugnął, uśmiechając się zadziornie.
Ty jednak, jako kobieta zdecydowana i pewna siebie (a za taką przynajmniej chciałaś uchodzić), nie chciałaś być bierna do tych komplementów, więc mimo zdradliwego uczucia gorąca na swoich policzkach, stanęłaś na palcach, po czym pocałowałaś go w czoło na podziękowanie. On zastygł w bezruchu i zauważyłaś jego zawstydzoną minę. Takich podziękowań nie otrzymywał zbyt często. Wolną od kwiatów ręką nerwowo poprawił koszulę.
– Rolą faceta jest uszczęśliwić kobietę. – Mruknął cicho, starając się nie pokazywać zawstydzenia.
– W takim razie uszczęśliwiłeś mnie. Możesz czuć się spełniony – zarumieniona podałaś mu swój numer na ulotce kawiarenki, w której teraz pracujesz. Po chwili powąchałaś różyczkę, podczas gdy on tępo patrzył się w kartkę i uciekłaś szybkim krokiem. Gdy skręciłaś w boczną uliczkę, usłyszałaś okrzyk radości.
– Mam tam wpaść?
Nie wiesz co prawda, co w ciebie wstąpiło, że dałaś mu numer, ale czułaś jakbyś nie musiała żałować tego czynu. No a zresztą, jakoś trzeba ludzi poznawać.
Szkoda tylko, że nie zauważył go. No cóż, może przyjdzie to twojej pracy.
Tylko, czy ty przypadkiem nie zapomniałaś się przedstawić?
blues:
Nie był to twój najlepszy dzień. Twój szef wywalił cię z pracy, bo nie chciałaś się z nim przespać, a dodatkowo na odchodne zapłacił ci mniej niż powinnaś, uzasadniając to "niespełnianiem warunków zatrudnienia". Byłaś w o tyle dobrej pozycji, że wcześniej zapłaciłaś za czynsz pół roku w przód, więc jeśli nie odetną ci prądu, będziesz mogła nie szukać pracy w trybie natychmiastowym.
Zrezygnowana postanowiłaś wstąpić do baru, który był całkiem niedaleko od twojego domu. Dotychczas jednak przez pracę nie miałaś czasu go odwiedzić. Gdy już do niego weszłaś, stwierdziłaś, że nie wyglądał źle - ciemny bar wyróżniał się pośród jasnoszarych ścian. Stał po lewej stronie, a obok niego było jakieś wejście, zapewne na zaplecze i do kuchni.
Poszłaś na prawą stronę sali, gdzie o blat opierał się barman - ubrany w granatową koszulę palił papierosa. Podeszłaś i usiadłaś na wysokim stołku. Uderzałaś palcami w rytm w tle wydobywający się z głośników.
– Co podać? – mężczyzna przestał się opierać. Strzepał pył ze spalonego papierosa do popielniczki i znowu się zaciągnął. Zauważyłaś, że miał lekko zachrypnięty, niski głos. Bardzo seksowny.
– Poproszę [nazwa drinka] i tyle. I może papierosa, ale tu liczę na pańską życzliwość – uśmiechnęłaś się żałośnie.
On tylko pokiwał głową, a gdy się odwrócił, zakaszlał lekko.
Kaszel palacza, hm?
Po parunastu minutach dostałaś to czego chciałaś. Wpierw wzięłaś do ust papierosa, a barman podstawił ci zapalniczkę w starym stylu. Gdy go odpaliłaś postanowiłaś zacząć rozmowę.
– Długo tu pracujesz? – pytanie wydawało co się bezsensowne, ale lepsze niż nic.
– Ja w ogóle tu nie pracuję – mruknął niechętnie, jakby zbywając cię niczym natrętną muchę. Szybko umilkłaś, jednak nieznajomy sam uznał, że chętnie porozmawia, bo po chwili ciągnął dalej – ratuje mojego brata, właściciela. Ja prowadzę kawiarnię dwie ulice stąd – uśmiechnął się lekko na chwilę, gdy zobaczył twoje zainteresowanie.
– Bylebyś miał mocną czarną kawę, a mogę do ciebie wstępować. – Podparłaś głowę na ręce, zaciągając się, a następnie wydmuchując obłok dymu papierosowego. Kojarzyłaś jakąś knajpę niedaleko tego miejsca. Niedługo się tam wybierzesz.
Chwilę jeszcze próbowałaś nawiązać jakąś rozmowę z mężczyzną, jednak gdy zauważyłaś, że robi się zmęczony, wyszłaś z budynku po zapłaceniu odpowiedniej sumy.
Wróciłaś do domu na piechotę, ciągle rozmyślając o barmanie od siedmiu boleści. Może drinka zrobił okropnego, ale przynajmniej kawa zapowiada się przepyszna.
No i seksowny ma głos. Zdecydowanie.
reggae:
Słońce było w zenicie, gdy wracałaś z plaży zmęczona. Mieszkałaś tutaj od niedawna, ale już pokochałaś to małe miasteczko z dziadkami popijającymi rum popołudniem, z wydeptanymi między domami, krzywymi ścieżkami. Małe domki urzekły cię swoją praktycznością, a ludzie... oh, mieszkańcy byli energiczni jak słońce, charyzmatyczni i bardzo, ale to bardzo rozgadani. Szybko zdobyłaś ich sympatię, a ponieważ byli gościnni... ach, z bólem musiałaś przyznać się do wagi o parę kilo większej, niż gdy przyjechałaś do mieściny.
Gdy dotarłaś do okolicznego sklepiku, promienie do końca wysuszyły twoje ciało, więc bez problemu weszłaś do budynku, uprzednio witając się z trzema staruszkami, grającymi w karty na sklepowej werandzie. Obok nich stał obcy chłopak. Mimowolnie pomyślałaś, że jego związane w luźny kok, dredy dodawały mu męskości.
Staruszkowie zareagowali z radością na twój widok.
Zaśmiałaś się krótko, gdy ci oznajmili, jak miło widzieć w końcu kogoś innego niż lekko marudliwą kasjerkę. Gdy wchodziłaś usłyszałaś jednak, jak jeden emerytów coś jeszcze mówił do chłopaka, na co ten lekko się zawstydził. Nie słyszałaś początku, jednak domyśliłaś się z kontekstu.
– Także pamiętaj chłopcze... jak ci na imię? – nim brunet zdążył odpowiedzieć, inny staruszek zdradził mu jego imię. – A no tak. José. Ano, bo tyś mój wnuk i moje geny! José. Za dużo mam tych wnuków, mogli się moi synowie powstrzymać, a nie - parzyć jak... Co mnie tu uciszasz? José, pamiętaj! To ładna dziewczyna, no i na stałe tu zamieszkała. Jakbym był paredziesiąt lat młodszy...
Na to chłopak się zapeszył.
– Dziadku, sam zadecyduję...
– Jako nestor rodziny nakazuję ci zacząć rozmowę z tą młodą panną!
– Dziadku!
Nie sądziłaś, że spędzisz dziesięć minut na dziale z pieczywem, przysłuchując się dyskusji, jak się dowiedziałaś, rodzinnej - a konkretnie dziadka z wnukiem.
W końcu jednak, czując pewien wyrzut sumienia, że tak podsłuchujesz, otrząsnęłaś się i zrobiłaś zakupy. Pakowałaś już produkty do materiałowej reklamówki, gdy otworzyły się drzwi do sklepu. Mimowolnie spojrzałaś w ich kierunku, widząc tam chłopaka w dredach z wcześniej. Gdy wasze spojrzenia się skrzyżowały, mimowolnie spiął mięśnie, a ty lekko się zarumieniłaś, świadoma, jaka dzieje się tu sytuacja.
Chłopak podszedł do ciebie.
– Cześć, jestem José, pomóc ci może z zakupami? Widzę, że są ciężkie...
Spojrzałaś z uniesioną ze zdziwienia brwią na jedną siatkę lekkich artykułów. Nie wyglądało to na ciężkie, ale skoro już podszedł... żal odmawiać...
– Ależ oczywiście. Dziękuję – odpowiedziałaś, podając mu zakupy z uśmiechem.
Gdy wychodziliście ze sklepu, zauważyłaś znaczący wzrok dziadka chłopaka.
Po chwili zaczęłaś z brązowowłosym niezobowiązującą rozmowę. Wydał ci się bardzo przystojny, a pogadanka utwierdziła cię w przekonaniu, że był też dość inteligenty. Miał również poczucie humoru, przez co prawie całą drogę śmiałaś się z jego żartów. Nie sądziłaś, że tak młody człowiek (choć wciąż starszy od ciebie) może mieć taki bagaż doświadczeń i taktu w rozmowie. Zazwyczaj cechowało to ludzie wiekowych.
Gdy już doszliście do twojego domu, odebrałaś od niego rzeczy i podziękowałaś. On jednak jeszcze na chwilę cię zatrzymał.
– A czy mógłbym poznać twoje imię? – Na usta wkradł ci się delikatny uśmiech zawstydzenia. To doprawdy w twoim stylu; zapomniałaś się nawet przedstawić. Kiwnęłaś więc szybko głową na potwierdzenie.
– [Imię]. A teraz żegnam – weszłaś po schodach i otworzyłaś drzwi. Doprawdy, w tym miasteczku nawet nie trzeba było nawet zakluczać domu. – Mam nadzieję, że spotkamy się ponownie. I podziękuj w moim imieniu dziadkowi za komplementy.
Zauważyłaś tylko jak jego twarz pokrywa się lekkim rumieńcem, nim weszłaś do mieszkania.
Zaśmiałaś się głośno, odkładając tobołki. Jaki on był uroczy!
classical music:
Była zima, czas wigilii.. Wychodziłaś właśnie z kwiaciarni, gdzie musiałaś siłą dobijać się z powodu świąt. W dłoni trzymając potężną piwonię*. Spory, świeżo ucięty i przewiązany wstążką kwiat lekko kołysał się na wietrze, a o jego płatki obijały się krople, padającego właśnie, deszczu.
Tegoroczne Boże Narodzenie nie zapowiadało się zbyt śnieżne.
Zima nie była twoją ulubioną porą roku. Wszystko położyło się już do snu. Rozumiałaś tą równowagę w przyrodzie, jednakże o wiele bardziej odpowiadały ci poranki świata. Wiosna, wiosenne kwiaty, pełnia życia...
Rozmarzona i porwana przez przewijające się w twojej głowie obrazu kwitnących polan i łąk nie zauważyłaś przechodnia. Wpadłaś na kogoś, a jego parasol upadł obok was. Ty jedynie lekko odleciałaś do tyłu, łapiąc równowagę.
Gdy spojrzałaś lekko w górę, zauważyłaś spokojną (choć w oczach widać było lekkie zdenerwowanie, czego ty nie zauważyłaś) twarz niewysokiego, ale też zdecydowanie nie niskiego mężczyzny w czarnym garniturze i grubym płaszczu.
Elegancki strój dodawał mu powagi, ale twoje bystre oczy (a przynajmniej do czasu zderzenia za takie je miałaś) od razu wyłapały mały, niewinny szczegół.
W butonierce włożonego miał kwiatka, lecz nie typowego goździka (tak jak zawsze robiono w dawnych czasach) lub ewentualną różyczkę, a nagietka.
Zapatrzona w roślinę zdobiącą lewą klapę marynarki nieznajomego przez chwilę ignorowałaś jego słowa. Dopiero lekki dotyk w ramię rozbudził cię.
– Przepraszam Panią, czy wszystko dobrze? – Miał brązowe, lekko unoszące się na końcach, bujne włosy, teraz zmoczone od góry przed deszcz. Jego głos był tak miły, że aż nie pasował do niego oficjalny ton. Skrzywiłaś się lekko.
Po chwili niezręcznego milczenia, gdy parasol odleciał kolejne dwa metry dalej, odezwałaś się cicho.
– Wymieńmy się kwiatami – wskazałaś palcem na powiewającego na wietrze nagietka.
Krople padały na wasze głowy, a on wyciągnął kwiatka i podał ci go, lekko zdziwiony. Ty zabrałaś go, w zamian przekazując w jego smukłe palce piwonię.
– Wiesz, interesuję się kwiatami i ich znaczeniem – odezwałaś się, gdy zgodnie z jego prośbą przenieśliście się pod daszek jakiejś piekarni. Nie korzystałaś ze zwrotów formalnych, gdyż nie lubiłaś ich. – Wiesz, co oznaczają nagietki.
– Nie mam takiej wiedzy - gdy zaprzeczył, odezwałaś się.
– Oznaczają ekspresję, radość, twórczość. Podobno kwiaty wybieramy podświadomie... a w butonierce nosi się raczej goździki, nieprawdaż? – Zachichotałaś, a on lekko odwrócił wzrok.
Nagle formalna bariera gdzieś zniknęła, a napięcie zelżało. Powoli deszcz zmieniał się w śnieg, jednak wciąż rozpryskiwał się o ulice i chodniki.
– Nie zawsze trzeba być jak wszyscy, czyż nie, droga Pani? A ten wydawał się ładny... ale, nie sądziłem...
– Czyżby pasowało znaczenie?
– Jestem muzykiem, pianistą. – Parasol już dawno zniknął za horyzontem, targany wiatrem. Teraz staliście oboje - nieznajomi dla siebie ludzie, z kwiatami, prowadzący powolną, bardzo nietypową rozmowę, w której pominęliście parę segmentów.
– Cóż, w takim razie wszystko się zgadza. Tylko brak ekspresji. Pewnie okazujesz ją podczas gry? Zakładam, że jesteś dobry... – po komplemencie rzuconym przez ciebie z czystej grzeczności, niebieskooki zarumienił się nieznacznie, co wydawało się zabawnie kontrastować z jego eleganckim strojem.
Przez chwilę jeszcze opowiadałaś o sobie, przedstawiłaś się i przeprosiłaś za parasol. On jednakże milczał tylko, ściskając łodygę otrzymanej rośliny coraz mocniej.
Speszona jego zachowaniem, postanowiłaś odejść z miejsca, jednak gdy kiwnęłaś głową na pożegnanie, on zatrzymał cię jeszcze na chwilkę.
– Mam na imię Adam – uśmiechnęłaś się lekko, a on uniósł lekko wolną rękę. – A co oznacza ten kwiat?
Przekrzywiłaś głowę.
– Piwonia? Oh, obietnicę opieki.
– Opieki? Przecież się nie znamy. Nigdy pewnie więcej się nie zobaczymy...
– Przecież mówiłam, jestem [Imię]. A każdy potrzebuje małego opiekuna, a skoro jesteś tutaj w Wigilię jak ja, to znaczy, że raczej go nie masz – uśmiechnęłaś się życzliwie i powoli odeszłaś, ponownie żegnając się.
Samotna?
Tak, nie miałaś nikogo. Ale niech on ma ciebie, nieznajomą z piwonią.
– Bardzo przystojny mężczyzna, swoją drogą – powiedziałaś do siebie, otwierając drzwi małego, ciemnego mieszkanka. Gdy zapaliłaś światło, zastała cię tylko kanapa i kartony. Nagietka odłożyłaś na jednej z zafoliowanych szafek.
Nie ma to jak zmieniać życie w święta, co nie?
hip-hop/rap:
Była zdecydowanie późna godzina, gdy siedziałaś przy barze z drinkiem w ręce. W eleganckiej i bardzo seksownej sukni oraz wysokich obcasach prezentowałaś się naprawdę dobrze, a do tego miałaś zrobiony makijaż, który idealnie podkreślał twoje [kolor] oczy.
Z lekkim zażenowaniem patrzyłaś na swoje koleżanki, które próbowały nie zwymiotować od alkoholu na parkiecie, lub z rozmazaną szminką czy odrażającym uśmiechem prowadziły mężczyzn (w stanie zresztą bardzo zbliżonym do stanu swoich towarzyszek) do toalet.
Sama również rozglądałaś się za jakimś miłym nieznajomym, co nie oznaczało, że zamierzasz upić się i nieświadomie wpaść w ręce jakiegoś zboczeńca.
Gdy właśnie miałaś wstać i pójść poprawić szminką usta w łazience, ktoś dosiadł się do ciebie, skrzypiąc krzesłem. Okazał się być to dobrze zbudowany, atletyczny mężczyzna o ciemnej, lśniącej wręcz odcieniami granatu od świateł budynku, skóry.
Oblizałaś delikatnie usta. Takie słodycze to ty rozumiesz.
Chwilę jeszcze zachwycałaś się jego ciałem oraz wspaniałymi oczami, ale nie za długo, bo nieznajomy zaczął mówić. Jak się okazało, od samego jego głosu robiło się gorąco.
– Witaj piękna. Dlaczego jeszcze siedzisz tu sama? Czyżbyś była niedostępna? – Zapytał drażniąco, na co ty lekko zarzuciłaś włosami i uśmiechnęłaś się.
– Zależy co masz do zaoferowania. Być może po prostu czekałam na ciebie... – mruknęłaś. Musisz się trochę opanować, bo nawet jego kusząca aparycja może pozostać przez ciebie niewykorzystana, jeśli okaże się bez charakteru i zahamowań.
Na szczęście, jego odpowiedź była dla ciebie zadowalająca.
– Oferuję ciekawą rozmowę i podwózkę. Czy to cię skusi, o bogini? – skinęłaś głową w odpowiedzi, a on zamówił ci najdroższego drinka w karcie. Niezły gest, ale wolałaś przystąpić już do rozmowy.
Oh, miał gadane, ten flirciarz... albo, jak się dowiedziałaś, James.
Gdy wasze dyskusje przeplatane komplementami na temat twojej osoby już były niezdatne do prowadzenia przez zmęczenie, coraz bardziej pijanych imprezowiczów i głośniejszą oraz tandetniejszą muzykę, wysoki mężczyzna zaproponował ci podwózkę. Zgodziłaś się i wyszłaś za nim pod ramię, ignorując koleżankę wymiotującą w kącie. Widziałaś, że po klubie już kręci się jej chłopak, będzie bezpieczna.
Wsiedliście do jego granatowego BMW (albo mercedesa? Jeju, powinnaś się podszkolić w markach) i zaczęliście jechać w wyznaczonym przez ciebie kierunku. W radio leciała nocna audycja z wulgarnymi piosenkami, a między wami rosło napięcie. Wiedziałaś, że jeszcze go do łóżka nie wpuścisz, ale nie oznaczało to, że pozwolisz na jednorazowość tego spotkania.
Gdy w swego rodzaju ciszy dotarliście pod twój blok, spojrzałaś na niego. Zagryzał wargę i napinał mięśnie. Lekko się do ciebie przybliżył, a ty szybko wyciągnęłaś z torebki marker i napisałaś na karteczce (również znalezionej w czeluściach kopertówki) swój numer telefonu.
Lekko musnęłaś jego policzek palcem, podałaś papierek, po czym wysiadłaś z auta. On chwilę jeszcze obserwował cię, po czym odjechał.
Zignorowałaś krzyki i bójkę prostytutek spod latarni, wchodząc zadowolona po schodach.
Otwierając drzwi do mieszkania, usłyszałaś swój telefon. Uśmiechnęłaś się rozbawiona. Czyli jednak jest z lekka dziecinny i mu zależy. To miło.
Odpiszesz jutro.
electronic:
Wracałaś właśnie ze sklepu spożywczego. Twoje [kolor] włosy były jeszcze wilgotne od prysznicu, jaki wzięłaś przed wyjściem, a jeansowa, zbyt krótka spódniczka podwijała się bezlitośnie przy każdym ruchu. Tegoroczne upały zdawały się nie mieć końca, dlatego w pewnym momencie wyrzekłaś się godności w imię choćby najmniejszej ulgi.
Z siatką wypełnioną zupkami chińskimi, paroma owocami i paczkami słodyczy jechałaś na swoich wrotkach do domu. No, a właściwie mieszkania. No, klitki w bloku na ósmym piętrze. Tyle dobrego, że miałaś windę i nie musiałaś pomagać staruszkom z zakupami.
Przejeżdżając spokojnie tuż obok skate parku usłyszałaś przeraźliwy wrzask, po czym poczułaś potężne uderzenie, które zwaliło cię z nóg i przygwoździło do ziemi. Ktoś ewidentnie cię przygniótł.
Cała obolała zaczęłaś cichutko jęczeć, przez co ten ktoś szybko się podniósł. Ledwie odwróciłaś głowę, czując jak stają ci w oczach łzy. Miałaś obite plecy, pozdzierane kolana i łokcie, a nawet czułaś ból w klatce piersiowej.
– Jeju, przepraszam! Nie umieraj mi tu, chwila, pomogę ci mała – usłyszałaś nad sobą spanikowany głos, po czym jakieś szczupłe ręce pomogły ci wstać i usadziły na pobliskim murku. Nie miałaś siły się przeciwstawiać, trzymając lekko startymi palcami siatkę.
Pewnie owoce będą potłuczone. I tak dobrze, że się nie zgniotły.
Gdy uniosłaś głowę, zobaczyłaś nad sobą chłopaka o dziecięcych wręcz rysach, trzymającego jakieś tekturowe pudełeczko. Spytałaś się, o co chodzi, ale on zdziwiony spiął się tylko i podrapał po głowie.
– Sorry, nie chciałem w ciebie wjechać, mała. To... jakby deska pojechała nie w tą stronę. To przynajmniej cię naprawię, co nie? – Po chwili dopiero zrozumiałaś, o co chodziło czerwonowłosemu, przez co wybuchnęłaś śmiechem.
Przez chichot wydusiłaś, żeby próbował. On zakłopotany przestąpił z nogi na nogę, ale po chwili zaczął cię opatrywać. Robił to trochę nieumiejętnie. Wiedziałaś, że niedokładnie osuszył łokcie, a plasterek z prawego kolana odpadnie pewnie zaraz po powrocie do domu. Mimo wszystko, sam gest był na tyle uroczy, że cały czas siedziałaś lekko zaróżowiona, a gdy skończył, podziękowałaś żarliwie.
Co jeszcze bardziej go speszyło, więc wziął swoją deskę i szybko uciekł.
Spojrzałaś za nim, jednak bardzo prędko coś innego przyciągnęło twoją uwagę. W miejscu waszego zderzenia leżał mały zeszyt, a właściwie notes z lekko wytartą i zgiętą okładką. Szybko skojarzyłaś, że musiał wypaść nieznajomemu z rąk (lub kieszeni). Podniosłaś go delikatnie. Miałaś lekkie opory przed otwieraniem go, spodziewając się jakiś zboczoności, ale zastała cię miła niespodzianka. W środku były lekko koślawe rysunki i cytaty, a nawet jakiś... wiersz?
Postanowiłaś zgrzeszyć i porządnie przewertować ten zeszyt w domu. A potem? Nosić go ze sobą wszędzie, z zwłaszcza na zakupy. I wpadać co jakiś czas do parku, może spotkasz go ponownie. I tym razem już uczciwie - oddasz.
ta-daaam, pierwsza część już za nami. jak zawsze z pierwszymi spotkaniami to jest - dziwne, niezręczne i wymuszone. ale spokojnie, będzie lepiej.
dałam tutaj różne typy [Reader], w niektórych sytuacjach narzucając pewne cechy charakteru lub upodobań. tak powstała nam sportowa Mrs. Pop, mściwa i zabawna Mrs. Metal, seksowna i kobieca Mrs. Rap czy z lekka dziecinna, ale bardzo basic i zwykła Mrs. Techno. mam nadzieję, że podniesie to komfort czytania!
nie dodałam tym razem żadnej konkretnej piosenki, a jedynie ogólną składankę w mediach, by łatwiej było wam czytać.
wszelkie komentarze mile widziane, a ja tymczasem żegnam uprzejmie dumna z siebie - bye!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top